Rafał Klan: Miasto schodzi do podziemi, czyli źle się dzieje w państwie łódzkim

15 lipca 2012 17:430 komentarzy

Krzysztof Beśka
Trzeci brzeg Styksu

Rebis, Poznań 2012

 

     Polski autor kryminałów retro – podejrzewam – pisząc mroczne historie o zbrodni, pożądaniu i dzielnych detektywach, celuje w jakąś grupę odbiorców, która to grupa poza zwyczajowymi, codziennymi obowiązkami w wolnych chwilach wypatruje na horyzoncie polskich kryminałów retro.

     Nie miałem przyjemności poznać tej docelowej grupy lub chociaż ich reprezentanta, dlatego powiedziałem sobie mniej więcej tak: skoro wirtualny odbiorca gdzieś się przede mną ukrywa, sam chwycę za kryminał retro. Sam przeczytam. Sam napiszę recenzję. Sam wyślę do działu recenzji i sam potem ją przeczytam (recenzję, bo książkę już przecież przekartkowałem). I w ten oto mało wyszukany sposób zostałem posiadaczem Trzeciego brzegu Styksu Krzysztofa Beśki, czyli mrocznego kryminału wrzuconego w scenerię XIX-wiecznej Łodzi – przynajmniej tyle czytelnik dowiaduje się z okładki książki.

     A co dostaje czytelnik, kiedy już przestanie kontemplować okładkę i przejdzie do lektury? Otóż na pewno nie zawiedzie się co do miejsca. Jest Łódź, ziemia obiecana opisana kiedyś przez niejakiego Reymonta, są fabryki, robotnicy, carska policja, dziennikarze, a więc i gazety. Po ulicach kręcą się  prywatni detektywi, których co najmniej trzech czytelnik poznaje dość dobrze, ale, jak to bywa w życiu, nie każdemu dopisuje szczęście, dlatego  ich drogi prowadzą albo do piachu , albo na długotrwałą kurację albo – jak w przypadku Stanisława Berga – są sprawni, wysportowani i dzięki znajomości z buddyjskimi mnichami, potrafią wyjść z każdych tarapatów. Więc, jak już wspomniałem, co do miejsca i typów, które kręcą się po XIX-wiecznej Łodzi czytelnik może czuć się bezpiecznie.

     Poza miastem Łódź, jak w każdym kryminale retro, Beśka kreśli intrygę, bo jakżeby inaczej. Rzecz wygląda nie mniej okazale. Otóż pewni ludzie porywają z domów dzieci, rodzice są tym faktem niepocieszeni i próbują, jak to rodzice, różnych sposobów, żeby swoje pociechy odzyskać. Ale – jak to bywa w kryminałach – to nie takie proste, bo tak jak teraz, tak i w XIX-wiecznej Łodzi wielu obiecuje pomoc, ale tylko niektórzy mają odpowiednie predyspozycje, żeby słowo stało się ciałem, tzn., żeby obietnicę wypełnić. Ale to nie wszystko. Do miasta przyjeżdżają ludzie w poszukiwaniu pracy i tyle ich widziano. Więc za nimi przyjeżdżają ich rodziny i szukają zaginionych. Oczywiście nie sami, bo sami w takim mieście za dużo by nie zdziałali. To jeszcze nie wszystko. Nagle po kamienicach pozostają gruzy. Ludzie sobie coś tam gotują lub czytają lub odpoczywają w swoich mieszkaniach i nagle trach i kamienicy nie ma. Więc żartów nie ma, bo później gdzieś tych ludzi trzeba przenieść, zapewnić im mieszkania socjalne itd., itp. Do tego trzeba dodać, że tak dzisiaj, tak i wtedy, robotników zwalnia się z fabryk, fabryki zatruwają rzeki oraz jeziora, a alkoholizujący się mężczyźni zaczepiają na ulicach niewinne i cnotliwe kobiety.  No jednym słowem źle się dzieje.

     Muszę dodać, że ktoś za to wszystko odpowiada. Ktoś, kto ma zaawansowaną gruźlicę i nie czuje się najlepiej. Ponadto zatrudnia podejrzanych typów, do niemniej podejrzanych robót, nie podpisuje z nimi umów o pracę, w ogóle żadnych umów, nawet śmieciowych, tylko tak na słowo ich zatrudnia i obiecuje pieniądze. Zaczytuje się ten gruźlik, jak chyba każdy gruźlik, w antyku, w mitologii i w ogóle dużo wie o Styksie.

     Co z tego wynika? O tym napisać nie mogę, bo nawet gdybym napisał, to szef działu recenzji wyciąłby wszystko w pień. Dlatego trzeba (chyba) po książkę sięgnąć i przeczytać. Ja mam jeden egzemplarz, mogę w razie czego pożyczyć.

Rafał Klan

Tags:

Zostaw odpowiedź