Rafał Wawrzkowicz: Suma wszystkich kaców

15 grudnia 2011 14:116 komentarzy

Przedmowa

     Do przeczytania owej felietonorecenzji zapraszam zarówno tych, co to przezornie zapoznali się z recenzjami w internecie i nie poszli na film, jak i tych, co to nie lubią czytać i leczą właśnie rany po odbytym seansie. Obiecuję, że zarówno jedni i drudzy wyjdą z lektury w jednym kawałku, a ci drudzy, dodatkowo, w dalszym ciągu nie będą lubić czytania.

     Pytanie wieczoru: Przeglądając recenzje można by odnieść wrażenie, że przysłowiowa ostania sucha nitka na filmie Angermana, dawno już została oblana. Biedny film, biedny reżyser – potrzebny mu jest jeszcze jeden kubeł zimnej wody? W sumie nie wiem. Potrzebny?

Suma wszystkich kaców


„Wyjazd integracyjny”
Polska 2011.
Reż. Przemek Angerman.
Aktorzy: Jan Frycz, Tomasz Kot
Tomasz Karolak, Katarzyna Glinka
Katarzyna Figura, Bartłomiej Topa.

     Chodźcie, biegnijmy. Do kina. Na film. Komedię. Polską. Może lepsza niż poprzednie? Do kina nie chodzę, jest mi nie po drodze!  Cóż. I najmocniejsi muszą kiedyś upaść. Upadłem, bardzo mocno, dopadła mnie – suma wszystkich kaców.

*

     Stoję przed kinem, w lewym ręku mym knysza (nienawidzę), w drugim bilet, zadzieram  łeb do góry i czytam.  Patrzcie na ten tytuł, myślę, patrzcie na tę ułożoną w tę a nie inną stronę chwytliwość. Do kogo jest ten tytuł, jaki jest tardżet sumy wszystkich kaców? Do kogo jest i dlaczego tak postawiony temat – „Wyjazd integracyjny”? Przecież będzie to coś o dupach, oo ruchanko? Nie, no. Ekonomia-ekonomiką, reklama-reklamą, Rafciu, ktoś tu cię ma, za przeproszeniem, za tępego uja.

      Wchodzę, patrzę, rozsiadam się, ściągam kurtkę, buty, wlepiam oczy w ekran. Wlepiaj, Rafciu, wlepiaj. Ciemno, miło ciemno. Ciepło. W kinie tak z ćwierć kina, jest więc i przestronność, i prywatność, a jednocześnie człowiek nie czuje się taki samotny. Coś rozbłyska, na reklamach jak zwykle śpię i czekaj, czekaj. Czekam. Po jakiemu to? Gdzie są napisy? Nie rozumiem! Aha, przeklinają, no to, kurwa, przepięknie, przecież ja też umiem, lubię! Seks, „dymanie w dupkę”*? Przepięknie! I myślę, Rafciu, tylko spokojnie, to będzie dobry film, dobra sie-de-mna-sto-zło-to-wa inwe-sty-cja.

      Pierwsze dwadzieścia minut w niczym nie zapowiada katastrofy. Widz jest prowadzony za uszy, średnim kłusem jakości pięć na dziesięć (5/10), w otwarte czeluście filmu. Zawiązują się wątki, pojawiają się postacie, mgliście rysuje się deserowy kawałek – niczym nie wysilającej niczym niewyróżniającego się umysłu – hucpy. Rozsiadam się bardziej, poczucie humoru mam przecież dość złożone, ale nie stronię od wulgaryzmów, humoru fekalno-menelnego, humor prymitywny mnie bawi!

     Siedzę, nade mną lewituje taka mała pomarańczowa piłeczka, spersonifikowana (lub jak kto woli – ucieleśniona) – podejrzliwość. Na ekranie akurat fragment z tańczącą Kasią Figurą. Głupie rekwizyty, głupie zachowania i koszulka z głupim napisem również głupia, wnerwiające ripleje (taka nowoczesność), piłeczka pomarańczowa jarzy się wściekle. Spokojnie, Rafciu, se myślę, niech film jedzie dalej – na kredyt, należy się twórcom pożyczka za tak tani i tak ładnie wydrukowany bilet. Przypominam sobie w międzyczasie nazwę korporacji: „Polish lody” i rechoczę, choć piłeczka nad moją głową wrze i mnie w głowę trąca.

     Odpuszczam. Oglądam, żrę batona i ciamkam, baton mi okoniem w gardle staje. Czerwona piłka!  Kombi? „Gra i trąbi zespół Kombi”? Nie to, że nie lubię, bo nie lubię. Tak, grają masowo, płytko i nieciekawie. Ale żeby tak? „To jest integracja, impreza na maksa”? Trochę jednak przesadzili, pomyślałem, po czym – po raz pierwszy w pełni poczułem się jak idiota. Tak z dwunastą minuta filmu, szybko nie? Zamykam oczy, oddycham, otwieram, dziękuję Bogu za batona, że go już zjadłem, bo bym się udławił. Cóż to? Jeleń? Owca? Nie znam się, to się wypowiem. Co to za para, co wygląda tak poważnie, jakiś chłop, chłopka i renifer? Nie ma co, strasznie poważnie wyglądają, spoglądają na widza ze strachem lecz surowo, czyżby już na początku filmu zapadł ciężki wyrok? Patrzą tak, że mnie – podobnie jak dość mocno zdziwionej postaci odgrywanej przez Kota – kompletnie jest nie do śmiechu.

     Następne kilka minut bardzo szybko się przewija – kilka śmiesznych tekstów („wypłata w waflach”) plus jedne dwuelementowe cycki, prawdopodobnie anonimowej i  prawdopodobnie dublerki.

*

      Pierwsze dwadzieścia minut to dwadzieścia minut niepewności i szybko topniejącego kredytu. Mojego, widza, dla reżysera i scenarzysty kredytu, potem mojego, człowieka – dla świata i polskiej kinematografii. Następne pół godziny to chwile przygasającej nadziei, która niby umiera ostatnia, rozglądam się w około –  nie no, przecież  wszyscy żyją! Czy będzie dobrze? Pani Nadziejo, czy wszystko dobrze się skończy? Niestety, nic dobrego się tu nie wydarza, mówi Pani Nadzieja i spluwa, ten hit nie ma dobrego hepi-endu. Wszyscy zginiemy.

No więc potem, panie i panowie, potem jest już tylko tępy, fizyczny ból.

/mat. prasowe/

     Wątki zaczynają się seriami i pękają jak bańki mydlane. Są tak nieśmieszne, że aż nie do końca wiadomo, czy to gagi, żarty czy filozoficzne wypróżnienia twórców owego, jakże osobliwego obrazu. Puk-puk – czy jest tu fabuła? Glinka woła, pokażcie klaty, pokażcie klaty, panowie, czy ktoś wiedział, że Karolak to taka niezła maciorka? Zaloty, kiepska gra Glinki, kiepska gra Frycza (ach, ten facio w sukni).

      Przepraszam, bardzo przepraszam, ten jad… Cały film jednak rodzi we mnie równy niesmak, co już lekko leciwa, z całym szacunkiem, pani Kasia F., jako sadomasofigura.

     Koniec, cóż, to już prawdziwy koniec, wszystkiego. Niedorobione wątki biegają w panice po zmęczonym filmie i jak te biedne lemingi (takie głupie futrzaki) – jeden po drugim ładują się w przepaść. Co się dzieje? Pojawia się reżyser, sprytny skandalista (wow! helikopter!), okazuje się, że wszystko to było nagrywane, dwójka bohaterów dość zaskakująco i w dość zaskakujący (jednakowoż – znów – niezabawny) sposób wyznaje sobie homoseksualną miłość (notabene Topa, oprócz Kota, to jeden z nielicznych aktorów w tym filmie, którego maestrii warsztatu nie udało się dokumentnie stłamsić scenariuszem), Kot z pantofla zmienia się w człowieka sukcesu (pognębiony bohater nagrodzony), Katarzyna rzuca swojego chłopaka reżysera, a pani sado-maso Kasia Figura (ktoś zdziwiony?) gdzieś odchodzi, również nagrodzona. Trójkącik (Glinka, Frycz, Karolak) umawia się na afterka (after party), trupa filmu próbuje zreanimować Grzegorz Halama, niestety do życia wraca jedynie renifer, co po prawdzie – jest jedynym pozytywnym aspektem końcówki filmu, bo też jelenia było mi żal, na śmierć sobie nie zasłużył.

     Podsumowanie? Kto się nie uśmiechnął, niech pierwszy rzuci popcornem! No tak, śmiałem się, mnie do śmiechu niewiele potrzeba, taki to jestem rechotny, więc rechotałem, żeby chociaż te, przed chwilą wydane, pieniądze na bilety sobie odbić. Oceny jednak to nie zmienia, ocena pozostaje surowa. Film jest kiepski aktorsko, scenariusz jest żenujący, a dialogi płytkie. Gagi, i tzw, śmieszne teksty, w przeważającej ilości nie śmieszą. Muzycznie – peruwiańskie disco-polo i kombi, czyli mieszanka składników równie niesmacznych w tandemie, co z osobna. Suma wszystkich kaców – ale raczej ekipy filmowej. Suma kaców reżysera, scenarzysty, aktorów… Kaców wielokrotnych. Statystów i choreografów. Widzów. Wyrwał się spod kontroli jeden wielki, przerażający paw! Panie, panowie, tam musiała być taaaaka biba! Gdzieś w piwnicy, a może w reżyserce? Jakbym tam był: siedzą, ledwo się trzymają na stołkach, a kolejne pomysły fabularno-reżyserskie wywołują niepohamowane salwy szczerego (u)śmiechu.

A na kacu? Na kacu, to ktoś nieopatrznie kliknął „wyślij”.

2011.12.10

Rafał Wawrzkowicz

–  –  –  –  –  –  –  –  –  –
* – cytat ze ścieżki tzw. dialogowej wiadomego filmu [red.]

Tags:

6 komentarzy

  • Może na filmie nikt się nie uśmiechnął, za to podczas czytania recenzji… :)))))))))))))))))))))))))))))))))))

    • Droga burinko,

      Trauma jest trochę teatralna, ale tylko trochę. Ból natomiast – rzeczywisty.

      Dziękujemy za przeczytanie.

      RW.

  • Z tego śmiechu, to zapomniałam :))))))))))))))))))))
    a chciałam napisać, że bardzo to wesoło jest napisane, ale i przepięknie jest napisane, i także zgrabnie. Się pięknie scenariusz tego tekstu w ładną całość układa. Nawet aktorzy niepotrzebni ;)))

    • Myślę, że recenzent znaomicie poradziłby sobie ze scenariuszem komedii nieromantycznej o tym, jak powstaje komedia romantyczna. Tak mi się nasuwa tuż przed teatrem TV na który już od tygodni czekam, a będzie wreszcie za chwilę;)

  • Nie widziałem ani w kinie, ani poza kinem. Ale – wprowadzający się nie myli – recenzję przeczytałem. Pierwszą, bo innych dotyczących tegoż filmu do tej pory za cholerę. Słyszę film polski – wiem czego mogę się spodziewać, słyszę Angerman zrobił drugi film swój (lub n-ty, nieważne) – nie, dziękuję, postoję.
    Do tego stopnia nie, dziękuję, innym razem, że nawet recencji nie, nigdy, szkoda czasu. I do tej też się raczej bokiem od samego początku ustawiałem, ale mówię sobie – a mam chwilę, przeczytam.

    • I bardzo dobrze.

      Na pocieszenie powiem, że jednak sporo lepiej o tym filmie czytać, niż ten film oglądać. Dobrze by było również o nim nie wiedzieć, jednak jak już się wie.. To co?

      Po co ludziom takie filmy, otóż może po to, by ostrzyć na nich pióra.

      pozdrawiam!

      RW.

Zostaw odpowiedź