Jan Gryka: Zenek

15 listopada 2011 19:057 komentarzy

Autor publikowanego poniżej artykułu – Jan Gryka (ur. w 1959 r.) – ma w swoim dotychczasowym dorobku realizację 30 wystaw indywidualnych. Brał również udział w 65 wystawach zbiorowych. Zajmuje się nie komercyjną sztuką efemeryczną, której sens zawiera się w realizacjach tworzonych na miejscu – wobec zastanych sytuacji przestrzennych i kulturowych.  Oprócz własnej działalności artystycznej pracuje na Wydziale Artystycznym UMCS w Lublinie od 1983 roku, w Galerii Białej od 1985 roku.  Od 1996 roku prowadzi warsztaty dla studentów w Młodym Forum Sztuki Galerii Białej; do tej pory był kuratorem kilkudziesięciu wystaw zbiorowych, prezentacji i pokazów w tym programie. Dzięki tej właśnie działalności lubelska sztuka zyskała kilkunastu młodych artystów, aktywnie tworzących nowe jakości w sztuce aktualnej o zasięgu ogólnopolskim jak i międzynarodowym (m.in. Robert Kuśmirowski, Eliza Galey, Michał Stachyra, Mariusz Tarkawian, Paulina Sadowiska). Jest autorem kilkudziesięciu tekstów krytycznych promujących młodych artystów lubelskich (katalogi wystaw, teksty prasowe, druki ulotne).

 

 

Jan Gryka

Zenek

 

     Można sobie dzisiaj wyobrazić socjalistyczne osiedle z wielkiej płyty, totalnie przemalowane w motywy kwiatowe „wyjęte” z twórczości Zenka. Wyglądałoby ono znacznie bardziej sensownie niż te wszystkie pokolorowane w geometryczne schematy, zalewające polskie miasta od Rzeszowa po Szczecin. To właśnie Zenek na początku lat 70-tych zrealizował /pierwszy w Polsce/ fasady bloków w Hajnówce na Osiedlu Milenium. Przetrwały do tej pory, choć wymagają natychmiastowej restauracji. Na podstawie zachowanych fragmentów w dalszym ciągu można je odtworzyć w sposób idealny nie naruszając kanonu jego malarstwa. Zenek wykorzystał w swoim projekcie motywy z ludowej białoruskiej sztuki typu: hafty, kapy czy dywany, które zaadoptował jako geometryczne wzory tworzące dekoracyjne struktury. W całości tworzą powtarzalne elementy budujące jednolitą wizualność fasad. Ten zabieg okazał się niezwykle trafnym rozwiązaniem zaakceptowanym natychmiast przez mieszkańców Hajnówki. Zenek przeniósł w przestrzeń publiczną to, co prawie każdy miał w swoim domu, stąd zapewne pozytywne reakcje. Ujawnienie tożsamości kulturowej dużej części społeczności tam zamieszkującej uwzniośliło znacząco ich rangę i pozwoliło zachować poczucie etnicznej tożsamości. W chwili obecnej, w historycznym już sensie, byłaby to świetna okazja aby jego spuściznę  opracować kompleksowo i opublikować jako niezbywalny dorobek tego regionu.  Zenek w jakimś sensie był również apologetą takiej właśnie architektury – wielkopłytowych bloków. Był to częsty motyw jego obrazów. Pojawiał się zwykle pomiędzy górami a jeziorami, stanowiąc idylliczne wyobrażenie miejsc wczasowych przeznaczonych dla całej klasy robotniczej ówczesnego PRL-u. Zestawiając Zenka z tym rodzajem budownictwa mieszkalnego można by sporo skorzystać na ideowym napięciu zawartym pomiędzy tak odległymi światami. Całe pokolenia takie właśnie wyobrażenia wczasów miało wpisane w swoją świadomość jako jedyną możliwość. Stąd też ten właśnie motyw stał się najważniejszym i podstawowym motywem w wielkoformatowych obrazach Zenka, które powstawały jako ścienne malowidła. Zajmowały najważniejszą część głównego, gościnnego pokoju, stając się znakiem spełnienia marzeń o szczęściu ludzi, którzy tam mieszkali.

     Zenek wypełniał swoje życie malarstwem i korzystał z wszelkiej okazji, by spełnić wielkie marzenie obdarowania nim innych. Fizyczny efekt tego dążenia zawarty jest w kilkudziesięciu domach w Hajnówce i okolicy.
Pierwsze próby upublicznienia twórczości Zenka przyniosły dość przykre konsekwencje dla tak zwanej społeczności lokalnej. Publikacje w gazetach regionalnych i prasie ogólnopolskiej oraz film zrealizowany przez regionalną telewizję odnosiły się bardziej do wątków biograficznych i kontekstów socjalnych, niż do tego, co w istocie stanowi o wartości fenomenu twórczości Zenka. Wprawdzie szerszy kontekst społeczny, rodzinny jak i losy Zenka są niezwykłe. Życie Zenka to niewątpliwie życie artysty i to barwne, przypominające w jakimś sensie losy Utrilla, Van Gogha i im podobne. Dobrze zrobiony fabularny film o Zenku byłby hitem! Choć zapewne nie powstanie… Marta Muszyńska-Józefowicz w swojej pracy magisterskiej napisała: „(…) sztuka Iłariona Daniluka nie mieści się w żadnym dotychczas wymyślonym pojęciu, stanowiąc osobny, indywidualny, bardzo szeroki rozdział należący niewątpliwie do sztuki intuicyjnej, samorodnej, ogólnie zwanej naiwną”.[1]

     I zapewne można by się z tym stwierdzeniem zgodzić, choć zastosowanie do tego przypadku pojęcia naiwności odbiera sztuce Zenka należną jej rangę. Bardziej rozsądne wydaje się tu operowanie pojęciami związanymi ze sztuką w ogóle niż posługiwanie się etykietkami typu „sztuka ludowa”, „naiwna” czy „amatorska”. Bo Zenek niewątpliwie był profesjonalistą w każdym calu. Samodzielnie sporządzał farby i spoiwa lepsze niż te gotowe, dostępne w sprzedaży. „Zostawić po sobie dzieło. Człowiek się nie liczy. Tak mówił Zenek z Hajnówki. Pijak” – jak napisał Marcel Andino Velez w tekście w „Przekroju”.[2] Zresztą Velez z lubością eksponował jego biografię, wyciągając „co lepsze” kawałki z jego życia. Szkoda, bo chociaż większość tych informacji nie musi wcale być prawdziwa, to słowo drukowane w szacownym periodyku czyni z nich fakty. Takie publikacje spowodowały wśród mieszkańców Hajnówki i okolic negatywne nastawienie wobec mediów i dziennikarzy. Z czasem coraz trudniej uzyskać jest jakikolwiek dostęp do domów, w których znajdują się realizacje Zenka. Nie chodzi tu o zatajanie jakichkolwiek faktów, ale o ich sprawdzenie i posługiwanie się wiedzą rzeczową, a nie plotkarską – z górnej, nie zaś z dolnej półki. W chwili obecnej nie da się dotrzeć do twórczości Zenka bez Leona Androsiuka – siostrzeńca malarza.

     Gdzieś w połowie lat dziewięćdziesiątych chciałem namówić kogoś, by przeprowadzić naukową kwerendę, zrobić ewidencję faktograficzną, dokumentację fotograficzną- i wywiady terenowe odnośnie twórczości Zenka. Nie udało się – z braku środków finansowych.[3]

      Jak zatem rozpatrywać twórczość Zenka, aby ta mogła wyjść poza ciasne ramy „naiwizmu”, a co za tym idzie, stać się wiarygodna? Przyznajmy, że nawet przezwyciężając przeciwności „zewnętrzne”, nie będzie wcale łatwo dojść z tym do ładu. Innymi słowy, dorobek Zenka jest chyba taki jak sam Zenek.  W czasach największej aktywności nikt nie nazywał go twórcą, był raczej znany jako malarz pokojowy, choć kolejka oczekujących na jego realizacje była znacznie dłuższa niż fizyczna możliwość ich realizacji. Nawet jeszcze w tej chwili, kiedy z Leonem Androsiukiem wędrujemy od domu do domu, spotykamy ludzi, którzy chcieli by Zenek im coś zrobił ale się nie doczekali. Istotny wpływ na zmniejszenie zapotrzebowania na tego rodzaju wystrój miała zmieniająca się sytuacja gospodarcza Polski. Wraz ze zmianą systemu politycznego zaczęły bardzo szybko pojawiać się nowe technologie i gdzieś w połowie lat 90-tych, każdy mógł w sklepie kupić sobie kafelki, tapety i boazerie, nie musiał wykonywać ich Zenek. Stąd też dla Zenka okres lat 90-tych był już czasem, w którym wykonywał wszelkie prace zwykle budowlano – wykończeniowe, nie mające już tych ewidentnych znamion artyzmu.

     Obecnie kompleksowych realizacji Zenka jest już znacznie mniej niż kilka lat temu. Rozkwit jego aktywności przypadał na lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte. Malował w wybudowanych wówczas domach, w których w ciągu 30 lat ich mieszkańcy musieli przeprowadzać jakieś remonty i jest oczywiste, że część malarskich realizacji znikła bezpowrotnie. Gładź gipsowa, boazeria, tapety, kafelki i im podobne zakryły sztukę samorodnego malarza. Ostatnio L. Androsiuk odkrył ścienny obraz Zenka ukryty za drzwiami szafki na przetwory. Całość malatury została szczelnie pokryta boazerią jedynie otwierane drzwiczki ujawniły nieoczekiwaną zawartość.

      Na dość skomplikowany twór „samorodnego artysty” złożyło się wiele czynników, w tym większość niepotwierdzonych, choć potencjalnie możliwych. Zweryfikowanie ich pozostawiamy przyszłym badaczom, którzy mogliby niezbicie dowieść, czy rzeczywiście i co mogło być wiarygodne, co zaś jest tylko miejscową mitologią. W Hajnówce i okolicy Zenek nie jest postacią obojętną i zapomnianą. Wyzwala w dalszym ciągu, 8 lat po śmierci, skrajne emocje. Mają one różne podłoże, ale są dowodem, iż w danych społecznych okolicznościach był – malując kwiaty i ornamenty – artystą radykalnym.

     Wyobraźmy sobie taką sytuację, że (doczekawszy się na swoją kolej) zapraszamy Zenka do własnego mieszkania i umawiamy się na pomalowanie go. Prace trwają kilka miesięcy lub w skrajnych przypadkach kilka lat. Zenek mieszka w miejscu gdzie pracuje (własne mieszkanie zwrócił spółdzielni, pozbył się również dowodu tożsamości mówiąc: „ja jestem Zenek, a nie ten papier”). Rozpoczyna od przygotowań technicznych, szpachlując ściany i sufity, reperując podłogi, meble i wszelkie sprzęty. Stosuje wyłącznie własne technologie i materiały. Daje gwarancję trwałości na co najmniej 50 lat. Kiedy wreszcie oglądamy ostateczny efekt, spoglądamy na świat, o którym nawet nie wiedzieliśmy, że jest możliwy. I gdyby nawet nam się jakoś podobał, jest tak różny od możliwych wyobrażeń, że szybko staniemy wobec niego w realnej opozycji. Widzimy tak mocne nasycenie wizualnych przekazów, że trzy telewizory włączone jednocześnie nie są w stanie zagłuszyć tej obrazowości.

     W czasie pracy Zenek nie uwzględniał żadnych korekt, nie dopuszczał jakichś poprawek ani nie spełniał niczyich życzeń. Zazwyczaj był kompletnie pochłonięty realizacją własnej wizji, odizolowany i mówiący sam do siebie. W każdy poranek przeglądał znalezione sterty gazet i głośno je komentował. Te sceny pamiętam, bo kiedy podczas nauki w pierwszej klasie Liceum Plastycznego przyjeżdżałem do domu i pytałem mamę o co chodzi, ona mówiła mi, że to Zenek i żeby go nie zaczepiać bo może się zdenerwować, porzucić pracę i nie wrócić. Ja jednakże miałem z nim dobre kontakty osobiste. Pozwolił mi nawet namalować fryz w kuchni (po czym uznał, że jest w miarę dobry, ale jak na razie powinienem wrócić do „plastyka” i jeszcze trochę się pouczyć). Pod koniec pierwszej klasy już wiedziałem, że to, co robi Zenek jest „kompletnym dnem” i kiedy przyjeżdżałem z kolegami, to wspólnie z radością wyśmiewaliśmy obrazy Zenka jednocześnie uznając, iż tylko impresjonizm ma sens. Do wręcz odwrotnej refleksji doszedłem znacznie później, rozumiejąc wreszcie jakie spustoszenie w świadomości może wywierać system edukacji. Po zakończeniu szkoły i dostaniu się na studia dowiedziałem się, że Zenek miał plan abyśmy wspólnie malowali domy, kiedy powrócę do Hajnówki. Na jego nieszczęście zdałem na studia do Lublina i na dobre opuściłem dom rodzinny. Wówczas z moich prac, które pozostały z okresu liceum, Zenek zrobił w całym domu wystawę i zastrzegł, że (niecenzuralne) ruszać jej pod żadnym pozorem (niecenzuralne) nie wolno (niecenzuralne). Potem regularnie sprawdzał czy wszystko jest na swoim miejscu.

      Czy malując kwiaty można być artystą radykalnym? Od razu takie pytanie możemy skreślić uznając, że jest bezsensowne. Kiedy jednak zadajemy je w kontekście Zenka, to okazuje się, że przestaje być ono absurdalne. Być może w tym przypadku znaczącą rolę odgrywa kulturowy i społeczny kontekst, bo każda sztuka powstaje w jakimś otoczeniu. Totalny wymiar sztuki Zenka można jedynie poczuć w momencie, kiedy realnie przebrniemy przez kilkadziesiąt domów, w których pozostawił on swój dorobek. Tam są zapisane jego losy i wizja, wpisane w materialną substancję prywatnych domów jednorodzinnych. Zważmy, że wszystkie miejsca, w których malował, były zarazem jego domem, miejscem życia i tworzenia. Nie miał własnego mieszkania, adresu do korespondencji, był wiecznym tułaczem i zmarł przy murach domu, w którym po fachowcach poprawiał fugi między cegłami. Mieszkańcem tego domu był właściciel kwiaciarni, który pomógł rodzinie Zenka urządzić godny pogrzeb.

      Łatwo doprowadzić do takiej sytuacji, że drzwi domów, w których są realizacje Zenka zostaną bezpowrotnie zamknięte. Wolałbym zdecydowanie by się otworzyły i takie pozostały. Pomimo różnorodnych wysiłków i zabiegów, wielu „domów Zenka” nie udało się odwiedzić, brama na podwórko była barierą nie do przekroczenia. Powodów jest kilka. Pierwszym są relacje pomiędzy właścicielami domów a Zenkiem w czasie realizacji. Były one raczej formą ścierania się postaw – z jednej strony twórczego, kreatywnego artysty a z drugiej ludzi zachowawczych i niewykształconych, budujących odniesienia tylko wewnątrz lokalnych i zamkniętych społeczności. To bardziej forma konfliktu niż porozumienia czy konsensusu. Jeśli zamawiano kompleksową realizację (wszystkie pokoje, klatka schodowa i elementy wyposażenia wnętrz) to ustępstwa musiały być po stronie właścicieli. Wówczas Zenek nie przepuścił nawet kijowi od szczotki, ozdabiając go ornamentami, a nawet studni na podwórku. Gdy atmosfera przy „układaniu się” była mniej sympatyczna – realizacje były minimalne, ornamenty skromniejsze oraz malowane jedynie fragmenty domu. W skrajnych przypadkach braku porozumienia dochodziło do konfliktów, których efekty trwają do tej pory i wiele osób ciągle wspomina, że z Zenkiem nie było łatwo, choć tak świetnie malował. Barierą w nawiązaniu kontaktów i dotarciu do realizacji Zenka jest ponadto specyficzny, lokalny sposób komunikacji społecznej, polegający wyłącznie na kontaktach osobistych, popartych związkami rodzinnymi lub co najmniej znajomościowymi. Poszukiwanie możliwości wejścia do niektórych domów trwało niekiedy kilka lat, w czasie których Leon Androsiuk szukał sposobów, zbiegów okoliczności i przypadków…  Wprawdzie większość klasycznych czy nawet najlepszych realizacji Zenka udało się sfotografować, lecz pozostało kilka, do których nie mamy na razie wglądu.

     Powiązanie malarstwa Zenka ze sztuką ludową, prymitywną, naiwną, amatorską i jakąkolwiek inną, być może w tej chwili nie ma sensu. Zdefiniowane pojęcia, które są przynależne tym przejawom sztuki w pełni nie przystają do jego pracy i raczej ją zubażają, odbierając jej wiele cech strukturalnych. Oczywiście pewne wątki uzyskują jakieś połączenia, ale wyłącznie poprzez ich wyabstrahowanie. Można np. posłużyć się malowanymi przez niego postaciami i udowodnić, że są dość prymitywne – zarówno w proporcjach, formie czy walorze. Z całą pewnością uznamy, że nie jest to szczyt osiągnięć w sztuce figuralnej. W konwencji akademickiej, jak wiadomo, opanowanie studium postaci wymaga długoletnich ćwiczeń i nie gwarantuje, że w efekcie tychże poradzimy sobie z tym łatwo. Zenek w ogóle nie miał zamiaru prowadzić jakichkolwiek studiów aktu, postaci czy zwierząt. On tych elementów używał jedynie w sytuacji, kiedy uznał to za stosowne – jako sztafaż pejzażu. Nie jest to jakąś zasadą jego twórczości. Rozpatrywanie  poszczególnych składowych motywów, jak np. kiście winogron, kwiaty, ornamenty itp., zawsze będzie niepełnym ujęciem jego sztuki. Jest faktem, że malował nawet winogrona, ale w taki sposób jak żaden malarz pokojowy. To, w jaki sposób Zenek twórczo posiłkował się podstawowymi schematami, świadczy o jego niezwykłym wyczuleniu na najbliższe otoczenie. W moim przekonaniu to, co stanowi o jego wartości to całościowy, wypracowany przez niego system wizualny, język plastyczny, którym się posługiwał. Oczywiście bogactwo tegoż w wieloelementowych strukturach wizualnych, stanowi tu o wartości tego malarstwa. Gdybyśmy chcieli wyliczyć i opisać podstawowe elementy składowe okazałoby się, że taki wykaz byłby znacznie dłuższy od tego tekstu. Są u Zenka zapożyczenia ze sztuki ludowej, kartek pocztowych z peerelu, z tego, co widział na Wawelu, w gazetach, poradnikach, na dywanach, haftach oraz z wszelkich możliwych i dostępnych informacji. I to jest jego cecha, której być może nie mają ani twórcy sztuki ludowej, ani tzw. prymitywiści. Zachowywał się jak profesjonalista, reagujący na dostępne mu informacje w najbliższym otoczeniu. Korzystał  z tego jednakże w sposób specyficzny – był wszakże malarzem samorodnym, który tak jak mało kto, rozwijał swoją świadomość i tworzył konstrukcyjne, skomplikowane całości wizualno-architektoniczne. Fakt, że postacie w obrazach Zenka są pozbawione proporcji nie zmienia wartości jego sztuki.

     Całkiem niedawno odkryliśmy z Leonem tapczan, który został pomalowany przez Zenka, ale wewnątrz! Wnętrze jego drewnianej skrzyni wypełnia jeziorko lub sadzawka, gdzie na tafli wody pływają barwne kwiaty. Do tej pory takiego projektu jeszcze nie spotkałem, nie tylko u Zenka. Nie wiem też o istnieniu gdzie indziej w Polsce takich realizacji jak domy przez niego malowane. Można tu jedynie pomyśleć o takim zestawie artystów, jak Nikifor, Ociepka, Zenek – i na tej bazie szukać obszaru ekspresywnych możliwości kreacyjnych, niezależnych od podziałów w sztuce na ludową, amatorską i profesjonalną.

Iłarion Daniluk "Zenek"

      Idea i struktura malarstwa Zenka ma wymiar wystroju pałacowych czy dworskich wnętrz, ale realizowana była w domach robotniczych i chłopskich. Skąd pojawił się taki koncept, aby upodobniać ciasne przestrzenie do wymiaru weneckich pałaców – nie wiem, jest tylko pewne, że coś takiego się wydarzyło. Może pobyt w Krakowie (niepotwierdzona praktyka konserwatorska na Wawelu), pochłanianie obrazów (nie tylko ze sfery sztuki) i wnikliwa percepcja świata dały dobrą podstawę merytoryczną, aby taki fenomen mógł zaistnieć. Nadmiar czy natłok wizualnych komponentów – od ornamentów poczynając a na wielkoformatowych obrazach kończąc – powoduje, że mamy do czynienia z czymś, co nie mieści się w małych przestrzeniach. Np. ciężar optyczny i skomplikowane ornamenty na podłodze niekiedy przypominają generowane komputerowo wzory, które powstają aktualnie, a nie trzydzieści lat temu. Gdy artyści malarze używali zgaszonych barw typu „błoto”, wyrażając przy tym egzystencjalne rozterki, Zenek malując podłogę nadawał jej rangę perskiego dywanu czy weneckiej mozaiki. Drzwi i meble przemalowywał na drewniane, choć były drewniane. Dostrzegając takie wątki w malarstwie Zenka możemy mieć z tego radość odkrycia; i może powoli będziemy się tym cieszyć coraz bardziej. Adam Jastrzębski w swoim tekście skonstatował: „(…) schematy kompozycyjne Zenek wypełniał zasadniczo stałym, i dość ograniczonym zestawem form, posiadającym jednak nieskończoną ilość wariantów”.[4]
I jest w tym dużo prawdy. Jednakże oglądając „domy Zenka” wcale nie czuje się, że są do siebie podobne – raczej dominuje wrażenie różnicy. Oczywiście nieomylnie wiemy, że to praca Zenka, a jednocześnie zagłębiamy się w korytarze, pokoje i klatki schodowe odkrywając coraz to nowe konfiguracje. Nawet znane wcześniej motywy, kładzione z tych samych szablonów, zawsze mają swój jedyny i niepowtarzalny kontekst. Każdy dom, pomimo generalnych podobnych założeń, jest ewidentnie różny. Kiedy się wchodzi do domów, które zostały pomalowane już ponad trzydzieści lat temu, a liczba przedmiotów i dekoracji w istotny sposób się zwiększyła, to w dalszym ciągu ma się wrażenie, iż wszystko tam do siebie pasuje. Żaden nowy element nie powoduje jakiegoś stylistycznego dysonansu, pomimo, że np. pojawił się regał zasłaniający trzy czwarte ściany, elementy malatury jedynie wystają na obrzeżach, zaś malowane dywany podłogowe zakryto dywanami tekstylnymi (niekiedy ułożonymi w trzy warstwy). Można mieć nieodparte wrażenie, że ten stan ciągłego życia wnętrz dopiero ukazuje istotę realizacji Zenka – że poziom jego intuicji miał swoje zakorzenienie w kulturowej prawdzie otoczenia, choć przekraczał znacząco poziom oczekiwań zleceniodawców. Po kilkudziesięciu latach okazuje się, że nieomylnie trafiał w coś, co dopiero nastąpi jako doświadczenie kolejnych pokoleń zamieszkujących „domy Zenka”.

      Na koniec dodam jeszcze, że wszystkich, których zainteresuje Zenek, namawiam do usilnego poszukiwania jego realizacji w miejscu ich powstania: subtelnych rozmów z właścicielami domów, budowania aury porozumienia, kontaktów normalnych, bez próby wykupienia czegokolwiek. Może ktoś wpadnie na pomysł jak zachować tę niezwykłą spuściznę.

     Niniejszy tekst nie jest kompendium wiedzy o Zenku. To wyłącznie garść, może nazbyt osobistych, wspomnień i refleksji.

Dotychczas powstały następujące teksty i filmy o Zenku:

A. Jastrzębski, O malarstwie Zenka, „Sekcja”, 2002, nr 7, s. 12–19.
Jul, Nikifor z Hajnówki, „Gazeta w Białymstoku” (dodatek „Gazety Wyborczej)”, 19.02.2002.
U. Pietroczuk, Hajnówka. Koniec pleneru z Zenkiem, portal Gazeta.pl, 24.02.2002.
K. Kościewicz, Plener z Zenkiem, „Gazeta Hajnowska”, 2002, nr 4, s. 6.
K. Kościewicz, Wspomnienie o Zenku, „Gazeta Hajnowska”, 2002, nr 5, s. 8.
M. A. Velez, Życie i śmierć malarza kwiatów, „Przekrój”, 2002, nr 14, s. 46–50.
B. Chyż-Chołpińska, film Zenek (cyklu „Znane i nieznane”), TVP Oddz. w Białymstoku, 2002.
M. Muszyńska-Józefowicz, Iłarion Daniluk „Zenek” (1939-2000) – malarz z Hajnówki, Lublin 2004, praca magisterska, Wydział Artystyczny, UMCS.
A. Ostaszewska, film „Zenek”, TVP 2, 2007

tekst i fotografie:
uczeń Zenka, Jan Gryka

 – – – – – –
[1] – M. Muszyńska-Józefowicz, Iłarion Daniluk „Zenek” (1939-2000) – malarz z Hajnówki, Lublin 2004, mps pracy magisterskiej, Wydział Artystyczny, UMCS.

[2] – M. A. Velez, Życie i śmierć malarza kwiatów, „Przekrój”, 2002, nr 14, s. 46

[3] – Już kilkakrotnie pisaliśmy wnioski do różnych programów w MKiDN ale nigdy nie otrzymaliśmy żadnego wsparcia. Wystawa w Galerii Białej została zorganizowana wyłącznie z funduszy własnych.

[4] – Tamże, s. 14

Tags:

7 komentarzy

  • Dech mi zaparło. Żeby mieć przyjemną szufladę (po wysunięciu) tapetą wyłożyłam, na pomysł żeby ją tak wymalować nie wpadłam;)
    Faktycznie marzyciel z talentem.
    A artykuł ciekawy, ciekawy.

  • Materiał niezwykle ciekawy, co nie może dziwić, skoro opowiada o niezwykle ciekawej postaci. Szczerze mówiąc – bardzo mnie ujęło – prosze się nie śmiać – to pudło od tapczanu. Wymalowane jego wnętrze.

    Sprawa druga – czy istnieje możliwość dotarcia do tych fasad bloków z Hajnówki malowanych przez Zenka? One jeszcze istnieją? Jeśli tak, to bardzo bym prosił o jakieś konkrety, najchętniej zdjęcia. Ciekaw jestem (o ile oczywiście autor uważa za zasadne i sensowne) jak zareagowaliby na to (fasady Zenka sprzed lat) dzisiejsi animatorzy akcji „odkarzania osiedli”. Mocno mnie to intryguje – na ile się orientuję – nikt z nich o Zenku nie słyszał, nikt też nie przypuszcza, że nie jest Kolumbem, gdyż do Ameryki już dopłynięto wcześniej;) I niczyja tu wina, ale warto chronologię tworzyć w zgodzie z faktami.

    • A mnie co inne, jakżeby inaczej, ujęło – niezależność.

      Chcecie? To wam wymaluję cały domek.
      Ale będę u was mieszkał i malował – miesiąc, dwa, ile tam trzeba. Będę. I wymaluję.
      Chcecie Artysty?

      Jak nie chcecie to sobie sami pomalujcie.
      I … …

      Tam prawdopodobnie, a nawet na pewno (w tych kropkach), mogły się pojawić nazwy narządów płciowych damskich i męskich.Tych kropek, to można byłoby cały szereg ustawić.
      Każda kropka – nazwa.

      Czy można porozumiewać się tylko kropkami?

      Aj tam, aj tam … Tak tylko pytam.

      • skłamałbym, gdybym udał, że mnie to też nie ujęło. W Zenku.
        Warto jednak podkreślić, co człowieka materiał J. Gryki czytającego ujmuje w samym materiale, ściślej w tym, jak autor pisze o swoim bohaterze i perypetiach z jego odkrywaniem. Np. taka fraza:
        „wszystkich, których zainteresuje Zenek, namawiam do usilnego poszukiwania jego realizacji w miejscu ich powstania: subtelnych rozmów z właścicielami domów, budowania aury porozumienia, kontaktów normalnych, bez próby wykupienia czegokolwiek.” Przy takim podejściu nie dziwi, że J.Gryce to akurat gromadzić wiedzę o Zenku nie przychodzi z takim trudem, jak łokciowym przebojowcom spod ciemnej gwiazdy. I tu dla p. Gryki szacunek. (nie tylko tutaj).

    • Jeszcze ciągle są do oglądania w Hajnówce na osiedlu Milenium choć wymagają konserwacji co zresztą nie byłoby trudne. Ale znając życie i ten stan obowiązującej świadomości to zapewne już niedługo malowidła Zenka pokryje suchy tynk w super debilne wzorki.

      • Skoro te elewacje jeszcze jao tako istnieja, to chyba warto podrzucić temat „animatorom” o których pisałem wcześniej. O ile zresztą pamiętam jakaś ich odnoga działą Lublinie albo Białymstoku – sprawdzę.

  • Zenek – wolny człowiek.
    A artykuł świetnie napisany. Wyniesienie sztuki Zenka ponad malarstwo naiwne jak najbardziej uzasadnione.

Zostaw odpowiedź do JKolasiński