Jacek Rojewski: No to kończymy, bo gorąco się robi. Czyli jak prawie dałem się ponieść. Cz.1
Szczecin to moje ukochane, rodzinne miasto. I miasto dziwne. Zbyt małe by pewne jego ułomności uszły w tłoku, zbyt duże by można było je łatwo i szybko zlikwidować. Miasto absurdów i aspiracji, paradoksów i szans. Miasto z dnia na dzień brzydnące ale i otwarte, z pogrążającymi się w marazmie ale sympatycznymi i mającymi poczucie humoru ludźmi. Miasto zieleni choć metaforycznie bez korzeni, z mieszczanami którzy albo już nie szukają niczego albo rozpaczliwie szukają odrobiny dumy i własnej lokalnej tożsamości. A przede wszystkim miasto zdumiewającej antypromocji, chaosu, bałaganu i nietrafionych reklamowych pomysłów. Szczecin jest fantastycznym poligonem doświadczalnym dla młodocianych fizyków. Można im fantastycznie pokazać jak maleńka, maciupeńka igiełka może rozwalić ogroooooooooooooomny, w mozole pompowany balon. Mieliśmy i mamy w Szczecinie wiele udanych przedsięwzięć, były momenty, jak choćby finał regat Tall Ship […]
Czytaj więcej ›