Jolanta Sztejka: Polki kibicują- Euro 2012 babskim okiem
Kiedy ogłoszono, że Polska i Ukraina będę wspólnie organizować Mistrzostwa Europy w piłce nożnej słowa niedowierzania zawisły na wielu ustach. Większość Polaków entuzjastycznie wypowiadała się jak to fajnie, super i tak dalej. Do pierwszych problemów z budową stadionów, autostradami itp. Morale Polaków, zarówno zwolenników jak i przeciwników piłki nożnej, czy sportu w ogóle- zaczęło opadać.
Ku zdziwieniu wielu, udało nam się podołać wyzwaniu, okazaliśmy się dobrymi gospodarzami. Choć musze przyznać, że cała ta euromania Polaków ciągle mnie jednak zdumiewa.
Nigdy nie byłam fanką jakichkolwiek dyscyplin sportowych, wystarczyło mi, ze wyczytałam w gazecie, że tu czy tam przegraliśmy, a gdzieś tam sięgnęliśmy po medal. Chcąc nie chcąc, dzisiaj najlepsi sportowcy to również celebryci – więc nazwiska znanych sportowców znam mimo woli. Bo w dzisiejszych czasach nie sposób nie kojarzyć takich nazwisk jak Adam Małysz, Agnieszka Radwańska, Agata Mróz…
Była Małyszomania, czas na Euromanię.
Euromania zawładnęła więc całym europejskim kontynentem, a w Polską i Polakami w szczególności. Z uśmiechem na ustach słuchałam audycji w których zapaleni piłkarscy kibice, radzili co zrobić ze swoimi partnerkami w meczowy wieczór, jak znieść gęgające żony, znudzone dziewczyny, niecierpliwe córki.
Postanowiłam nie dać się wykiwać. Od samego początku podejrzewałam, że Euro nie boli.
Na mecz otwarcia, w którym grała polska reprezentacja, wybraliśmy się z mężem do sąsiadów i obejrzeliśmy z radością mecz. My – kobiety też. O dziwo, było bardzo przyjemnie. Sąsiad przygotowany, w koszulce, czapeczce… iście biało-czerwony nastrój.
Wprawdzie wiele sytuacji mających miejsce na boisku nadal jest dla mnie niezrozumiałych, nie wszystko pojmuję intuicyjnie, ale polskie mistrzostwa mnie zainteresowały. Co ciekawe oglądałam mecze także po porażce polskiej reprezentacji. Niektóre były bardzo ekscytujące… co ciekawe oglądałam od początku do końca, w przeciwieństwie do mojego małżonka, który często po pierwszej połowie szedł spać… już go tłumacze- wstaje dość wcześnie do pracy- ale zawsze rano gdy wstawał, znajdował na kartce zapisany wynik meczu. Jego koledzy z pracy przynajmniej mieli o czym plotkować.
Muszę przyznać, że teraz wydaje mi się to zabawne.
Kiedy Polacy grali swój ostatni mecz, gościliśmy u znajomych na grillu. Byłam przekonana, że do meczu grill zdąży się zakończyć i obejrzymy spokojnie w domu… Nic bardziej mylnego- nikt się nawet nie zająknął, ze mecz, że Polacy. Ale kiedy włączyłam radio w samochodzie na szczęście spotkałam się z dość sympatycznym przyjęciem. Ale euroszału nie było. Ani w wykonaniu kibiców, ani zresztą piłkarzy. Spokojnie obejrzałam druga połowę w domu, ale miałam wrażenie, że poza mną nikt na mecz się nie spieszy. Więc pocieszam, że w ramach równowagi w przyrodzie- nie wszyscy panowie kochają piłkę nożną.
Zastanawia co innego. Nagłe objawienie patriotyzmu narodowego. Żadne święto narodowe nie jest w stanie skłonić Polaków do tak ochoczego manifestowania swój miłości do symboli narodowych, czy do państwa w ogóle. Mamy święto niepodległości, ba, nasza flaga ma nawet swój dzień… ale do głowy wielu z nas jakoś nie wpada pomysł, by okna w mieszkaniu czy lusterka w samochodzie ozdabiać flagą. A na Euro… wszędzie w Polsce biało-czerwono, okna, balkony, trawniki, samochody, wszędzie, wszędzie.. aż nieswojo.
I do tego hymn, który hymnem by się stał, gdyby wygrał kto inny. Nie chce mi się dociekać, kto właściwie zorganizował konkurs na piosenkę na Euro 2012, ale skoro Polacy wybrali i docenili zespół Jarzębina, to organizator powinien ten wynik respektować. Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby wygrał zespół bardziej „na czasie” to promocja europiosenki wyglądałaby zupełnie inaczej. Mimo, że euroszlagier niespecjalnie przypadł mi do gustu, to i tak jestem pełna uznania dla Pan z Jarzębiny. Za odwagę, za otwartość, za radość życia. Moja babcia należy od wielu lat do klubu Seniora i śpiewa w podobnym zespole. Jeździ wraz z koleżankami na różne występy, konkursy. Bardzo często te wyjazdy owocują nagrodami i pucharami. Jeśli mówiąc A piosenkę dopuszczono do finału konkursu, należało powiedzieć B.
Na szczęście nie zawiedli kibice, bez względu na to, komu kibicowali wprowadzali prawdziwy sportowy nastrój. Nastrój, który otaczał nie tylko stadiony, ale także strefy kibice- te duże organizowane przez miasta, puby i te maleńkie gromadzące miłośników footbolu w domach przed TV.
Nie, nie zakochałam się w piłce nożnej (chociaż tak, jakiś malusieńki sentyment, albo… eeee nie będę zdradzać)… nie będę oglądać wszystkich meczy transmitowanych przez telewizję, ale, ale, ale.. podobno jesienią w moim mieście ma się odbyć mecz towarzyski z RPA. Może się wybiorę.. chyba, że szum medialny wokół mojej „prowincji” okaże się na tyle silny, że mecz zostanie przeniesiony na jeden z nowowybudowanych eurostadionów. Ale jeśli jednak w Bydgoszczy, to aż się prosi, żeby skosztować tej atmosfery.
Kto wie, może nawet wezmę szalik…
tekst: Jolanta Sztejka
lustr.: Kasia Maława
23:44
Oglądałam wszystkie mecze 🙂