Jacek Toczkowski: „Mgnienie oka” Gregora Laubscha, czyli „3 x P”.

22 stycznia 2014 09:140 komentarzy

mgnienie

Recenzję albumu Gregora Laubscha zacznę od rzeczy dla recenzenta w zasadzie niedopuszczalnej – od siebie. Nie fotografuję. Natomiast chłonę fotografię jako sztukę i jestem fotografowaniem innych głęboko zafascynowany. Zdjęcia artystów fotografików, które oglądam, otwierają moją wyobraźnię na nowe, nieznane mi dotąd światy. A światy i ich mieszkańców, które i których już znam, przekładają mi na niezwykłe, nowe doznania i emocje. Inspirują, rozwijają, cieszą.

Uwielbiam też odkrywać tajniki pracy fotografa. Nie tylko te techniczne. A już największą przyjemność sprawia mi kiedy mogę zdjęcia poznawać wraz z poznawaniem artysty. Kiedy widzę jak jego osobowość, talent, wrażliwość, spojrzenie na świat, czasami bardzo intymnie, zamyka się w jego pracach, emanuje z nich, dopełnia fotografie. Ciekawi mnie jak powstają zdjęcia, które oglądam. Co wpływa na decyzję fotografa, by dane ujęcie pokazać tak, a nie inaczej. Co interesowało go w pejzażu, wydarzeniu, czy modelu szczególnie, co uznał za warte wyróżnienia, a co ukrycia.

Bo też fotografia ma moc, która jest oczywista dla każdego, nawet nie najbardziej wyrobionego widza. Zatrzymuje, kto wie czy przy obecnym stanie technologii nie na wieczność, chwile ulotne – czasem ważne, czasem tylko piękne. Ma zdolność transformacji zwykłości w niezwykłość. Zmieniania nas w kogoś zupełnie innego, jak i docierania do istoty nas samych, do tych ukrytych prawd, które może wydobyć z modela tylko oko zdolnego fotografa. Czujemy tę siłę fotografii /nawet jeśli tylko intuicyjnie/  zatrzymując się nad zdjęciem, które nas zafrapowało.

Piszę o tym wszystkim, by pokazać z jakim nastawieniem, a może lepiej powiedzieć – oczekiwaniami, sięgam po albumy fotograficzne. Mając w ręku „Mgnienie oka” Gregora Laubscha wiedziałem od razu, że mam do czynienia z wydawnictwem wyjątkowym.

Zacznijmy może /również nieco, jak na recenzję „fotograficzną”, nietypowo/ od tego, że jest to album wyjątkowo dobrze… napisany. Na 212 stronach albumu ponad 140 fotografii Gregora przeplatanych jest partiami tekstu, doskonale skomponowanymi edytorsko ze zdjęciami. Dlatego album nie tylko ogląda się, ale i czyta – świetnie. To wbrew pozorom bardzo ważne, bo przecież ile już widzieliśmy albumów, gdzie prace opatrzone były suchymi, zabijającymi efekt notatkami, albo, co gorsza, były zagadywane grafomańskimi wynurzeniami.

W przypadku „Mgnienia oka” tekst również narracyjnie doskonale współgra z zamieszczonymi fotografiami. Pomaga budować nastrój i klimat albumu, nadaje książce jeszcze oryginalniejszy wymiar. Z lektury, w języku polskim, niemieckim i angielskim, możemy dowiedzieć się wiele o samym Artyście /wielokrotnie głos zabiera sam Gregor Laubsch/, jego wizji sztuki, tajnikach pracy, twórczym rozwoju. Poznajemy opinie jego przyjaciół i odbiorców. Poznajemy po prostu Gregora jako Artystę i Człowieka, co spełnia jeden z moich najważniejszych postulatów jako odbiorcy, o czym pisałem na wstępie tej recenzji. I faktycznie – w „Mgnieniu oka” Gregora Laubscha „widać” nie tylko poprzez fotografie, ale i słowa.

A, że jest to naprawdę, jak pisze Karolina Mazurkiewicz, w słowie wstępnym, – „Ciepły, czuły, magnetyczny Dżentelmen z aparatem, który w jego rękach staje się czymś więcej niż tylko narzędziem.” – poznawać Artystę i jego sztukę naprawdę warto.

DSC_4821 A4

Przejdźmy jednak do najważniejszego – do prac Gregora. Zawartość albumu w pełni potwierdza to co zapowiada słowo wstępne:

„Niezwykłość prac Gregora Laubscha nie kryje się w wydumanych stylizacjach, odrealnionych sceneriach, czy bajkowych makijażach. Poprzez prosty, bezpośredni sposób prezentacji Autor oddaje nam do dyspozycji człowieka prawdziwego, jednak nie jest to człowiek zwykły.”

 Ten opis to faktycznie kwintesencja stylu Gregora Laubscha. Charakteryzuje go pozorny minimalizm. Artysta stara się korzystać ze światła zastanego, maksymalnie zbliżać się do założonego efektu artystycznego jeszcze przed naciśnięciem spustu migawki, a nie poprzez postprocessing. Nie ucieka od indywidualności swoich modeli przez wymyślne dekoracje, czy nadużywanie rekwizytów. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, iż ten „gregorowy minimalizm” prowadzi do uproszczeń i dróg na skróty. Wręcz przeciwnie. To jedynie /o ile to w ogóle dobre słowo/ „minimalizm” realizacyjny. Wyzwanie jakie sam stawia przed sobą Artysta w dążeniu do technicznej i artystycznej perfekcji. Choćby przez korzystanie ze światła zastanego i statyczność fotografowanych ekspozycji. Pozwala to skoncentrować się na fotografowanym obiekcie, wznosić na techniczne wyżyny, by wydobyć z ekspozycji nawet najdrobniejsze szczegóły. Za ich pomocą budować klimat i nastrój zdjęcia. Znając artystyczne credo Artysty i jego fotograficzną „kuchnię” czytelnik będzie nie raz zaskoczony intensywnością i bogactwem wrażeń, i emocji jakie niosą z sobą jego prace. Tym, gdzie udaje się dotrzeć Gregorowi Laubschowi, co uzyskać, zarówno od strony technicznej jak i artystycznej, w celowo „ascetycznych” warunkach.

Taka koncepcja twórcza, to wybór celowy i świadomy, oparty również na ukształtowaniu estetycznym Artysty – jego doświadczeniach z malarstwem, grafiką, i wiedzy z zakresu teorii i historii sztuki.

W albumie zaprezentowano 141 prac Gregora Laubscha pogrupowanych według różnych kluczy. Wiele z nich to prace dotąd jeszcze niepublikowane. To nie tylko fotografie portretowe, więc na czytelnika poznającego dopiero głębiej twórczość Artysty może czekać co najmniej kilka zaskoczeń /jak choćby zamieszczone w albumie fotografie aktu/.

Trudno w formę papierowej recenzji przekuć opis zdjęć zamieszczonych w albumie. Ale myślę, że powoli wyłania się czytelnikowi recenzji to, czego może się spodziewać. Przede wszystkim podkreślić należy techniczną perfekcję prezentowanych prac. Osoba fotografująca i znająca się na technikaliach doceni to z całą mocą, ale i dla laika będzie to natychmiast wyczuwalne. Zdjęcia oddają niepowtarzalny styl Gregora Laubscha, pozwalają na długotrwałe smakowanie, wyszukiwanie detali, kontemplację. Nie rażą przeładowaniami, dosłownością, nie rozpraszają uwagi odbiorcy. Skoncentrowane są na fotografowanych osobach pokazując je w bardzo „głęboki”, wielowymiarowy sposób. /O metodach pracy z modelami można również przeczytać w albumie/. Tworzą równie niepowtarzalny klimat. Jak wspomniałem wcześniej, przemyślana edytorska forma  i redakcja albumu tylko ten efekt wzmacnia.

DSC_4889 A4

Poszczególne rozdziały albumu to „Auto/Portret” nawiązujący do pierwszej wystawy Gregora w Polsce i zawierający prace z kilku obszarów tematycznych /autoportrety, portrety, akty/. Po nim następuje „Rytuał” będący efektem projektu o tym samym tytule, gdzie Autor prezentuje niezwykle oryginalne podejście do tatuażu mocno łamiąc stereotyp co do jego postrzegania.

Cykl „Face to face” z kolei opiera się na doskonałym i nieco przewrotnym pomyśle. Następuje tu odwrócenie ról widza i modela, a może bardziej ich dopełnienie. Model i widz bowiem wzajemnie się sobie przypatrują. Widz również jest oglądany. To kolejny przykład biegłości realizacyjnej Gregora – modelki są ubrane w podobne stroje, fotografowane w tych samych warunkach, przy takim samym oświetleniu. Następuje powtarzalność ekspozycji, która jeszcze bardziej podkreśla wymowę wymiany spojrzeń.

Samego Gregora Laubscha poznajemy z różnych stron poprzez obraz i słowo w części „W oczach znajomych i przyjaciół”, a album zamykają zbiory wysmakowanych portretów i aktów ułożonych jak sama nazwa wskazuje „W czerni i bieli” i „W kolorze”.

Być może u niektórych czytelników powstaje podejrzenie, czy recenzja nie zamienia się niezasłużenie w laurkę. Nic bardziej mylnego. Jeśli weźmiecie „Mgnienie oka” Gregora Laubscha do ręki zobaczycie, że rezerwa i podejrzliwość wobec zachwyconego recenzenta są tu kompletnie nieuzasadnione. Ale faktycznie litera „p” do spuentowania tej recenzji się przyda.

Pierwszy album Gregora Laubscha jest jak najbardziej „3xP” – Prawdziwy, Perfekcyjny, Piękny.

 

Jacek Toczkowski

 

mgnienie


Laubsch G., Mazurkiewicz K.

Mgnienie oka/Augenblick/Blink

Wydawnictwo AGIATIS

Wydanie I. Warszawa 2013

dla Czytelników zainteresowanych zakupem albumu – kontakt
 
 
 
 
 
 
* Gregor Laubsch urodził się jako Grzegorz Jerzy Laubsch w rodzinie o niemieckich korzeniach. Przez wiele lat mieszkał w Polsce, jednak dorosłe życie związał z krajem swoich przodków. Fotografią zainteresował się już w młodości, w szczególności fotografią portretową, której pozostaje wierny do dziś. Współpracował między innymi z poznańską projektantką Justyną Waraczyńską-Varmą, berlińskimi agencjami modelek Unique Personalities, Whiteout Agentur & Casting, Instictivegment, Rockstar Models, czasopismami fotograficznymi i designerskimi. Prowadził także szereg szkoleń fotograficznych i warsztatów. Jego prace wystawiane były na wystawach indywidualnych i zbiorowych, m.in. w Warszawie, Wrocławiu i Gliwicach, Nowym Tomyślu, a także Londynie czy Kairze.
 

 

Zamieszczone w recenzji fotografie – Gregor Laubsch
Wszelkie prawa zastrzeżone

 

 

Tags:

Zostaw odpowiedź