Michał Zięba: Czarne toto… ja je lubię…

15 marca 2012 14:255 komentarzy

Młoda wrona /fot. Michał Zięba/

Któż nie słyszał piosenki śpiewanej przez Wojciecha Młynarskiego Lubię wrony:

Los im dolę zgotował nielekką:
Cienką gałąź i marne poletko,
Czarne toto i w ziemi się dłubie
– a ja je lubię…
Gdy rozdziawią dziób
– wiedzą dokładnie,
że ich głosy brzmią raczej nieładnie,
Lecz nie wstydzą się i nie tłumaczą,
że brzydko kraczą…

         No, cóż…Właściwie nasza wiedza o tych ptakach ogranicza się do tych kilku wersów piosenki, które przytoczyłem. Nic prawie nie wiemy o tych „brzydactwach”, które coraz częściej mieszkają w pobliżu naszych domów i bezczelnie panoszą się na miejskich śmietnikach. Ba! Mało kto wie jak odróżnić wronę od gawrona.

     Wrona, to średniej wielkości ptak z rodziny krukowatych, zasadniczo wędrowny, coraz jednak częściej osiadły już w miastach. Występuje w północnej i wschodniej Europie, w Środkowej (głównie w pasie południkowym o szerokości około 150 km) wrona występuje wraz z czarnowronem, który zamieszkuje głównie Europę Zachodnią. Pary obu tych gatunków mieszają się. W efekcie tego procederu występują u nas osobniki o różnym upierzeniu barwy czarnej i szarej. Najbardziej charakterystyczna i znana nam, to oczywiście wrona siwa, która jest bardzo płochliwa, a właściwie – by uniknąć rymu – dużo ostrożniejsza niż inne ptaki. W miejskich warunkach radzi sobie doskonale.

     Wrona w porównaniu z gawronem, z którym często ją mylimy, ma masywniejszy dziób, bardziej zaokrągloną sylwetkę, płaskie czoło i całkowicie odsłonięte nogi. Ale wcale nie z powodu ponętnych nagich odnóży jest ptakiem towarzyskim. Towarzyskim warunkowo wszakże – o ile pożywiania wystarcza dla wszystkich. Długość ciała wron dochodzi do 45 cm, rozpiętość skrzydeł nawet do 90 cm. Jeśli dodamy do tego masę ciała dochodząca do pół kilograma może niektórych przerażać, ale nie dajmy się zwieść temu strasznemu wizerunkowi.

      W mitologiach europejskich wrony oraz kruki potraktowano źle. Skojarzono te ptaki ze śmiercią i wojną. Nic dziwnego – latały nad pobojowiskami i żywiły się ciałami poległych, ich widok zapowiadał nieszczęścia – tak wierzono. Wyjątkiem była starożytna Grecja, ale – jak przekonujemy się obecnie – Grecy bywają „dziwni”. Podobnie było w antyku: w odróżnieniu od innych Europejczyków wierzyli jednak, że kruk i wrona przepowiadały przyszłość. Być może świetlaną! Niezależnie od wspomnianych negatywnych konotacji dostrzeżono także inteligencję tych ptaków. W wielu kulturach wrony i kruki pełniły rolę posłańców. W mitologii Słowian, w okresie zimowym, wstępowały podobno w łona kobiet (dziś zajmują się tym bociany), zapładniając je. Na innych kontynentach wykształcił się zupełnie inny obraz kulturowy tych ptaków. Kruk (symbol mądrości), to główna postać w mitologiach Eskimosów i Czukczów. Według ich wyobrażeń obdarzony jest siłami magicznymi i ma swój spory udział w stworzeniu świata. Wrona natomiast, dobrze znana kulturom Ameryki Północnej, czczona była (i jest) również jako założycielka cywilizacji, ale i opiekunka zwierzyny łownej.
Ale wróćmy na ziemię.

     Dawniej wrony zasiedlały wyłącznie doliny rzek i obrzeża jezior. Obecnie, znakomicie przystosowane, królują na miejskich śmietnikach, skwerach, placach. Z wysokości drzew i latarni bacznie obserwują opanowany przez siebie rewir. Przeważnie robią to w parach – dlatego nikt i nic nie może im podskoczyć. Wrony modnym ostatnio trendom nie ulegają – wykształcają się między nimi bardzo silne więzi małżeńskie, które poddawane są (jak to zwykle bywa) bardzo silnym próbom. Zaatakowany przez dużo silniejszego osobnika partner wrony potrafi z dużym narażeniem własnego życia poddać się spontanicznej i skazanej na niepowodzenie próby ratowania małżonka czy kolegi. Do takiej walki trzeba mieć siłę, trzeba jeść. I w tej branży wrony radzą sobie znakomicie, jako że są wszystkożerne. Preferują wszakże przysmaki mięsne: drobne ssaki i ptaki, ich pisklęta, owady i dżdżownice, ślimaki i inne bezkręgowce. Nie gardzą jajami zdobywanymi w gniazdach konkurencji. Zdarza się, że (polując w grupach) wrony potrafią odebrać zdobycz ptakom szponiastym, ale nie gardzą też pożywieniem łatwiejszym do zdobycia, czyli padliną, nasionami, owocami i jagodami oraz oczywiście odpadkami ze śmietników, pełniąc w ten sposób rolę czyścicieli środowiska. I ta rola właśnie, szczególnie ważna jest w miastach, które już z samej swej specyfiki nie grzeszą czystością. I tak wrony koncentrują się, i to bardzo skutecznie, na neutralizacji zwierząt padłych lub rozjechanych przez samochody, nad zbiornikami wodnymi zjadają padnięte ryby. Na niemałą skalę wyręczają w ten sposób niedbałe lub zapracowane służby komunalne. Jednak chyba nie z tego powodu wrony są długowieczne – dożywają nawet do siedemdziesięciu lat. I na dodatek wcale żadnych urzędów nie pikietując żądając wyższych emerytur.

      Mimo wszystkich swoich zalet wrony nie są objęte całkowitą ochroną i wciąż urządza się na nie regularne polowania, na wsiach wciąż uważając je za szkodniki. Miłośnikom tych ptaków taka opinia się nie podoba, dlatego też interweniują w tej sprawie w Brukseli. Interweniują skutecznie. I tak w odpowiedzi na apele wronich fanów, w roku 2007 urzędowa opinia Rzecznika Generalnego Komisji Wspólnot Europejskich napiętnowała Republikę Austrii – z Brukseli nadeszła prowronia reprymenda. W ramach przeprowadzonego postępowania stwierdzono uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. Komisja zarzuciła błędną transpozycję przepisów dyrektywy 79/409/EWG Rady z dnia 2 kwietnia 1979 r. w sprawie ochrony dzikiego ptactwa (tzw. dyrektywa ptasia), w różnych krajach związkowych Austrii.

Wiedeński szyk - żaden wstyd mieć trzy obrączki /fot. Michał Zięba/

      Brukselskie grożenie palcem rozpoczęło się od wzięcia na ochronny celownik kilku gatunków ptaków uważanych powszechnie za typowo łowne, ale przede wszystkim od szpaków, które też nie cieszą się ludzką sympatią obywateli UE, no może z wyjątkiem Włochów, którzy w sezonie przelotów wyłapują je na masową skalę i pieką na grillach podając jako przysmak-przekąskę powszechną tam jak u nas rurki z kremem, lody czy zapiekanki. W przypadku Austrii wronich grillów wprawdzie nie stwierdzono, ale dopatrzono się, że tamtejsze prawo nie pozwala na ochronę wszystkich gatunków ptactwa wyliczonych w aneksie „dyrektywy ptasiej”. Z  ochrony tej wyłączone były: sroka, sójka, czarnowron i oczywiście wrona siwa, czyli – nie licząc znanego wszystkim kruka – cała parszywa rodzinka w komplecie. Oczywiście w herbach austriackich miast ciężko o krukowate. Skąd jednak wytknięta brukselskim paluchem niechęć do tych właśnie ptaków? Niestety nie wiem, ale się dowiem. Wiem jednak, że tak zdyscyplinowany naród jak Austriacy od 2007 roku coś z tym problemem zrobili, bo szczerze zdziwiony byłem, gdy będąc w zeszłym roku w Wiedniu napotkałem zaobrączkowane wrony siwe. W polskich miastach czegoś takiego nie widać, a niby tu ta sama Unia. Jakby rekompensując ptasiej rasie niechęć do wron – „światli” mieszkańcy europejskich miast (z Krakowem na czele) wciąż z upodobaniem dokarmiają kalekie i chore gołębie. Nie stanowi dla prawie nikogo problemu fakt, że to właśnie od nich zarazić się można świerzbem lub innym jeszcze gorszym paskudztwem, a zasiedlone przez gołębie kamieniczki, gdyby zagrożenie ludzkiego zdrowia brać serio – nadają się tylko do wyburzenia. Ale to wrony wciąż pod kreską i mają z ludźmi kłopot. Na kłopoty – na szczęście – Młynarski:

 Żadna wrona się także nie łudzi,
że postawi ktoś stracha na ludzi,
Co na wrony i we dnie i nocą
czyhają z procą…

Na tak bardzo inteligentnego ptaka czyhają… Inteligentnego? Bardzo proszę, oto przykład: tego się nie zauważa, a szkoda – wrona podkłada orzechy, w zbyt twardych dla ich dziobów łupinach, pod koła stojącego na światłach samochodu! Czy zamiast karmić gołębia nie jest milej popatrzyć na wronę, która auto traktuje jak dziadka do orzechów? I tu kolejny przykład wroniej inteligencji: ostrożność…) nakazuje jej przysiąść grzecznie na krawężniku i czekać na przejazd zatrudnianego samochodu, który zgodnie ze swoją naturą, jeśli tylko coś leży na drodze, to zawsze musi po tym przejechać.

Wroni patrol /fot. Michał Zięba/

      Wronie do pawia daleko. Swoim emploi nie wprawia w euforię, mówiąc oględnie, a nie bawiąc się w barokowe ozdobniki trzeba stwierdzić, iż ptak ten wygląda po prostu niezbyt ciekawie. Trudno się dziwić, że straszy się nią nas już od kołyski. Cała prawie czarna, nie tylko z upierzenia ale i rzekomo z charakteru też, bezczelna, inteligentna (to może niektórych wpędzać w kompleksy), nieuchwytna, szlaja się po śmietnikach i na dodatek hałaśliwa jest i głos ma niezbyt piękny… Idealny materiał na szwarccharakter! A przecież niełatwo o bardziej pożytecznego dla nas ptaka. Do tego, tak naprawdę, to wrona potrafi (no, może nie aż tak, jak słowik) śpiewać cicho ćwierkając, wiąże się w pary na całe życie, jest bardzo troskliwym rodzicem. Cenić wronę także należy za umiejętność przetrwania w trudnych warunkach. A takie właśnie stwarzają im nasze miasta, które dla wrony są prawdziwym polem bitwy na śmierć i życie.

      Zamiast więc odganiać wrony i tępić, postarajmy się je polubić i nauczmy się z nimi żyć. One też szukają swojego „em” w mieście, gdzie jest więcej jedzenia i jest cieplej. Przy tym są całkowicie nieszkodliwe.

W odróżnieniu od ludzi.

Polubmy więc nasze wrony i to nie tylko po to, by brukselski palec nie wytknął nam kiedyś strugania wariata w kwestii „dyrektywy ptasiej”.

Michał Zięba

Tags:

5 komentarzy

  • Od zeszłego roku obserwuję pary wron – odkąd tu są to nie widać srok. Ciekawe, czy to stałe pary, bo wygląda na to, że tak

  • Wron zażylej nie znam ale mam okazję co roku obserwować parę kruków. Niezwykle mądre ptaszyska, potrafiące np. odciągać intruza od gniazda serią trików. Chyba wszystkie krukowate są tak inteligentne, dobrze, że się ktoś za nimi ujął.

    W końcu już Ezop pisał jak to wrona wykorzystując prawa fizyki dostawała się do wody w dzbanie podnosząc poziom wody stosując Prawo Archimedesa. Eksperyment powtórzono współcześnie na krukach z rewelacyjnym skutkiem.

  • Milka-fioletowa

    Dla mnie wrony piękniejsze od nadętego pawia 😉
    „Nic prawie nie wiemy o tych brzydactwach” – fakt, do niedawna nie miałam pojęcia, że niektóre przylatują do nas w zimie ze Skandynawii (jak bociany do ciepłych krajów), a na wiosnę wracają do siebie!!!

  • Jak mi właśnie doniósł autor, we Widniu luzie dorównują mądrością wronom. Zamiast szpikulcowania parapetów sotsuje się tam plastikowe wrony – skutek piorunujący, a gołebie sie nie ranią.

Zostaw odpowiedź do JKol