Portfolio miesiąca: Michał Giedrojć

15 grudnia 2011 14:278 komentarzy

Michał Giedrojć

 

 

Michał Giedrojć– ur. 1980. Z wykształcenia resocjalizator, terapeuta społeczny. Aktualnie student na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Freelancer. Swoje prace prezentuje w wielu miejscach, przede wszystkim jednak w swojej autorskiej galerii www.

 

/pełna netkulturowa galeria fotografii Michała Giedrojcia -> tutaj/

 

 

.
.
.

Mój oniryczny świat

z Michałem Giedrojciem dla Netkultury rozmawia Anna Kolasińska

 

Anna Kolasińska: Michał Giedrojć – fotograf oniryczny. Artysta „fotooniryk”. Można tak o tobie powiedzieć?

Michał Giedrojć: Myślę, że w dużej mierze jest to trafne określenie. Na tę chwilę moja twórczość faktycznie jest ukierunkowana na taką tematykę. Jestem pewien, że moje zainteresowanie tematyką oniryczną daje mi podbudowę pod kolejne projekty, które będę realizował. Niekoniecznie będą to cykle związane ze snami. Mam kilka pomysłów, w których tylko zostanie delikatnie zaakcentowane moje zafascynowanie onirycznością.

/fot. Michał Giedrojć/

 

AK: Stylistyka twoich prac nawiązuje do piktorializmu uważanego za pewien rodzaj filozofii fotograficznej. Zarejestrowana rzeczywistość (lub jej interpretacja) poddawane są ostrej ingerencji graficznej fotografa. To taka swoista wizualizacja myśli czy raczej stanu umysłu. Uważasz się za kontynuatora tej filozofii fotografii?

MG: W moim przypadku i w przypadku aktualnych serii, które tworzę proces kreacji nie zaczyna się w momencie naciśnięcia spustu migawki. Jest to tylko jeden z elementów. W fotografiach, które tworzę, nie można mówić o decydującym momencie, pojęcie takie w moich zdjęciach nie istnieje. Proces tworzenia zaczyna się od pomysłu, nigdy nie siadam do tworzenia bez gotowej wizji na zdjęcie. Praca nad zdjęciem przed monitorem to dla mnie najcenniejszy moment w kreowaniu moich prac. Pytasz czy uważam się za kontynuatora piktorializmu… Nie przywiązuję do tego wagi, nie jestem ogromnym piewcą tej filozofii fotografii, aczkolwiek wiem, że wiele osób może przyporządkować moją twórczość do tej właśnie filozofii.

/fot. Michał Giedrojć/

 

AK: Wyposażony w mniej sprawne oko odbiorca twoich zdjęć może mieć problem z odpowiedzią na pytanie: ten facet cyfrą „strzela” czy „analogiem”. Więc czym? Czy wciąż tym samym i co było  u źródła, na początku?

MG: Źródło to u mnie fotografia analogowa, od pięciu lat tylko cyfra… Kto wie, może wrócę do analoga? Jednak samo siedzenie przed komputerem po kilkanaście godzin przy obróbce zdjęcia to też ogromna frajda.  Zatracasz się w tym i zapominasz o wszystkim dookoła – jesteś ty, monitor i muzyka w uszach. To tak jak z szydełkowaniem, haftowaniem, rozwiązywaniem krzyżówek.

AK: Jaki ścieg jest ci najbliższy?

MG: Ścieg mi najbliższy? Ostatnio jestem zafascynowany autoportretem. Sporo czytam na ten temat. Oczywiście mój autoportret zaczął się banalnie. Nie cierpiałem siebie na zdjęciach, nie lubiłem być fotografowany, ale kiedyś zabrakło mi po prostu modela do pewnej koncepcji, stanąłem więc sam przed obiektywem… no i wkrętka maksymalna…/śmiech/

AK: Nie wystraszyłeś się siebie?

MG: Nie, myślę, że się trochę bardziej odkryłem przed samym sobą

AK: Czyli to taka próba wejścia we własną podświadomość?

MG: Po części tak, ale też  i trochę zaprzyjaźnienie się z samym sobą. Polecam to innym jako ciekawe doświadczenie. Jesteśmy zalewani dziwnymi fotkami – autoportretami bez jakiegokolwiek podtekstu jeśli chodzi o portale FB, NK. Milion fotek dziennie ludzie sobie robią, niektóre są nie do strawienia i często zastanawiam się, po co ludzie się tak obnażają. Gdzieś po moich doświadczeniach z autoportretem patrzę na to z innej strony, choć w dalszym ciągu nie jestem w stanie zrozumieć niektórych tragicznych fotek w sieci, ale cóż, to  zabawa jest.

/fot. Michał Giedrojć/

 

AK: Miliony fotek w sieci… Wcześniej zaś wspomniałeś o powrocie do analogowych źródeł… A czasy takie, że wielu się zdaje, iż skoro jest cyfra, to każdy fotografem być może. Analogiem to już nie każdy, prawda? Powiedz, jak oceniasz cudowne rozmnożenie fotografów w związku z rozwojem technologii cyfrowej? Dziennikarstwo obywatelskie już mamy (ze wszystkimi jego wadami i zaletami). Są tacy, którzy je uważają za jedyne uczciwe. Co sądzisz – również i w tym kontekście – o, nazwijmy ją roboczo,  „fotografii obywatelskiej”?

MG: Zalewa nas cała masa zdjęć żenującego poziomu. Gazety, internet kreują w dużym stopniu wrażliwość estetyczną społeczeństwa, w gazetach lokalnych zaczyna dominować tendencja, że fotografowie są zastępowani osobami – dziennikarzami, którzy napiszą tekst i dodatkowo jeszcze go zilustrują fotografiami. Poziom tych fotografii jest bardzo niski, my jako odbiorcy mediów zostaniemy przyzwyczajeni do tego, że zostanie nam pokazane zdjęcie fatalne, a my skazani na bylejakość tylko przytakniemy i powiemy, że tak musi być. Podobnie jest z tzw. fotografią obywatelską, która wykreowała to, o czym mówiłem. Masz aparat cyfrowy, możesz zostać fotografem, nie liczą się umiejętności, doświadczenie, ważne żebyś był w miejscu, gdzie coś się dzieje, wyciągnął aparat i pstryknął fotę bez zastanowienia. W taki sposób otaczają nas obrazki wątpliwej jakości, kształtujące nasze poczucie estetyki… ja podziękuję.

/fot. Michał Giedrojć/

AK: Autoportretujesz. Już w renesansie (wcześniej również) artyści lubowali się w umieszczaniu swoich podobizn na płótnie, jak u van Dycka czy na grafikach… daleko nie szukając – Dürer. Z twarzy sportretowanych wówczas przez samych siebie zawsze emanuje jakiś przeogromny majestat, innym razem tylko powaga, kiedy indziej nic szczególnego, ot, po prostu świadectwo… istnienia. Ty też to masz na myśli?

MG: Dürer to taki trochę prekursor autoportretów. Myślę, że w dużym stopniu było to zaakcentowanie siebie. Oprócz tego, że po nas pozostaną nasze dzieła, to uwiecznienie siebie samego daje jeszcze większą gwarancję niepopadnięcia w zapomnienie. Wiele autoportretów pokazuje twórców przy pracy, np. ze sztalugami (Fałat, Malczewski). Część umieszczała siebie we wnętrzu swojego obrazu, jako osobę uczestniczącą w jakiejś scenie. Mnie natomiast najbardziej odpowiadają autoportrety Van Gogha, a z fotograficznych – Witkacego. Jednym z moich ulubionych autoportretów jest fotografia Erwina Olafa, który pokazuje siebie w różnych przedziałach czasu… zastanawia się, jak będzie wyglądał za kilkadziesiąt lat!

AK: Fotowehikuł czasu? Fantazjowanie o przyszłości, poszukiwanie drogi do tej samej strony lustra – różne wizje artystyczne towarzyszyły malarzom – podobnie chyba można poniekąd zdefiniować fotografów… Tworzysz serie, cykle fotograficzne. Coś na kształt fabuły na papierze fotograficznym…

MG: Teraz tworząc tę akurat serię mam do niej trochę inne podejście. Jest to dalej znakomita zabawa, ale nie tylko: kontynuowanie jej przez dłuższy czas da mi znakomity obraz siebie samego: jak się zmieniałem fizycznie, jak zmieniało się moje widzenie rzeczywistości, jak zmieniała się moja technika. Już teraz, po tak krótkim czasie zauważam pewne zmiany, a jeśli uda mi się ciągnąć tę serię jeszcze przez kilka, kilkanaście lat –  jakie będą te fotografie? To mnie nurtuje. Ale nie chciałbym się skupiać tylko na tym autoportrecie. To tylko jedna z „odnóg” mojej serii „Dreams”. „Dreams” powstawały i powstają w tym samym czasie, co autoportrety (seria autoportretów nosi nazwę „My other side”). Cały czas jest to zabawa przestrzenią i sytuacjami. Fabularyzowanie opowieści. Każde ze zdjęć opowiada inną historię, nie chcę aby w jakimkolwiek stopniu była narzucona przeze mnie jedna i tylko ta właściwa interpretacja. Każdy przecież odczuwa zdjęcia przez pryzmat swoich, a nie cudzych doświadczeń. Własne przeżycia i uczucia tu grają i nie można nikomu narzucić interpretacji. Podobne zdanie mam nie tylko o fotografii, ale i o poezji, malarstwie, sztukach wszelakich…

/fot. Michał Giedrojć/

 

AK: Czyli tworząc obrazy ze snu, jak to nazywasz, dajesz pole do popisu wyobraźni obserwatora. Nie może zresztą być inaczej, skoro każdy inaczej śni o tym samym. Trzeba ufać inteligencji emocjonalnej, intuicji odbiorcy, inaczej cały kunszt twórcy dzieła schowany byłby pod poduszkę. A skąd czerpiesz pomysły na te historie? Ile w nich odnajdziemy samego ciebie? Ile inspiracji z zewnątrz? Co kreuje twoje wizje: coś w tobie, inni ludzie, ich opowieści, książki, media?

MG: Oniryczny świat daje mi ogromne pole do manewru, nie istnieją tutaj żadne zasady. Nie myślę w kategoriach, czy ktoś zrozumie to, co chciałbym przekazać. Chcę wzbudzić jakiekolwiek uczucie, nawet jeśli jest to kompletne zanegowanie tego, co robię, dla mnie to również istotne. Zdaję sobie sprawę, że konserwatywni wyznawcy fotografii analogowej mogą patrzeć na to dość krytycznym okiem, ale dla mnie to właśnie ogromna radość tworzenia, sprawia, że poświęcam jednemu zdjęciu tyle godzin.  I to właśnie jest doskonałą zabawą. Pomysły najczęściej przychodzą nagle, widzę jakiś przedmiot i zaczynam widzieć, jak dany przedmiot można przenieść w mój oniryczny świat. Podobnie jest z dziwnymi sytuacjami, które obserwuję na co dzień. Chcę im nadać rangę po części surrealistyczną a po części oderwać je od prozaiczności. Oczywiście media, literatura jak najbardziej mi w tym pomagają, choć zwykle przedmioty, sytuacje wpływają na moje zdjęcia najbardziej.

AK: To przyznaj się teraz, jak powstawało to zdjęcie kobiety z dzieckiem i piłą łańcuchową. Brrr… Aż się boję odpowiedzi. A może zabawmy się w pacjenta i psychoterapeutę z amerykańskiego filmu klasy „C”. Kobieta z piłą stoi na straży tradycyjnych relacji: matka – syn?/śmiech/ – Będziesz niegrzeczny, to ja cię…(ze względu na drastyczność scen, pominę opis). Miałeś trudne dzieciństwo albo trudno jest być ci ojcem? Chcesz o tym porozmawiać? Nie? Przyznaj się, o co tu chodzi.

 

/fot. Michał Giedrojć/

 

MG: Rozbawiło mnie to pytanie. I po raz kolejny potwierdza się to, że moje zdjęcia mają milion interpretacji… Matka – córka, o takiej relacji tutaj mówimy. Może to wygląda inaczej, żadnej masakry tam wcale nie ma. Nie ma taty (umarł? wyjechał?), mama musi iść do lasu, przynieść trochę drewna na zimę, a córka chce się z nią bawić w tym czasie, dlatego płacze. Infantylne, banalne? Nie wiem, czy akurat tak jest, mam jeszcze kilka opowieści do tego zdjęcia.

AK: Nie da się ukryć, że twoje senne marzenia bywają bliskie koszmaru. Coś, co kojarzy mi się z brzydotą czy też patologią – chcę uciekać. Kiedy indziej, oglądając twoje prace, w ten nierealny świat tak wnikam, że aż czuję potrzebę pozostania tam… Czy czasem nie ryzykuję za bardzo? Czy twoje mistyfikacje mogą stać się groźne?/śmiech/

MG: Twój odbiór moich zdjęć dokładnie potwierdza moją tezę, że w zależności od tego jakimi jesteśmy ludźmi, jakie mamy doświadczenia, jaką mamy wrażliwość estetyczną – tak interpretujemy te zdjęcia. Ty odczytujesz je jako wprowadzenie w świat nieprzyjazny, w koszmar z sennych wizji. Inna osoba, będzie się świetnie bawić i pękać ze śmiechu. Każdego, kto chce wejść w mój świat i na chwilę tam pozostać jak najbardziej zapraszam do sesji zdjęciowych…

/fot. Michał Giedrojć/

 

AK: Są przeciwnicy komputerowej fotografii, są zwolennicy. Nadal „analog” i „cyfra” mocno się spierają. Ty natomiast godzisz oba sposoby wypowiedzi artystycznej, tę nieco już historyczną i tę współczesną…

MG: Cyfra i analog? Jak już wspomniałem – wychowałem się na analogu. Kiedyś ciemnia, to było całe moje życie, godziny przed powiększalnikiem – cudowne i niezapomniane doświadczenie. Moje widzenie fotografii, a może szerzej, obrazu – nie zamyka sie na rozmyślaniu: jak ktoś zrobił dany obraz, czy spędził nad nim tydzień w ciemni, czy parę minut przy komputerze. Dla mnie najistotniejsze jest to, jakie fotografowanie wzbudza we mnie odczucia, emocje. Nigdy nie będę wynosił cyfry na piedestał tylko dlatego, że sam operuję na tę chwilę w cyfrowym świecie. Podobnie jest z analogiem. Ważne są emocje i nie do końca chcę wnikać w aspekt techniczny wykonania danego dzieła, choć często widać na pierwszy rzut oka, ile pracy się w nie włożyło.

AK: Skoro o wkładzie pracy, to o wkładzie pracy. Sen swój ostateczny kształt zyskuje w ciemni. Na  ile żmudna to praca? Dostarcza, jak mówisz, wiele przyjemności, ale to przecież tylko jedna strona medalu.

MG: Samo tworzenie, to taki medal z tym samym awersem i rewersem, nigdy ta praca mnie nie znużyła, nie zmęczyła, za każdym razem bawię się tak samo dobrze. Jedyny moment, który mnie irytuje przy tworzeniu zdjęć to pustka w głowie, zdarza się ona bardzo rzadko, ale są takie momenty, w których chcesz coś zrobić, a tutaj pojawiają się obrazy za bardzo banalne, albo w ogóle się one nie pojawiają.

 

/fot. Michał Giedrojć/

 

AK: Studiujesz ludzkie charaktery, w tym także siebie. Odkrywasz  marzenia, lęki, ograniczenia etc. Ubierasz wszystko w metaforę (jeleń:), dokonujesz konfrontacji ze swoim wewnętrznym światem. Czy i na ile to pomaga w życiu codziennym? Zbliża do ludzi?

MG: Pozwala zauważać więcej rzeczy, pozwalają w pewnych momentach przejść w tryb zwolnionego filmu i rejestrować banalne sytuacje, które widzę na ulicy i przetwarzać je od razu na zdjęcia. Nie ukrywam, że sam autoportret mnie również zmienił, po część łatwiej pozbyłem się kompleksów i w mam wrażenie, że bardziej otworzyłem się na świat.

AK: Jak wiele, o ile można tu jakoś generalizować, czasu upływa od zakiełkowania w twojej fotograficznej głowie pomysłu na fotografię, a jej finałem prac nad nią?

MG: Naprawdę bywa z tym różnie, bywa tak, że budzę się z gotowym pomysłem i jestem w stanie zrealizować go (sesję zdjęciową) w ciągu jednego dnia. Inne natomiast wymagają trochę więcej czasu. Mówię tutaj tylko o przygotowaniach do zdjęć i wykonanie samych fotografii, proces kreowania przed komputerem może trwać nawet do kilkudziesięciu godzin.

AK: A, jeśli wolno spytać, co w tej chwili, Kiedy rozmawiamy – tak jeszcze prenatalnie – fotografujesz?

MG:  Rozpocząłem studia na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu (zapewne parę lat za późno)  w związku z tym większość mojego czasu pochłaniają projekty, które realizuję w ramach zajęć. Mogę zdradzić, że na wiosnę zaprezentuję duży projekt fotograficzny, ale na razie nie chciałbym zdradzać szczegółów.

AK: Jakie plany masz na najbliższą przyszłość fotograficzną? Nie w sensie następnego pojedynczego zdjęcia – tak szerzej. Kontynuacja starych cykli, jakieś nowe?

MG: Serię autoportretów będę tworzył zawsze, podobnie jak z całą resztą serii .Dreams. daje  mi to za dużą satysfakcję, żeby z tego rezygnować. Tak jak wspomniałem tworzę nowy cykl, nie do końca związany z moimi onirycznymi seriami. Mam także pomysły na kolejne serie, mam nadzieję, że starczy czasu.

AK: Dziękuję ci za rozmowę, życząc żeby starczyło ci czasu. Już sobie rezerwuję tego mojego sporo na podziwianie efektów twoich twórczyń poczynań.

 

/fot. Michał Giedrojć/

rozmawiała Anna Kolasińska

Wszystkie zdjęcia stanowią własność Autora i umieszczane są na stronie Netkultury.pl na zasadzie licencji niewyłącznej. ©MichałGiedrojć2012. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Tags:

8 komentarzy

  • Zdjęcie kobiety z piłą faktycznie poraża:)

  • agnieszka rzymek

    Wciągnęło mnie muszę przyznać i rozmowa i świat Michała. Może nawet mnie trochę popchnął Michał do prób autoportretu 🙂 Trzeba tylko troszkę odwagi i dystansu do siebie, której autorowi widać nie brakuje. Annie gratuluje ciekawego wywiadu, Michałowi wyróżnienia i czekam z niecierpliwością na nowy projekt.

  • szarareneta

    dobry wywiad ; zdjęcia bardzo cenie :}

  • Kobieta z piłą faktycznie, rewelacyjna. Ale i tak Ponury Żniwiarz rządzi:)

  • Świetne prace. Autor młody, ale już z dobrym „znakiem jakości”. Wie, czego chce. A to dobrze wróży na przyszłość

  • Jestem pod wielkim wrażeniem.

  • Jak duża jest ingerencja cyfrowej ciemni w materiał wyjściowy? Czy używa Pan techniki HDR? Efekt jest, niezależnie od szczegółów techniki wykonania, fascynujący.

  • Wspaniałe kadry, przemyślane, cała ta opowieść urzekająca. Bardzo podoba mi się seria senna, jakkolwiek wiele innych fotografii pana Michała jest równie interesujących i przyciąga wzrok. Gratulacje co do warsztatu i powodzenia w realizacji pomysłów panie Michale!

Zostaw odpowiedź do szarareneta