Redakcja: Golono, strzyżono, czy malowano?

19 czerwca 2011 22:1711 komentarzy

Anonsowaliśmy wcześniej majowy wernisaż Magdaleny Skiby w lubelskiej galerii Attractiva mieszczącej się – co niejednego może zaskoczyć – przy salonie fryzjerskim. Ponieważ nasza redakcja nie mogła uczestniczyć w promowanym przez się wydarzeniu osobiście, postanowiła (groźbą, szantażem, przekupstwem) skłonić do tego swojego człowieka. Padło na Barbarę Wilczyńską, znaną redakcji wcześniej lubliniankę, której twórczość prezentowaliśmy w numerze lutowym br. (tutaj) Redakcja zdecydowała się uczynić z lubelskiej fotografki korespondentkę również z uwagi na to, że jest ona osobą, która dobrze wie, co mówi (tutaj), a to dziś cecha mocno deficytowa. Niestety, Barbara Wilczyńska nie dała się zastraszyć, zaszantażować, ani też przekupić (z tego ostatniego cieszymy się najbardziej), oświadczyła, że na wernisaż Magdaleny Skiby pójdzie z własnej nieprzymuszonej woli. Jak powiedziała, tak zrobiła. Po powrocie napisała nam, co następuje:

Attractiva to z łac. siła przyciągająca, urok… I rzeczywiście – Katarzyna Rymarz, malarka a jednocześnie  właścicielka Salonu Fryzjerskiego, właśnie urokiem kolejnych wystawianych prac przyciąga do swojej Galerii malarstwa. 20 maja na ścianach zaprezentowano prace młodej malarki i graficzki Magdaleny Skiby. Jak sama autorka mówi, natchnienia szuka wszędzie, a proces tworzenia obrazu wspomaga fotografią, którą przetwarza według swoich potrzeb, by gotową kompozycję przenieść na płótno.

Grupa gości wernisażu - widok od rewersu - fot. Barbara Wilczyńska/

Barbara Wilczyńska nadesłała nam również dokumentujące wernisaż fotografie, którymi niniejszy materiał ilustrujemy. Postanowiliśmy jednak nie poprzestać na tym z przyczyn oczywistych – tak się szczęśliwie składa, że zarówno Katarzyna Rymarz (od samego początku) jak i Magdalena Skiba współpracują z Netkulturą, ilustrując znaczną część zamieszczanych tu tekstów. W dodatku męska część redakcji chodzi jak w transie, fatalle’nie zauroczona treścią artykułów p. Rymarz („Femme fatale” – tutaj), których cykl – niestety! – zakończył się w poprzednim numerze, co przyprawiło niektórych nawet o palpitacje. Cykl ten upiększyła graficznie główna bohaterka wernisażu, Magdalena Skiba, która niezwłocznie zilustrowała również artykuł Marka Rezlera „Czy Wielkopolanie umieli konspirować?”. Autor tekstu, w pierwszej chwili nieco zaskoczony niejaką niekonwencjonalnością ilustracji, rychło poczuł się jednak w pełni usatysfakcjonowany. W stanie tym trwa po dziś dzień.

/en face - Katarzyna Rymarz, profil - Magdalena Skiba - fot. B. Wilczyńska/

Biorąc to wszystko pod uwagę, oddelegowaliśmy Bastelki oraz (parytet 50%!) dr Mariana Wtorka (zastępcę Naczelnego ds. Kontaktów z Kobietami), celem zarzucenia naszej wysłanniczki gradem pytań. Zarówno dziennikarski profesjonalizm Bastelki, jak nieodparty urok osobisty redakcyjnego protetyka wywarły na Barbarze Wilczyńskiej tak wielkie wrażenie, że zamiast (jak co rano) trzasnąć setkę nowych kadrów, powiedziała co następuje:

Zanim przekroczyłam próg wiedziałam, że dobrze trafiłam… Dało się odczuć artystycznego ducha, dwie uzupełniające się nawzajem osobowości: pełna energii i kolorowego blasku kuratorka wystawy Katarzyna Rymarz i stonowana, spokojna, niezwykle wrażliwa autorka wystawionych prac Magdalena Skiba. Obie tworzą wspaniały duet… ich współpraca zaowocowała niniejszą wystawą, a muszę przyznać jedno – przy tak kreatywnych osobach, hasło przewodnie naszego miasta „Lublin miastem inspiracji” nabiera dodatkowego wyrazu.

Dodam jeszcze, że moim zdaniem wizyta w salonie fryzjerskim, to również relaks… Zawsze mu sprzyja kontakt z kimś wrażliwym i utalentowanym, do tego w miłej atmosferze, w eleganckim otoczeniu dodatkowo wzbogaconym pod względem estetycznym. Myślę, że każda kobieta tym chętniej i, co ważne, częściej z takiego dobrodziejstwa skorzysta. Jeśli chodzi o mój gust – miałabym ochotę obejrzeć w „tak pięknych okolicznościach przyrody” również wystawę fotografii lub malarstwa krajobrazowego, tak aby przy upiększaniu i relaksie móc rozmarzyć się widokiem porannych mgieł wiosennych i bezkresnych kolorowych pól…

/fot. Barbara Wilczyńska/

Przyznam, że połączenie salonu fryzjerskiego z galerią sztuki może nieco zaskakiwać, ale jest to zaskoczenie – w moim przekonaniu – pozytywne. „Attractiva” – jak dowiedziałam się od jej właścicielki – działa od niedawna; nowatorski pomysł połączenia przyjemnego z pożytecznym jest nowy, świeży. Mnie się podoba. Również i to, że jedynym, ale jakże ważnym kryterium zaistnienia autorów, jest gust właścicielki. Ona, chociaż otwarta na wszelkie artystyczne propozycje, firmując własnym nazwiskiem Galerię – pozostawia sobie przywilej ostatecznego wyboru prac. I słusznie.

W tym miejscu wtrącił się dr Wtorek, domagając się odpowiedzi na pytanie, czy eksponowanie dzieł sztuki w miejscu, gdzie się goli i strzyże, a jedynym co ewentualnie wypada malować jest  grzywka i reszta fryzury – czy to nie profanacja.

Barbara Wilczyńska stwierdziła w odpowiedzi, iż żadnej profanacji sztuki poprzez wystawianie jej w przestrzeni publicznej nie dostrzega. Widząc powątpiewanie na twarzy naszego wysłannika wyjaśniła, iż bardzo dobrze się dzieje, że artyści coraz częściej wychodzą z pracowni promując swoje prace. Oferują coraz łatwiejszy dostęp do sztuki widzom i potencjalnym klientom i nikogo już nie dziwią wernisaże wystaw malarskich lub  fotograficznych w holach hipermarketów, w urzędach, na ulicach … tam, gdzie przepływ mas ludzkich daje pewność, iż wśród nich znajdzie się całkiem spory procent zainteresowanych… z roku na rok coraz większy…

/Magdalena Skiba wyraźnie zadowolona. I słusznie. - fot. B. Wilczyńska/

Nasza wysłanniczka miała jeszcze sporo do powiedzenia… Ba! Nawet zaczęła mówić, ale nagle spostrzegła, że zabrakło jej rozmówców! Bastelki pogalopowała bowiem do najbliższego sklepu z przyborami malarskimi, by czym prędzej namalować coś swojego – dokładnie po to, by móc się wystawić w „Attractivie”. Dr Wtorek również zniknął. On jednak, z racji braku choćby najskromniejszych uzdolnień plastycznych, postawił na standardową wizytę w salonie fryzjerskim przy Organowej w Lublinie.

Wcale nie będziemy zdziwieni, jeśli całkiem niedługo Barbara Wilczyńska poinformuje nas, że tłumy lublinian zgromadzone przed salonem Katarzyny Rymarz ekscytują się widokiem dr Wtorka, któremu właśnie robione są pasemka (ponoć marzy o nich od kilkudziesięciu lat), a on w tym czasie podziwia wyeksponowane w galerii prace Magdaleny Skiby i Bastelki.

 

Redakcja

Tags:

11 komentarzy

  • Jak co rano, trzasnąć setkę!
    To lubię.
    Innych rzeczy nie lubię.

    No, nie w salonie, to rzeczywiście, jest to usprawiedliwione.
    Trzaśnięcie.
    A w takim salonie to już, doprawdy…

  • Człon. redakcji

    Żeby była jasność. Jakby co do czego, to pasemka dr Wtorka trzaska nie kto inny tylko Pani Wiczyńska.

    • Jako rodowity lublinian,a „warszwianista” z zasiedzenia,
      gratuję pomysłu,będącego szczegolnym przypadkiem bardziej powszechnego,”narodowego” trendu; przystowania do (dzisiejszych )czasów.
      Niemniej jednak uważam,że miejsce malarza(malarki ) jest przy sztalugach,a nie w salonie fryzjerskim. Ale już w PRL-u malarstwo ,( olejne)zwłaszcza, stało się rodzajem
      hobby,do którego trzeba dopłacać.
      Czy tak musi być? Moim skromnym zdaniem niekoniecznie.
      Tu kłaniam się propagandzie rządowej,która stała sie bardziej realistyczna.Lublinianin Bolesław Bierut w 1954 r
      zapowiadał ,ze Polska w 1960 prześscignie Francję pod względem poziomu życia. Dziś „strona rządowa marzy o
      dorównaniu Portugalii,w której PKB na głowę było jeszcze w latach siedemdziesiatych mniejsze niż w PRLu.Postęp od strony pobożnożyczeniowej jest widoczny.

      • Słuszny głos: miejsce malarza przy sztalugach. Jednak trend jest taki, na jaki życie pozwala. Można malować sobie a muzom licząc na sławę „pośmiertną”, a dzieci wzorem kukułki podrzucić. Sąsiadom? Państwu?

        Marzenia mamy piękne, Bierut też pewnie marzył (choć jakoś trudno mi wyobrazić go sobie w roli marzyciela).

  • Ja życie codzienne malarzy to znam jeno z „Marii i Magdaleny” oraz z Makuszyńskiego;) i wychodzi mi na to, że zawsze chyba musieli zarabiać na zycie „gdzies obok”. Nie każdy ma szansę być Kossakiem, który na pokrycie długów pacykował akwarelkę czy dwie i po problemie. Zresztą z pióra też nie idzie wyzyć (o ile dobrze słyszałem), chyba że się literat zaczepi gdzieś w tygodniku o dużym nakładzie. Kiedyś faktycznie było inaczej??

  • Pomijając wszelkie za i przeciw, już niejeden stwierdził, że malarz jest niezależny tylko wtedy, kiedy sam finansuje swoją sztukę. I tylko o niezależność chodzi.

    • Ja się na historii sztuki za wiele nie znam ale mam nieodparte wrażenie, ze ten komfort malarze osiągają raczej pośmiertnie 🙂

    • Makuszyński

      Istnieje jeszcze możliwość, że pojawi się chory na syfilis Franciszek I:) i weźmie Leonarda pod opiekę:) Gorsza sprawa, że potem pod Pawią do niewoli pójdzie i znowu kiszka.
      Ale generalnie, to ma pani rację – wariant zarabiam gdzieś, żeby móc tworzyć jest sensowny, skoro nie ma wyjścia i na dodatek zapewnia niezależność. Ciekaw tylko jestem, jak sporej dawki czasu zaczyna brakować na twórczość?

      • Właściwie to ja nie rozumiem dalczego praca zawodowa plus realizowanie się w pewnej dziedzinie, tu akurat w malarstwie, wzbudza coś w rodzaju małej sensacji. Twórcy, jakich znam, albo pracują w szkołach, na uczelniach, albo w innych miejscach; sporo w grafice komputerowej, wielu prowadzi galerie, czy kwiaciarnie, znam takich, którzy prowadzą warzywniak i jeszcze mają czas na malowanie, bo jeśli ktoś chce robić coś konkretnego to znajduje na to czas. Nie wydaje mi się, żeby nie było wyjścia, raczej jest po prostu wiele możliwości i każdy wybiera taką, jaka mu odpowiada i satysfakcjonuje. Niektórzy od razu po uczelniach artystycznych próbują zarabiać na malarstwie i im się udaje, wielu sprzedaje kopie znanych obrazów, kwiaty, pejzaże, niektórzy tylko swoją twórczość. Zależy chyba wszystko od tego, czego się chce doświadczyć w życiu. Przynajmniej w moim przypadku to nie jest „wariant zarabiam gdzieś”, gdzieś, to ja już pracowałam, a teraz pracuję tu, gdzie chcę, bo fryzjerstwo jest moją drugą pasją.

        • no właśnie – skoro komuś podobna droga twórcza odpowiada – jest ok. Gorzej, kiedy jest to niechciany przymus. tylko pogratulowac, że w pani wypadku ten drugi wariant nie ma miejsca

  • to tak zbliżając się do pointy kontrowersji wokół malawania grzebieniem;))
    „‎poeta musi znaleźć jakiś sposób zarobkowania i im mniej ma on wspólnego z poezją, tym lepiej.”
    „Artysta powinien prowadzić normalne życie, jeśli ma wykonać swą pracę.” – T.S. Eliot
    podaję za E. Lipińską

Zostaw odpowiedź