Janusz St. Andrasz: Sardynka, rybka nieduża.
Zapiski z roku 1552 podają, iż w Lizbonie, w miejscu znajdującym się nieopodal dzisiejszej hali targowej Ribeira, ówcześnie noszącym (przewrotną) nazwę Malcozinhado (dosłownie: źle ugotowane), mieściło się „10 budek, w których nieprzerwanie pracowali mężczyźni i kobiety, grillując sardynki”.
Już wcześniej znanym miłośnikiem sardynek był król Jan II (1455 – 1495 r.). Uważał on, iż jest ich dużo, są smaczne i nie kosztują wiele. Cóż za praktyczne podejście do życia kogoś, kto z pewnością nie narzekał na brak funduszy. Swoją drogą szkoda, że poznał się na sardynkach a odrzucił projekt morskiej wyprawy przedstawiony mu przez pewnego pana, zwanego Kolumbem…
Wracając jednak do sardynek – ich sprzedawcy i sprzedawczynie, zwani frigideiros (patelniarze?), byli charakterystycznym elementem lizbońskiego krajobrazu. Zostali uwiecznieni na wielu obrazach i doskonale opisani w portugalskiej literaturze.
Jak wyglądały te prototypu fastfoodów? Oto ich opis, pióra J.F.K. Carrere, zaczerpnięty z „Panorama de Lisboa no ano 1796” („Panorama Lizbony w roku 1796”):
(…) Lojas de frigideiros to stragany, rozsiane po całej Lizbonie – na ulicach, placach, w bramach a szczególnie przy wejściach do karczm (…).
Ten sposób sprzedaży to wielka wygoda i możliwość nabycia za niewielką cenę, gotowego śniadania, obiadu i kolacji. Każda osoba, zaopatrzona już w swój własny kawałek chleba, kupuje pięć czy sześć smażonych lub pieczonych sardynek za jedyne kilkanaście groszy, zjadając je bardzo często na miejscu. Jeśli ma do dyspozycji jeszcze jakieś pieniądze, prosi o szklaneczkę wina i jest wtedy już całkowicie usatysfakcjonowana. (…)
(…) Takie sklepy stają się postrachem mieszkających w ich pobliżu ludzi (przeszkadza im dym, zapach, ogłuszający hałas sprzedawców zachwalających swój towar trzy razy w ciągu jednego dnia), należy więc unikać mieszkania w miejscach, w których się znajdują (…)
Nie na wiele się to jednak zdaje. Sardynkowy kramik, który jest składany i przenośny, zmienia miejsce swojego funkcjonowania w mgnieniu oka, instalując się w drzwiach lub pod oknem, w którym go przed chwilą jeszcze nie było. (…)
Cóż, jak widać, życie przedsiębiorcy nigdy nie należało do łatwych i przyjemnych…
[youtube 7TT7eK93YYA]
Współczesna, żartobliwa wersja frigideiros z Rio de Janeiro
Cóż można przyrządzić z tej niewielkiej, niepozornie wyglądającej rybki? Posłużę się tutaj znów przykładem gustu koronowanej głowy, aby tym samym podkreślić demokratyczny wymiar sardynki. Portugalski król Karol (1889 – 1908 r.) był wielkim amatorem sardynek zapiekanych w towarzystwie cebuli, wina i pomidorów, posypanych tartą bułą i polanych oliwą z oliwek. Przepis ten znany jest pod nazwą sardynek a la Cascais.
W Nazaré, rybackim miasteczku położonym nieopodal Lizbony, jada się je zgrillowane a następnie macerowane w marynacie złożonej z oliwy, octu winnego, czosnku, liści laurowych i zielonej pietruszki.
Szef restauracji w nieistniejącym już dzisiaj Hotelu Bragança (Rua de Alecrim) i jednocześnie XIX-wieczny autor poczytnej książki kucharskiej – João da Matta – był autorem kilku potraw z sardynek. W jednej z nich, łączy (przynajmniej w naszym, polskim rozumieniu) ogień z wodą, tzn. rybę z mięsem. W czymś w rodzaju pojemniczków, zrobionych z chleba, zapiekane są sardynki, mielone mięso, krewetki i ogórek, wszystko polane sosem z masła, soku z cytryny, pietruszki i białego wina.
Swoistą ciekawostką może być fakt masowych połowów sardynek przez zamieszkujących niegdyś obecną Lizbonę i jej okolice, starożytnych Rzymian. Używali oni tej ryby, jako jednego ze składników, niezbędnych do produkcji czegoś w rodzaju uniwersalnej przyprawy typu Knorr, zwanej garum.
Polakom nazwa sardynka z pewnością nie wydaje się być obca. Funkcjonuje przecież w naszym języku powiedzenie: „Ciasno jak w puszce sardynek”! Puszkowano ją bowiem namiętnie i od dawna. Już w roku 1855 konserwy z sardynkami w oleju, wytwarzane w Setúbal, zdobyły nagrodę na Wystawie Światowej (obecnie zwanej w skrócie EXPO) w Paryżu.
Do dzisiaj sardynki w puszce można kupić w każdym sklepie spożywczym w całej Portugalii. Również i w naszym kraju, m.in. w sklepach Almy czy Kuchnie Świata, dostępne są autentyczne, najlepszej jakości sardynki w oleju. Wytwarzane są one przez firmę Ramirez, najstarszego w Portugalii (bo działającego nieprzerwanie od roku 1853 r.) producenta konserw.
Sardynki, jak wszystkie ryby, warto spożywać nie tylko ze względu na walory smakowe ale również z powodu zawartości w nich ogromnej ilości, będących obecnie na ustach wszystkich, zainteresowanym zdrowym odżywianiem się, kwasów Omega 3.
Co możemy przyrządzić sobie w naszych polskich warunkach z zakupionej u nas puszeczki sardynek? Proponuję doskonałą pastę sardynkową – przepis tutaj.
Apogeum sardynkowej manii przypada (przynajmniej w samej Lizbonie) na noc z 12/13 czerwca, czyli w dzień św. Antoniego. Pomimo iż oficjalnym patronem stolicy Portugalii jest św. Wincenty, Lizbończycy upodobali sobie szczególnie, pochodzącego z ich miasta św. Antoniego, zwanego również (z racji długoletniego pobytu w Padwie) Padewskim. Wtedy właśnie Lizbona zamienia się w wielki plac grillowania. Jeśli ktoś nie lubi zapachu pieczonej sardynki, lepiej aby w tym czasie nie przyjeżdżał do Lizbony, trudno w niej bowiem znaleźć miejsce, w którym nie byłoby go czuć.
Ja jednak ze swojej strony absolutnie polecam to święto. Jego atmosfera jest niepowtarzalna i jestem przekonany, iż w niedługim czasie wyjazd „na św. Antoniego” wśród polskich turystów będzie co najmniej tak znany, jak gonitwa byków w hiszpańskiej Pampelunie. Do bardziej szczegółowego opisu tej szalonej nocy, podczas której cała Lizbona się bawi, z pewnością jeszcze kiedyś powrócę.
Janusz St. Andrasz
Janusz St. Andrasz – człowiek wielu zainteresowań i pasji, globtroter, publicysta, smakosz, meloman i bloger. Do Portugalii przyjechał na dwa tygodnie i pozostał tam… prawie dziesięć lat. Jest autorem pierwszego polskiego przewodnika po Lizbonie, publikował m.in. w miesięczniku „Podróże”, czasopismach „Maleman”, „L’eclat”, „Ugotuj to”, opowiadając fascynująco o Portugalii od jej historii po kuchnię i muzykę. Prowadzi blog Luzomania, w którym niniejszy tekst miał swoją premierę i który Czytelnikom Netkultury nieustająco polecamy.
15:33
Fajny text, robi smaka na sardynki i Lizbonę 🙂
13:33
Wszystko fajnie, ale ten przepis na pastę sardynkową to jakaś porażka, 200g majonezu! A sardynek w puszce ile? 120g, 150?
Takie proporcje nie wyjdą na zdrowie, nawet omega3 nie pomogą 😉