Netkultura poleca: Karolina Wilczyńska – Dotyk debiutów Lubelskiego Towarzystwa Fotograficznego

23 maja 2012 01:290 komentarzy

/fot. Marcin Michałowski/

 

.

.

     Już wcześniej informowaliśmy na naszych łamach o lubelskim „Miesiącu debiutów” fotograficznych, dziś przedstawiamy relację z wernisażu wystawy jednego z debiutantów – wystawy Marcina Michałowskiego.
W dziale wydarzenia prezentujemy szczegółowy program lubelskich fotowystaw z tego cyklu – zapraszamy w imieniu LTF oraz własnym!

Karolina Wilczyńska
Dotyk debiutów Lubelskiego Towarzystwa Fotograficznego

Pomimo pogody zadającej kłam potocznym wyobrażeniom o ciepłej, pięknej wiośnie, zniechęcenia bynajmniej nie dało się zaobserwować w siedzibie Lubelskiego Towarzystwa Fotograficznego, gdzie 16 maja 2012r. odbył się kolejny z wernisaży z cyklu „Miesiąc Debiutów”, który to zyskał sobie już niemałą renomę w środowisku  przyciągając nie tylko miejscowych amatorów sztuki, ale także gości spoza Lublina. Na majowych egzaminach debiutują maturzyści a w lubelskim Wojewódzkim Ośrodku Kultury – fotograficy, którzy stale przekonują, że pasję warto i należy mieć bez względu na datę urodzenia.
Bohaterem tygodnia został Marcin Michałowski zaproszony do grona fotografików LTF przez Basię Wilczyńską kuratorkę tejże wystawy.

/fot. Marcin Michałowski/

     To właśnie o Nim Krzysztof anin Kuzko – pomysłodawca i realizator corocznych „Debiutów” napisał:  DOTYK MIASTA – debiut Marcina Michałowskiego odczytuję jako dojrzały artystycznie projekt poszukujący przyjaznej przestrzeni, pełnej ciszy i ładu estetycznego. Przestrzeni pozbawionej krzyku barw i ludzi. Pozorna – czarno-biała – pustka podbita minimalizmem ostrości – przeciwstawia  się wszechobecnemu wyścigowi szczurów. Czy jest to filozoficzna podbudowa w przemyślanej strukturze obrazów? Czy jest to efekt osobistych przeżyć i doświadczeń zawodowych a może po prostu talent autora i jego olbrzymiej dawce metafor zamkniętych za pomocą światła na płaszczyźnie papieru? Prezentowane fotogramy zamknięte w klasycznym formacie kwadratu świadczą o dojrzałości warsztatowej naszego debiutanta, to inspirujący początek …,  to droga do panteonu mistrzów fotografii. Oby wszystkie pomysły Marcina znalazły odzwierciedlenie w kolejnych udanych projektach opartych na różnorodnych technikach fotograficznych: od analogowego średniego formatu po najnowsze sukcesy technologii cyfrowej.

Oczekiwanie na 18.00 /fot. Barbara Wilczyńska/

     Swoją wystawę Marcin Michałowski przygotowywał długo. Kontakt ze zgromadzonymi na niej fotografiami przekonuje, że poświęcony przygotowaniom czas był wprost proporcjonalny do artystycznego poziomu ekspozycji. Jako naoczny obserwator mogę śmiało stwierdzić, że zadbano o wszystkie szczegóły, które – w zgodzie z tytułem wystawy – wprowadziły widzów w wielkomiejski klimat. Goście stłoczeni przed wejściem, punktualnie o godzinie 18-tej wkroczyli pod czujną eskortą prezesa Grzegorza  Pawlaka w prawdziwą wielkomiejską przestrzeń. Jedyne światło emitowały niewielkie lampki bardzo przekonująco imitujące uliczne latarnie, w centralnym  punkcie sali duży neon jarzący się czerwonym, pulsującym światłem podkreślał wszystko, co najważniejsze tego dnia, czyli dokonania Autora zebrane w pigułce, a  krótki pokaz slajdów uatrakcyjnił i wzmocnił przekaz wernisażu.

/fot. Barbara Wilczyńska/

Gdy światła w końcu rozbłysły, oczom zgromadzonych ukazały się nieszablonowe fotografie ukazujące miasto jako geometryczną formę, pełną inspiracji, przestrzeń, w której można znaleźć harmonię i to pośród zgiełku i gwaru.

     Ze zdjęć Marcina Michałowskiego emanuje wyraźny spokój, doskonale zauważalne jest skupienie z jakim autor podszedł do każdej z prac, co niezaprzeczalnie zwiększa szacunek dla Autora, któremu udało się okiełznać hałaśliwy charakter Warszawy. Za przykład potwierdzający niewątpliwe „zdolności pacyfikacyjne” posłużyć może zdjęcie nadjeżdżającego metra, które sprawia wrażenie jakby pociąg zatrzymał się specjalnie na prośbę fotografującego, by nie wywołać u odbiorcy uczucia niepokoju. Podobnie „zdjęte” instrumenty muzyczne nie wydają hałasu. Są ciche, ale nie nieme.  Jak Autor napisał – obraz pozwala zapamiętać kształty dźwięków. Podobnie niejednoznaczne nawiązania charakteryzują i inne prezentowane prace – co pozwala odbierać Jego miasto w sposób absolutnie subiektywny. Nie bez znaczenia jest tutaj zastosowanie adekwatnej do wizji techniki: lekko „rozmytych” konturów sygnalizujących, że brak tu konkretnych, ważniejszych od pozostałych, elementów, na których należy skupić uwagę. Każdą fotografię należy odbierać, rzucając jedno spojrzenie na całość.

Światła miasta /fot. Marcin Michałowski/

     Marcin Michałowski wprowadza nas w świat, jakiego nie dostrzegamy na co dzień. Świat zupełnie inny niż sugerują to pozory, świat skłaniający do refleksji, że koegzystencja organizmów, przedmiotów może mieć wiele różnych wymiarów i perspektyw. Odczucia te dodatkowo spotęgowane zostały nieprzypadkową czarno-białą i niebieskawą kolorystyką uspokajającą widza i przenoszącą go na płaszczyznę sennych marzeń, gdzie wrażliwość na bodźce jest zdecydowanie większa.

Goście dobrze się bawili /fot. Barbara Wilczyńska/

    Fotografie Michałowskiego są niewymuszone, a jednocześnie osobiste, delikatne, lekko przytłumione i wyraziste, właśnie takie, jak znane nam wszystkim uczucie dotyku. Autor mistrzowsko porusza pozornie martwe obiekty czyniąc nas, zwykłych zjadaczy chleba, naocznymi współświadkami zdarzeń rozgrywających się na fotografiach. Jest mistrzem nie tylko wychwytywania momentów pozornie bezużytecznych dla fotografa, ale także gry kontrastem, minimalizowania akcji i wydobywania potencjału z przedmiotów –  zdawałoby się – zupełnie nieatrakcyjnych.

Jeśli przypadkiem lub nie, znaleźlibyście się do wtorku (23 maja) w Lublinie w okolicy WOK-u przy ulicy Dolnej Panny Marii 3, koniecznie odwiedźcie salę wystawową, żeby poczuć „Dotyk miasta”. Stolicy odległej, a dzięki fotografiom Marcina Michałowskiego – bliskiej.

Co prawda, nie znajdziecie tam już wspaniałego sernika wiedeńskiego od Bliklego przywiezionego specjalnie do Lublina przez debiutującego tu u nas Warszawiaka, ale gwarantuję, że wyjdziecie stamtąd równie zachwyceni.

Karolina Wilczyńska

Autor /fot. Barbara Wilczyńska/

Tags:

Zostaw odpowiedź