Vaclav Havel nie żyje.

18 grudnia 2011 17:475 komentarzy

  Z ogromnym żalem odebraliśmy wiadomość o śmierci Vaclava Havla.  Znakomity czeski dramaturg, polityk, pisarz i obrońca praw człowieka zmarł wczoraj w nocy w wieku 75 lat. Opozycjonista, nieformalny przywódca Karty 77, represjonowany i więziony przez reżim komunistycznej Czechosłowacji, później jedna z głównych postaci Aksamitnej Rewolucji, Prezydent Czechosłowacji, a po jej rozpadzie  Republiki Czeskiej. Do ostatnich dni życia zaangażowany w działalność społeczną i obronę praw człowieka.

Prawdziwy Obywatel Świata i Europy. Wielki przyjaciel Polski i Polaków. Udało mu się dokonać rzeczy wydawałoby się niemożliwej – ocena jego wielkości, autorytetu i zasług godzi wszystkie główne środowiska polityczne w naszym kraju.

Havel jako wybitny humanista i polityk w jednym należał do odchodzącego już niestety pokolenia „Niezastąpionych”, wielkich osobowości które wprowadzały postkomunistyczną Europę Środkową i Wschodnią z powrotem w struktury demokratycznego świata. Generacji ludzi otwartych na innych, tolerancyjnych, wrażliwych społecznie w sposób wolny od demagogii i skrajności.   Dostrzegających zagrożenia współczesnej cywilizacji i aktywnie się im przeciwstawiających.

Havel to również wybitny, zakochany w teatrze dramaturg, pisarz, znakomity eseista, eksperymentujący poeta, krytyk, myśliciel. Szczególnie jedną z jego myśli chcielibyśmy dzisiaj przypomnieć. Prezentowaną w eseistyce Havla i w jego wystąpieniach publicznych z ostatnich lat.

Nazywany przez niektórych jednym z „ateistów Pana Boga”, przy czym nie chodzi tu o mylące etykietowanie czy w ogóle konotacje wprost religijne, przypomina nam bardzo naszego Jacka Kuronia. Sam będąc ateistą walczył ze swoiście pojmowaną „cywilizacją ateistyczną”. Zagrożeniem uniwersalnym bez względu na światopogląd zagrożonego.

Jak pisze Wojciech Bonowicz w artykule „Vaclav Havel i Bobby” opublikowanym w miesięczniku Znak /poniżej podajemy odnośnik do tego artykułu/:

Mówiąc o „cywilizacji ateistycznej”, Havel ma na myśli szczególny rodzaj ateizmu, który dotyczy nie Boga i spraw wiary, ale naszego stosunku do świata. „Ateistami” w tym sensie są także ludzie, którzy do wiary w Boga się przyznają, a nawet żyją wedle reguł podyktowanych przez taką czy inną religię. Celowo używam tu słowa „podyktowanych”; chodzi bowiem o sytuację, w której religia jest czymś w istocie nieprzeżytym, niezintegrowanym, a co za tym idzie – jej reguły nie są zobowiązujące, nie kształtują postaw, nie rozgrzewają sumień. „Ateizm”, o którym myśli Havel, to wizja życia bez długiej perspektywy, życia, które kończy się za najbliższym zakrętem. Odpowiadam tylko za ten odcinek drogi, który do zakrętu prowadzi; z jakąkolwiek prędkością w ów zakręt wejdę, nie moja to rzecz, co stanie się dalej.

Jakże bardzo brakuje nam dzisiaj tak głęboko humanistycznej troski o to co „po nas”. Kształtowania postaw i „rozpalania sumień” wobec zasługujących na to wartości z wartością jaką jest człowiek i wspólnota ludzka na czele. Głos Havla przeciwko wizji świata zdezintegrowanego, świata egoistycznych jednostek, jednopokoleniowej perspektywy brzmi dzisiaj szczególnie dobitnie wobec widma kryzysu ekonomicznego, groźby ekonomicznego rozpadu Unii Europejskiej, krachu amerykańskiego neoliberalnego motta „chciwość jest piękna”, braku recept i  politycznego wizjonerstwa.

W tych warunkach strata tak wielkiej „instytucji” jaką był Vaclav Havel to strata wielka i niepowetowana. Nie tylko dla Czech, gdzie Havla nazywano „większą reklamą niż drużyna hokejowa, piwo, czy semteks”.

I chociaż głosy podobne Havlovemu powoli przestają się mieścić w coraz bardziej populistycznej i degenerującej się ciągle debacie publicznej /ta choroba dotyka i polskie życie społeczne/, to bez Niego i wielu ludzi jego czasów świat i Europa /zwłaszcza Środkowa i Wschodnia/ wyglądałyby dzisiaj inaczej. Na pewno nie lepiej.

Władysław Frasyniuk /podajemy za GW/ mówi o nim – „Havel to część odchodzącego pokolenia Europy Wschodniej, reprezentującego wartości z innego świata: pęd do wolności, tolerancja, otwarcie się na drugiego człowieka, miłość do ludzi – może trochę naiwna. Umiał, nawiązując do tradycji, wskazywać Czechom drogę w przyszłość.”

/Wypowiedź Pana Frasyniuka cytujemy  jako po prostu najbardziej adekwatną do tego co twierdzą w zasadzie wszyscy znający Havla osobiście, bez względu na polityczną opcję./

W wymiarze ludzkim odszedł życzliwy innym, sympatyczny, mądry i ciepły człowiek. Jakże czeski najlepszym tego słowa znaczeniu.  Będzie nam go brakować.

Poniżej podajemy odnośniki do wykładu Vaclava Havla „Trzeba się dziwić” wygłoszonego w Pradze na otwarcie konferencji Forum 2000 /opublikowanego w Polsce w  Gazecie Wyborczej z 01.11.2010/ i komentarza Wojciecha Bonowicza „Vaclav Havel i Bobby” opublikowanego w miesięczniku ZNAK.

Trzeba się dziwić                                             Vaclav  Havel i Bobby

Życzymy miłej lektury i wielu refleksji.

Prosimy o pamięć o Autorze.

Redakcja

PS Po znaczącym, również wewnątrzredakcyjnym, fejsbukowym i netkulturowym oddźwięku powołanego przeze mnie wykładu Havla, należy się Czytelnikom drobne sprostowanie. Stanowisko zaprezentowane w niniejszej notce odnośnie rozwinięcia myśli Havla o wadach „cywilizacji ateistycznej” jak i odnośnie samej tej myśli nie jest stanowiskiem całej Redakcji. Stało się ono natomiast przyczynkiem do kolejnej dyskusji światopoglądowej i krytycznej. Część z nas uważa prezentowany wykład za dobry, część za beznadziejny. Zupełnie inne refleksje wywołuje kontekst pojęcia „ateizm” użyty przez Autora. Jesteśmy więc bardzo istotnie podzieleni choć łączy nas oczywiście szacunek dla osoby Havla i tegoż szacunku pełna  pamięć o nim.

Z radością polemiczną powrócimy do załączonego wykładu Havla w numerze styczniowym. Gdyby ktoś z Czytelników chciałby się w tę dyskusję włączyć, zapraszamy serdecznie. Redakcyjny email czeka na teksty.

Roj.

zdjęcie Vaclava Havla – fot. haak78/Bigstock.com – wszelkie prawa zastrzeżone.

5 komentarzy

  • Wielka strata.:(

  • To prawda…

  • W Tefał wypowiedz Buzka m.inn. O Havlu jako dramatopisarzu. Żenada.
    I nielepsze są te gadki o „autorytetach moralnych” w wykonaniu polityków,podczas gdy wiadomo,przynajmniej niektórym rozsądniejszym,że polityka była ,jest i będzie dziedziną z gruntu rzeczy całkowicie amaoralną. Niezaleznie od „opcji”, retoryki i składanych deklaracji.
    Oczywiscie, szkoda sympatycznego i dzielnego człowieka,a przy tym polonofila.

  • Czy opozycyjność w sensie walki z autorytarnym reżimem to też polityka? Czy w związku z tym należałoby sądzić, że była to tylko walka o władzę między grupami interesów? Założenie, że polityka jest całkowicie amoralna uważam za nieuprawnione.
    Nawet tzw „władza”.

    Czy polityk może „mieć moralne autorytety”? Czy może mieć dylematy wynikające z moralności? Uważam, że tak. Czy jako człowiek moralny polityk łamie reguły moralności w imię pragmatyzmu, czy jako amoralny z gruntu /chyba nie z gruntu a z wątpliwego założenia/ co pewien czas do tych reguł wraca to już analiza konkretnych przypadków.

    Ale odmawianie polityce jakiegokolwiek wymiaru moralnego to chyba nadużycie. Nawet w naszych politykach moralności byśmy się dogrzebali i to pewnie również w działaniach politycznych. Nikt nie jest amoralnie idealny czy raczej odwrotnie 🙂

    W przypadku Havla-polityka na pewno cieniem kładzie się Irak, a jeszcze więcej cieni wynaleźliby mu sami Czesi bo w szczypaniu swoich są podobni do nas.

    Ja tam i po Havlu-człowieku i po Havlu-prezydencie płakać będę.

Zostaw odpowiedź do [*]