Portfolio miesiąca: Małgorzata Senator
Małgorzata Senator – studentka V roku Dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Studia traktuje jako swego rodzaju uzupełnienie wiedzy, która, ma taką nadzieję, będzie jej pomocna w przyszłym realizowaniu się w fotografii. Interesuje się także tematyką reklamy, public relations, szeroko pojmowaną sztuka.
Swoje zdjęcia zamieszcza na portalach: www.plfoto.com (gdzie znaleźć też można wywiad, którego udzieliła G. Niedziółce), www.behance.net oraz www.flickr.com. Zdobyła I miejsce w kategorii Klimaty mojego miasta w konkursie Street Photo by Olympus, zwyciężyła też w konkursie Samsung Street Creative Photo w kategorii Miasto w ruchu. W kwietniu br. jej fotografie można było oglądać we wrocławskim „Firleju”.
/pełna netkulturowa galeria Małgorzaty Senator – tutaj/
Czerń i biel jest taka niedosłowna
Z Małgorzatą Senator dla Netkultury.pl rozmawia Anna Kolasińska
Anna Kolasińska: Każde miasto ma swoją ciemną stronę, miejsca, których nie widzimy na co dzień. Zabiegani, popędzani przez innych brniemy co sił do przodu, nie zawsze znajdując czas i siłę na wytchnienie. Nie oglądamy się, nie zastanawiamy, gnamy na oślep. Przesadzam?
Małgorzata Senator: Miejsca, których nie widzimy na co dzień, i sytuacje, których nie doświadczamy bezpośrednio, tak naprawdę są i dzieją się obok nas i często nieświadomie jesteśmy ich częścią. W swych fotografiach staram się dzielić fascynującym mnie spostrzeżeniem, że tak naprawdę sytuacje zaskakujące, momenty budzące głębokie i szczere emocje towarzyszą nam niemal na każdym kroku, mimo iż często w ogóle nie zdajemy sobie z tego sprawy. Zdecydowanie się zgodzę, że tempo życia staje się coraz szybsze. Widać to wyraźniej. Priorytetem stał się sukces, prestiż, a dążenie do nich pełne jest poświęceń nierzadko kosztem relacji międzyludzkich czy zwyczajnie refleksji. Stres będący pochodną wspinania się na coraz to wyższe szczeble, maluje się na twarzach ludzi, których mijam. Staram się właśnie ten pęd, to tempo życia zawrzeć w kadrze obcując z nimi na co dzień. Uwielbiam moment zawieszenia, który towarzyszy mi, gdy staje się obserwatorem scen odgrywających się na ulicy mojego miasta. To pozorne współistnienie w tej rzeczywistości daje mi możliwość szerszego spojrzenia, innego odczuwania, nabrania dystansu. Przeciwieństwem dążenia do realizacji celów, sukcesów i pośpiechu jest spokojne życie starszych ludzi. Ich określane przeze mnie niedopasowanie do otaczającej rzeczywistości, jest widoczne, namacalne. Lubię ten kontrast, te skrajności.
A.K.: Nie sądzisz, że w tym miejskim szale ludziom uciekają sprawy ważne, morale, etyka, uczucia? Wiele miejsca zajmuje… wyścig. Kto pierwszy do pieniądza, zaszczytów, zabawy. Liczy się ten, co ma jako taką pozycję. Reszta snuje się, żyje od pierwszego do pierwszego, a nawet z dnia na dzień. To ta smutna strona kapitalizmu. Skąd Ty, taka młoda, masz takie nieograniczone pokłady wrażliwości, wyobraźni i umiejętności dokonywania wnikliwej obserwacji świata? A może to moje widzenie, widzenie człowieka dojrzałego, jest niesprawiedliwe dla młodego pokolenia?
M.S.: Zdecydowanie panująca hierarchia społeczna sprzyja chęci bycia najlepszym kosztem codziennego zaspokajania potrzeby obcowania z tym, co piękne, dobre, wartościowe, a tak często ulotne. Morale, etyka i uczucia to nie wszystko. Myślę, że ucierpiały na tym także relacje międzyludzkie. Człowiek dla człowieka stał się potencjalnym konkurentem, a nawet zagrożeniem na drodze realizacji własnych celów. Jakże często dążenie do ich osiągnięcia utożsamiamy z drogą do szczęścia.
Dziękuję za komplement. Wrażliwość, jaką mam w sobie, jest dla mnie zarówno darem jak i przekleństwem. Moje emocjonalne postrzeganie i rozumienie świata pozwala mi na odkrywanie tego, co być może nie jest widoczne na pierwszy rzut oka. Z drugiej zaś strony jego zdecydowana przewaga nad racjonalnym podejściem do życia, znacząco utrudnia je. Muszę przyznać, że wnikliwie przyglądam się ludziom. W pewnym sensie uczę się ich. Mam na myśli nie tylko obserwowane zachowania, ale także gesty czy wyrazy twarzy. To pomaga w ocenie rzeczywistości i pośrednio wychwytywaniu detali, które tak bardzo lubię.
A.K.: Dzisiaj wielu fotografów amatorów deklaruje chęć obserwacji ulicy, jej tętna. Jak myślisz, nie należy obawiać się obniżenia poziomu artystycznego czy wręcz intelektualnego fotografii? Jak uchronić się przed spłyceniem wizji miasta i jego składowych?
M.S.: Jestem zdania, że fotografia uliczna rządzi się swoimi prawami. Nie liczy się tu nieskazitelność, idealnie dobrane parametry, lecz moment, wyczucie i szczęście. To właśnie ta spontaniczność i nieprzewidywalność tak bardzo pociąga mnie w streetcie. Poziom artystyczny rzeczywiście pozostawia często wiele do życzenia, ale zawarta w kadrze scena często jest rekompensatą, a towarzyszące emocje dopełniają reszty. Myślę, że zagrożeniem jest dosłowne postrzeganie rzeczywistości. Wydaje mi się, że można go uniknąć poprzez próby tworzenia takich kadrów, które dawałyby odbiorcom możliwość różnorodnych interpretacji.
A.K.: W trudnej fotograficznej pracy nie można bagatelizować przypadku. Twoje prace stanowią tego oczywisty dowód…
M.S. Oj, tak. Przypadku nie można bagatelizować. Szczególnie w streetcie. Tu w zasadzie w znacznej mierze rządzi przypadek. Ten całkowity brak poczucia kontroli nad dziejącą się rzeczywistości, stawia fotografa w roli obserwatora a nie inicjatora. To niesamowite, poddać się całkowicie temu, co nas otacza i próbować to zilustrować. Fotografia uliczna jest dla mnie swoistą lekcją cierpliwości, która nierzadko oznacza wielogodzinne poszukiwania lub kończy się nietrafionym kadrem. Nic nie daje mi takiej satysfakcji, jak znaleźć się w przypadkowym miejscu, wśród przypadkowych ludzi i dojrzeć to coś, co nadawać będzie charakter fotografii i tym samym tworzyć ją.
A.K.: W takim razie – w jakiej mierze twoimi poszukiwaniami zatem rządzi ów przypadek, a w jakim stopniu twoje działanie twórcze jest zaplanowane? Myślę choćby o wyborze miejsc, w których spodziewasz się napotkać ciekawych w Twoim odczuciu ludzi. Jak rodzi się w głowie plan i w jakim stopniu udaje ci się go realizować z aparatem w ręku?
M.S.: Hmm… na dobrą sprawę samymi poszukiwaniami rzadko rządzi przypadek. Na to, kiedy i gdzie będą miały miejsce, ma wpływ wiele czynników jak choćby nastrój, pora dnia (od niej zależy obecność ludzi na ulicach miasta oraz światło) czy też tak prozaiczna kwestia jak ilość wolnego czasu. Kiedy już nastąpi ten moment, nie konstruuję scenariuszy. W fotografii ulicznej to nie tylko niemożliwe, ale wręcz utrudniające. Często bezwiednie snuję się po ulicach Wrocławia, czasem coś zatrzyma mnie na dłużej. Chcąc fotografować zgiełk miasta, udaję się w miejsca, gdzie ludzi jest najwięcej. Daje to większą szansę ujęcia w kadrze czegoś ciekawego czy spotkania intrygujących osobowości. Jestem pewna, że w tym wypadku brak planu jest najlepszym planem.
A.K.: Czy fotografia uliczna jest sztuką?
M.S Zdecydowanie tak, choć to raczej sztuka postrzegania, widzenia, uchwycenia, przekazania, obrazowania. W sumie nie umiem znaleźć argumentu przemawiającym za tym, że fotografia uliczna nie jest sztuką.
A.K.: Na pewno masz swoje autorytety wśród współczesnych fotografów. Jacy autorzy wywarli (wywierają) wpływ na twoje postrzeganie rzeczywistości?
M.S.: Staram się nie mieć autorytetów. Staram się, choć to niemożliwe. Może to dziwne, ale posiadanie ich utrudnia mój obiektywizm. Próbuję się skupiać na zdjęciach, nie myśląc o tym, kto jest ich autorem. To daje większą swobodę w ocenie. Sporo czasu poświęcam na oglądanie prac innych. To zdjęcia począwszy od amatorów, po legendy takie jak Henri Cartier-Bresson czy Edward Weston. Ostatnio na nowo zakochuję się w fotografiach Augusta Sandera. Gdy je oglądam, za każdym razem towarzyszy mi myśl, że współczesna fotografia to profanacja sztuki.
A.K.: Mocne słowa. Aż tak jest źle? Dlaczego tak uważasz? Bo dzisiaj „fotografować każdy może”? Bo matryce są dziś zasmarowane lukrem?
M.S.: Z pewnością. Myślę też, że ogromny wpływ na taki stan rzeczy ma komercja. Chęć oglądania „sterylnych” obrazków, chcąc nie chcąc, tworzy wizerunek odbiorcy, jako osoby mniej wymagającej, mniej skłonnej do refleksji i mniej chętnej do oglądania życia takim, jakim jest naprawdę. Spłycony obraz świata tworzony na potrzeby widzów sprawia, że na dalszy plan odsuwane są trudne tematy, które sukcesywnie tracą na znaczeniu. Tym samym też zmienia się charakter fotografii. Staje się ona bardziej dosłowna i dobitna. Wszechobecność komunikatów w postaci idyllicznych ilustracji nie wpisuje się już, według mnie, w utarte przez lata ramy szeroko pojmowanej sztuki.
A.K.: Czy fotografujesz sama? Czy wolisz, zapędzając się nie zawsze w bezpieczne okolice, aby ktoś ci towarzyszył? Bywa różnie…
M.S.: Zdecydowanie by oddać się w pełni fotografii, zanurzyć się w tym zgiełku codzienności, odczuwać to dobitniej na własnej skórze, muszę być tylko ja i aparat. Czuję, że wtedy więcej chłonę, a otaczająca rzeczywistość przenika mnie na wskroś. Bycie obserwatorem z kimś już nie jest to dla mnie takie intymne czy wręcz mistyczne. Uwielbiam stan kompletnego wyłączenia, który towarzyszy mi, gdy robię zdjęcia. Nazywam to zawieszeniem w próżni, oddechem. Myślę, że w obecności innej lub innych osób, to odczuwanie byłoby mniej wyraźne, jakby zaburzone. Fotografując stare, zaniedbane podwórka ciężko czuć się całkowicie swobodnie, ale odrobina adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
A.K.: Nie zapytałam cię jeszcze, w jakich okolicznościach zainteresowałaś się fotografią? Czy uda mi się wyciągnąć z ciebie jakąś niesamowita opowieść?
M.S.: Muszę Cię zmartwić, ale moje zainteresowanie fotografią nie wiąże się niestety z niesamowitą historią, czy splotem niesłychanych wydarzeń. Początkiem, myślę standardowo, był kompakt. Urzekło mnie to uczucie wyłączenia, o którym mówiłam wcześniej. Fotografia szybko stała się dla mnie relaksem, spełnieniem, sposobem na ujście kłębiących się myśli i emocji – wyrażaniem ich. To moje narzędzie, takie wyjście ewakuacyjne z codzienności. Potem tempo było dość szybkie. Lepszy sprzęt, mnóstwo książek, poradników. Jestem samoukiem i przyznam, zatraciłam się w tym temacie. Momentem przełomowym było sfotografowanie dzieciaków na tak zwanym „trójkącie bermudzkim” we Wrocławiu. Od tamtej pory człowiek na zdjęciu to dla mnie podstawa.
A.K.: Dlaczego fotografa przyciągają miejsca zapomniane przez Boga? Co jest pociągającego w ruinie, graciarni, chaosie, a wręcz fetorze tych zakamarków? Tam są prawdziwe ludzkie historie, tylko tam? Jaką historię opowiada twoje… krzesło, susząca się bielizna etc.?
M.S Uwielbiam kontrasty. Opuszczone podwórza, brud, mroczne zakamarki stanowią dobrą kontrę dla propagowanego w mediach obrazu świata. Świata szczęśliwego, wolnego od problemów, wręcz sterylnego. Ten skrzywiony, powstały na potrzeby psychicznego komfortu ludzi, obraz jest jedynie utopijną abstrakcją. Świat jest inny, a ja staram się to pokazywać najlepiej jak potrafię. Myślę, że te mniej reprezentatywne miejsca mają swój urok, jest w nich prawdziwa historia. Zniszczone fotele i krzesła porozrzucane na starych podwórzach są dla mnie symbolem samotności, degradacji, niedopasowania do panujących trendów, nieprzydatności. Mam do nich ogromną słabość i sentyment. To właśnie one obrazują te historie, których poszukuję. Uwielbiam też detale, stąd wśród moich zdjęć można znaleźć i takie, które obrazują zniszczone fragmenty ścian, formy geometryczne czy ciekawe faktury. Bielizna, której podajesz przykład, to detal pokazujący, że także w tych pozornie opuszczonych przez ludzi podwórzach, istnieje jakieś życie. Życie za brudnymi firankami, często trudne do uchwycenia.
AK: Pozwól, że pod jedynym wielobarwnym zdjęciem, jakie jakim zdecydowałaś się zilustrować tę rozmowę, spytam cię: dlaczego zdecydowana większość znanych mi twoich zdjęć jest czarno-biała? To ukłon w stronę starych mistrzów „streetówki”?
M.S.: To raczej próba podkreślenia mojego widzenia świata. Czerń i biel jest taka niedosłowna, niedopowiedziana, co w rezultacie może dawać szersze spektrum interpretacji. Nie postrzegam świata przez pryzmat barw, co wiąże się także z moim zamiłowaniem do czerni. Kolor w fotografii odciąga często uwagę od istoty toczącej się w kadrze sceny, z drugiej zaś strony, dobrze sprawdza się w eksponowaniu detali i tym samym często gości na moich zdjęciach przedstawiających choćby faktury. A w starych zdjęciach znanych fotografów czerń i biel urzeka, dodaje tajemniczości i klimatu, stanowiąc swego rodzaju oprawę. Chciałabym mieć choć namiastkę tego w swych fotografiach.
A.K.: Wrocław się rozbudowuje, pięknieje w oczach, pyszni nowym – a ty utkwiłaś przede wszystkim w podwórkach. Szukasz dzieciństwa?:) Znam Twoje kapitalne zdjęcia PRAWDZIWYCH dzieciaków. Bez ładnych, czystych ubranek, ułożonych włosków, póz wyjętych z żurnala…
M.S.: Czy dzieciństwa? Raczej spontaniczności. Nie przepadam za wystylizowanymi, „idealnymi” zdjęciami, a fotografowanie dzieci było czymś całkowicie odmiennym – nieprzewidywalnym, nieskrępowanym, prawdziwym i naturalnym. Właśnie to mnie urzekło. Utkwiłam, to prawda. Ale szczerą radość sprawia mi tkwienie w tej prawdziwej, choć pomijanej, szarej rzeczywistości. Dzieciaki ze zdjęć są kontrą dla obrazków z ekranów telewizorów, w których króluje szczęśliwa rodzina aktywnie spędzająca razem czas. A przecież rzeczywistość jest inna, czarno-biała. Bohaterowie moich kadrów nie pasują do kolorowych ujęć z reklam. Godzinami siedzą na podwórkach, ganiając się między kontenerami na śmieci czy wspinając na drzewa. Mają tylko siebie, bo rodzice często kompletnie się nimi nie interesują. Agresja, jaka od nich biła, czy przekleństwa, których używają, nie wzięły się znikąd, a dobre wzorce, które powinny być im przekazywane, chyba umarły śmiercią naturalną. Na kogo wyrosną? Jak ich życie potoczy się dalej? Często zastanawiam się nad tym.
Mam świadomość, że w mieście nie wszystko da się zatuszować. Nie do końca pomagają tu kolorowe billboardy, z których uśmiechają się nieskazitelne twarze. Fascynuje mnie to, co jest poza.…
A.K.: … a zaraz potem odnajduje się w twoich pracach twarze ludzi starych, w pewnym stopniu „niewidzialnych”. Dzisiaj ludzie chyba bardziej boja się starości niż kiedykolwiek wcześniej. Mówi o tym choćby niewiarygodny rozwój chirurgii plastycznej czy kosmetologii… Zmarszczki nie są „trendy”? Co na to fotograf zmarszczek?
M.S.: I znów kontrast. Wszechobecne propagowanie piękna, smukłej sylwetki czy młodości jako takiej zakorzenia się coraz silniej w umyśle społeczeństwa, pośrednio negując to, co nie mieści się w wykreowanych ramach reklamy czy szerzej pojętego świata mediów. Chyba stąd, upraszczając strach przez starością. Ulica pokazuje, dość dobitnie, że nie ma tu miejsca dla starych ludzi. A ja ich poszukuję, wychwytuję z tłumu. Historie wymalowane na ich twarzach są dla mnie interesujące i w pewnym sensie inspirują. Staram się pokazać jak osoby starsze żyją w komercyjnym świecie przesyconym doszczętnie kolorem, chwytliwymi hasłami, czy wesołą melodią rozbrzmiewającą z radioodbiorników.
AK: Życząc ci – i jestem pewna, że się to spełni – by jazgot i kolorowy blichtr nie zagłuszył nigdy twojego fotografowania – dziękuję ci za rozmowę oraz udostępnienie nam fascynujących zdjęć.
M.S.: Dziękuję serdecznie
rozmawiała Anna Kolasińska
———————
Wszystkie zdjęcia stanowią własność Autorki i umieszczane są na stronie Netkultury.pl na zasadzie licencji niewyłącznej. ©MałgorzataSenator2011. Wszelkie prawa zastrzeżone.
21:08
„dziwny jest ten świat”
tyle rzeczy nie dostrzegamy na co dzień
fajne fotki!
19:42
Powiem tak. Z chęcią bym kupił album pani Senator. Zdjęcia to ja wolę jednak na papierze, ale i tu jest niesamowicie.
Każda fota to materiał na dobry kwadrans dumania, albo dłużej. Nie chcę, żeby to protekcjinalnie zabrzmiało, ale pewnie zabrzmi – trudno, napiszę. Jestem zbudowany związkiem pomiędzy młodością fotografki a poziomem jej refleksji nie tylko o sztuce fotografowania. Czytając to, jestem pewien, że o wodzie sodowej nie będzie mowy i siłą rzeczy mądre(!) zdjęcia MSenator wciąż nowe będą powstawały.
Redakcję prosze o informowanie, gdyby wyszedłjakiś album autorki.
18:15
Takie zdjęcia lubię, gratuluję Autorce świetnych ujęć!
19:34
Kolejna perełka w Netkulturze, brawo!
09:21
od dawna jestem wielbicielką Autorki i jej zdjęć…gratuluję i pozdrawiam..:)
21:46
Te fotki i we mnie struny zapomniane poruszyły.
23:58
Dobra, stara szkoła. Gratulacje dla obu pań, z przyjemnością poczytałem i pooglądałem
20:37
napiszę krótko..kapitalne..