Jacek Gulanowski: Chłód, pustka i nagrody literackie
Eustachy Rylski
Na Grobli
Świat Książki
Warszawa 2010.
Rzadko się zdarza, żeby pociąg zgubił lokomotywę. Zwłaszcza pociąg i tak sporo opóźniony, jadący objazdem. Jeszcze rzadziej zdarza się, żeby mnie to na swój sposób cieszyło. Doczytałem właśnie do połowy „Na Grobli” i byłem już tak „zanurzony” w książce, że perspektywa przedwczesnego przerwania lektury niezbyt mi się uśmiechała. Nieszczęsny środek lokomocji zapewnił też odpowiednie tło do czytania – powracające raz po raz w książce chłodna jesień i płaski polski krajobraz, ni to leśny, ni to polny. Później okazało się, że spokojnie zdążyłem nie tylko przeczytać powieść do końca, ale też przesłuchać dwie płyty, podrzemać i zacząć kolejną lekturę… Ale to już zupełnie inna historia.
Pozwolę sobie jednak nie tylko wrócić do porzuconego przez lokomotywę pociągu, ale od razu przejść do największego atutu najnowszej powieści Eustachego Rylskiego. Krótko mówiąc – wciąga. Czyta się ją jednym tchem. Rylski jak zwykle sprawnie operuje piórem, tym razem (w odróżnieniu od opowiadań ze zbioru „Wyspa”) udaje mu się skonstruować historię, która z każdym kolejnym rozdziałem odsłania czytelnikowi swoje zawiłości.
„Na Grobli” to rozpisana na 20 monologów i jeden list, epilog, opowieść o Aleksandrze Sewerynowiczu – pisarzu fikcyjnym, ale podobnym zarówno pod względem losów jak i twórczości do Jarosława Iwaszkiewicza. Podobnym, ale jednak nie tożsamym. Wbrew niektórym opisom powieść nie jest zwykłą próbą odpowiedzi na pytanie, co by było, gdyby Iwaszkiewicz nie przyjął Nagrody Leninowskiej. Opowiada o uwikłaniu jednostki w historię, wadze dokonywanych wyborów, relacji biografii i twórczości oraz kryzysie twórczym. Pokazuje też wybitną jednostkę od strony niejednokrotnie pomijanej – a więc z perspektywy osób bliskich, które muszą takiego osobnika znosić na co dzień. „Na Grobli” nie jest też powieścią napisaną w stylu „Iwaszkiewiczowskim”, chociaż przewijają się w niej takowe motywy – zaduma nad codziennością podszyta rezygnacją i poczuciem zmarnowania życia. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, iż z powieści Rylskiego ta jest właśnie najmniej podobna do dzieł jednego z mistrzów autora.
Powieściowy Sewerynowicz znajduje w sytuacji, która może się okazać punktem zwrotnym w jego życiu. Za swoją twórczość, wobec której Rosjanie mają stosunek – eufemistycznie ujmując – ambiwalentny, ma otrzymać radziecką nagrodę imienia Fiedina. Po światku literackim krążą jednak pogłoski o innej nagrodzie, która jest na wyciągnięcie ręki za zachodnią granicą Polski. Sewerynowicz, człowiek niemłody i dotknięty kryzysem twórczym, zdaje sobie sprawę z faktu, iż kolejnej szansy na docenienie jego twórczości jeszcze za życia już nie będzie. Co więcej w kraju rodzi się „Solidarność”, a partią wstrząsają pełzające przewroty i nadchodzące zmiany u steru. Wyraźnie widać, iż w najbliższym czasie nie uda się zachować wybudowanego na fundamencie ostrożnego kompromisu z władzą status quo. Trzeba podejmować decyzje, a apatyczny i egotyczny Sewerynowicz nie wydaje się właściwą osobą na właściwym miejscu. Co więcej – doradzają mu ludzie kierowani skrywanymi motywacjami, a ci, którzy faktycznie mogliby radą służyć, albo nie podejmują się tego zadania, albo Sewerynowicz nie chce ich słuchać.
Polifoniczna narracja „Na Grobli”, monologi samego pisarza jak i członków jego rodziny, współpracowników, służby czy ludzi aparatu ówczesnej władzy, to nietypowy zabieg jak na Rylskiego, który dotychczas trzymał się tradycyjnej narracji. Jest to zarazem największy „zgrzyt” powieści. Można by się spodziewać, iż autor, który ma spore doświadczenia chociażby ze scenariuszami dla Teatru Telewizji, dobrze odnajdzie się w prowadzeniu „gawędziarskiej” narracji i wyjdzie z tak postawionego sobie zadania obronną ręką. Niestety sprawy mają się zgoła inaczej. Same monologi są wciągające, zręcznie poprowadzone, jednak nie zawsze adekwatne do postaci. O ile zmanierowane opowieści Sewerynowicza robią dobre wrażenie (są to wypowiedzi, których można się po takiej dwuznacznej moralnie, ale niewątpliwie sprawnie operującej słowem, postaci spodziewać), to w przypadku ludzi prostych, mniej wykształconych, jak gosposia czy kierowca, ta maniera razi. Podobnie rzecz ma się w przypadku przedstawicieli aparatu władzy, których monologi mają odpowiadać twardemu językowi cynicznych rozgrywek politycznych, jednak robią wrażenie stylizacji rodem z polskich seriali sensacyjnych. Krótko mówiąc – język nie zawsze jest adekwatny do postaci, a co za tym idzie jest nieprzekonywujący. Niektóre monologi czyta się świetnie, ale brzmią fałszywie. Zwłaszcza że pojawiają się w nich anachronizmy (np. „debeściak”).
Do największych atutów „Na Grobli” zalicza się jej problematyka. Związki biografii i twórczości, istota pisarstwa, odpowiedzialność za podejmowane wybory to pytania istotne nie tylko z jednostkowego punktu widzenia, ale również grupowego – czy to inteligenckiego, narodowego czy ogólnoludzkiego. Plusem jest też powrót do poruszanych wcześniej przez Rylskiego tematów – uwikłania jednostki w historię i skomplikowanych relacji polsko-rosyjskich, tym razem wzbogaconych o problemy dotyczące zarówno twórczości jak i twórczej jednostki. Kolejnym atutem jest konstrukcja fabuły. Wbrew pozorom „Na Grobli” kryje kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji, opartych przede wszystkim na odkrywaniu prawdziwych motywacji postaci oraz ich uwikłania w historię – mniej lub bardziej odległą. Samo zakończenie jest również oryginalne, dalsze losy postaci ukazane w epilogu, nie są czymś, co można by przewidzieć odwołując się klucza „Iwaszkiewiczowskiego” – zarówno do biografii pisarza jak i losów stworzonych przez niego bohaterów. Pojawia się też niezwykle ciekawy smaczek w postaci przekonywująco skonstruowanej biografii Sewerynowicza czy odwołań do napisanych przez niego fikcyjnych książek. Niejeden jako tako zorientowany w historii polskiej kultury obcokrajowiec mógłby się na to spokojnie nabrać i uwierzyć w realność przedstawionych w powieści wydarzeń. Przy całej prawdopodobności Sewerynowicz nie jest jednak sztampowy i rekonstrukcja jego biografii przebiega zgoła inaczej, niż zwiastują to pierwsze strony powieści.
W „Na Grobli” pojawia się wątek już wcześniej poruszany przez Rylskiego – w książkach i wywiadach – zależność ludzkich charakterów od krajobrazu. Autor zestawia monumentalne krajobrazy utraconych kresów Rzeczpospolitej z trywialnymi laskami Mazowsza. Właśnie w tej utracie geograficznego rozmachu może kryć się klucz do zrozumienia kryzysu, czy raczej uwiądu, twórczego Sewerynowicza. Być może z tą krajobrazowej zmianie (oprócz wymordowania warstwy inteligenckiej) wiąże się też „zbanalnienie” powojennej Polski. Jest to wyraźnie wschodni – choć niekoniecznie świadomie – rys twórczości Rylskiego. Stąd już tylko krok do rosyjskich rozważań o wpływie środowiska na całe narody, koncepcji etnosów i kontrowersyjnej historiozofii Lwa Gumilowa czy „rytmów Eurazji” Aleksandra Dugina. Być może to właśnie pokazuje, jak bardzo proza ta powiązana jest z najciekawszymi osiągnięciami kultury rosyjskiej. Można zatem postawić pytanie, czy twórczość Rylskiego może stanowić pomost pomiędzy polską i rosyjską inteligencją. Niewątpliwie dla niejednego Rosjanina „Na Grobli” byłoby powieścią ciekawą, nie tylko ze względu na zawarte w niej wątki wschodnie.
Jednak pomimo tych wszystkich atutów „Na Grobli” nie jest powieścią w pełni udaną. Przede wszystkim drażni wytknięta już nieadekwatność języka wobec niektórych postaci. Po zakończonej lekturze pojawia się też inna refleksja, być może o wiele ważniejsza niż kontrowersje warsztatowe. Rylski stawia niezwykle ważne pytania, ale dość desperacko ucieka od odpowiedzi. Wygląda na to, że rację ma Rafał Ziemkiewicz, gdy pisze, że Rylskiego od Iwaszkiewicza odróżnia fakt, iż ten drugi naprawdę w nic nie wierzył i tylko delektował się smutkiem. Tymczasem Rylski sugeruje, że podejmowane przez jego bohaterów decyzje nie są właściwe. Ale dlaczego? Do jakiego zatem kodu moralnego odwołuje się Rylski? W wywiadach i na spotkaniach prowokuje wypowiedziami o swoim pogaństwie, odnosi się do niego również w „Na Grobli”. Wyraźnie jednak widać, iż jest to słowo-wytrych, które ma umożliwić ucieczkę od odpowiedzi i niewiele ma to pogaństwo wspólnego z Plutarchem czy Jamblichem. Nie jest to żaden usystematyzowany światopogląd, który Rylski chciałby czytelnikowi wyłożyć, a następnie obronić przed stawianymi mu zarzutami. Jest to zwykła semantyczna tarcza, za którą autor się chowa, niestety nie wiadomo czy faktycznie zamierza przy jej ochronie stawić czoła jakiemuś wrogowi czy też po prostu głowę zwiesił niemy. Rylski podkreśla, iż nie chce wymierzać sprawiedliwości światu. Ale tym samym stawia się na pozycji Sewerynowicza, od którego wszyscy oczekują, iż podejmie jakieś wiążące decyzje, a on tymczasem woli przechadzać się po ogrodzie. Tymczasem Rylski jest sam sobie winien, nikt nie kazał mu pisać tak dobrych książek na takie tematy. Jaki krąg problemów jest mu bliski, jakie pytania stawia, że jest dobrym pisarzem – to już wiemy. Teraz czytelnik ma prawo oczekiwać od niego jakiegokolwiek ustosunkowania się do postawionych pytań. Taka postawa pisarza jest szczególnie irytująca z perspektywy zetknięcia z ogólnopolską niemożnością czegokolwiek – nieprzypadkowo na początku nawiązałem do torów, których od kwartału nikt nie może naprawić czy gubienia lokomotywy. Jeśli według Rylskiego na postawione przez niego pytania nie ma odpowiedzi, to po co w takim razie je stawia? Czy żeby po Iwaszkiewiczowsku rozkoszować się tragicznym położeniem człowieka? W jakim celu zakłóca czarnymi myślami procesy konsumpcji i trawienia swoich czytelników?
Pojawia się też pewna bardzo karkołomna, ale wciąż do mnie wracająca możliwa interpretacja „Na Grobli”. Otóż jest to powieść w o wiele większym stopniu autobiograficzna, niż mógłby się czytelnik spodziewać. Dotyczy to przede wszystkim problemu uznania autora za życia i związanych z tym nagród literackich. Czyżby „Na Grobli” było powieścią pisaną „pod nagrodę”? Ani „Warunkiem” (epicką powieścią łączącą wątki Iwaszkiewiczowskie z Gomborowiczowskimi) ani „Po śniadaniu” (na poły autotematycznymi esejami o fascynacji ważnymi dla współczesnej prozy autorami) Rylski nie wywalczył sobie najgłośniejszej obecnie polskiej nagrody literackiej – Nike. Być może „Na Grobli” jest właśnie dziełem, które w zamierzeniu autora miało mu tę nagrodę przynieść. Stąd właśnie wynikałaby swoista totalność poruszanej tematyki – losy jednostki i losy narodu, twórczość i biografia, historia i Historia, prawda i fałsz, ludzkie dusze i ludzkie gęby. Jest to na swój sposób powieść totalna – mamy tu wszystko i jeszcze więcej, nowatorską formę i osadzenie dzieła w polskiej tradycji literackiej oraz świecie polskiej kultury. Nike potwierdziłaby, iż miejsce Rylskiego jest tam, gdzie faktycznie jest – wśród najważniejszych polskich współczesnych pisarzy. A patrząc na niektórych laureatów tej nagrody, chociażby z edycji, w której nominowany był „Warunek”, muszę przyznać, że faktycznie mu się należała. Jeśli nawet „Na Grobli” nie jest pisana „pod Nike”, pojawia się w niej kolejny wątek, który można zinterpretować pod kątem biografii samego pisarza. Czy gdyby Rylski swego czasu odrzucił nagrodę imienia Józefa Mackiewicza za swoją prawdopodobnie najlepszą książkę, to miałby później większe szansę na Nike? Ukrywanie, iż polski świat kulturalny, jak i polskie społeczeństwo w ogóle, jest podzielone pod kątem światopoglądowych i personalnych sympatii, to zamiatanie kurzu pod dywan. Otrzymanie dwóch omawianych nagród przez Jarosława Marka Rymkiewicza nie przeczy tej tezie, tylko pokazuje, jak się wszystko może zagmatwać i jest to wyjątek nie do powtórzenia.
Odstawiając na bok te ryzykowne interpretacje, od których autor „Na Grobli” z pewnością by się odciął, chciałbym na końcu odnieść się do faktu, iż Rylski dość krytycznie ocenia swoje pisarstwo, zwłaszcza pierwsze dzieła. I jak to w przypadku tego autora – trudno mi powiedzieć, na ile to prowokacja, a na ile szczere wypowiedzi. Jednak jak na moje oko debiutem i „Człowiekiem w cieniu” ustawił poprzeczkę bardzo wysoko. „Warunek” o nią zawadził, a „Wyspa” nawet nie próbowała sięgnąć. „Na Grobli”? No cóż… Koniec końców – nie jestem kontent.
Jacek Gulanowski