19 czerwca 2011 20:11
Nawet nie spojrzał na nią. Pątnik o białym torsie. Jakby wiatr przepędził! Wkrótce się okazało, że księżyc był jedynie białą końską czaszką A powietrze jakimś blokowiskiem mroku. Za oknem, W pełni batów i świateł, dostrzeżono walkę piasku z wodą. I ujrzałem nadchodzące trawy i wydałem im baranka, który beczał pod lancetem zielonych źdźbeł. Wewnątrz kropli fruwała czaszka z ołowiu i folii pierwszej gołębicy. Stado chmur zapadło w sen, obserwując pojedynek skał i poranka. Synu, tu przyszły trawy. Już na pustym niebie klingi śliny ich dźwięczą. Kochanie. Trawy! Oto moja ręka. W rozbitych szybach domu krew roztopiła czaszki. Zostaliśmy tylko ty i ja. Przygotuj swój szkielet na przyjęcie powietrza. Tylko my zostaliśmy. Przygotuj swój szkielet. Trzeba szybko szukać, kochanie, odszukać nasz profil bezsenny. tłum. Andrzej Tchórzewski Sin encontrarse. […]
Czytaj więcej ›
13 czerwca 2011 21:43
Chyba zostałem wywołany do tablicy. I właściwie sam sobie jestem winien, bo pisząc o końcu galaktyki Gutenberga popełniłem błąd skupiania się na sprawach drugorzędnych (takich jak zmiany cywilizacyjne) bez wnikania w istotne kwestie. Tym razem także nie będzie ostatecznych rozstrzygnięć, tylko próba sformułowania podstawowych pytań i wskazania możliwych dróg poszukiwań odpowiedzi. Przede wszystkim należy odróżnić przedstawienie cudzych poglądów z ich obroną. Marshall McLuhan nie we wszystkim miał rację, ale jego tezy warto znać, a ta o końcu galaktyki Gutenberga jest do przyjęcia. Należy też rozróżnić opis sytuacji, przyjęcie zaistnienia określonej sytuacji do wiadomości i niechęć do lamentu od euforii i popierania zmian. I dlatego jako motto tego krótkiego tekstu mógłbym przywołać słowa Ernsta Jüngera, którymi poprzedni esej zakończyłem. A na lament albo euforię nie ma miejsca – ponieważ tak naprawdę […]
Czytaj więcej ›
18 maja 2011 10:06
Wiesław Karasiński Możnych kochanie wyd. Templum Wodzisław Śląski 2011 17 kwietnia 1330 do sali jadalnej wyszehradzkiego zamku z furią wpada madziarski możnowładca Felicjan Zach i mieczem atakuje parę królewską. W wyniku zamachu węgierska królowa, córka naszego Łokietka, traci cztery palce dłoni (lub pięć – źródła nie są zgodne), a obezwładniony magnat życie męczarniach. Jeśli nawet mają rację negujący odpowiedzialność Kazimierza Wielkiego za ten incydent, to o „pozaurzędowych” zainteresowaniach króla wiele mówi to, iż przez wieki wierzono, że Zach chciał pomścić cześć Klary, swej córki, którą Piast miał uwieść a nawet zgwałcić. Prywatne (erotyczne) życie Kazimierza Wielkiego stanowi od dawna obiekt niemałego zainteresowania. „Możnych kochanie” zajmuje się wszakże przede wszystkim konsekwencjami alkowianych podbojów monarchy. Jednej z owych konsekwencji na imię Niemierza, zawołania drugiej nie ma sensu tu zdradzać, by nie psuć […]
Czytaj więcej ›
16 kwietnia 2011 17:11
Co tu dużo gadać; w nowej budzie zaczęło się źle. Trzy dwóje na okres i czwórka ze sprawowania. Niby nic wielkiego. Na półrocze z tego wyjdę. Mam taką pamięć, że każdą lekcję mogę powtórzyć. Co do przecinka. Przestanę się kłócić z biologicą; niech jej będzie ten Miczurin i Darwin. I euglena viritis i tysiące raczych odwłoków. Podobno; bezpartyjna. Wierzyć się nie chce; w takiej tepedowskiej szkole, do której chodzą dzieci różnych partyjniaków. No, i wielbiciele Miczurina. Nadprogramowo. Bo Miczurin powinien być dopiero w jedenastej klasie, a nie w dziesiątej. Ktoś musiał donieść, pewnie dziewczyny. Bardzo ją lubią, że taka elegancka i opanowana. Wychowawczyni! Na lekcjach wychowawczych, to albo trójki klasowe, żeby się zmieniały, albo znów Miczurin czy Łysenko, poszerzanie horyzontów. Pewno większość z was chce iść na medycynę. A […]
Czytaj więcej ›
16:55
Podobno najlepsze Porty, to te, na których się nie było. Ten był kolejnym, na którym byliśmy. Dzień pierwszy jako nie niosący z sobą żadnych nowych olśnień poetyckich, bo będący benefisem Tadeusza Różewicza, odpuściliśmy sobie, trawiąc czas na spotkaniach poza okopami Portu. I bez naszej pomocy bez wątpienia zostanie on ogłoszony sukcesem na miarę światową. Już teraz możemy powiedzieć głośno i wyraźnie, Port jako festiwal Biura Literackiego wyczerpał swoją formułę. Każdy kolejny Port stanie się w nieuchronny sposób kopią poprzedniego. Może być jeszcze gorzej, bowiem dowiedzieliśmy się, że Port steruje w kierunku prozy. Oby nie osiadł na mieliźnie. Bez dopuszczenia, czy doproszenia autorów spoza stajni BL, czeka nas kolejna nudna akademia Ku Czci. Port (a przed nim Fort) Legnica startował jako festiwal poezji, może już pora porzucić marketing ostatnich […]
Czytaj więcej ›
19 marca 2011 17:56
Beowulf Epos walki tyleż średniowiecznej co i współczesnej przekład: Robert Stiller vis-à-vis/Etiuda Kraków 2010 Miniony już rok 2010 można określić jako rok, w którym ukazał się polski przekład Beowulfa. Trudno powiedzieć, ile właściwie polski czytelnik na ten przekład musiał czekać. Czy od 2001 roku, gdy na ekrany kin weszła pierwsza część ekranizacji Władcy Pierścieni, świat ogarnęła kolejna fala „tolkienomanii”, a co bardziej wyrobieni krytycy przypominali o inspiracjach angielskiego klasyka literatury (nie tylko fantastycznej)? Czy też od 1961 roku, gdy ukazał się pierwszy polski przekład (autorstwa Marii Skibniewskiej) Tolkienowskiego eposu? Czy raczej od 1978, gdy miał się ukazać pierwszy polski przekład Beowulfa? Dobrą cezurą mógłby być rok 1936, gdy J.R.R. Tolkien w Beowulf: the Monsters and the Critics zwrócił uwagę na znaczenie tego utworu dla literatury anglosaskiej. Jeszcze wcześniejszym przełomowym […]
Czytaj więcej ›
10 stycznia 2011 17:19
Mirka Szychowiak Jeszcze się tu pokręcę Instytut Mikołowski, Mikołów, 2010 Po pięciu latach od debiutu poetyckiego Człap story Mirka Szychowiak w 2010 r. zaskakuje czytelników wydaniem dwóch książek poetyckich: Jeszcze się tu pokręcę[1], wydana przez Instytut Mikołowski oraz Proszę nie płakać (Samorządowa Agencja Promocji i Kultury w Szczecinku). Jak sama poetka stwierdza w rozmowie z Jackiem Bierutem: „(…) Pierwsza z tych książek była zaplanowana, mówię o książce Jeszcze się tu pokręcę, wydanej w Instytucie Mikołowskim. „Pisała się” tyle, ile musiała; ciągle coś było nie tak, wciąż byłam zła na tę książkę, że się nie chce zamknąć. Nie chciałam popełnić błędu „nie pierwszej młodości” – mam na myśli debiutancki tomik Człap story, którego nie jestem fanką niemal od narodzin, czyli wyjścia z drukarni. Wystarczy powiedzieć, że trzymając jeszcze ciepłą […]
Czytaj więcej ›
9 stycznia 2011 18:53
Różne niespodzianki przynosi nam życie. Autor niniejszej publikacji na przykład nie spodziewał się, że zbliżając się powoli do kryzysu wieku średniego, zostanie entuzjastą inicjatyw krakowskiego „ha!artu”, a słowo „hipertekstualność” wypowie bez normalnej w jego przypadku rezerwy. Nie wiedział również, że chętnie uda się w te rejony sztuki, których, chroniąc się za okładką starej, poczciwej, „tradycyjnej” książki, starał się usilnie nie dostrzegać Gdzieś z tyłu głowy autora rodzi się jednocześnie niepokój, że może obudziło się właśnie COŚ co dojrzewa, co na razie czeka zbierając siły i rośnie, szykując się do ostatecznej rozprawy. COŚ co chociaż od dawna wieszczone i przewidywane /nierzadko z entuzjazmem/, osacza nas powoli, usypia naszą czujność, a kiedyś przyniesie Człowiekowi zagładę w tym co w nim najbardziej udane. Co może jest jedynym cokolwiek w tym człowieczeństwie wartym. Świat […]
Czytaj więcej ›
09:32
Każda nowa książka Krzysztofa Gąsiorowskiego wywołuje sporo emocji. Wydana w ubiegłym roku przez Wydawnictwo Adama Marszałka Moja stara naga maszyna do pisania i panienki na imieninach(1) utwierdza mnie w przekonaniu, że Krzysztof Gąsiorowski należy do poetów wybitnych, ale przemilczanych, „wyklętych” nie tylko przez krytyków, ale również przez młode pokolenie poetów. Przypuszczalnie jest ich zdaniem klasykiem, do którego można już nie wracać. Fakt faktem, że poetycka twórczość Gąsiorowskiego nie należy do najłatwiejszych w odbiorze, ze względu na jej wielowątkowość filozoficzną. Poeta w rozmowie z Ryszardem Ulickim tak mówi o swoich wierszach: „(…) jeśli cokolwiek wiem o sobie wiem ze swoich wierszy. Relacje ze sobą można odsłonić w poezji nie tylko dlatego, że w wierszu wypada się odsłonić, ale przede wszystkim dlatego że wiersz jest właśnie taką relacją między podmiotem, bohaterem […]
Czytaj więcej ›
8 stycznia 2011 18:41
Powrót Kartezjusza Gdy umarł Zbigniew Herbert, napisałem wiersz, który do dziś tkwi w internetowych zasobach poezji (ekologicznie) czystej. Nie wycofuję tekstu, chociaż nie umieściłbym go w żadnym „papierowym” tomie. Literatura „żałobna”, liryka epitafijna ma swoje wyżyny i doły. Skoro dość nisko oceniam wiersz o Herbercie, dlaczego nie zrezygnuję z jego upowszechniania? Jak zawsze powodów jest wiele. Wiersz nie wymaga komentarzy. Nie uczestniczy w żadnych grach. Napisany w prostej konwencji wyraża parę banalnych prawd. Kiedy umiera poeta jego dorobek – odrębna substancjalna dusza idzie do czyśćca milczenia i pyłu. Tam też na ogół pozostaje. Niekiedy udaje mu się wyrwać do nieba wielkiej literatury. Bynajmniej nie na wieki. W tym cyklu awansu i degradacji wszystko ma znaczenie; wiek i powaga uczniów, kontynuatorzy, spory, „prywatne” działania spadkobierców, nagrody, liczba […]
Czytaj więcej ›