Wywiad Netkultury: Piotr Sender

15 lutego 2012 11:423 komentarze

Piotr Sender – urodzony 1990 roku w Olsztynie. Student elektroniki i telekomunikacji na Politechnice Gdańskiej. Etatowy mieszkaniec Trójmiasta i bywalec Giedajt – małej, podolsztyńskiej wioski, z którą związany jest sercem. Nałogowy „czytacz” i „pisacz” o trudnej do okiełznania wyobraźni.

Założyciel i redaktor naczelny czasopisma kulturalno-literackiego „Doza”. Powoli rozpoczyna swoją poważną przygodę z pisarstwem. Jego opowiadania były publikowane w periodykach internetowych Qfant i Esensja. Jest też związany z portalem literackim Weryfikatorium.pl

Autor debiutanckiej powieści „Bóg nosi dres” wydanej przez wydawnictwo Replika w 2011r. Obecnie już w trakcie pracy nad następną książką.
Powieść Piotra Sendera „Bóg nosi dres” mimo, że debiutancka, okazała się sporym sukcesem. Odbiła się szerokim echem wśród czytelników, przyjęli ją przychylnie recenzenci i media, a młody Autor stał się bohaterem licznych wywiadów, w których opowiada o książce, sobie i swoim pisaniu. Ponieważ jest to opowieść niezwykle interesująca i my w Netkulturze czujemy się w obowiązku przedstawić i zarekomendować Piotra naszym Czytelnikom. Zwłaszcza, że poruszamy się w obszarach nieco dla nas egzotycznych, i jeśli chodzi o realia i estetykę powieści, i pod względem międzypokoleniowych różnic. To międzygeneracyjne spotkanie z Piotrem Senderem /r.1990/ poprowadził dla Netkultury Jacek Toczkowski /r.1971/.

 

JT: Piotrze nie u krywam że do Twojej powieści podchodziłem jak pies do jeża…

PS: Ostrożności nigdy za wiele, nieważne do jakiej książki się podchodzi /śmiech/. A akurat do mojej książki chyba tym bardziej trzeba podchodzić ostrożnie, nie jest ona dla wszystkich.

JT: To prawda, sam wielokrotnie ostrzegałeś. Pozwól, że zacytuję „Nie powinni trzymać jej w rękach ludzie o słabym sercu, cienkich nerwach, uczuleni na goliznę, seks i dewiację, a także ci, którym uszy więdną od przekleństw, bo po lekturze mogą nie wyjść już nigdy od otolaryngologa.”

PS: No właśnie: żeby nie było, iż nie ostrzegałem. Dokładnie zdaję sobie sprawę z tego, jaka to  jest książka. Nie powstała ona przypadkowo, język i styl zostały dobrane specjalnie. I wiedziałem, jakie emocje może wywołać, jak może zostać odebrana szczególnie przez „starych” czytelników, starszych duchem, konserwatywnych. Również nie chciałem, żeby było mi to wszystko wytykane, żeby mnie z tym nie utożsamiano, dlatego ostrzegałem.

JT: O właśnie, dobrze, że wspomniałeś o „starych” czytelnikach. Grzechem najgorszym każdego „wywiadowcy” jest mówienie o sobie, ale niestety muszę o tym wspomnieć, bo też z tego m.in. wynikała moja początkowa rezerwa w stosunku do książki. Ja mam na karku 40-kę a Ty Piotrze jesteś w wieku moich studentów. Nie ukrywam, że chciałbym poprowadzić ten wywiad z również  z perspektywy rozmowy dwóch pokoleń, a może powinienem powiedzieć „starcia”? Mamy w ogóle szansę się dogadać jak Młodziak ze Zgredem? I to jeszcze nad tak „mocną” literaturą?

PS: Mój dresiarz się ze swoim sąsiadem, a w końcu przyjacielem, dogadał, chociaż dzieliło ich jeszcze więcej lat niż nas, więc tak, wierzę, że pokolenia mogą, a przede wszystkim potrafią się dogadać. Musimy spróbować /śmiech/.

JT: Moje wrażenia  w tej kwestii zdecydowanie różnią się, jeżeli chodzi o momenty przed i po lekturze Twojej powieści. Wciągnąłeś mnie bowiem w świat całkowicie mi obcy. Przemoc, bardzo brutalny, naszpikowany seksem język i życie o jakim bohater Twojej powieści mówi „PPP” czyli „prozaiczne, patetyczne, popierdolone”.

 PS: A polskie filmy? Musiałeś oglądać. Większość polskich filmów, w zasadzie filmów w ogóle, jest nasycona mocnym językiem. To znaczy filmów o podobnej tematyce – obyczajowych, o problemach, o trudnym życiu. Więc nie wierzę za bardzo, że się nie spotkałeś z „takim” światem, bo to świat, który możemy znaleźć nawet tuż za naszym oknem – wystarczy się tylko rozejrzeć. Pisząc książkę założyłem sobie, że będzie to powieść o zwykłym chłopaku i jego historii. Wyszło w trakcie, że o „dresie” i historii trudnej, trudnym dzieciństwie. Język adekwatny do takich tematów nie mógł być łatwy i przyjemny, język takiego bohatera. Fakt, że w „Bóg nosi dres” realia są wyolbrzymione pod tym względem, że nagle wszyscy wokół mają problemy, trudne życie. Nie jest jednak przesadą, że takie problemy osobom w moim wieku, i nie tylko, się zdarzają. Seks? Seks to temat, który cały czas nas otacza, to temat, na który studenci najbardziej lubią rozmawiać /śmiech/. Ale generalnie pomysł był kwestią przypadku, pozwoliłem się ponieść opowieści, chociaż sporo czerpałem ze świata, który mnie otacza.

JT: I właśnie  tu drzemała moja główna wątpliwość gdy po Twoją książkę sięgałem. No tak, kolejna „Masłowska”, chłopak z dobrego domu robi jakieś przebieranki. W książce kreujesz ostatni krąg piekła, no może przedostatni, w którym zamknięci są Twoi bohaterowie, a jednocześnie na swoim blogu piszesz, że jesteś z „rodziny supermenów” – super dziadków, super rodziców, masz super siostrę i super dziewczynę. I jeszcze wakacyjne wypady na kajaki z rodzicami i ich znajomymi. O zgrozo!

PS: Kajaki były fenomenalne! Survival! Jestem rodzinny, tak mnie wychowano. Ale co to oznacza? Że nie mogę pisać o problemach? Nie mogę napisać o tym, co spotyka innych ludzi? Nie mogę napisać dobrego kryminału, jeśli kogoś nie zabiję i nie ukryję zwłok? Generalnie z reguły pisarze wymyślają swoje opowieści, chcą wciągnąć czytelnika historią istniejącą tylko w ich wyobraźni. Ja też tak chciałem. To byłoby nie fair, zabraniać komuś pisać, jeśli opisanych sytuacji nie przeżył, wtedy w zasadzie nie miałbym o czym pisać. Wojny żadnej nie przeżyłem, nawet stanu wojennego, nie spotkało mnie nic złego w życiu, nawet nie wyjechałem w podróż dookoła świata, która mogłaby być interesująca. Jestem raczej zwykły. Ale to nie ja jestem w powieści ważny, a historia i moi bohaterowie. Masłowska… No ojej, no i u mnie jest ten dresiarz, i co? I mocny język. Ale to koniec podobieństw do prozy Masłowskiej. W zasadzie bohaterem mojej powieści mógł być równie dobrze „metalowiec” albo rastaman.

JT: Pytanie tylko na ile możesz pisać o tych problemach prawdziwie, a przynajmniej przekonująco. Nie bałeś się ryzyka? Czy byłeś tak bardzo pewny swojej kreacji, czy też może przeprowadzałeś jakieś szczególne obserwacje.

PS: Filmy, inne książki, znajomi, Internet, nieznajomi, wszystko, co nas otacza jest inspiracją. Wystarczy być dobrym obserwatorem, żeby przekonująco i prawdziwie pisać, żeby oddać rzeczywistość taką jaka jest. A czy mi to się udało? Oczywiście sam tego na początku nie wiedziałem, ale pierwsi czytelnicy, pierwsi recenzenci, wydawca, czytelnicy na szeroką skalę – jakoś potwierdzili, że udało mi się być dobrym obserwatorem. Chociaż nie mówię, że wszystko w książce jest prawdziwe, uważam wręcz, że jest kilka spraw mocno przesadzonych, ale napisanych z pisarską rozwagą, wiem, że takie są. A ryzyka się bałem o tyle, że nie chciałem by na rynek wyszła jakaś kompletna „kicha”. Ale skoro wydawca się zdecydował wydać książkę, oznaczało to, że zła nie jest, że właściwie coś w sobie ma.

JT: Ja myślałem o nieco innym ryzyku. Bardzo łatwo, mówię to trochę z własnej perspektywy, byłoby ustawić się do Twojej powieści nieprzychylnie – „o, małolat myśli, że coś wie o życiu i się bawi w drugiego Houellebecqa skrzyżowanego z Masłowską. Ale choćby się bardzo chciało to nie bardzo udaje się przy takiej powierzchownej ocenie zostać i tu moim zdaniem leży Twój największy sukces.

PS: Ale ja też o tym ryzyku mówię – gdyby wydawca stwierdził, że jest tak jak mówisz, to zapewne nie wydałby powieści. Skoro wydał, to stwierdził, że nie ma takiego zagrożenia. Przecież ja pisałem o życiu, które mógłbym sam przeżyć, gdyby potoczyło się inaczej. Główni bohaterowie nie są poza moim zasięgiem odczuwania, nie pisałem o wojennych weteranach, napisałem o dzieciach i studentach. Nie można mówić, że nie wiem nic o życiu, skoro żyję. W dwadzieścia dwa lata można zdobyć nawet całkiem pokaźny bagaż doświadczeń. Mam znajomych, których tak życie doświadczyło, że są w moim wieku, a pewnie wewnętrznie są starsi od Ciebie. A co do pochopnych zarzutów to to jest taka typowa cywilizacyjna, szczególnie polska, przypadłość – ocenianie kogoś pierwszym rzutem oka, po okładce /Piotr się uśmiecha znacząco/.

JT: To prawda, punkt dla Ciebie. Lubimy też patrzeć protekcjonalnie na młodzież /tu uśmiecha się przekornie Jacek/. W takim razie przyjrzyjmy się temu co się znajduje między okładkami Twojej powieści i  pokoleniowego albumu z napisem „rocznik 90”. Główny bohater Twojej  powieści funkcjonuje samotnie, bądź w hermetycznej grupie przyjaciół, cały świat jest mu wrogi, a on rozpaczliwie szuka wsparcia. W powieści jest to tajemniczy sąsiad Emmanuel.  W Twoim wcześniej napisanym opowiadaniu „Rozmowa” nieco metafizyczna „Babcia” w parku. Powiesz pewnie, że to też tylko kreacja, ale ja mam wrażenie, że i na co dzień młodzi szukają swojego miejsca i oparcia. Nie wiem natomiast czy potrafimy Wam takie oparcie dać i czy akurat od nas chcecie je otrzymywać.

PS: Ja myślę, że my chcemy wzorców, bohaterów. Uważam nawet, że teraz się do tego wraca, do rozmów ze starszymi, do liczenia się z ich zdaniem. Był czas, kiedy rzeczywiście młodzi myśleli tylko o buncie, nie liczyli się z niczym, ale to jakieś lata 60, 70, teraz jest już nieco inaczej, bo się okazuje, że nie tylko mamy młode pokolenie Y, ale już i generację starszych, równie obeznanych z techniką osób. Mówię o tym, bo to był jeden z powodów braku porozumienia. Co mogą wiedzieć nasi dziadkowie i ojcowie, skoro nie rozumieją naszych problemów, skoro nie wiedzą, że ktoś na facebooku nasze nagie zdjęcie wrzucił, bo nawet nie wiedzą, co to facebook. Teraz jest inaczej, bo już i starsi sięgają po nowinki techniczne, znowu możemy z nimi rozmawiać, wspólnie rozwiązywać problemy. To tak ogólnie. Czyli faktem jest, że szukamy oparcia, bardzo często w rodzinie, jak się nie da, w przyjaciołach, a jak i to zawodzi, wtedy rozglądamy się za kimś dalszym, problem tylko, że trudno zaufać komuś „z ulicy”, trudno ufać pedagogom. Jest też kwestia, że często starsi się „wypalają” i sami nie mają ochoty być tym oparciem.

JT: Zapewniam Cię jako pedagog, że robimy co możemy /śmiech/. Ja pracuję na uczelni, gdzie sam znalazłem autorytety i gdzie nauczono mnie jak ważne jest, by się starać być takim autorytetem dla studentów. Ale czasem jest ciężko te międzypokoleniowe mosty przerzucać. Mam wrażenie, że coraz ciężej. Dlatego też bardzo się cieszę, że miałem okazję sięgnąć po Twoją powieść. Muszę powiedzieć Piotrze, że jestem zafascynowany Twoją samoświadomością pisarską, zdolnościami narracyjnymi, a przede wszystkim empatią. Ryzyko było duże – tematyka będąca bardziej fantazją niż relacją, koncentracja niezwykle silnych bodźców /ocierających się wręcz o kicz/ i hermetyczna soczystość języka. Ktoś mógłby przyczepić się też do schematów typu dres-paker-siłownia, ładniutka blondynka, wszędzie seks i przemoc itp. To naprawdę nie jest estetyka dla wszystkich /szczerze mówiąc dla mnie też nie/. A jednak Tobie udało się skroić z tego kreację pisarsko sprawną i pozostającą w pamięci na długo. Co więcej, ja lubię Twojego bohatera.  

PS: Też go lubię! Bo to w jakiejś części jestem ja. To student, chłopak, dwudziestokilkulatek, to człowiek w głębi serca dobry, pomimo języka, zachowania i wyglądu. Wszak to tylko forma, najważniejsze nawet nie są czyny, ale myśli. Bardzo mi miło, że tak o Dresie mówisz , bo trochę się nad nim napracowałem /śmiech/. Chciałbym pisanie traktować poważnie, chciałbym po prostu być w tym bardzo dobry. A te fabularne i środowiskowe schematy musiały być, żeby móc też je trochę złamać. Chociażby postać samego Dresa. Powiedzmy też sobie szczerze, że te wszystkie patologiczne zjawiska istnieją, są nawet dosyć typowe dla miejskiego środowiska.

JT: Myślę, że w tym miejscu jesteś trochę za skromny. W wywiadach mówisz o chęci przełamania stereotypu dresiarza. Wydaje mi się, że udało Ci się znacznie więcej. Zagubienie, odrzucenie, brutalna rzeczywistość to niestety zjawiska, które dotyczą nie tylko dresiarzy czy szerzej tzw. „ludzi z marginesu”. Docierasz z tym wszystkim do bardzo intymnych przeżyć nie tylko tytułowego Dresa. Mnie szczególnie wzrusza w nim to jak bardzo potrzebował wsparcia Emmanuela, ale też jak po ojcowsku potrafił dać to samo wsparcie swoim przyjaciołom Staszkowi, Karolinie, Michałowi. A  jego ciepła, ironiczna, lecz czuła więź z Nati to naprawdę smakowity czytelniczy kąsek. Dotykasz wartości uniwersalnych i robisz to z niesamowitą empatią. To sprawia, że ja akceptuję brutalność Twojej opowieści, chociaż pewnie w innym wypadku by mnie ona kompletnie odrzucała. Jeśli udało Ci się coś takiego w dresiarskiej powieści uda Ci się i w innej scenografii.

PS: Bo ja tak naprawdę nie usiadłem nad kartką i nie powiedziałem sobie – acha, teraz chcę przekazać to i tamto, chcę żeby ludzie widzieli takie i takie rzeczy, chcę zwrócić na to i na to uwagę. Nie. Chciałem pisać, bawić się pisaniem i stworzyć interesującą, wciągającą historię. Szczerze mówiąc mniej dbałem o „zaplanowany” przekaz. Ważniejsze dla mnie jest to, że ktoś książkę przeczyta od deski do deski i mu się ta historia spodoba niż to, że znajdzie w niej ukryte dna narzucone przez autora. A co do przesłania, po prostu – ludzie potrzebują często wsparcia, a kto ma ich wesprzeć, jeśli nie przyjaciele? Każdy ma swoją grupę, każdy ma „swoich ludzi”. Ja też mam i między innymi dzięki ich wsparciu powstała moja powieść. I mam nadzieję, że się uda iść dalej, bo dalej tworzę, piszę, mam nadzieję już niedługo znowu coś opublikować .

JT: Zanim Cię spytam o kolejne plany pisarskie chciałbym jeszcze na moment pozostać przy pierwszej powieści. We wszystkich wywiadach i recenzjach bardzo mocno akcentowany jest mistyczny poziom Twojej książki, czyli metafora Boga jaką jest pomagający Dresowi Emmanuel. Ja muszę przyznać, że mnie wystarczył „ludzki” poziom powieści /chociaż doceniam finezyjne zakończenie i kapitalnie dwuznaczne epitafium/. Dla mnie to nie decydująca figura, ani perspektywa powieści, od razu wiem, że „boskość” Emmanuela to bardziej wyobrażenie bohatera-dziecka, które musi się w końcu urealnić. A czy dla Ciebie ten metafizyczny pierwiastek jest szczególnie ważny?

PS: Nie jest. W ogóle nie jest. Przede wszystkim jest to powieść o ludziach i o wierze w człowieka. Jeśli sam miałbym doszukiwać się przesłania w książce /powiem szczerze, że czasami autorzy zaczynają wierzyć recenzjom, jeśli chodzi o to co zawarli w książce, chociaż podczas pisania nawet się nad tym nie zastanawiali/ to byłaby to przede wszystkim mistyczna wiara w człowieka, że w naszym życiu zawsze są osoby, które wyciągają w naszą stronę rękę. Problem w tym, że nie zawsze chcemy ją chwycić, nie zawsze chcemy pomocy – jesteśmy zbyt dumni.

JT: I mnie jako czytelnikowi taka wiara jako puenta podoba się niezmiernie. I chyba dlatego lubię Dresa, że ma on te swoje napakowane kończyny właśnie do swoich bliskich wyciągnięte. „Bóg nosi dres” to Twoja debiutancka powieść i śmiało można mówić o bardzo udanym debiucie i wydawniczym sukcesie. Wiem, że już pracujesz nad kolejną powieścią. Co to będzie i kiedy trafi do czytelników?

PS: To będzie znowu powieść obyczajowa, chociaż kocham fantastykę i kiedyś napiszę powieść fantastyczną. Powieść znów dla osób „młodych duchem”, trochę subkulturowa, chociaż tak samo jak w „Bóg nosi dres”, będzie to tylko zabieg formalny. Książka o młodzieży, o relacjach z rodziną, o przekonaniach, o miłości – takie „Romeo&Julia” w naszych czasach, gdzie nie będzie skłóconych rodzin, a dwie skrajne subkultury… Chociaż chyba już za dużo zdradziłem/śmiech/Kiedy? Skończę pisać za miesiąc, maksymalnie dwa, a dalej będzie to zależeć od wydawcy.

JT: Trzymamy więc kciuki. Piotrze, kiedy mówisz o swoim rozwoju pisarskim wspominasz często o portalu Weryfikatorium. Redakcja Netkultury w swojej ogromnej większości kiedyś intensywnie udzielała się na portalu Fabrica Librorum. Co sądzisz o amatorskich literackich portalach internetowych? Ja je pamiętam najżyczliwiej z czasów ich Złotego Wieku czyli według mnie okolic roku 2005. Czy takie portale są  w ogóle przydatne dla początkującego pisarza? Czy przetrwały próbę czasu i spełniają jeszcze swoje zadania?

PS: Nie mogę myśleć inaczej, niż tak, że spełniają swoje zadania. Sam na Weryfikatorium zaczynałem, tam nauczyłem się pisać, chociaż wcześniej posądzano mnie o dysgrafię. A tam uwierzyłem, że potrafię pisać. Takie fora to bardzo dobry start dla piszących, w zasadzie nieważne o czym jest forum, jakich tematów dotyka, zawsze można z nich wynieść sporo wiedzy. Na Weryfikatorium był ten plus, że tam udzielało się, i nadal udziela, sporo pisarzy, którzy uczyli młodzików na podstawie swojego doświadczenia.

JT: Byłeś też założycielem i redaktorem naczelnym czasopisma „Doza”, grupującym całkiem znane nazwiska. Jak Ci się to udało? Czy jeszcze się ono ukazuje?

PS: „Doza” była bardzo fajnym doświadczeniem, szkoda, że jej losy potoczyły się tak, że już nie istnieje. Zaczęło się bardzo niewinnie, wydawca napisał na Weryfikatorium, że chce założyć magazyn kulturalno-literacki i szuka osób do współpracy. Napisałem do niego, dogadaliśmy się, pomyślałem, że jest to fajna szansa. Zostałem redaktorem naczelnym, co dla mnie było sporym wyzwaniem, zebrałem redakcję, która składała się w sumie w większości z osób z Weryfikatorium i zaczęliśmy pracę nad czasopismem. Każdy z nas miał jakieś umiejętności, doświadczenie, które przydały się w tworzeniu magazynu. Znaliśmy wielu pisarzy, namówiliśmy ich, żeby wspomogli nas swoimi tekstami i w końcu pisarze, publicyści, graficy – wszyscy współpracowali z nami non profit. To kwestia celu, który sobie obraliśmy i w który uwierzyli inni. Niestety, wydawca nas okłamał i zostawił, przestał wydawać „Dozę”, kontakt z nim się urwał, a jak się okazało, na mocy umów, które podpisaliśmy, nic nie mogliśmy zrobić. Szkoda, bo było to fajne przedsięwzięcie, myślę, że jeszcze kiedyś spróbuję współpracować z jakimś czasopismem, może założyć nowe.

JT: Dziękuję Ci Piotrze, było mi bardzo miło z Tobą rozmawiać, jestem pewien, że Twoja powieść i Ty sam wzbudzicie u Czytelników Netkultury zasłużone zainteresowanie i przychylny odbiór.

PS: Również dziękuję, a Czytelników Netkultury serdecznie pozdrawiam.

 

Wykorzystane zdjęcia pochodzą z archiwum Piotra Sendera. Przygotowując się do rozmowy z Piotrem korzystałem m.in. z informacji z jego strony internetowej http://www.piotrsender.pl/ – JT
 
Tags:

3 komentarze

  • a ja bym chętnie przeczytał wywiad z prowadzącymi netkulturę, co ich skłoniło do tworzenia kolejnego miejsca w sieci,tylko nie wiadomo,kto mialby ten wywiad przeprowadzić
    a tak serio,dobrze ze dajecie szanse zaistniec mlodemu pokoleniu
    mimo, ze wyglada na to,iż nie powinienem sięgać po tę książkę, po przeczytaniu wywiadu chętnie się za nią rozejrzę

  • moje zainteresowanie zostało wzbudzone 🙂
    do p-c: jeśli drogi czytelnik ma do nas pytania zawsze chętnie odpowiemy 😉

  • Dobra robota obu panów)

Zostaw odpowiedź