Angelus po raz szósty – ostatnie starcie

2 grudnia 2011 17:231 komentarz

     W najbliższą sobotę, 3 grudnia o godz. 19.00 w Teatrze Polskim we Wrocławiu rozpocznie się Angelusowa feta. Już po raz szósty piękna statuetka trafi w ręce prozaika, którego książkę (wydana w Polsce w roku 2010) jury konkursu pod przewodnictwem Natalii Gorbaniewskiej uzna za najbardziej godną uhonorowania Literacką nagrodą Europy Środkowej.

     Wrocławska nagroda wprawdzie pierwszej jest jeszcze młodości, rzec by można ledwo co opierzona, to jednak wśród jej wcześniejszych laureatów nie brak wielkich nazwisk: Josef Skvorecky, Peter Esterhazy, Jurij Andruchowycz, Martin Pollak oraz Gyorgy Spiro.
Kto zwycięży tym razem?

     Już wcześniej „odpadł” Mariusz Szczygieł (co się Netkulturze nie spodobało), słusznie nominowany za znakomity tom „Zrób sobie raj”. Naczelny polski czechofil odpadł w znakomitym towarzystwie, choćby Tomasa Venclovy („Z dzienników podróży”) i Antoniego Kroha („Starorzecza”). Może to jakieś pocieszenie?

     Jedni odpadli, drudzy „grają dalej”. Pośród finalistów nie zabrakło albańskiego prozaika Ismaila Kadare (autora tyleż głośnego, co znakomitego „Generała martwej armii”[1963]), który wszedł do finału ze swym „Ślepym fermanem”. Kadare zastanawia się tu nad istotą wszechwładnego reżimu, o absurdach tegoż opowiada na kartach swojej książki. Pisze o niełatwej konieczności (o umiejętności i nieumiejętności) odnalezienia się zwykłego człowieka w tym morderczym często wirze. Człowieka, który przede wszystkim chce przeżyć. Tak po prostu. Sportretowany reżim, to rządy osmańskich Turków nad osiemnastowieczną Albanią, ale opowieść jest na tyle uniwersalna, że równie dobrze można stwierdzić, iż turecki jest tu tylko kostium.

.

        Główną (zdaniem redakcji) konkurentką znakomitego Albańczyka w walce o tegorocznego Angelusa jest Swietłana Aleksijewicz, uhonorowana już u nas nagrodą im. Ryszarda Kapuścińskiego, autorka znakomitej książki „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” [pisaliśmy o niej w nr 8]. Białoruska dziennikarka (która długie lata czekała na premierę swojej książki)  zdziera zasłonę milczenia kryjącą prawdę o żołnierkach Armii Czerwonej doby II wojny. Autorka chciała napisać książkę taką, by przy jej lekturze „nawet generałom robiło się niedobrze” i niewątpliwie się jej to udało. Pytanie tylko – co bardziej generałom mogło zaszkodzić: uprzytomnienie sobie jaką krzywdę sportretowanym kobietom wyrządzili w czas wojny, skazując je na brud, wszy, rany i śmierć, czy może jednak już po zakończeniu walk, kiedy to żołnierki musiały się zmierzyć ze swoją czarną legendą frontowych dziwek, z które niejeden (i niejedna) mają je jeszcze do tej pory.

     Do Angelusa’2011 kandyduje również „Klucz do ogrodu” pióra Jenny Erpenbeck – książka o trwaniu, przemijaniu, pamięci, przeszłości. Nie tylko w Brandenburgii. Nie tylko kiedyś. Bohaterem są tu ziemia i człowiek który trwa wraz z nią – ogrodnik. Ziemia wraz z postawionym na niej domem przechodzi z rąk do rąk, historia raz biegnie tędy, a raz drepcze. Czasem jest tu wszystkim, zawłaszcza każdy kąt, czasem zaś widać ją z oddali, lecz jest tu zawsze. Jak ziemia, jak ogrodnik.

      Nie inaczej jest w „Katarinie, pawiu i jezuicieDrago Jancara, pisarza z kraju którego literatura jest u nas prawie nieznana – ze Słowenii. Akcja powieści toczy się w wieku osiemnastym, jej osią jest peregrynacja trójki tytułowych bohaterów ze Słowenii do kolońskiej katedry. Podróży przez kraje (więcej granic niż te z wieku XVIII, pomijając wieki średnie, Europa nie miała nigdy) ale i podróży przez dzieje, jako że i w tej książce historia nie tylko jest tłem – gra jedną z ról pierwszoplanowych. To istne przekleństwo tego skrawka naszego kontynentu, więc nic dziwnego, że każda z zakwalifikowanych do finału książek w taki czy inny sposób z tym przekleństwem się zmaga. W końcu to nagroda Europy Środkowej przyznawana w mieście jakże dla niej typowym.

      Podobnie jest w przypadku „Słodkiej Darusi”, której tytuł jest równie mylący, jak – przy nieuważnej lekturze – treść. Ani słodyczy tu nie ma, ani sielskości, choć sielskie zdawać by się mogły huculskie „okoliczności przyrody”, w których akcja się toczy w balladowym rytmie. Identycznie jest w przypadku tytułowej bohaterki, która uważana za niemą i głupią po prostu usiłuje jakoś radzić sobie z historią, którą Maria Matios czuje znakomicie.

     „Dzisiaj narysujemy śmierć” to jedyna książka polska, jaka dotarła do ostatniego etapu konkursu – traktuje o rzezi w Rwandzie. Jej autor, Wojciech Tochman, nie oszczędza czytelnikowi niczego z tragedii, jaka wydarzyła się tam półtora dekady temu. Nie ma jednak, oczywiście, mowy o epatowaniu grozą, przemocą, krwią. Tochman pyta. Bezpardonowo pyta o odpowiedzialność za popełnione zbrodnie. O odpowiedzialność sprawców ale i biernych świadków, którzy – zdawać by się mogło i powinno – wini byli ruszyć któryś z palców w obronie mordowanych, a tego nie uczynili. A przecież nie w celu bycia biernymi świadkami tam się znaleźli – wręcz przeciwnie. Lektura trudna, aczkolwiek obowiązkowa w pełnym tego słowa znaczeniu.

      Prezentując w arcytelegraficznym skrócie książki-finalistki, niejako na deser zostawiliśmy „Miasto ryb”. Nie dlatego, że uważamy, iż jest „najsłabsze w stawce”. Nie dlatego, że nie dajemy jej szans na sukces – po prostu w pewnym sensie jest to książka nasza. Nasza, gdyż zanim jeszcze ktokolwiek ją do Angelusa nominował, my już prezentowaliśmy ją na naszych łamach – już w pierwszym numerze Netkultury (nasza recenzja). Autorka tej białoruskiej powieści, dziennikarka obchodzącej właśnie 105 urodziny „Naszej Niwy”, Natalka Babina, jako pierwsza udzieliła nam wywiadu, a kontakt jaki przy tej okazji udało się nam z nią nawiązać zaowocował felietonem, który specjalnie dla nas napisała tuż po tragicznych wydarzeniach w Mińsku.

     „Miasto ryb”, książka – jak słusznie rzecz nazywa wydawca (Rebis) – polifoniczna, tym „pomieszaniem gatunków” nie różni się od swych bohaterów, wielojęzycznych mieszkańców nadbużańskiej białoruskiej wioski. Białorusinów nie z pierwszych stron reżimowych czy opozycyjnych gazet, lecz zwykłych. Wioskowych. Sąsiadów. Ich konterfekt kreśli autorka z niemałym temperamentem, o obserwacyjnego zmysłu można jej tylko zazdrościć.

      Który z siódemki autorów zwycięży? Dowiemy się w sobotę. Kciuki trzymamy za wszystkich, choć – co tu kryć – najbardziej za obie Białorusinki. I nie trzymamy ich tylko i wyłącznie „po znajomości”. Czy to którejś z autorek pomoże? Zobaczymy. Wzorem zaś fundatorów Angelusa czekając na sobotę, nie zapominamy o tłumaczach, których się również we Wrocławiu nagradza. Za tłumaczkę „Miasta ryb”, Małgorzatę Buhalik również trzymamy kciuki.

– – – – – – – – – –
Finał Angelusa zbiega się z odbywającymi się we Wrocławiu Targami Dobrej Książki. W ich ramach odbędzie się m. in. spotkanie Natalki Babinej z czytelnikami: 2 grudnia 2011, w Galerii BWA przy ul. W. Stwosza 32 o godz. 19.00. Pisarkę będzie można spotkać jeszcze dnia następnego w tym samym miejscu, kiedy to od godz. 14.00 będzie podpisywać swoje książki – zapraszamy!

 

Tags:

1 Komentarz

Zostaw odpowiedź