A. Floh: Austriackie gadanie (1) – IV zabór czyli…

13 stycznia 2012 22:464 komentarze

AUSTRIACKIE GADANIE (1)

Nasz nowozwerbowany wiedeński korespondent nieuprzejmie donosi, że niedawno miał miejsce:

IV zabór austriacki

czyli

obudź się Polsko (Kolejo Państwowo)!

 

      Za austriackim dziennikiem „Oesterreich” z 13 grudnia 2011 r. nieuprzejmie donoszę, że nieopodal Wiednia wydarzył się niecodzienny incydent. Otóż w niedzielę, 11 grudnia br., w miejscowości Wiener Neustadt Austriacy napadli na pociąg „Eurocity” relacji Warszawa – Villach i zatrzymali go. Właścicielem składu okazały się Polskie Koleje Państwowe, co wiele daje do myślenia i jednoznacznie świadczy o tym, że nad Dunajem tendencje do zaborczych zamachów na Polskę nadal się utrzymują. Ewidentnie mamy do czynienia z IV zaborem austriackim (drugiego nie było, a trzeci owszem, więc co szkodzi numerować po – nomen omen – kolei?). Zaborem mienia.

      A jaki był powód wrogiego kroku wiedeńskich władz? Oburzenie austriackich pasażerów na przepełnienie składu i brak możliwości dostania się do środka! A pasażerów polskich fakt ten specjalnie nie raził, w końcu w naszych realiach to normalka. Przecież każdy powinien umieć jakoś sobie radzić: usadowić się na korytarzu, w toalecie lub gdzie popadnie. Po oszańcowaniu się walizami pociąg spokojnie można uznać za zamknięty i dzielnie zmierzający do celu gdyby nie fakt, że naiwni obywatele austriaccy też chcieli zeń skorzystać.

       Pierwszym, któremu puściły nerwy, był szanowany austriacki lekarz Karl Schloegl, który widząc to, co widzi, wymusił na polskim kierowniku pociągu kontrolę miejscówek. Jej bezpośrednim skutkiem stało się wysadzenie 100 (słownie: stu) obywateli RP nie posiadających ważnej rezerwacji. I ja się pytam – jakim prawem?! Przecież nasza kolej zawsze sprzedawała bilety mimo braku miejsc w pociągu! Jest to tzw. rezerwacja fakultatywna, czyli – jak komuś się odwidzi, ktoś inny może zająć jego miejsce. A jak się nie odwidzi, trudno. Zarąbiście i zgodnie z prawem! Przynajmniej tym naturalnym. Naturalnym dla PKP.

/rys. Michał Zięba/

      Po namyśle jednak, już nieco nasiąknięty obcą mi plemiennie mentalnością i naddunajskim podejściem do prawa, zacząłem się incydentowi z Wiener Neustadt przyglądam nieco innym okiem. Zadałem sobie pytanie (może brutalne, ale trudno): czy to nie dziwne, że nowy Pan Minister Transportu, który ostro wziął się za porządki na polskiej kolei jeszcze nie zauważył problemu „rezerwacji fakultatywnej”. Przecież – jak stwierdził – właśnie dobro pasażerów przyjął od pierwszego dnia urzędowania za priorytet. Siedząc w „zaaresztowanym” w Wiener Neustadt wagonie, skubiąc kajzerkę z zimnym sznyclem doszedłem (po dłuższej chwili i kilkunastu kęsach) do wniosku, że  skoro o dobrze pasażera się myśli, to powinno się zacząć od rewolucji w rezerwacji. Tym bardziej z nowego rozkładu jazdy zniknęła cała kupa pociągów, a z tych które ocalały odłączono po kilka wagonów z każdego. Z drugiej patrząc strony: może już niczego więcej robić nie trzeba, jako że wspomniane ograniczenia pozytywnie przekładają się na punktualność, ponieważ jeśli nic nie jedzie to i nic się nie spóźnia. I to zapewne wywoła na peronach burze oklasków. Być może o to chodzi Panu Ministrowi, ale czy pasażerom? Tym ostatnim, a więc i mnie, dziwnie jakoś zależy na prostych sprawach: żeby pociąg był i żeby dało się nim podróżować lepiej niż w tuż po końcu II światowej. Z nutką nostalgii wspominam czasy złej komuny, kiedy między miastami wojewódzkimi (podówczas 49), kursowało kilkanaście pociągów na dobę. Oczywiście spóźniały się notorycznie, jednak co dwie godziny zawsze jakiś pociąg podjechał i powiózł dalej.

     Wróćmy jednak do nieszczęsnego euroskładu do Villach. Kontrolę miejscówek – uwaga – sensacja! – uzasadniono podejrzeniem o „nieprzestrzeganie norm bezpieczeństwa podróżnych”. Ależ w głowach się tym sznyclożercom przewraca! Ale to nie koniec: rozwydrzeni wsparciem otrzymanym „z góry” austriaccy pasażerowie zaczęli skarżyć się nie tylko na przepełnienie, ale i na brak ogrzewania, wypalone żarówki, smród w toaletach i brak odpływu wody z umywalek. Wspomniany herr doktor Schloegl posunął się nawet do wysmarowania skargi na OBB (austriackie PKP) do sądu – żądając finansowego zadośćuczynienia! Dyrekcja OBB usiłuje oddalić pozew zwalając winę na PKP. Co z tego wyniknie? Chyba będzie się musiał sprawą zająć nasz świeżo upieczony Pan Minister któremu, w co akurat wierzę, najwyraźniej zależało na polepszeniu komfortu podróżowania w granicach Najjaśniejszej. A poza jej granicami… to już chyba nie za bardzo.

       Stare austriackie przysłowie – jak mnie tu informują zaprzyjaźnieni tubylcy – głosi: „Jeśli chcesz zaoszczędzić sobie nerwów, przesiądź się do pociągu”. Cóż… Wiele się dyskutuje nad tym, co też Polska może (i powinna!) wnieść do rozpadającej się (?) UE… No to proszę – jedni dyskutują, drudzy wnoszą. Modyfikację unijnych przysłów, jak to cytowane wyżej. Jeśli wszystko pójdzie dobrze (a zapewne pójdzie), Austriacy zaimportują od nas funkcjonujące od lat porzekadło: „Kto ma w głowie olej, ten nie idzie na kolej” – w sensie: korzysta z innych środków transportu. I wcale nie piję tu do nowego Pana Ministra. A zresztą nowy rozkład jest tylko na rok i czy warto się czymkolwiek emocjonować? To tylko austriackie gadanie.

A. Floh

 (Wiener Neustadt)

Tags:

4 komentarze

  • Spodziewałam się tu jakiegoś narzekania – a tu bardzo wesoło jest 😉

    Zdania – perełki 🙂

  • Swietne i logiczne;jeśli nic nie jezdzi,to nic się nie spóznia. Brawo. Tylko w ten sposob można „zreformowąć” wiele
    instytucji.

    • :))))))) Dobre!

    • te metodę stosuje się w Polsce od dawna. Kiedy w 1983 na zebraniu przymusowego koła ZSMP poskarzylismy się politrukowi,że kratki pod prysznicami są popsute i wystające gwoździe kaleczą nam stopy. Politruk (ludzki pan) rzucił: kapitanie Kujawa – decyzja! Kapitan na to: szef kompanii – zamknąć prysznice! Problem rozwiązano na kilka miesięcy.

Zostaw odpowiedź do Roj