H. Gaszek: My się nie oburzamy – filozofia rolowania.
Zdrowie Wasze w gardła nasze
czyli
My się nie oburzamy – filozofia rolowania
Pic and roll opiera się na współpracy dwóch graczy, najczęściej „niskiego” (z pozycji 1 lub 2) z „wysokim” (z pozycji 4 lub 5, rzadziej 3), dzięki któremu zmylony zostaje zawodnik obrony przeciwnika. Po postawieniu zasłony i „urwaniu się” rozgrywającego piłkę, zawodnik wysoki „roluje się” ( odwraca się i zbiega) w stronę kosza, pamiętając o tym aby wziąć na plecy zasłoniętego obrońcę. Podczas „rolowania się” gracz wysoki musi pamiętać o odpowiednim obrocie, tak aby od razu wziąć zasłoniętego obrońcę na plecy i stać po obrocie pomiędzy nim a koszem.
Rolowanie
Najistotniejszy – jak widać – element takiej taktyki grupowej to rolowanie. Nieodłączny też od naszej rozwiniętej demokracji. Ważne przy tym jest, że posługują się nim wszyscy od prawej do lewej… I dobrze, bo nie sztuka wyśmiewać Gazetę, która odnajduje bombę wodorową w płucach jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej. Druga Gazeta, która ma na swe usprawiedliwienie, że jest bardziej podatna na rolowanie czytelników, gdyż już w tytule ma Wyborcza, czyli działająca zgodnie z hasłem – „Załatwiłeś sprawę i żegnaj” – jest subtelniejsza, ale to nie znaczy, że mniej szkodliwa i mniej politycznie wredna. Świetnie w to hasło wpisują się dwa polityczne tuzy sceny politycznej: Pawlak i Tusk. Pierwszy tuż po wyborach obsobaczył reporterkę; „Co się Pani tak do mnie przyczepiła jak pijany do płotu”, a drugi, obietnice szybkiej modernizacji rządu chciał po wyborach odłożyć do następnych wyborów. Z tym, że pierwszy, w każdej demokracji, poza naszą, wyleciał by z niego już dawno za przekręt z wiekową matką, którą obarczył swoją spółką. U nas to się nazywa zaradność…
Odrobaczanie mózgu i kapucynek
Wracając jednak do Wyborczej i pic kand rolla jaki urządziła swoim czytelnikom – nomen omen w „Wielkim formacie – już sam początek jest niezły: Pracujesz za darmo? Oburzasz się czy doceniasz, że możesz się uczyć? Na całym świecie młodzi ludzie oburzają się: że nie mają takich szans jak ich rodzice, że nie mają stałej pracy, że nie mogą liczyć na kredyt. Ale wielu ich rówieśników pracuje. Ich nie słychać, bo nie organizują głośnych protestów. Przeczytajcie, co mówią w najnowszym „Dużym Formacie”:
„Już jako nastolatka byłam wolontariuszką w warszawskim zoo, gdzie za friko sprzątałam ptaszarnię. W liceum wybrałam profil biologiczno-chemiczny z myślą o zwierzętach właśnie. Jednak cztery miesiące przed maturą nagle uznałam, że archeologia! Dziś już nawet nie pamiętam, dlaczego tak wybrałam!
…Zaczęłam zastanawiać się, czego ja tak naprawdę chcę. Sprzedałam mieszkanie wWarszawie, które dostałam w spadku, i pojechałam na Podbeskidzie. Tam postanowiłam, że wrócę do mojej pasji, czyli do zwierząt.
Uznałam, że jestem za stara, by poświęcać kolejne sześć lat na studia weterynaryjne, tym bardziej że to są ciężkie studia i nie mogłabym sobie pozwolić na to, by uczyć się i pracować jednocześnie. Wybrałam więc technika weterynarii. To była płatna szkoła policealna. Kurs trwał dwa lata. Czesne 200 zł miesięcznie opłacałam pieniędzmi ze sprzedażymieszkania. …W końcu dostałam namiary na małą przychodnię, której szefowa chciała praktykantów, ale udało mi się „sprzedać” na rozmowie i dostałam pół etatu. Teoretycznie mam pracować dwa i pół dnia w tygodniu, w praktyce spędzam tam niemal całe dnie, bo jest tyle do roboty. Pieniądze są kiepskie, 500 złotych miesięcznie. Jasne, że chciałabym normalną pensję za swoją pracę. Na początek przynajmniej 1500 złotych, bo tyle potrzebuję, by się utrzymać, ale nie ma na razie takiej szansy.
Czy czuję się wykorzystywana? Zasuwam, bo szefowa obiecała mi, że nauczę się u niej więcej niż gdziekolwiek indziej. Niewielu lekarzy wpuszcza techników na salę operacyjną, a ja nie tylko podglądam, ale i asystuję. Poza tym moja szefowa specjalizuje się w zwierzętach egzotycznych. Tylko u niej mogę nauczyć się badać kameleony czy odrobaczać kapucynki.
W przychodni zarabiam na jedzenie dla mnie i moich zwierzaków, ale rachunki płacę już z oszczędności i długo tak nie pociągnę, choć jestem minimalistką i nie grymaszę, jak nie mogę iść do kina. Żal mi tylko, że muszę odmawiać sobie książek. Zwłaszcza tych branżowych, bo jedna potrafi kosztować 350 zł. Nie kupuję, tylko pożyczam….
Daję sobie deadline do końca roku. Wtedy będzie szansa na etat. Jak nie dostanę, będę szukać gdzie indziej, nawet w innym mieście. Wierzę, że z takim doświadczeniem będzie mi już łatwiej”.
Łaska nie tylko Boska
Wspaniały przykład dla naszej młodzieży. I jacy ludzcy pracodawcy…a co za wspaniałe szanse rozwojowe. Każdy kto by się oburzał powinien być napiętnowany jako nieudacznik, populista i z całą pewnością agent Moskwy i Mińska, który chce wysadzić w powietrze młodą demokrację. Zaprezentowany tutaj przykład pokazuje jaka jest prawdziwe oblicze naszej demokracji, gdzie umowy śmieciowe i praca za darmo to codzienność. Uczciwi i chętni do pracy młodzi ludzie wykorzystywani są przez swoich pracodawców, którzy łaskawie pozwalają im pracować za darmo. Od niewolników różnią się tylko tym, że dysponują swą nieopłacaną siłą roboczą, która do nich wprawdzie należy ale system robi ich wolnymi także od możliwości ich sprzedaży. Słowem uczciwością i pracowitością dalej zajdziesz, zdają się twierdzić syci redaktorzy Wyborczej. Nie bacząc na to, że od strony prawnej nie ma u nas pracy bez wynagrodzenia. Oczywiście gdy ktoś jeszcze na serio traktuje konstytucję, kodeks pracy i tzw. Wartości. Właśnie wartości, bo nieprzypadkowym jest, że u nas homilia Jana Pawła II „O pracy” jest całkowicie nieznana. Powód bardzo prosty to ostra krytyka systemu kapitalistycznego i próba nakreślenia z pozycji młodomarksowskiej (Rękopisów ekonomiczno-filozoficznych) trzeciej drogi. Najśmieszniejsze, że nawet pożal się boże lewica nie jest w stanie użyć tego dynamitu.
Wyborcza namawia naszą młodzież by się cofnęła do czasów sprzed powstania tworu Magna Charta, która regulowała równość kapitalistów, nie pozwalając im nadmiernie się bogacić kosztem innych kapitalistów – pobierać nieuprawnionej wartości dodatkowej. Jeśli tak to proponujemy od razu wrócić do niewolnictwa, po co etapy pośrednie.
Filozofia rolowania
Filozofia rolowania młodzieży opiera się na kilku założeniach wchodzących w skład paradygmatu opartego o bezprawie podszyte moralnością pracy i zaradności
1. nie ma się co oburzać na porządek społeczny, w którym przyszło nam żyć, bo jest najlepszym z możliwych światów;
2. każdy jest kowalem swego losu, mimo, że kuźnia nie należy do nas i jesteśmy zbędni (na marginesie życia) w procesie jej funkcjonowania;
3. praca jest najwyższą wartością i jest obowiązek moralny pracować by się utrzymać i zwolnić z tego państwo, mimo, że nieodłącznym elementem systemu społecznego jest bezrobocie, czyli życie z siłą roboczą, która tak naprawdę nikomu nie jest potrzebna – chyba, że za darmo;
4. nie użytkowanie siły roboczej poza pracą, gdy jej brak jest niemoralne, a nawet jest grzechem, bo to pracownik najemny winien ponosić koszty niewydolnego państwa;
5. marginalizacja i alienacja siły roboczej też podlega konkurencji, dlatego potencjalni pracownicy mają szansę ujawniania swej siły roboczej nie będącej pracą w zależności od widzimisię pracodawcy, to swoisty akt łaski;
6. marginalizacja siły roboczej jest wynikiem niezaradności jednostki, która jest niekonkurencyjna na jak widać niekonkurencyjnym rynku pracy.
W przykładzie opisanym w Wyborczej znakomicie to działa, jest wspaniała kobieta, która chce kuć swój los, czyli wziąć go w swoje ręce i bierze zresztą. Tyle, że do tego musi mieć by przeżyć kapitał ze sprzedanego mieszkania, co ma być z tymi, którzy nie mają mieszkań do sprzedania redakcja milczy. Z tym, że najważniejsza jest wiara w lepsze jutro, które z pewnością nadejdzie, bo świat obecny zabudowany jest takimi wspaniałymi osobami jak szefowa, która daje pracować właściwie za darmo, opakowując to niczym łaskę uświęcającą. I nie ma się czemu dziwić, bo skądinąd wiemy, że kameleony to u nas są najliczniejsze w polityce a jeszcze liczniejsi są kapucyni. Tylko nie wiadomo czy odwiedzają oni placówki weterynarii na Podbeskidziu…
Wyborczej Rajski ogródek
Wyborcza staje się więc propagatorem filozofii jako żywo wziętej z „Rajskiego ogródka”, gdzie takie historyjki, że uczciwością i pracą człowiek dalej zajdzie. były bardziej wyraziste.
Otóż, była sobie biedna Różenka, której rodzice oprócz niej mieli tylko jedno polano. Przyszła Wigilia i rodzice kazali jej iść na ulicę i zbierać węgiel spadający z wozów. Szła więc z koszykiem i płakała bo wiedziała, że to grzech. Węgiel był bowiem cudzy i gdyby te kawałki pozbierała to byłaby to kradzież. Różenka, która do tej pory nie kradła płakała tak głośno aż się ludzie zatrzymywali, a wśród nich jeden pan ubrany w futro wartości narożnej kamienicy. To był, tak szczęśliwie się składa właściciel składu z węglem. Spytał ją dlaczego tak płacze, a gdy powiedziała mu, że idzie zbierać węgiel i że to kradzież, i że to jest grzech, i że ona woli umrzeć, rzekł:
– Uczciwością i pracą najdalej zajdziesz!
Poszedł do rodziców, dał im pieniądze na utrzymanie a potem przysłał wagon węgla, a ojca Różanki zrobił portierem. Nie trzeba nawet wspominać, że był bezdzietny i Różankę zaadoptował. To się rozumie samo przez się. Czy jednak Różenka wciąż jest uczciwa, nie wiadomo…
Jak można stracić trzy nogi…
Warto by Wyborcza zakończyła morałem, co się stanie z tymi, co to się oburzają, chcą zmieniać ten wspaniały system społeczny. Najlepiej tutaj skorzystać z opisu historyjki małego Jenika. Otóż, ten chłopiec, ponieważ się nie modlił stracił nogę, ojca, jeszcze jedną nogę, matkę, potem siostrę, potem jeszcze jedną nogę, a wreszcie brata. Dopiero to go poprawiło i później bez swych trzech nóg żebrał u wrót cmentarnych i wzdychał:
– Boże, co ja narobiłem, co ja narobiłem…
H.Gaszek
19:50
bardzo dobry tekst, a do tego zbiezny z moimi pogladami. Prawda. Dwoch kumpli ze studiow Maciej i Grzegorz, jeden wyjechal bo nie mial co do gara wlozyc a starosta nie dal mu pracy w urzedzie gminy jako konsultant ds. pozyskiwania srodkow unijnych z powodu ,,nie umienia dojenia krowy,, soltys tego wymagal od kandydata. Wyjechalem. Grzegorz zostal chlopak z niem. paszportem pracowity co troche odlozyl z saksow jak jeszcze paszport mial jakies znaczenie. Zaoszczedzone pieniadze zainwestowal w swoje wyksztalcenie, zdal egzamin panstw. na posrednika nieruchomosci i podyplomowke na wycene. Ostatnio z nim rozmawialem i nie byl zbyt optymistycznie nastawiony, a ulga podatkowa dla nowej firmy lada dzien sie skonczy. dwoch kumpli po 7 latach, Grzegorz mowi ze jest coraz gorzej w jego malej firmie. Nie chcial wyjezdzac ale coraz czesciej mi o tym wspomina. Szkoda. Dodam tylko, ze doswiadczenie w brazy nieruchomosci okupil 2 -tnia poldarmowa praca na rzecz jego pracodawcy najpierw jako stazysta potem jako pol etatowy pracownik (ale poniewaz byl pracowity i oszczedny mogl sobie na to pozwolic). Ja nie moglem czekac. Dzisiaj jestem zadowolony z miejsca w ktorym jestem, szkoda mi tylko pracowitych mlodych ludzi takich jak Grzegorz.
13:43
Tak czekałem i szukałem po mediach, kiedy ktoś wydrwi paranoidalny materiał z DF (który cenię) i się wreszcie doczekałem. Ciekaw jestem czy pani redaktor chciałaby pracować w GW za darmo dla samej tylko korzyści nauki warsztatu i z chęci uniknięcia zerwania z zawodem. Głowę dam, że nie. To dlaczego to propaguje? Paranoja.