Gogol w czasach Google’a, czyli Rosję można zrozumieć.

22 stycznia 2014 20:075 komentarzy

z13400805Q,-Gogol-w-czasach-Google-a-

Wacław Radziwinowicz
„Gogol w czasach Google’a”
Wydawnictwo Agora SA
Warszawa, 2013, s.336

Rosja fascynuje od wieków i fascynowała wielu, choćby Astoplhe’a de Custine’a można tu wymienić. Ale być może niewielu przybywających i przebywających w tym przedziwnym, wielkim kraju, Rosję było w stanie zrozumieć. W tej szczególnej dziedzinie poznania szczególne miejsce i talent przypadały i przypadają Polakom, jakże mocno złączonym z Rosjanami historycznie i mentalnie. Bliższym im niż inne nacje i dalszym niż ktokolwiek inny jednocześnie. Ta osobliwa mieszanka jedności przeciwieństw i podobieństw, miłości i uprzedzeń, tragedii i nadziei, czasami pozwala znaleźć do Rosji i Rosjan klucz odpowiedni, a czasem gubi go bezpowrotnie. Nikt tak bowiem jak Polak, sam Rosjaninem nie będąc, obrazu Rosjan udanie nie namaluje. Nikt też jak Polak zepsuć go też nie jest zdolny. Bo też nam właśnie najtrudniej odłożyć  na wieszak perspektywę i szlacheckiego kontusza, i chłopskiej, poddańczej rubachy.  Pamiętać o przeszłości znaczonej grobami i pomnikami, patrząc przy tym trzeźwo na teraźniejszość sprzecznych interesów i dzisiejszą plątaninę geopolitycznego porządku Eurazji i świata.  Ale dzięki temu właśnie, choćby się do tego nie przyznawać, wciąż jeszcze narrację o Rosji tworzą w Polsce generacje w których Rosja i Rosjanie tkwią wciąż głęboko. I dobrze!

Bo jeśli w takich warunkach jakiś nasz rodak /jak pisze o Radziwinowiczu w przedmowie do książki Adam Michnik/ – „kocha ją [Rosję] miłością Polaka rozumnego: bez serwilizmu i bez złudzeń” – a my dodamy, że i bez polskiej buty i kompleksów, wtedy otwiera on tym kluczem Rosję daleko bardziej udanie niż Niemiec, Francuz czy Jankes.

Jeśli dodamy do tego słowa Wiktora Jerofiejewa – „Żeby zrozumieć Rosję, wystarczy poczucie humoru i miłość do mojego zwariowanego kraju. […] Wacek Radziwinowicz to znakomity obserwator, który nie boi się rosyjskich paradoksów.” – możemy spodziewać się, że trafiliśmy pod dobry adres. Czy tak jest w istocie?

By odpowiedzieć sobie na to pytanie warto postawić kolejne. Czy reportaże zagraniczne, które czytamy w prasie, reporterskie książki, z założenia krążące wobec wydarzeń niezwyczajnych, medialnych, nagłych, czy dziwacznych, dają w ogóle spójny obraz kraju i ludzi w nich opisanych? Czy chcąc nie chcąc nie dostajemy tylko katalogu społecznych i politycznych osobliwości, nie docierając do nawet przeciętnej, uśrednionej prawdy? Pytania te  w kontekście korespondencji z kraju tak skomplikowanego i po słowiańsku /jak wspomina Jerofiejew/”zwariowanego”, są szczególnie istotne.

Na szczęście biorąc do ręki zbiór korespondencji Wacława Radziwinowicza na oba te pytania możemy odpowiedzieć twierdząco. I adres dobry, i obraz spójny, a nade wszystko logicznie się w tę spójność układający z poszczególnych doniesień-puzzli. Ta kompleksowość i spójność książki to argument odbijający pierwszy z możliwych zarzutów, że wiele z zaprezentowanych minireportaży i felietonów Radziwinowicza znamy już i pamiętamy je z publikacji w Gazecie Wyborczej.

Zaczynamy od roku 1998r. od schyłku Rosji jelcynowskiej, Rosji chaosu, ekonomicznego krachu i ekonomicznej rewolucji zarazem, chwiejącej się już zupełnie w kierunku od demokracji ku oligarchii. Radziwinowicz prowadzi nas i do pokołchozowych wsi, i do Moskwy ku której napływa strumień emigrantów marzących o meldunku w stolicy, i do lokalnych urzędniczych satrapii. Obszerna relacja dotyczy również sprawy morderstwa Galiny Starowojtowej. Perspektywie świata „zwykłych ludzi” towarzyszy obserwacja wielkich interesów i polityki, krzepnięcia oligarchiczno-przestępczych układów, instytucjonalizacji korupcji. Są w relacjach Radziwinowicza i „gruzy 200”, i „czarne tulipany” /helikoptery zwożące ciała poległych, własnie owe „gruzy 200″/ złowróżbne symbole czeczeńskich wojen. Jest i spojrzenie na ussuryjskie pogranicze rozdzielające i łączące zarazem coraz mocniej chińskiego i rosyjskiego giganta. Jest morderstwo Anny Politkowskiej, dramat marynarzy Kurska, ale i pierwszy rosyjski Big Brother. Obserwujemy na bardzo wielu płaszczyznach jak rodzi się Rosja putinowska, a więc Rosja w dużej mierze dzisiejsza. Jak zmieniała się społecznie, ekonomicznie i politycznie od 1999r.

Trudno by tu było wymieniać po kolei tematy wszystkich korespondencji autora. Wierzcie jednak Państwo na słowo, że żadnych istotnych wydarzeń Radziwinowicz nie pomija. Dodatkowo są one, co ma znaczenie biorąc pod uwagę fakt, że autor w Rosji stale przebywa, odważne i niepowierzchowne. Tematom trudnym, wydarzeniom tragicznym towarzyszą też relacje dowcipne, ciepło opisujące absurdy codziennego życia, gogolowsko właśnie odkrywające rosyjską rzeczywistość. Sporo jest też nawiązań do relacji polsko-rosyjskich, tak jak postrzega je „zwykły Rosjanin”.

Powoli układa się z tych cegiełek obraz „nowocześnienia” kraju i społeczeństwa, i procesów modernizacyjnych, pomieszanych z reliktami /a po części i restytucją/ sowieckiej mentalności i carskiego samodzierżawia. To też obraz zmian społecznych związanych ze zmianami gospodarczymi /w niektórych obszarach doskonale nam znanych/ i tym co dzieje się również poza Rosją. Globalizacją, Internetem, mediami itp.

I tu pora na drugi ewentualny zarzut. Obraz Rosji kreślony przez autora to obraz oczywiście, z konieczności, wycinkowy. Na pewno nie jest to cała Rosja w skali 1:1.

Jednak zebranie w jeden tom korespondencji z 14 /1998-2012/ aż lat powoduje, że mamy w ręku, chyba najbardziej całościowy i różnorodny opis Rosji i Rosjan jakiego dokonał polski reportażysta.

Nie zapominajmy również o formie relacji. Radziwinowicz pisze doskonale – przystępnie, precyzyjnie, gdy trzeba – lekko i dowcipnie. Skrupulatnie, a „po słowiańsku”. Takie ujęcie pozwala czytelnikowi na dotknięcie i przynajmniej próbę refleksji nad tym, co dzieje się w Rosji obecnie. Czy pozwala również na jakieś przewidywania co do przyszłości? Wydaje się, że Radziwinowicz punktuje na tyle trafnie, główne cechy rosyjskiej rzeczywistości, że dostrzegamy, iż jej w miarę stałe elementy będą nam towarzyszyły w ciągu najbliższych lat /dekad/.

„Gogol w czasach Google’a” jest książką fascynującą, nie tylko przez fascynację krajem tak pełnym paradoksów i barw jak Rosja, ale i dzięki talentowi, i profesjonalizmowi dziennikarskiemu jej autora.

Tym chętniej zapewne sięgnie czytelnik  po najświeższą książkę Wacława Radziwinowicza „Soczi. Igrzyska Putina”.

Red.

PS
Powyższa recenzja jest pierwszą publikacją  z całego minicyklu „wschodniego” jaki mamy zamiar wkrótce opublikować. Mamy nadzieję, że ta skromna próba nie znuży Czytelników na wschód niepatrzących, a przeciwnie, zachęci ich by dać chwilę odpocząć oczom, uszom i myślom, od towarzyszącej nam wszędzie kultury anglosaskiej. Ufamy też, że miłośników nieco bardziej wschodniego kina, książki, muzyki – nie znuży.

Redakcja

 

 

 

Tags:

5 komentarzy

  • ŚWIETNIE NAPISANA RECENZJA.Nie znam ksiażki.Ale do niczego mi to niepotrzebne.Ośmielam się stwierdzić ,że znam Rosję.Uznał to sam Stanisław Cat-Mackiewicz kiedy rozmawiliśmy w kawiarni ZLP o wrażeniach po pierwszej mojej wizycie w tym kraju zwanym wówczas ZSRR(po polsku ten akronim złośliwie rozszyfrowywano: cep cepa cepem pogania )Czym zaimponowałem „Catowi”? A no tym,że stwierdziłem; cóż za bogactwo i róznorodnośc opinii.
    Początkowo był zaskoczony.Pożnie zapytał
    ;na jakiej podstawie Pan tak twierdzi? O DPARLEM,ŻE ROZMAWIAŁEM Z RÓŻNYMI LUDŻMI i wielu tych samych sprawach mieli odmienne poglądy. „A z czego to wynikało?” – zapytał Cat.Odpowiedzialem,że z różnego stopnia poinforowania moich rozmówców.I przyznal mi rację.Powiedział jeszcze ,że dotąd nikt jeszcze nie zwracał uwagi.Ta moja wizyta zaowocowała poemcikiem „Lawra”,który w okrojonej wersji mogłem opublikować dopiero w 1989 i pewnym podarunkiem dla Muzeum Literatury Rosyjskiej XIXw im Turgieniewa. BYła to ostatnia książka z biblioteki mego pra-pradziadka,która ocalala z zamętu lat.Jej autorem był Arystofanes,tytul „Nefelai- Obłaka,wydana w 1818,w edycji dwujęzycznej greko-rosyjskiej.Nie wiadomo kto tlumaczyl te”Chmury „.Prawdopodobnie osoba ,która napisała wstęp czyli Murawiew-Apostoł jeden z przywódców powstania dekabrystów. Ta przedmowa to wielki pean na czesc wolności.Aż dziw ,że carska cenzura przepuściła to „pod warunkiem przekazania jednego egzemplarza do Biblioteki Jego Imperatorskiej Mości „Ale były to czasy panowania masona Aleksandra I.Ten,za darmo przekazany sowieckiemu muzeum egzemplarz należał do Stanisława Tchorżewskowo,sponsora,administratora i wydawcy hercenowskiego „Kałakoła”.Mało kto wie że „Kałakoł” wychodził za polskie pieniądze zwariowanego słowianofila, uczestnika Praskiego Kongresu Słowian w 1848 r.prawnika ucznia profesora Mickiewicza, rektora Uniwersytetu w Charkowie.” A eto darom?” pytali mnie jacyś docenci zdziwieni tym,że publikacja nie była nigdzie dotąd odnotowana.Mnie to nie dziwiło,bo będąc
    miłośnikiem caratu sam bym zadbal o to,żeby ksiązka z „taaaaką” przedmową zniknęła raz na zawsze.A czasy na usunięcie zarazy mieli sporo. Napisałem stosowną dedykację w stylu, że książki powinny się znajdować w krajach z których pochodzą, co zdaje się, niezbyt przychylnie usposobiło przeróżne władze sowieckie do mojej osoby.
    Trudno się dziwić,że z z takim zapleczem plus wspomnienia o niezapomnianym widoku oddziałow Armii Czerwonej wkraczających do „mojego” miasta musiałem przynajmniej trochę interesować się Rosją. W której zmieniały się szyldy,ale pozostawał wciąż ten sam antydekabrystowski duch.Te pare miesięcy od rewolucji lutowej do rozpędzenia Konstytuanty przez bolszewickich marynarzy pijanych w cztery dziwki, okazały się zbyt krótkim okresem,żebyśmy nie musieli interesować się Rosją

    • Andrzeju, ach jaka smakowita anegdota! Dziękujemy! 🙂 R.

      • dzięki,o Rosji mogę sporo ,jeślizechcesz.Ta „anegdodota jest akurat prawdziwa ,podobnie jak pocżatkowy i dalszy fragment opowiadania „Jak nie skooano mnie w Moskwie”Nigdzie niepublikowanego,bo-powiedzmy -kiedyś mi się nie spieszyło,a obecnie wydawcom nie odpowiada taka problematyka („A kogo to interesuje ?’)Myśle.ze powinna zwłaszcza Polaków. Przynajmniej raz w tygodniu staram się poczytać trochę fragmentów z markiza de Custine’a .Niestety ,po polsku,bo francuskiego już prawie zapomniałem ,a oryginalne wydanie (krytyczne? ) Gallimarda gdzieś mi się zawieruszyło. Aktualnie jestem zajęty odszukiwaniem bon-motu Steda.Porzekadlo to stwierzajace,że coraz więcej jest ludzi a coraz mniej człowieka,.zdaje się najpierw było u Custine’a.

        • Oczywiście, że chcę 🙂 Szykuje się numer wschodnioeuropejski, każdy esej, felieton itd. przyjmę z wdzięcznością ogromną. A de Custine w oryginale jest w nieocenionej Polonie, dziewiętnastowieczne wydanie brukselskie z 1843r.

          http://polona.pl/item/1313486/1/

          • Dzięki za podlinkowanie. Już teraz zgłaszam 2 recenzje z książek wydanych wprawdzie w 2011 i 2013,których promocja odbtła się w styczniu tego roku Są to poetyckie publikacje trójjęzyczne(białorusko-litewsko -polskie )Uładzimira Niaklajeu’a „Pożegnalny gest Zygmunta .Wiersze i poematy ” raz antologia Jazepa Januszkiewicza „Twaram da szybienicy /Veidu i kartuves ” antologia poświęcona150 leciu Powstania Styczniowego na tzw Ziemiach Zabramych i 175-leciu urodzin kpt Kostka Kalinowskiego jednego z przywódców Powstania na Białorusi,powieszonego w Wilnie na placu Węglowym prze carskich siepaczy.

Zostaw odpowiedź