16 kwietnia 2011 18:23

Kwiecień plecień tego roku przeplata nam wyjątkowo intensywnie. Zimę z latem, radość z żałobą, spokój z wrzawą, łagodność z agresją. Niestety ma się czasem wrażenie, że świat wokół zaplótł się w jakiś gordyjski węzeł, co udowadnia cała rzesza TYCH i TAMTYCH plotących bez sensu.
Próbując się z tej matni „wypleść”, Netkultura prezentuje splot utworów, refleksji i wrażeń, mając nadzieję, że Czytelnik weń wplątany nie będzie narzekał, a co więcej zakłada, iż lektura nie spowoduje u niego umysłowego splątania, a sprawi mu intelektualną i estetyczną satysfakcję. Ale by nie pleść dalej trzy po trzy, przejdę do treści numeru czwartego.
W numerze czwartym sypnęło recenzjami książkowymi, troszkę z samej radości czytania, troszkę z chęci nadrobienia pewnych poślizgów z numeru trzeciego. Pojawiają się tu pozycje zaskakujące, powiem tylko, że poruszamy się w obszarach od odchudzania przez instrukcję obsługi faceta po powieść współczesną, poezje i aforyzmy. Przy okazji witamy naszych nowych recenzentów – Lidię Kołodziejską i Andrzeja Janiaka. Witamy również Magdalenę Skibę, która debiutuje u nas ilustracją tekstu Katarzyny Rymarz i , mamy nadzieję, na tym nie poprzestanie.
Czytaj więcej ›
17:12
Andrzeja Przewoźnika, długoletniego sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa po raz pierwszy zobaczyłem przed tablicą ogłoszeń w budynku Collegium Witkowskiego na ulicy Gołębiej w Krakowie, gdzie mieści się Instytut Historii UJ. Specjalnie nie rzucał się w oczy. Ot, drobny, niewysoki chłopak z widoczną już wtedy tendencją do wysokiego czoła. Właśnie dowiedział się, że nie znalazł się na liście przyjętych na pierwszy rok. Wkrótce jednak spotkałem go znowu, czekając na zajęcia z nauk pomocniczych historii. Tym razem był zupełnie inny. Wesoły, rozgadany. Przyjęli go z odwołania. Kiedy zbliżyłem się do grupy kolegów, w której stał, od razu usłyszałem hasło: Armia Krajowa. I od tej pory Andrzej kojarzył mi się tylko z jednym: Armią Krajową, II wojną światową i losem Polaków w czasie jej trwania. To był jego konik. […]
Czytaj więcej ›
17:11
Co tu dużo gadać; w nowej budzie zaczęło się źle. Trzy dwóje na okres i czwórka ze sprawowania. Niby nic wielkiego. Na półrocze z tego wyjdę. Mam taką pamięć, że każdą lekcję mogę powtórzyć. Co do przecinka. Przestanę się kłócić z biologicą; niech jej będzie ten Miczurin i Darwin. I euglena viritis i tysiące raczych odwłoków. Podobno; bezpartyjna. Wierzyć się nie chce; w takiej tepedowskiej szkole, do której chodzą dzieci różnych partyjniaków. No, i wielbiciele Miczurina. Nadprogramowo. Bo Miczurin powinien być dopiero w jedenastej klasie, a nie w dziesiątej. Ktoś musiał donieść, pewnie dziewczyny. Bardzo ją lubią, że taka elegancka i opanowana. Wychowawczyni! Na lekcjach wychowawczych, to albo trójki klasowe, żeby się zmieniały, albo znów Miczurin czy Łysenko, poszerzanie horyzontów. Pewno większość z was chce iść na medycynę. A […]
Czytaj więcej ›
17:09
W naszym kraju osoba niewierząca jest trochę jak góral z dziada pradziada, któremu marzy mu się krajobraz równinny. Albo jak żółw błotny mieszkający wśród swoich lądowych współbraci. Wyrodził się i jego naturalne potrzeby są trudne do pojęcia przez otoczenie. Wiele lat temu znajomy, z którym zbliżyliśmy się dzięki rozpoznawalnemu kodowi Muminków, zanim okazało się, że dzielą nas przeciwstawne światopoglądy, zaskoczył mnie sympatyczną propozycją. Podczas jednego z koleżeńskich spotkań (on – z głęboko wierzącą małżonką, ja – z głęboko niewierzącym małżonkiem) zapytał: A u was to jak ze świętami, Wigilię obchodzicie? Obchodzimy, a jakże by inaczej – odpowiedzieliśmy zgodnie. To może spędzimy ją wspólnie? – zaproponował z takim entuzjazmem, z jakim zwykł był Muminek wygłaszać swoje sakramentalne: Mamy zamiar zrobić coś niezwykłego. Wigilia była nader udana, opłatek przełamany, a […]
Czytaj więcej ›
17:08
LUDZIE CZYLI TAJEMNICZOŚĆ z Renatą Szczepanik dla Netkultury.pl rozmawia Anna Kolasińska Anna Kolasińska: Kimże jest ta Renata Szczepanik? Renata Szczepanik: Urodziłam się dawno, nigdy nie uczyłam się fotografii choć zdarzyło mi się uczestniczyć w warsztatach jak np. po wygraniu Gran Prix Formy Kształty Perspektywy w KSF. Znajdziesz moje prace na www.szarareneta.carbonmade.com. Znacznie więcej na pewno można pooglądać na http://zasada.plfoto.com czy na digarcie. Niebawem przyłożę się również do bloga, w którym chciałabym poopowiadać o starych aparatach i fotografii otworkowej… ale zbieram się do tego dopiero. Nie mam dzieci, kocham Adriana i Patrycję… AK: Po której stronie barykady jesteś w wojnie „cyfry” z „analogiem”? RS: Dla mnie nie istnieje taka wojna – po prostu różne zdjęcia w zależności od chęci uzyskania danego efektu robi się odpowiednim i dobranym sprzętem. Uwielbiam fotografię analogową […]
Czytaj więcej ›
17:07
Nieee no, gdzie tam! czyli Ileż to się trzeba napsuć, żeby wreszcie było dobrze! W meczu piłkarskiej reprezentacji Polski podobno klasowy napastnik, grający na co dzień w klasowym (tu już bez „podobno”) klubie, wpada z piłką w pole karne rywala, mija obrońcę i… strzela? Nieee no, gdzie tam. Próbuje jeszcze minąć bramkarza, minąć sznurowadło własnego lewego buta, minąć ducha prababki selekcjonera przeciwników… Aż wreszcie nadbiega dwóch kolejnych obrońców i tak właśnie mija szansa na zdobycie gola. Jedna z sześciu, jaką ów napastnik miał podczas dwóch ostatnich meczów Biało-Czerwonych. Nie wykorzystał żadnej. Kto jest temu winien? Napastnik? Nieee no, gdzie tam. Mowa przecież o Robercie Lewandowskim, zawodniku samej Borussii Dortmund, wschodzącej gwieździe naszego futbolu, której wręcz nie wypada wypominać takich pierdół, jak czasowa niezdolność do […]
Czytaj więcej ›
17:05
1 kwietnia po 16… Stoję sobie grzecznie w kolejce do okienka w moim osiedlowym urzędzie pocztowym. Nie lubię czekać, nigdy nie lubiłam. Przede mną zaledwie kilka osób, niemal wszelka możliwa rozpiętość wieku. Rozróżniam kilka głosów, gdzieś w tle urzędu, ale czynne jest tylko jedno okienko. Gromię w myślach tego kogoś, kto śmiał mi nadać przekaz pocztowy zamiast wysłać mi kasę na konto i przez kogo zamiast w piątkowe popołudnie legnąć na kanapie z książką w łapce musze stać w kolejce… ale kasa się przyda… nie powiem. Przede mną stoi dwóch nastolatków. Ledwo weszli kilka sekund przede mną, już zrzędzą, że do nocy stąd nie wyjdą, co za obsługa, co za ludzie, ile czasu. A niech to szlag i mocniejsze wulgaryzmy. Nie stoją jeszcze 5 minut a już […]
Czytaj więcej ›
17:03
W czeskiej Pradze straszy tablica z szokującą informacją: „tu bydlil Chopin”. Kamienica, w której ponoć do tego doszło jest nawet całkiem porządna, ni na jotę nie przypomina złej sławy przybytków, w których kompozytor mógłby się na dziewiętnastowieczną modłę odczłowieczać, o co nie było trudno w erze absyntu, który zresztą i dziś jest nad Wełtawą powszechnie dostępny. No, ale on tam jednak bydlił. Słownik czesko-polski dodaje turyście na szczęście otuchy informując, iż nasza narodowa ikona po prostu w Pradze mieszkała. Przez chwilę. W stolicy dolnośląskiej Chopin też bydlił. Czterokrotnie. Raz nawet koncertując z niejakim sukcesem. Nie da się tego powiedzieć o Słowackim, któremu za każdym razem problemy stwarzała miejscowa policja. Wieszcz spore miał też zastrzeżenia do zakwaterowania („pokój na poddaszu […] plebejski jarmark w Rynku”), o dziwo – mniejsze […]
Czytaj więcej ›
17:00
W poprzednim numerze Netkultury Jacek Gulanowski w swoim tekście pt „Gutenberg umarł” [Netkultura.pl nr 4/2011] skłania się ku tezie, iż należy się pogodzić z faktem, iż nowoczesne media wyparły tradycyjny druk. Być może zgodziłabym się autorem, gdyby nie fakt, że Internet jest nie tylko oceanem wiedzy a również źródłem wielu zbędnych brzydko mówiąc „pierdów”, w którym toną dzieci od najmłodszych lat, tracąc zbyt dużo czasu. Nie jestem przeciwnikiem internetu, wręcz przeciwnie, trudno mi sobie teraz wyobrazić życie bez tego dobrodziejstwa, bo generalnie bardzo rzadko zdarza mi się dzień bez dostępu do sieci. Nie pochwalam jednak przenoszenia całego swojego życia do świata wirtualnego. Doceniam możliwość zrobienia codziennych zakupów z opcją dostawy do domu, ale w przypadku nagłej konieczności, a nie dlatego, że człowiekowi nie chce się wychodzić z domu po […]
Czytaj więcej ›
16:58
Sobota, 6 rano. Telefon namolnie dzwoni, a ja już z góry przewiduję, że znowu wzywają mnie na tłumaczenie. Jak zwykle w trybie pilnym. Dyżurny oficer pyta czy można na mnie liczyć, ale godzina tłumaczenia nie jest jeszcze ustalona. Mam być w pogotowiu. No, dobrze. Siedzę w domu, nie wychodzę nawet po zakupy, bo mogą w każdej chwili zadzwonić. Czekam, wreszcie ok. 16 dzwonię na komisariat i pytam co z tym tłumaczeniem, zapomniano o mnie? – Nie, może pani spokojnie spać, tłumaczenie będzie od rana w niedzielę. Cała sobota czekania, a tu perspektywa niedzielnej pracy. No trudno. Jedyna pociecha – za tryb awaryjny płacą podwójnie. Przynajmniej na tym wygrywam. Niedziela. Jest godzina 10 rano, podjeżdża radiowóz, ja pakuje się i o dziwo jedziemy na komendę wojewódzką, bardzo blisko mojego […]
Czytaj więcej ›