Zygmunt Żeligowski: Głową, pieniądzem i szablą…

12 grudnia 2011 20:450 komentarzy

Marek Rezler
Wielkopolanie pod bronią

1768-1921
Rebis, Poznań 2011

 

     „Bić się, czy nie bić”? Spór ten ma u nas brodę niezwykle długą i na dodatek nie tyle mocno szpakowatą, co kompletnie siwą. Zdawać by się więc mogło, że podjęcie go przez Marka Rezlera jest wyważaniem dawno już otwartych drzwi, albo wręcz zawracaniem Wisły (tu: Warty) drągiem. Po co, skoro „wszystko już było”? Tak, było. Tylko niewiele z tego wynika. Ściślej – prawie nic. Gdyby sięgające wstecz rozważania pro- i antypowstaniowe faktycznie dotyczyły tylko i wyłącznie przeszłości – szkoda byłoby na nie papieru. Tymczasem zarówno wówczas, gdy w szranki stawały historyczne szkoły krakowska oraz warszawska, gdy nie tak jeszcze dawno kopie kruszyli Łojek z Łubieńskim – nigdy to nie były tylko i wyłącznie dysputy o przeszłości.

Stosunek do powstań, oceny dróg wiodących do niepodległości zawsze u nas były, są i będą zanurzone we współczesności. Po uszy. Dzisiaj, w dobie furkoczących husarskich skrzydeł specyficznej (to taki eufemizm) polityki historycznej nie jest inaczej. Można nawet zaryzykować tezę, iż podjęcie tego sporu na nowo jest wręcz koniecznością. Dlaczego? Dlatego, że de facto nie o powstaniowe spory tu chodzi (w każdym razie nie tylko o nie), lecz o model patriotyzmu na dziś. A także (być może przede wszystkim) na jutro. I już sama ta konstatacja musi prowadzić do wniosku, że prace traktujące o powstaniach naszych wciąż są na czasie i warto je pisać, warto publikować. Tym bardziej książki, które (jak tu recenzowana) wiedzę systematyzują i nawet, jeśli mitów nie obalają (ich żywot u nas zbyt twardy), to na pewno wskazują je, wskazują palcem.

     Co „zaskakujące”, Marek Rezler zaczyna od… początku, czyli – nazwijmy to – refleksji klasyfikującej. Nie jest bowiem tak, że przeciętny Polak jest prawidłowo „zorientowany w temacie” (choć wydaje mu się, że jest) i odróżnia powstanie od rewolucji, a rewolucję od wojny domowej. Skoro – lekko licząc –  ¾ polskich patriotycznych dusz jest z tkanki powstańczej zbudowane, warto wiedzieć, ile tych powstań mieliśmy. Bardzo dobrze, że autor „Wielkopolan…” nie tyle może kij w mrowisko wtyka, co uświadamia czytelnikowi, że las jest taki, a nie inny, że są w nim konkretne mrowiska rojące się od znanych z imienia, nazwiska oraz pomysłów na odzyskanie niepodległości mrówek… Czasem (?) dyskutując warto wiedzieć, o czym mowa. Tu „Wielkopolanie pod bronią” z pewnością się przydadzą każdemu.

     Marek Rezler zajmuje się „wielkopolskością” polskich powstań czyli udziałem w nich (tak fizycznym jak koncepcyjnym) Wielkopolan. A bywało różnie i wbrew potocznemu mniemaniu skłonność do powstań to nie żadna unikalna specyfika zaboru rosyjskiego.  Kiedy natomiast mówić o powstaniach zakończonych klęską… Walczy się zawsze głową, pieniądzem i szablą. W Wielkopolsce o pierwszym elemencie tej układanki zwykle nie zapominano.

     Wiele miejsca w książce zajmuje analiza (tak istoty, jak proweniencji) tzw. wielkopolskiej drogi do niepodległości, o której większość Polaków dowiedziała się dopiero z „Najdłuższej wojny nowoczesnej Europy”, serialu, którego suplementowy odcinek pt. „Najdłużej niewznawiany serial nowoczesnej Polski” kręci się do wielu lat i końca nie widać. Dlaczego? O tym również w „Wielkopolanach…” jest mowa. I jest to kolejny argument za tym, żeby tę książkę poznać. Nie tylko dla samej faktografii (sam natknąłem się na sporo niespodzianek), ale i dla zawartych w pracy Marka Rezlera rozważań natury ogólnej. Bywa, że fundamentalnej. I tak – autor zwraca uwagę,  że kiedy mówić o powstaniach, to warto pamiętać o aspekcie jakże często pomijanym w wielu dyskusjach: o szansach powodzenia, a także o tym, czy na tarczy powstańcy do domów wracają czy z tarczą. W Wielkopolsce częściej niż w innych regionach wybierano wariant drugi. Tak się „dziwnie” składało. Jak i dlaczego to było możliwe – tego można dowiedzieć się z właśnie przez Rebis wydanej książki Marka Rezlera, do której to lektury szczerze zachęcam.

Zygmunt Żeligowski

 

Tags:

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź