Z-M-P: Włochaty człowiek

19 marca 2011 18:085 komentarzy

Piętnastu muskularnych facetów staje w rozkroku, ugina nogi w kolanach, przybiera groźny wyraz twarzy i – rytmicznie przytupując i uderzając się dłońmi po udach i klatkach piersiowych – skanduje: „nadchodzi Włochaty Człowiek, który przynosi Słońce!” Zabawne? Zależy dla kogo. Piętnastu innym facetom, którzy właśnie mają się zmierzyć z reprezentacją Nowej Zelandii w rugby, raczej nie jest do śmiechu. Już za chwileczkę, już za momencik, przetoczą się po nich jakieś dwie tony żylastej człowieczyny z kością. A to, jak się łatwo domyślić, niekoniecznie należy do rzeczy przyjemnych.

* * *

Mój osobisty Włochaty Człowiek nazywa się Tana Umaga. W zasadzie nie wiem, kiedy pierwszy raz widziałem go w akcji. Musiało to być gdzieś na przełomie lat 90tych i 00wych, gdy Jonathan Falefasa, czyli Tana, albo po prostu T, na trwałe zadomowił się w wyjściowym składzie All Blacks (debiutował w 1997).

To nie tak, że wcześniej nie interesowałem się rugby. Tyle, że przed Taną był to dla mnie sport jeden z wielu. Dopiero ten mierzący niespełna metr dziewięćdziesiąt, stukilowy, kudłaty dryblas wbił mi jajowatą piłkę na trwałe do serducha. Zrobił to z typową dla siebie siłą, szybkością, pasją i agresją (która – trzeba to szczerze przyznać – na boisku czasem przekraczała zdrowe normy).
Nie było odwrotu.

Był za to taki rok (bodaj 2001wszy, nie prowadzę żadnych statystyk), kiedy spotkań rugby obejrzałem (licząc łącznie telewizor i stadion) więcej, niż meczów wszystkich innych dyscyplin razem wziętych.

* * *

Dlaczego rugby? Część odpowiedzi już padła: siła, szybkość, pasja i agresja. Ale także choćby szacunek dla przeciwnika. Na boisku trwa Walka. Tak, przez wielkie „W”. Trzeszczą kości, jęczą wyginane stawy, krwawią porozkwaszane nosy, naddarte uszy i rozbite łuki brwiowe. Każdy centymetr kwadratowy terenu to świętość, o którą należy stoczyć zażarty bój. Lecz gdy ten bój uda się wygrać, nie ma głupich uśmieszków, ani idiotycznych w stronę rywala, nie ma ostentacyjnie okazywanej radości. Teraz my, za chwilę może oni. Nie ma też agresji na trybunach. Kibice obu drużyn siedzą często przemieszani, zgodnie obok siebie. Nie plują na siebie, nie biją się i nie wyzywają.

Co więcej, rugby to najbardziej zespołowa ze wszystkich gier. W piłce nożnej, koszykówce, siatkówce, hokeju – jedna gwiazda jest w stanie zmienić ekipę przeciętniaków w zespół notorycznych wygrywaczy. W rugby jedna gwiazda, nawet tak jasna, jak bohater tego tekstu, nie znaczy nic. Bez wsparcia kolegów może skisnąć od starań, a i tak z nikim nie wygra.

Bo w rugby każdy ma wyznaczoną rolę i musi ją spełniać. To uświęcona, odwieczna tradycja. Patrząc na plecy rugbisty, można bez pudła określić, jakie boiskowe zadania zostały mu wyznaczone. „Dwójka” to młynarz, „ósemka” wiązacz, „dziesiątka” – łącznik ataku…

rys. Filip Żywica

Oprócz zarażenia mnie swą dyscypliną en bloc, Umaga sprawił także, że podczas wszelkich międzynarodowych zawodów na najwyższym poziomie – Polakom, niestety, wciąż sporo do tego poziomu brakuje – ściskam kciuki za Nową Zelandię. Trochę w tym masochizmu (u mnie to zwyczajne, podczas piłkarskich Mundiali wspieram Argentynę), albowiem All Blacks, mimo, iż niemal nieustannie gromadzą w swych szeregach całe góry talentu, Puchar Świata wygrali do tej pory tylko raz – inauguracyjną edycję w 1987mym. Później w zasadzie co cztery lata byli mocnym kandydatem do złota. I co cztery lata byli blisko, dochodząc co najmniej do półfinału. Tak aż do roku 1997mego, gdy (choć od dwóch lat już bez T) byli – o ile to w ogóle możliwe – jeszcze mocniejszym faworytem.

Przegrali z kretesem. Mimo zwycięstwa w grupie (to udaje im się, jak dotąd, zawsze, nigdy nawet nie przegrali pojedynczego grupowego spotkania!), w ćwierćfinale wysłał moich ulubieńców do domu gospodarz, Francja. A główną rolę w zwycięstwie Les Tricolores 20:18 odegrał inny Włochaty Człowiek, Sebastien Chabal.

Dziewiątego września bieżącego roku będą trzecie urodziny mojej młodszej córki. Tego samego dnia, o dwudziestej trzydzieści czasu lokalnego (u nas będzie wpół do jedenastej przed południem), All Blacks meczem z Tonga rozpoczną siódmą edycję Rugby Union World Cup.

Ka mate! Ka mate! Ka ora!!!

Szansa jest – jak zwykle – ogromna. Nowozelandczycy po raz pierwszy (w 87mym „współgospodarzyli” z Australią) będą gościć zmagania o Puchar Webba Ellisa na własnych stadionach. I choć „rozsądkowym” faworytem pozostają, jak sądzę, obrońcy tytułu sprzed czterech lat, reprezentanci RPA – Springbokke, to od jakiegoś czasu rośnie we mnie nadzieja, że rugbistom ze Srebrną Paprocią na piersi wreszcie się uda. Przypuszczam, że Tana Umaga też w to wierzy.

* * *

Na koniec garść suchych faktów i wyjaśnień:

• W rugby w odmianie Union gra się po piętnastu (istnieje jeszcze trzynastoosobowa League oraz siódemki, ale te nie wydają się autorowi tego tekstu przesadnie pasjonujące). Mecz trwa 2 x 40 minut. Piłka nie jest okrągła, tylko owalna, a bramki owszem, są dwie, ale w przeciwieństwie do m.in. futbolu, kopiąc piłkę, należy ją zmieścić nad, nie pod poprzeczką (dlatego słupki są znacznie wyższe). Punkty zdobywa się przez: przyłożenia (umieszczenie piłki w polu punktowym przeciwnika) – 5; podwyższenie (uderzenie stojącej piłki na bramkę rywala z szerokości, na której nastąpiło przyłożenie) – 2; kop z gry, kop z rzutu karnego – 3. Kto uzbiera więcej punktów, ten, rzecz jasna, wygrywa.

Wbrew spotykanym tu i ówdzie opiniom, rugby nie jest bezładną, brutalną ganianiną. Atakować można tylko zawodnika z piłką i wyłącznie od linii kolan do linii barków.

Tyle w kwestii esencji z esencji przepisów. Resztę, Drogi Czytelniku, doczytaj sobie sam. A najlepiej dooglądaj, śledząc mecze.

All Blacks (Cali Czarni) – reprezentacja Nowej Zelandii, zwana tak – a to ci niespodzianka – od jednolicie czarnego koloru strojów. Symbolem tej drużyny jest srebrny liść paproci.

Haka – odmiana maoryskiego tańca wojennego, odprawiana przez All Blacks przed każdym spotkaniem. Osobiście, czy widzę ten taniec przed meczem, czy oglądam go w jakichś luźnych materiałach, zawsze mam ciarki na plecach.

Umaga, Jonathan Falefasa „Tana” – ur. 27go maja 1973 w Lower Hutt (Nowa Zelandia), były nowozelandzki rugbista, w latach 1997 oraz 1999-2005 reprezentant kraju. W reprezentacyjnej koszulce rozegrał 79 spotkań zdobywając łącznie 185 punktów. W latach 2004-5 (w 21 spotkaniach) kapitan All Blacks.

Z-P-M

Tags:

5 komentarzy

  • Moja zona mnie wlasciwie wciogla w rugby. Oczywiscie latwiej jest gdy sie mieszka w miejscu gdzie angielskie rugby ma swoj dom czyli polnoc Anglii a dokladniej Yorkshire. Dookola mam ekipy Bradford, Huddersfield, Hull razy 2, Leeds, Wakefield, Castleford a obok na zachod Warrington, Salfor, St Helens i Wigan. Tak mniej wiecej wyglada najwyzsza klasa rozgrywkowa. A w moim miescie Halifax zbiera sie do awansu;-) Tak wiec rugby.

    • /Moja zona mnie wlasciwie wciogla w rugby./

      Ja swoją wciąż próbuję wciągnąć, ale nadal bezskutecznie. Póki co, osiągnąłem tyle, że już nie rzuca jakiś złośliwych komentów:)

      • a ja na swojego rzucam nie komenty a talerze , kiedy zamiast cos robić w domu gapi się w telepudełko. Czego i wam życzę.

  • ale tekst całkiem fajny. No i ilustracje wymiatające, tego żywicy

  • Pierwszy raz zobaczyłem Czarne Koszule i usłyszałem Haka w 1997. Potem miałem szanse od czasu do czasu popatrzeć na Bath.

    To niesamowite, oglądać dwa stada nosorożców galopujące po trawie, momentami w z prędkością na minimum olimpijskie na 100m.

    A w Polszcze? ciężko coś zobaczyć. Może kiedyś uda się nam pokonać Rumunię?

    P.S. Na futbolu amerykańskim przysypiam.

Zostaw odpowiedź