Rafał Klan: Byłem z prezesem koła Młodzieży Wszechpolskiej (1)
Z Michałem pracuję od kwietnia zeszłego roku. Ale na rozmowę z nim zdecydowałem się w listopadzie, tzn. rozmowę rejestrowaną przy okazji z kolei zarejestrowania przez Narodowe Odrodzenie Polski krzyża celtyckiego, orła w koronie z „rózgami liktorskimi” i „zakazu pedałowania”. W związku z tym, że Michał był jednym z założycieli koła Młodzieży Wszechpolskiej w Lesznie, a potem pełnił funkcję prezesa tegoż koła, a jeszcze później członkiem komisji rewizyjnej Ligi Polskich Rodzin był, uznałem, że warto z nim porozmawiać, ba!, rozmowę zarejestrować. Relację z tej rozmowy zamieściłem na blogu. Moi przyjaciele, a właściwie przyjaciel, wynalazł w sieci kilka zdjęć z czasów, kiedy Michał szefował lokalnemu kołu MP, organizując koncerty w Lesznie. Na zdjęciach widniał między innymi Wierzejski oraz osoby, które w geście wyciągniętej ręki, zaciskały pięści. To sprowokowało mojego przyjaciela do dyskusji, mnie do kolejnej rozmowy z Michałem, samego zaś Michała do kolejnej sesji audio.
Zdaję sobie właściwie sprawę, że mało kogo być może interesuje to czy rozmawiam z Michałem, Zośką, z ich rodzicami czy dalszą rodziną, rejestruję te rozmowy, czy przeciwnie – zapominam o nich po kilku chwilach. Ani z nas celebryci, gwiazdy filmów porno czy – z drugiej strony – autorzy ambitnych, europejskich filmów spod znaku braci Dardenne (a tak o braciach wspominam, bo właśnie jestem tuż po obejrzeniu ,,Dziecka na rowerze”, więc sobie pozwalam na poufałość i polecam przy okazji). No nie jesteśmy. Mało tego, moja rozmowa z Michałem (rejestrowana) nie ma w ogóle na celu rzucenie jakiegoś światła na samego Michała, bo – wspominałem już – jesteśmy anonimowi, chociaż, cóż, pracujemy razem w lokalnej gazecie/portalu, więc może z tą anonimowością przesadzam. Nie rzuca też światła na mnie. W ogóle na nikogo nie rzuca światła. A jednak, pomimo pozornej anarchii czynu (znaczy rejestracji rozmowy/wywiadu/przepytywanek), do czegoś ta rozmowa była mi potrzebna. Otóż pytanie brzmi oczywiście – do czego?
Marzy mi się często przebić/przedrzeć przez stereotyp ten lub ów, żeby móc – to chyba zabrzmi banalnie – wyjść poza stereotyp medialny/społeczny/jakikolwiek zjawiska, postaci, wydarzeń itp. Żeby tego dokonać/ywać człowiek musi wyjść poza swoje naturalne środowisko ideologiczne/religijne/polityczne/ a czasami nawet środowisko zamieszkania. To wyjście często kończy się niepowodzeniem, bo któż da gwarancję, że wychodzi się poza nie tylko po to, żeby umocnić się w swoich okopach. Takiej gwarancji nie ma, ba!, takiego zapewnienia nie daje ani ten kto wychodzi, ani ten, do którego się przychodzi. Stąd nigdy do tej pory nie miałem okazji, ani też nie próbowałem zajmować się tzw. środowiskiem narodowym, wyznawcami Romana Dmowskiego poza oczywiście sprawy niezbędne.
No, ale spotkałem Michała. Zdarza nam się czasami dość emocjonalnie wyrażać swoje opinie, innym z kolei razem tych emocji/wrażeń jest mniej, przez co niczym inteligentni ludzie mówimy sobie: wymieniamy się opiniami i na tym poprzestańmy, przekonać się przecież nie przekonamy – to nam pozwala czasami na długie ideologiczne tyrady bez obaw, że skończy się skandalem, czyli bójką na trasie Sława-Wschowa w jakiś wiosenny lub letni wieczór. Ale jednocześnie mamy możliwość wysłuchania siebie – taka prosta i mało popularna pewnie wartość – dzięki czemu (mam taką nadzieję) ten obraz świata jaki w sobie budujemy, każdy na własny rachunek, ma szansę być mniej jednolity.
No tak – wstęp jest bardzo długi i na pewno mógłbym go poskracać tu i ówdzie, ale co zrobić, być może poskraca go redakcja. W każdym razie tekst dzielę na dwie części – pierwsza to relacja rozmowy z Michałem przed publikacją na blogu, gdzie – jak wspomniałem – doszło do małego kwasu. Druga część – jak los da – dotyczyła będzie rozmowy po wpisie i komentarzach wokół niego. Relacja z tej rozmowy nie jest w żaden sposób przeze mnie komentowana – chociaż tak we wstępie jak i pod koniec drugiej części popełniam jednak jakieś spostrzeżenia. Raz, tłumacząc się, za drugim razem pewnie próbując w sensownym kształcie poczynić bilans zysków i strat, wynikający z tych rozmów.
I jeszcze jedna uwaga na koniec. Jak wspomniałem wyżej być może nikomu ta relacje nie jest potrzebna poza mną samym, w związku z tym jej publikacja poza moim prywatnym blogiem jest przedsięwzięciem dość dyskusyjnym. Być może po lekturze pewne wartości z tej rozmowy staną się czytelniejsze, być może nie – trudno powiedzieć. Redakcja wyraziła zgodę, więc z tej zgody korzystam. W trakcie tej relacji pojawi się pytanie od Adama, drugiego kolegi redakcyjnego – i tutaj winien jestem wytłumaczenie. Z Michałem rozmawiałem w trakcie przerwy na tzw. posiłek. W redakcji posiłek, to właściwie czas, kiedy człowiek odchodzi od swojej pracy i przegląda wysiłki konkurencji. Tak więc między researchem, drugim śniadaniem a dyktafonem toczyła się nasza rozmowa, w której naturalnie uczestniczyli inni koledzy z redakcji. Stąd też w trakcie relacji pojawia się pytanie od Adama. I to chyba wszystko już tytułem wstępu.
Michał był jednym z współzałożycieli koła Młodzieży Wszechpolskiej w Lesznie (woj. wielkopolskie) To był 2000 rok. Dwanaście miesięcy później został prezesem koła. Potem nawet, przez jakiś czas, pełnił funkcję członka Głównej Komisji Rewizyjnej ogólnopolskiej organizacji. Za to dostało mu się od portalu highlife.pl, gdzie wraz z pozostałymi wszechpolakami został uznany za homofoba. Żeby było jasne, mówię tutaj o konkretnym przypadku, czyli Michale, nie wypowiadam się o innych osobach. Jak mówi – został wpisany tylko dlatego, że był w komisji rewizyjnej, bo sam ani koło, które prowadził, nie zorganizowało nigdy żadnej imprezy przeciwko komukolwiek. Skupiał się na pozytywnej działalności – zaznacza. Organizował między innymi: turniej piłkarski o puchar Powstania Wielkopolskiego, sesję naukową o powstaniu, Michał miał też mieć wykład 20 stycznia 2006 roku o ,,roli, jaką w ustaleniu zachodniej granicy II Rzeczpospolitej na konferencji wersalskiej odegrał twórca Narodowej Demokracji Roman Dmowski”.
Poza tym organizowali akcję Polska flaga w polskim domu. Sprzedawaliśmy flagi tam gdzie się dało – opowiadał – a najczęściej dało się pod kościołem. Z tego wynika, że trochę tych flag sprzedali, bo przyznaje, że dzisiaj ma satysfakcję, kiedy widzi flagi np. na osiedlu, ponieważ zdaje sobie sprawę, że część z nich jest wynikiem ich działalności. Brał udział również w takim przedsięwzięciu Kocham Polskę, akcja polegała na rozdawaniu gadżetów. I tutaj oddaje głos Michałowi: plakaty z serduszkiem np., bo można oczywiście mieć skojarzenia, że jak MW, to na plakatach powinien pojawić się krzyż celtycki, ale nie, to były serduszka. Mieliśmy też na plakatach dziewczynę, rzucającą liście (chciałem powiedzieć kwiaty, ale to było jesienią, na 11 listopada, rzucała więc liście, nie kwiaty).
Na pytanie Adama, jak skomentuje zarejestrowanie symboli przez NOP, Michał mówi: NOP jest taką organizacją, która tak naprawdę w ogóle nie istnieje. Jest w kompletnej degradacji od kilku lat. Istnieje dzięki kilku osobom z Wrocławia. Środowiska lewicowe pomagają NOP, nagłaśniając ich akcje, w pewnym sensie pomagają w rozpropagowaniu ich działalności.
Co do decyzji sądu: wszystkie faszyzujące organizacje na świecie pewnie mogłyby mieć pretensje do polskiego sądu, że ten znak, z którym się utożsamiają, sąd oddał w ręce NOP. Więc to jest dla mnie pierwsza kontrowersja. Jeżeli chodzi o ,,zakaz pedałowania” uznaję to za niewinny żart, nie rozumiem, dlaczego NOP sobie ten znak przywłaszczył. Ale nie widzę w tym kontrowersji, nie dostrzegam homofobii. Myślę, że to jest problem środowisk, które się na ten znak obrażają. Po rozmowie, kiedy już się rozeszliśmy do domów Michał przysłał mi SMSa, cytuję to co istotne dla sprawy: Dobra, przyznaję, zakaz pedałowania jest wulgarny.
Co do środowisk homoseksualnych, to Michał nie rozumie, dlaczego ludzie o tej orientacji muszą koniecznie publicznie afirmować się, organizując parady. Ale gdyby to od niego zależało takich parad by nie zakazał.
Koła Młodzieży Wszechpolskiej w Lesznie już nie ma. Sam Michał obecnie nie jest związany z MW, między innymi dlatego, że ideologicznie bliżej mu w sprawach gospodarczych do lewicy, co nie znaczy, że odciął się grubą kreską od organizacji. Więc to co dzisiaj, gdyby to jakoś w skrócie ująć, istotne dla Michała, to endecja, a nie konserwatyzm. Innymi słowy, Michał mówi, że ruch narodowy zaczynał od nacjonalizmu rewolucyjnego, kierując swoje idee do włościan, robotników itp., czyniąc ich obywatelami z przywilejami i – tutaj Michał zaznacza, że tym się różnił od socjalizmu – obowiązkami wobec ojczyzny. Dodaje zaraz, że tak ruchy nacjonalistyczne jak i socjalistyczne przyczyniły się do demokratyzacji społeczeństwa w Europie. Konserwatyzm, który według Michała reprezentuje dzisiaj Młodzież Wszechpolska, to pomimo odniesień do tradycji endecji, jednak gospodarczo są liberalni a swoje idee roznoszą jedynie wśród elit.
Polska – mówi Michał – niezależnie jaka jest, czy jest czerwona czy czarna, zawsze jest Polską. Wielu endeków współpracowało z władzami PRL, ponieważ wychodzili z przeświadczenia, że walczą o Polskę w warunkach, w jakich przyszło im żyć.
Przyszłość? Chciałby zaangażować się społecznie, przynajmniej dojrzewa do takiej myśli. Politycznie na pewno nie zaangażuje się przez następne 10-15 lat.
Kiedy pytam Michała, czy nie zechciałby budować struktur koła Krytyki Politycznej we Wschowie, mówi oczywiście, że nie. Wiem, że nie, więc zaznaczam, że żartuję.
cdn
18:45
Na razie powiem tyle – przeczytałam z uwagą, zobaczymy co będzie dalej 🙂
00:34
Dzięki za lekturę, dalej będzie tylko ciekawiej 🙂 (chyba, zresztą trudno powiedzieć).
19:40
Kolejny przykład „radykała” z MW, który myśli, że jak zamieni glany na różowe kapcie to nagle zostanie zaakceptowany przez salon.
12:31
Dość, hmmm…, radykalna opinia, jak na tak mały wycinek tekstu. Można by prosić o jakieś szersze uzasadnienie?
14:14
To ja chyba jakiś inny tekst czytałem, bo chęci akceptacji przez salon nie dostrzegam u jego bohatera. Myślę, że da się żyć w tym kraju jeszcze bez zwracania uwagi na to, czy salon akceptuje ili niet. Mam wrażenie, że są ludzie dla któych co innego bywa celem w ich działalności lub jej braku. Zresztą sama owa akceptacja (lub jej brak) to już wystarczająca podstawa do wartościującej oceny? Mam spore wątpliwości.
02:35
Przeczytałem. Uważam,że znam się na polityce ale polityka mnie zdecydowanie mierzi.Zwłaszcza polska.Tu ani tzw prawica nie jest prawicą ani lewica- lewicą.Ot,puste nazwy.Jako neokonserwatysta czasami zżymam się na bezdenną głupotę polskiej prawicy.Lewica mnie nie interesuje o tyle,że uważam iż po doświadczeniach PRL naszego kraju po prostu nie stać (w sensie społecznym )na żadne lewicowe odchyłki.Tym bardziej,że dzisiaj lewica to nie robotnicy ani chłopi czy (ogólnie) ludzie żyjący z pracy najemnej lub własnej działalności produkcyjnej na skromną skalę ale pederaści,feministki, lesbijki,narkomani,”lanserzy”… Lewica podobnie jak prawica używa fałszywego języka. Dla mnie jako pisarza ma to znaczenie kardynalne,bowiem fałszywy język niszczy wszelkie próby docierania do prawdy(resp. prawd).Co to jest „homofob? Zgodnie z etymologią;ktoś wrogo usposobiony do ludzi.Tymczasem w uzusie potocznym,który udalo się lewakom wcisnąć , określenie to oznacza człowieka niechętnie usposobionego do homoseksualizmu. Sprawa tzw orientacji seksualnej jest na tyle intymna,że powinna być zostawiana decyzjom poszczegolnych jednostek.Nie mam nic przeciwko klubom homoseksualistow-w końcu jest wolnosć zgromadzeń i zrzeszania się-ale publiczne reklamowanie „grzechu sodomskiego” to klasyczny temat zastępczy mający prawdopodobnie za cel odciagnięcie ludzi od realnych problemów bytowych i społecznych.To,że „prawica” dała sobie wcisnąć ten kit uważam za jej wielki błąd.Sprawę należy postawić jasno,może nawet wulgarnie; nie interesuje mnie kto komu i gdzie wkłada.Finito.
Określenie i znak ” zakaz pedałowania” uważam za średnio dowcipne.Odżegnywanie się od zarzutów tzw homofobii przez młodych „prawicowców” to klasyczny przykład lizusostwa i braku zasad, chęć przypodobania się rzekomej i „toleracyjnej” większosci.Czyli ideowe g…
O ile wiem NOP nadal istnieje a głowne jego zaplecze stanowią
skinole.Naturalnie nie jest ich zbyt dużo, bo nie każdy skinhead podziela ideologię NOP.Dla mnie to po prostu zesloganowiona retoryka niezbyt odległa od nazistowskiej czy raczej faszystowskiej( dwa rózne pojęcia,niuanse, niuanse!)Jeśli komuś odpowiada takie umysłowe barachło -nie widzę przeszkód. Bicie na alarm z tego powodu uważam za bicie piany. Nie wiem czy nadal szefem NP-u jest przeszło siedemdziesięcioletni Tejkowski, popularnie zwany Tejkowerem (ang. take over=przejmować obowiązki,mienie,posiadłość ) , były marksista i asystent prof. Schaffa.Ale już sam ten fakt,nawet ulokowany w przeszłosci,stawia pod znakiem zapytania całą imprezę.
O falszywym języku i małpiarstwie w polskiej polityce możnaby sporo napisać.
To naśladowanie międzywojnia,świadczące o totalnym odmóżdżeniu. Przed wojną Młodzież Wszechpolska to była młodzieżowa przybudówka owczesnej opozycji czyli Narodowej Demokracji. Dziś ND nie istnieje,bozostala skrupulatnie zniszczona przez komunę,więc po co przybudówka?
Swoją drogą,przed wojną,zarówno masowy PPS(PPS-y) jak i nieliczni komuniści mieli sporo racji zarzucając narodowcom czyli endekom uleganie wpływom Hitlera i Mussoliniego.
Narodowo Socjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza na pierwszym miejscu stawiała naród i uzyskanie dla niego przestrzeni życiowej(Lebesraum). A klasę pracującą uważała za zdrowy trzon tego narodu.Wystarczy poczytać Mein Kampf,aby się o tym przekonać. A gdzie obywatel? Czy prawie 30% mniejszosci żydowskiej,w większosci spolonizowanej należała się tylko agresja? Nie wspominam już o Ukraińcach,Białorusinach, Litwinach, z którymi w II RP postępowano dość haniebnie.Dzisiejsze resentymenty litewskie czy białoruskie tu właśnie mają swoje zrodła. Tymczasem II RP była na tyle atrakcyjna cywilizacyjne,że bez przemocy i prymitywnych tricków mogła te mniejszosci akceptującą wchłonąć. Zwłaszcza,że Ukraińcy czy Białorusini wiedzieli już o sowieckich kołchozach i bardziej obawiali się kolektywizacji niż spolonizowania .Nawiązywanie do tych endenckich tradycji dzisiaj to jakieś matołectwo.Albo delikatniej; brak wyczucia współczesnosci,bazsensowne małpiarstwo.
13:27
Drogi czytelniku! Wpis pański musieliśmy wyedytować pozbawiając go obraźliwego epitetu, który się w wersji oryginalnej pojawił. Z uwagi na wielce interesującą treść wpisu nie wyrzucamy go do kosza, pozbawiamy jednak passusu naruszającego ustalone u nas zasady dyskusji pod tekstami. Z góry dziękujemy za zrozumienie naszego kroku i zachęcamy do dalszych kometarzy pozbawionych wszakże obraźliwych epitetów, które będziemy konsekwentnie moderować. Szkoda naszym zdaniem sensownych merytorycznie wypowiedzi na to, by dochodziło pod nimi do szermierki na epitety.
23:09
red. dyżurny;bez potrzeby nieszafuję epitetami. Nota bene wykr0pkowane przezornie słowo nie jest epitetem. Epitet jak wskazuje greko-łaciński, a w istocie sanskrycki zródłosłów to „coś dodanego do określonego miejsca czy też tematu” A zatem ; „nihil obstat”.W uzusie literackiej polszczyzny na ogół oznacza przymiotnik. A tu jest rzeczownik.Zwyklem posługiwać się pełnym zapasem leksykalnym ojczystego języka. Są sytuacje w których tzw „brzydkie wyrazy”( brrr)trudno czymś adekwatnym zastąpić.Cenzurę to miałem w PRL-Ale nawet i ona nie czepiała się „brzydkich wyrazow”.Dowód;wiele opowiadań Hłaski, Himilsbacha i dziesiątków innych prozaików.Skoro państwo uprawiacie cenzurę w rzekomo wolnym kraju,nie moszę się na nią godzić tak jak nie godzilem się w Polsce -o jakżesz – Ludowej.
01:03
Szanowny panie! Pańskie wystąpienie przeciw panującej tu cenzurze jest samo w sobie interesujące. Smutne jednak, że nawiązaniem do cenzury usiłuje pan zaklajstrować prosty fakt, iż po prostu użył pan terminu „swołocz”, którego zastosowanie nam się nie podoba się bez względu na to, kto akurat w danym wypadku okazuje się tym „szczęśliwcem”.
Zapewne zauważył pan, że poza tą jedną „frazą” cały pański wpis ukazał się nieokaleczony. To smutne, że swołocz uważa pan za ważniejszą, niż resztę wypowiedzi. Tu nasze stanowiska są rozbieżne.
Wracając zaś do tematu moderowania – kiedy tylko zerknie pan na stronę główną w zakładkę „regulamin” z pewnością zauważy pan, że zastrzegliśmy tam sobie prawo do tego, by nie dawać pola do uprawiania swołoczy itp.. W kwestii machania sztandarem wolności słowa – jest to zapewne czynność wielce machającego satysfakcjonująca. Nie zmienia to jednak w niczym faktu, że nie o wolność słowa w istocie idzie w danym wypadku, ale o banalny brak wolności „swołoczenia”. Jest w ineternecie wiele miejsc, w których każdy każdego może poczęstować jakąś swołoczą” czy innym „komplementem”, że nie bardzo rozumiemy, dlaczego pan tak bardzo się upiera, by akurat u nas „posługiwać się pełnym zapasem leksykalnym ojczystego języka”. Nie da się, by nie sprowadzać dyskusji na boczny tor, zrezygnowac z części tego zapasu?
Skoro już poruszono temat regulaminu, w którym redakcja zastrzega sobie prawo moderowania komentarzy, to prosimy o niekontynuowanie tego wątku – czy to popierając owo moderowanie czy wykazując jego peerelowską proweniencję.
Tekst p. Klana jest zupełnie o czym innym, co zdecydowanie bardziej warte jest dyskusji, niż nasz regulamin, dyskusją nad którym nie jestemy szczególnie zainteresowani.
ps.
Żart sugerujący istnienie związku pomiędzy występowaniem „brzydkich wyrazów” w prozie Himilsbacha oraz Hłaski a pojawieniem w pańskim komentarzu konkretnie adresowanej swołoczy – doceniamy, choć zapewne nie w pełni.
15:05
Mili Państwo, może jednak zakopmy ten topór?
Jako ludzie kulturalni i potrafiący zachować dystans w ocenie własnych działań zgodzimy się przecież, że granicą wolności jednego człowieka jest wolność innego człowieka. W tym konkretnym przypadku wolność słowa p. Bekasa ograniczona została wolnością powszechnego dostępu do Netkultury. Nie pytamy naszych Czytelników o orientację seksualną, ani poglądy polityczno-społeczne (zresztą, jak wnioskuję z jego wcześniejszych wypowiedzi, sam p. Bekas uznałby pewnie takie pytania za absolutnie karygodne). Traktujemy wszystkich równo, bez względu na to, w co wierzą, jak kochają, a także na jakim poziomie stoi ich erudycja. W związku z tym, nie możemy pozwolić na to, by ktokolwiek podczas lektury Netkultury zobaczył w komentarzach wycelowane w siebie słowo „swołocz”.
I tu właśnie, nie w sanskryckiej proweniencji epitetu, ani nie w Polsce Ludowej, tkwi źródło problemu. Problemu, który dobrze byłoby wreszcie uznać za zamknięty. Komentarze do artykułów w naszym magazynie były, są i będą moderowane. Nie z powodu naszych zamordystycznych ciągotek. Po prostu błądzić jest rzeczą ludzką. I każdemu, jak widać, do arcyciekawej, trafnie sformułowanej treści zdarza się czasem dokleić jakiś kompletnie zbędny i wątpliwej wartości estetycznej ozdobnik. A przecież lepiej będzie, jeśli skupimy się na treści, nie na ozdobnikach, prawda?
Jeśli nasze podejście do moderacji kogokolwiek uraziło, w imieniu całej redakcji najserdecziej przepraszam. Mam nadzieję, że powyższe wyjaśnienia choć trochę oczyszczą atmosferę. Jednocześnie przychylam się do sugestii red. dyżurnego i apeluję o koncentrację na fascynującym przecież meritum.
02:02
Wbrew pozorom nie chodzi tutaj ani o mój długi ozór ani o moderację ale o kształt internetowego miesięcznika pt „Netkultura”. Mam określone poglądy społeczne( i polityczne,a jakżesz),które zresztą zadeklarowałem wbrew wyznawanym zasadom po prostu dlatego,aby sytuacja była jasna.Tych zasad ani nie rozwijałam ani tym bardziej nie agitowałem nikogo.Wystąpiłem zarówno przeciw tzw (polskiej ) lewicy (polskiej )jak i prawicy oraz kibicującym czy popierającym je mediom,wysuwając zarzut używania fałszywego języka oraz politycznego
małpiarstwa.
Dlaczego? Bo uważam,że internetowy miesięcznik „Netkultura” powinien tryzmać się z dala od wszelkiej polityki. Polityki w lichym wykonaniu mamy i tak za dużo w polskim życiu publicznym.Wyznam szczerze,ze taka formula zdecydowanej apolitycznosci mi odopowiadala.Tym bardziej,ze pismo zaczelo pewnej swoistosci,odrebnego,niepowtarzalnego
ksztaltu,w przeciwienstwie do tzw portali literackich czy artystycznych,tu duzo uwagi
poswieca sie tzw kulturze masowej. Dla mnie jako przedstawiciela kultury elitarnej jest tu spora doya informacji. Inaczej ni moi koledzy ze srodowiska artystycznego uawazam,ze kultura masowa ma racje bytu,a przy odpowiednim zarzadzaniu moze dostarcza finansow kulturze elitarnej,z natury rzeczy deficytowej.I na tym polega wspolczesna polityka kulturalna w dobrze rzadzonym panstwie demokratycznym.
To,co mamy w materiale Rafala Klana,jest politycye,ba nawet manipulatorskie, z tresci lewackie.Zreszta do lewicowych szmpatii, Autorprzyznaje sie we wpisie. Nie ujawnia jednak czy jest czlonkiem lewackiego ugrupowania Krytyka Polityczna. Lewicowa propaganda na lamach Netkultury koliduje z zasada apolitycznosci miesiecznika.I na to,przynajmniej mojej zgody nie ma.Od wyrazania pogladow politycznych mam stosowne strony politycyne i spolecznosciowe.Dodamze czasem z nich korzystam.Jednak i one sa moderowane.W zasadzie opanowane przez zwolenikow okređlonej orientacji politycznej,niekiedy,zwlaszcza w okresach przedwborczych,przez przeciwnikow tej orientacji.To troche na zasadzie tresciowego hackerstwa.Jednak na tych politycnych stronach przewazaja entuzjasci,a kazda najmniejsza krytyka jest tepiona,z wybowaniem wlacznie.
Czym jest material Rafala. Czy jest fascynujacy jak chce ZMP. Nie jest to ani rozmowa ani wywiad) Jest to relacja z dawnych i aktualych pogladow gostka ktory byl kiedys tzw prawicowcem i przezyl rozczarowanie. Z jakich powodow. Nie wiadomo,przynajmniej na razie.Autor,niby to w zartach,proponuje zakladanie kola Krytyki Politycznej.
Skad taki pomysl.Jak trafnie stwierdzi KMWTW
zamiana glanow na rozowe kapcie niewiele Michalowi pomoze …..cd nastapi,bo cos mi nawala ze znakami diakrytycznymi.
11:22
Andrzeju, pozwolę się z Tobą w kilku miejscach nie zgodzić. Przede wszystkim z tym, że toczysz spór nie tyle z Netkulturą co z własnymi odczuciami na jej temat. To spór w którym ja np. nie chcę uczestniczyć, a nawet gdybym chciał byłoby to po prostu technicznie trudno wykonalne. Spróbuję jednak uczynić to w najbliższej wolnej chwili jeszcze dzisiaj.
18:37
Brawo!
Fałszywy język i małpiarstwo – to cechuje wszystkich tych, co dążą (ach, chcę być politykiem), nie stają się, ale dalej dążą i małpiarstwo się klei.
W Warszawie oni njamniej są groźni – w powiecie, gminie, ten co uznał, że jest Politykiem, że pojadł Rozumy ( hi.. hi.. hi…, a tylko śniadanko zjadł…) więcej szkód potrafi narobić.
Są tacy.
Czy mogła II Rzeczpospolita wchłonąć mniejszości (ukraińskie, białoruskie, litewskie, żydowskie) – chyba nie. Gdyby nie było II wojny, powoli też by się dążyło do jednolitości – (Polak = Katolik),a ty Żyd, Biełarus, Litwin(to najmniej, przez wzgląd na Marszałka), Ukrainiec.
Wysiadywanie w kościołach, słuchanie kazań – robi z człowieka bezmyślną maszynę. Taka maszyna wznosi flagę pod czymkolwiek. I jeszcze nią macha!
18:52
To moderujcie, moderujcie, towarzysze. (komentarz oczekuje na moderację – skąd ja to znam??)
02:20
Ponad 50% narodu systematycznie nie bierze udziału w tej hucpie. I to nie są analfabeci czy jednostki aspołeczne, jak to stara się przedstawić zmienna,bo każdorazowo wykazująca inne”preferencje”, propaganda medialna zawsze, jak za czasów nieboszczki PZPR, będąca na usługach grupy trzymającej władzę”.
Gdzie są najgrozniejsi? W Warszawie, Wschowej czy Lesznie? Ani jedno ani drugie ani trzecie. Najgrozniejsi są w swych decyzjach.Często arbitralnych lub niekompetentnych.
Na całym świecie polityka to domena prawników(przeważnie adwokatów),ludzi interesu, finansistów, ekonomistow.
I droga do zwiększenia sobie prestiżu dla osób nie mających zdolności naukowych ,sportowych czy artystycznych. U nas to domena polonistów,historyków i..lekarzy.Droga do polepszenia sobie sytuacji finansowej.Nota bene przydałby się jakiś cenzus majątkowy dla polityków i jakieś wymogi wykształceniowe,
Richard Nixon zanim został senatorem (a pózniej prezydentem ) miał kancelarię adwokacką przynoszącą circa 1 mln USD czystego dochodu rocznie.
Rodzina szefa KP Włoch Belinguera (i on sam ) miała rozległe latyfundia na Sycylii. Inny włoski komunista,pózniej nawet cichy trockista i sympatyk Czerwonych Brygad -Feltrineli był właścicielem jednego z najwiekszych włoskich wydawnictw. Tego typu przykładów z krajów „starej demokracji” możnaby przytaczać dziesiątki.Różne partie, różne orientacje polityczne i „ci sami” ludzie zamożni lub conajmniej średniozamożni szukający w polityce swej drogi wyjścia z anonimowości.
Pospolita u nas zmiana szeregow partyjnych, to tam na ogół śmierć polityczna.A u nas niektórzy zaliczyli po 8 partii.
Jak widać w konfrontacji ze światem euroamerykańskim wypadamy dość osobliwie.
A te dziesiąte nowelizacje ustaw..te buble prawne, to po prostu horror. Pomyśleć,że istnieją takie kraje jak Islandia w których obowiązują (niektóre) prawa uchwalone na althingu w 930 r.A mimo to,z powodu obywatelskiego niezadowolenia niedawno przepędzono tam całą „klasę polityczną”,o czym u nas ani mru-mru.A przecież media mają informować. I informują długo,rozwlekle,wieloaspektowo,tyle ,że o bzdurach,pospolitych wypadkach natury kryminalnej…Doprawdy Polska jest krajem dziwnym ,unikatowym, może nawet w skali Wszechświata.
Media tego kraju nie informują nawet o tym co się dzieje w UE i na swiecie ale rozwodzą się nad lokalnymi bzdetami, procesami itd
21:54
Zgadzam się, Panie Bekasie z 95% wywodów. Jednak pozwolę sobie zwrócić uwagę na to, że mylne decyzje „polityków powiatowo-gminnych” większą szkodę czynią mieszkańcom, na tym powiatowo-gminnym poziomie, niż decyzje tych tam, warszawiaków.
W powiecie się interpretuje przepisy…
I w gminie…
Buble prawne…
Od wielu lat są. Najwyraźniej nie można inaczej.
Bo pewnie jest tak, że wiadomo,sejm wszystko może – co tam prawniki (a co to są za ludzie?
My posłowie! wiemy co robić! nie będzie prawnik pluł…)
My stanowimy…
Nawet, jak nas siedzi trzy szuki na sali.
12:35
Panie Andrzeju, nie mam pojęcia w którym miejscu ten komentarz się pojawi, pod czyim komentarzem, ale właśnie przeczytałem pana komentarz, w którym definiuje pan moje intencje, ukryte, polityczne podteksty itp.
Zdaje się, ze niemal we wszystkich moich tekstach publikowanych w Netkulturze, zajmuję się sprawami lokalnymi (czyli wydarzeniami, które wydarzają się w promieniu około 20 km od mojego tzw. zamieszkania). Od zawsze, pisząc o sprawach lokalnych, staram się je umieścić w szerszym kontekście. Czy jest to na lewo, czy na prawo, czy pomiędzy – nie ma to dla mnie znaczenia, pomimo moich zadeklarowanych sympatii. Moje zadeklarowane sympatie nie przysłaniają mi spraw, którymi się zajmuję i myślę, że jestem tej postawie wierny.
Nie przenikam tutaj ze swoją lewicowością lub prawicowością lub liberalizmem. Pan w komentarzu definiuje się jako neokonserwatysta, więc pozwalam sobie również w komentarzu określić siebie, żeby w rozmowie pod tekstem nie było wątpliwości z jakich ,,okopów” wyłaniamy głowy w dyskusji.
Nie widzę powodu, żeby określać się tutaj jako członek tej lub innej organizacji ogólnopolskiej, bo nie mam skłonności do konfabulacji :))
Podejrzewam, że gdyby przeczytał pan wcześniejszy tekst o oburzonych sołtysach, gdzie pozwalam sobie na krytyczne uwagi między innymi wobec KP i ich aplauzu dla tzw. ruchu oburzonych, być może wtedy spotkałbym się z uwagami, że znowu o polityce i to polityce, w której manipuluje, ponieważ nie mówię wprost, że jestem z jakiejś prawicowej flanki.
Tekst o Michale, na który zgodziła się redakcja Netkultury, wychodzi daleko poza pana z gruntu politykierską lekturę. Nie widzę powodu, żeby z tym odbiorem się mierzyć, bo z gruntu prowadzi nas na jałowe ziemie.
Gdyby jednak redakcja Netkultury uznała, że któryś z moich tekstów narusza ich linię programową, jest zbyt ich zdaniem polityczny (jak pan sugeruje, panie Andrzeju) wtedy jestem gotów pochylić się nad zastrzeżeniami i albo nie publikować, albo nadać inną formę/treść moim spostrzeżeniom.
14:15
Mnie z kolei lewica interesuje, choćby dlatego, że cały ruch solidarnościowy do 81 roku wyrósł na lewicowej wrażliwości. Tego zresztą nie muszę Panu tłumaczyć. Po 81 roku i wyraźnym rozpadzie więzi (w samej solidarności) środowisk inteligenckich z ruchem robotniczym, dochodzi przynajmniej w tym pierwszym środowisku (dzięki pomocy z zachodu, organizowaniu sobie życia społeczno-kulturalnego w tzw. drugim obiegu) dochodzi do głosu (poprzez przede wszystkim lektury) jedyny model życia gospodarczego zapatrzony w możliwości wolnego rynku.
Inteligencja, która za chwile skupi się wokół Gazety Wyborczej, robiła wrażenie jakby poza ,,Społeczeństwem otwartym i jego wrogami” Karla Poppera i ,,Drogi do zniewolenia” Friedricha Hayeka nic w świecie się nie wydarzyło, co zresztą potwierdzą potem w swoich już nie lewicowych, ale ultraliberalnych decyzjach gospodarczych po 89 roku.
Stąd zżymam się na prawicę i głosy, które jednym gestem zrzucają z przestrzeni publicznej lewicę (bo co robią z prawicą, to mnie mało interesuje), bo prawica (na lokalnym, polskim podwórku) zapomniała swoich korzeni, a przynajmniej zapomniała z jakiego nurtu się wyłoniła i na jakich żenująco błahych, intelektualnych fundamentach, budowała III RP.
Skojarzenia z lewicą, które Pan tutaj raczył wyartykułować, sprowadzają dyskusję do przerzucania się mało ambitnymi hasłami, czego nie zamierzam na tym etapie tutaj kontynuować.
Owszem, dzisiejsza lewica przeżywa jakiś kryzys i nie jest to żadna dziejowa prawda, tylko prosty i nieskomplikowany fakt. To, co postulowała lewica od XIX wieku, jej sensowne i racjonalne postulaty stały się dzisiaj własnością wszystkich bez względu na ideologiczne łatki.
Co do endecji, ale skupiając się już nad tekstem, pod którym pojawiają się komentarze, to opisywana przeze mnie historia prezesa MW, ukazuje działacza, który pracuje na rzecz lokalnej społeczności i ciekawsze wydaje mi się, czy robi to, żeby neoendecja się odradzała i znalazł na to sposób przez społecznikowskie zaangażowanie, czy też jest to próba przywrócenia do obiegu wartości, faktów historycznych, biografii endeckich, które mogą dzisiaj być intelektualnie pomocne.
23:58
Hufnagiel; nie widzę niczego złego w odwiedzaniu świątyń i słuchaniu kazań.Owszem w długim życiu zdarzyło mi się słuchać katolickiego biskupa,który w kazaniu podczas pasterki powiedział m inn. ” Nawet pogańscy mahometanie(sic) uznają istnienie Jezusa”.Gdyby ten facio wziął do ręki przynajmniej raz w życiu Koran,wiedziałby,że Jezus(arab. „Issa) jest jednym z mniejszych proroków wymienianych dość często(16 razy ) w Koranie.Zawsze w pozytywnych kontekstach!
11:24
Uwaga techniczna przede wszystkim do Andrzeja 😉 Proszę o dodawanie nowych komentarzy np. pod niniejszym moim, w powyżej widniejącym wątku najdłuższych komentarzy i odpowiedzi w tej dyskusji, który kończy mój komentarz w odpowiedzi na ostatni komentarz Bekasa brak już miejsca w szablonie i nie można dodawać odpowiedzi.
Tak, że proszę o dopełnianie nowego drzewka komentarzy tu pod tym moim.
12:38
Spróbuję komentarz podzielić, może mniej sie będzie zapychało.
Drogi Bekasie
Piszesz, ze Netkultura powinna trzymać się z dala od polityki, a właściwie politykierstwa. Tak. Dokładnie taka formuła Netkultury przyświecała mnie i Yarrkowi w chwili jej zakładania i taki też jest pogląd Redaktorów już po jej założeniu. Nie dlatego jednak trudno mi z Tobą polemizować, że się w tej kwestii z Toba zgadzam.
Trudno toczyć spór ze względu na to, że Twoją opozycję budzi bowiem, śmiem twierdzić, nie stan Netkultury /rozumiem, ze w kontekście artykułu Rafała/ co Twoje własne wyobrażenie o nim na które postaram się niniejszym wpłynąć.
Artykuł Rafała, od razu powiem, nie budzi mojego zachwytu. Natomiast doskonale wpisuje się w założenie nienurzania Netkultury w tanie politykierstwo. Netkultura nie istnieje w próżni, poruszamy i kwestie społeczne, staramy sie dyskutowac o otaczającym nas świecie. I to nie z perspektywy ekranu telewizora, nie tylko z perspektywy „centralnej”, a wokół tego co nas otacza codziennie w Warszawie, Szczecinie, Wschowie czy Ustrzykach Górnych. Z tego powodu nigdy nie będziemy partyjni, „ludzcy” natomiast chcemy być zawsze.
12:55
Dlatego ja osobiście tak cenię udział Rafała w Netkulturze. Tkwi niezwykle mocno i aktywnie w swojej lokalnej społeczności, i cieszę się, ze swoim Netkulturowym pisaniem nas tam zabiera. Tym razem porwał się na rzecz kontrowersyjną i ciekawe czy mu się uda zakończyć ją zwycięsko. Zarzut propagandy czy politykierstwa kierowany wobec tego artykułu, wybacz Andrzeju, można postawić tylko przy sporej dozie złej woli.
Każdy z nas ma oczywiście swoje poglądy, również polityczne. Ja nie ukrywam, że delikatnie mówiąc nie jestem sympatykiem polskiego świata polityki w ogóle, a polskiej prawicy nazywanej skrajną tym bardziej. Silnie mnie to wobec artykułu pozycjonuje, ale nie uprawnia do klasyfikowania go jako politycznej propagandy.
Dla mnie jest to wycieczka w kierunku świata dla mnie egzotycznego, wobec którego jestem w opozycji, poznanie człowieka z którego poglądami się nie zgadzam, ale mam okazję poznać jego motywacje, interpretację otaczającego świata itp.
Rafał nie tylko nie uprawia tu politycznej propagandy, ale jeszcze od perspektywy politycznej wyraźnie ucieka. Pisze o poznaniu innego człowieka i to nie przez spór a rozmowę. A to jest dla formuły Netkultury najważniejsze.
13:15
O tej bardzo osobistej i przynajmniej w intencji neutralnej politycznie perspektywie z jakiej pisze Rafał niech świadczy fakt, że poddając się nie temu co naprawdę pisze, a własnym odczuciom i politycznym sympatiom ja uznałbym ten tekst nie za „lewacką propagandę” a za propagowanie nacjonalizmu, skrajnej prawicy itd.
Bądźmy więc Andrzeju uczciwi wobec Autora i Czytelników i nie czytajmy tekstu jedynie „przez siebie”.
Wspomniałem jednak, że artykuł Rafała nie wzbudził mojego zachwytu.Po pierwsze z przyczyn o których piszę powyżej. W pierwszym odruchu Michała nie lubię, nie jestem ciekaw, nie chcę go. Wyłącznie dlatego, że mam awersję, inne poglądy /choć dalekie od lewicowych/. To właśnie Netkulturowej debacie i formule nie jest uczciwe /podobnie jak robienie z Rafała propagandysty/.
I tu pojawia się Rafał z wyraźną obietnicą wyjrzenia poza stereotyp. Odnalezienia w politycznym sporze człowieka. Po lekturze pierwszej części czekam na drugą z pewną obawą. Nie wiem czy uda się Rafałowi dotrzeć do nas z tym Michałem tak udanie, że faktycznie polityka stanie się istotnym, ale jednak tylko tłem.
I nie chodzi o to czy ten artykuł zmieni moje czy Bekasa poglądy, ale czy w tym konkretnym indywidualnym przypadku odbierze im nieco stronniczości i powierzchowności. Bo to jest właśnie Andrzeju sens i formuła Netkultury i będziemy się jej trzymać.
I jeszcze raz powtórzę ten artykuł wpisuje się tę formułę w 100% choć nie wiem czy jej podoła bo zadanie postawił sobie Autor niezwykle trudne. Będę Rafałowi kibicował.
13:29
I jeszcze na zakończenie w kwestii moderacji. Ma ona być jedynie na „wszelki wypadek”. Po to by Netkultura była dla wszystkich – czarnych, czerwonych, różowych, zielonych, w ciapki i w paski. Ta jednostkowa sprawa wyszła nieco niefortunnie, ale wyłącznie przez czyste intencje.
Chcemy by w Netkulturze rozwijała się rozmowa, ale przyjazna, sympatyczna. Nawet jeśli polemiczna /bardzo chętnie/to pozbawiona negatywnych emocji. Nawet jeśli indywidualnie zaciekła to unikająca generalizacji i pejoratywnego etykietowania osób trzecich.
W tym duchu właśnie pozwolę sobie na małą złośliwość, Andrzeju piszesz o sobie /i za takiego Cie uważamy/ jako o przedstawicielu kultury elitarnej. Czy etykietujące i infamujące użycie słowa „swołocz” nie jest jeśli chodzi o kanony tej kultury elitarnej jednak zbyt trywialne? 😉
To taki mały przytyk z nizin kultury masowej, który mam nadzieję mi wielkodusznie wybaczysz. 😉
Pozdrowienia.
PS Przepraszam za zbyt długi komentarz i zajmowanie Czytelnikom miejsca pod artykułem ale chyba dotknęła ta dyskusja sprawy dla Netkultury na tyle ważnej, że będzie mi to jako jednemu z jej założycieli wybaczone.
22:11
Pozwolę sobie zacytować:
„I jeszcze na zakończenie w kwestii moderacji. Ma ona być jedynie na „wszelki wypadek”. Po to by Netkultura była dla wszystkich – czarnych, czerwonych, różowych, zielonych, w ciapki i w paski.”
Dobrze, na wszelki wypadek, moderujcie…
Trzeba.
Bo nizej podpisany potrafi czasem, takich słów uzyć, że …
Że normalny, kurtulalny człowiek, nie? ich nawet niezna, nie?
20:14
Drogi Hufnaglu,
To naprawdę nie w słowach problem a kontekście ich użycia. Chcielibyśmy być daleko od tego co w polskiej polityce i towarzyszącej jej tzw. „debacie publicznej” najgorsze. O, weźmy tenże przykład – „publiczny” słowo niby szacowne i zacne, a w tym kontekście… 😉
Ukłony
15:30
To jeszcze ja, słów kilka, Andrzeju, ale kilka jedynie, jako że niewiele potrafię (i chciałbym czy powinienem) dodać to wpisu jacka [9 lutego 13.29].
Tak się składa, że tekst pod którym trwa ta dyskusja ja kwalifikowałem do publikacji i czuję się tym samym zobowiązany stanąc w obronie autora przeciw zarzutom manipulatorstwa oraz lewackiej propagandy. Ani jednego ani drugiego w nim nie dostrzegłem (kwalifikując) i nadal nie dostrzegam (podobnie zreszta jak i we wcześniejszych tekstach R. Klana). Gdyby było inaczej – decyzja byłaby inna. I bez względu czy owe „manipulatorstwo” oraz „propagadna” miała by odcień lewacki, czy konserwatywny, prawicowy, centrowy czy jakikolwiek inny. Nawiasem mówiąc w samym tekście nie ma nawet połowy tej dawki polityki, jaka pojawia się w komentarzach. Wątku swołoczańskiego nie poruszam, jako że moim zdaniem Jacek już go wyczerpał definitywnie.