Natalia Babina*: Odejdź!

20 lutego 2011 10:241 komentarz

Co się dzieje na Białorusi?

    Niewątpliwie trwa ostra walka między siłami  dobra i diabła. Niewątpliwie przyśpieszone narodziny społeczeństwa obywatelskiego. Niewątpliwie, dzieje się to, co powinno się zdarzyć – to, przez co my powinniśmy przejść obowiązkowo, jakkolwiek ciężko, tragicznie i czarno by nie było i nie wyglądało. Niewątpliwie, naród czuje się ciężko poniżony i to poniżony podwójnie. Najpierw został poniżony tym, że w ogóle nie brano pod uwagę jego głosów w „wyborach”, a przecież w całej swojej masie rozmyślał i głosował bardzo poważnie, a potem jak z pokazową i ukierunkowaną surowością rozgoniono absolutnie pokojową akcję tych, którzy wyszli na Plac protestować przeciwko kłamstwu, obłudzie i władzy. I przeciwko temu jak cynicznie kłamały władze państwowe SMI.

     Ci, kto teraz są przy władzy, ci, którzy grabią olbrzymie pieniądze chcieli złamać moralny kręgosłup narodu i nie osiągnęli swojego celu.! Ten moralny kręgosłup tym bardziej się umocnił po tym wszystkim przez co przeszedł nasz naród! I jeśli przed wyborami dominujące uczucie w narodzie, jego stosunek do władzy sprowadzał się do niejakiego lenistwa, poczucia dyskomfortu i trzymania się na dystans oraz patrzenia z boku, to w chwili obecnej zauważa się głównie nienawiść i gniew.

W wielu dojrzała nienawiść.
      Czegoś takiego, jak „cudowne rozmnożenie się” głosów oddanych na Łukę („ksywka” Łukaszenki – dop. tłum.), a następnie łamania kości, bicia spokojnych ludzi aż krew tryskała z uszu, do półśmierci – tego się jednak społeczeństwo nie spodziewało. Nie oczekiwano, że jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników wyborów brutalnie pobiją i wrzucą do cel KGB większość spośród kandydujących na prezydenta. Nawet bezrękich obwiniano w miotaniu kamieniami w nieszczęsny specnaz, niemych obwiniano za to, że krzyczeli „Odejdź!” I nie jest to artystyczna hiperbola – to określenia z milicyjnych protokołów.
 

     W powyborczą noc dezynfekowaliśmy jodyną rany na głowach. Byliśmy w szoku -w pełnym tego słowa znaczeniu.
     Szok społeczny pogłębił się rankiem następnego dnia również i z tego powodu, że niektórych kandydatów zdołano złamać w ciągu nocy i już 20 grudnia wystąpili w państwowej białoruskiej telewizji „kajając się”. Czytając z kartek, składali samokrytykę i obmawiali innych. Cóż to więc było, czyżby wracał rok 1937?? – myśleliśmy 20 grudnia roku 2010.
Tego samego dnia zaczęły się masowe aresztowania i rewizje. W niezależnej gazecie „Nasza Niwa”, gdzie pracuję, dokonano przeszukania w redakcji, a następnie prywatnych mieszkań naczelnego redaktora, fotoreportera i video-operatora. Skonfiskowano wszystkie komputery. Chciano, jak my  rozumiemy, zlikwidować kadry demaskujące prowokatorów. A kij im w oko! Za późno! Wszystkie te fotografie trafiły do Internetu i zobaczyło je więcej niż 1 mln 100 tys. użytkowników. W jednym z komputerów była przygotowana do druku moja powieść „Miasto Ryb”, której akcja toczy się w czasie wyborów prezydenckich – wydanie drugie. Pierwszymi czytelnikami powieści zostaną jak widać służby specjalne. Niech czytają, a może się im spodoba!
 

     Po szoku społeczeństwo wróciło do siebie nadzwyczaj szybko. Dosłownie na drugi dzień. Reakcja była spontaniczna, niezorganizowana – przecież praktycznie wszyscy liderzy znaleźli się w więzieniu. Tym nie mniej z głębokich źródeł ludzkiej solidarności natychmiast wyrośli nowi liderzy: zorganizowano akcję pomocy dla zatrzymanych. Ludzie przynosili pieniądze do punktów zbiórek i wrzucali je do skarbonek, nikt niczego nie ewidencjonował. W ciągu kilku dni zebrano 100 tysięcy dolarów! To dużo w kraju, lekarze i nauczyciele otrzymują pensję w wysokości 300 dolarów, a emeryci otrzymują emerytury po 100 dolarów. To ogromna suma dla kraju, w którym za pojawienie się w biurze partii opozycyjnej można stracić pracę. Ludzie przynosili także jedzenie, ciepłą odzież, środki higieny. Było tego tak dużo, że na koniec przekazano je jednej z cerkwi w celu rozdania biednym. W ciągu tylko jednego dnia gazecie „Nasza Niwa” 142 osoby zaproponowały swą pomoc! Nie bacząc na konfiskatę komputerów – następny numer gazety wyszedł w terminie.

Co będzie dalej?

     Nie bardzo wysłuchiwałam prognozy politologów, przysłuchiwałam się i przyglądałam ludziom, wśród których żyję. Głośnemu skandowaniu „Odejdź! Odejdź!” 19 grudnia na zapełnionym po brzegi Prospekcie Niezależności. Było tam jakieś 40 tysięcy ludzi. Widziałam rozjaśnione twarze protestujących, nachalne mordy KGB-owców i przestraszone twarze młodziutkich milicjantów.
 

      Rankiem 20 grudnia opustoszały, wymarły ulice Mińska. Moja koleżanka (wykładowca na uczelni technicznej) opowiadała mi: na zajęciach od 8 rano do 20 wieczorem nie zjawił się żaden student z grupy. Nie napisała skargi na studentów. Widziałam twarze ludzi przed zwykle wesołymi świętami Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Na Nowy Rok zwykle na ulice Mińska wychodziło prawie 200 tysięcy ludzi. W tym roku było pusto i głucho, jak na cmentarzu …
 

     W czasie wystąpienia Łuki na Nowy Rok ludzie wyłączali w domach telewizory i światło, a na parapetach zapalano świece, ludzie nie chcieli niczego oglądać, nie chcieli słuchać kłamliwych bredni…
Wydaje mi się, że Łukaszenka w swoim niepohamowanym dążeniu do utrzymania władzy i pieniędzy (wg Wikiliеks  jego majątek szacować można na ok. 9 mld dolarów) zrobił wszystko, czego za nic w świecie nie chciał robić i co okazało się jego głównym błędem: zawładnął uczuciami i rozumem nieupolitycznionej, a przeważającej dotąd, części społeczeństwa. Tym samym upolitycznił tych ludzi.
 

     Słyszę przekleństwa i „maty”  pod adresem Łukaszenki w środkach masowej komunikacji, na basenie i u fryzjera. Wcześniej ich nie słyszałam.
Najwidoczniej, jakimś sposobem o tych „matach” i przekleństwach dowiedział się sam Łukaszenka i w tym roku, po raz pierwszy od objęcia rządów stchórzył i nie pojawił się cerkwi na mszy w czasie Bożego Narodzenia… W czasie jego inauguracji całe centrum miasta oczyszczono z ludzi. Łukaszenka składał przysięgę w pustce.

Co będzie dalej?

     Trudno powiedzieć. Wszystko zależy od każdego z nas. Kocioł wrze, ale pokrywka jest mocno przykręcona – jak mówi przysłowie. Widzę, że społeczeństwo solidaryzuje się, czemu brutalnie przeciwstawiają się ci, których Łukaszenka dopieszczał przez ostatnich 16 lat.
Chciałabym podziękować.
 

     Łukaszenka koncentrował się na wdrażaniu amoralności. W ciągu szesnastu lat bycia przy władzy ściągał i skupiał przy sobie takie same amoralne typy, jakim był on sam. Całym swoim zachowaniem ten „prawosławny ateista” (to jego określenie wiary) demonstrował: napluj na wartości chrześcijańskie, zabijaj, kradnij, kłam, naruszaj prawo i tradycje, a będziesz żyć jak pączek w maśle!
    

     Ludzie, których Łukaszenka przyciągnął do siebie mieszkają w Mińsku w nowiutkich willach, na nowych ulicach o jakże wiele mówiących nazwach: Złota, Srebrna, Brylantowa, Szmaragdowa…
Przez szesnaście lat rządów Łukaszenki słowa „polityk”, „urzędnik państwowy” stały się synonimami określenia „podlec”. Mają tu zasługi nasi sąsiedzi ze Wschodu: jednego dnia Miedwiediew obwinia Łukaszenkę o nieprzyzwoitość i pokazuje w telewizji filmy o polit-zabójstwach, a nazajutrz, w zamian za finansowe i ekonomiczne korzyści, robi z nim „niedźwiedzia” i uznaje wybory!

Chciałabym podziękować! 

     Na tym tle zachowanie Polski wywołuje u nas podziw. Jakże baliśmy, że minister Sikorski przed wyborami przyjechał do Łuki i także o coś się targował! A jakim wsparciem dla społeczeństwa obywatelskiego okazało się stanowisko Polski po wyborach!
Jak ważne było dla nas, że minister Sikorski podał prawdziwe liczby, komunikując, że na Łukę głosowało nie 80, a zaledwie około  40 procent wyborców.
Dziękuję za to podtrzymywanie na duchu. Dziękuję za głos naszych przyjaciół, który słyszeliśmy z Polski. Dziękuję też za sankcje wizowe dla mieszkańców ulicy Brylantowej i bezpłatne wizy dla normalnych ludzi.
Trudno tutaj więcej powiedzieć, ale wszystko to, co dzieje się dzisiaj  u nas, na Białorusi i wokół niej – zmusza do łez. I nie tylko są to łzy nienawiści i rozpaczy, ale także łzy wdzięczności.
 

     Najważniejsze wszakże jest to, żeby europejscy politycy rozumieli i pamiętali, że dzisiejsza białoruska władza nie ma pojęcia o moralności. Ona nic dla niej nie znaczy. Nasza władza potrafi jedynie łgać. Będzie obiecywać, że przeprowadzi wybory, ale ich nie przeprowadzi. Będzie brać kredyty, ale ich nie spłaci. Będzie wznosić ręce na znak przysięgi i w tego samego dnia będzie tę przysięgę łamać. Upokarzając swój naród, inne narody uważając za bydło, które istnieje tylko po to, by ona sama, władza mogła bogato egzystować. Brutalnie, twardo, „niekulturalnie”, ubogo intelektualnie i duchowo… Nasza władza po prostu nie jest w stanie pojąć i przyswoić sobie te wartości, które dla innych Europejczyków są synonimem demokracji, praw człowieka, wolności. Poniżać, straszyć i krzywdzić naród… Moim zdaniem tylko taki język nasza władza rozumie. Czy Europa będzie potrafiła rozmawiać z nią w powszechnie zrozumiałym języku?

 

Natalia Babina


tłum. Zenon Stadniczenka

 

—————————————————

* Natalia Babina, mieszkająca w Mińsku publicystka „Naszej Niwy” i pisarka białoruska, autorka wydanej przez Rebis powieści „Miasto ryb”. W numerze pierwszym zamieściliśmy zarówno wywiad z N. Babiną, jak i recenzję jej powieści.

Tags:

1 Komentarz

  • Umordowana ta białoruska ziemia, jałowa, choć piękna. Czy netkultura zajmie sie białorusinami w Polsce? Bo to tak miło marwtić się o tych pod Mubaraczenką, gorzej z „własnymi” – nie wiem jak teraz, ale kiedys radio z Białegostokumiało audycję dla polskich białorusnów nadawaną bodajże w niedzielę o 6 rano;)) dziękować, dziękować

Zostaw odpowiedź