Sławomir Olzacki: O rumuńskich Polakach opowieść druga – Prislop, czyli wycieczka przeszłość
Jedziemy od granicy węgierskiej przez Maramuresz (Maramureș) ku rumuńskiej Bukowinie. Za Borsą droga zaczyna ostro wić się serpentynami pod górę. Telefon raz po łapie zasięg ukraińskich operatorów. W linii prostej do granicy jest ledwie kilka kilometrów. Tu zawsze było blisko do jakiejś granicy. Przed rozbiorami w rejonie szczytu Hnitessa (1759 m.) schodziły się granice Rzeczypospolitej, Węgier i Mołdawii; w okresie międzywojennym na szczycie Stog (1643 m.) zbiegały się granice Polski, Czechosłowacji i Rumunii. Widok zapiera momentami dech w piersiach.
Na mapie Góry Marmaroskie mają kształt elipsy, której oś biegnie z południowego wschodu na północny zachód. Długość głównego grzbietu, stanowiącego granicę rumuńsko-ukraińską, wynosi 93 km., przy czym pod względem wysokości i długości dominują ramiona górskie odgałęziające się od niego na południe i zachód. Tam też znajdują się najwyższe szczyty: Fărcăul (1961 m.), Mihailecul (1920 m.), Toroiaga (1939 m.), czy Bardău (1854 m.). Najwyższym szczytem grzbietu głównego jest Pop Ivan (1940 m.). W obrębie Rumunii granicę pasma stanowi na wschodzie potok Cibo i Złota Bystrzyca, a na zachodzie i południu dolina Vişeu po przełęcz Prislop.
Prislop – brama Bukowiny
Przełęcz Prislop odgradza Maramuresz od Bukowiny, jest także granicą pomiędzy Transylwanią a Mołdawią. Pasul Prislop, położona na wysokości 1416 m n.p.m to dobra baza do pieszych wędrówek, gdyż przełęcz rozdziela Góry Maramorskie od Rodniańskich. To znakomity punkt widokowy na oba te pasma, a także na położone na wschodzie Obczyny Bukowińskie.
Niewiele tu oznakowanych szlaków, ale w tych górach żyją i pracują ludzie. Wiosną przypędzają tu stada owiec, krów i koni. Mieszkają w szałasach, wypasają zwierzęta, robią sery. Do bacówek prowadzą wyraźne ścieżki, jest kogo zapytać o drogę. Przed wojną, gdy północno-wschodnia część tych gór należała do Polski, piękną kartę zapisała tu turystyka polska. Szlaki przecierali Mieczysław Orłowicz i Hugon Zapałowicz. Na górskie wyrypy przyjeżdżało tu wielu zapaleńców ze Lwowa.
Wojenny cmentarzyk pod klasztorem
Na przełęczy duży betonowy kościół, trwa budowa. Za kościołem widać klasztor. Naprzeciwko, na górskim zboczu, za bramą z flagą Rumunii i Unii Europejskiej niewielki cmentarz. Jednakowe drewniane krzyże każą domyślać się, że to cmentarz wojenny. Ojciec Gawrił potwierdza: – tak, to cmentarz żołnierzy z pierwszej wojny. Na krzyżach nie ma tabliczek z nazwiskami. – Kto tu leży? – Austriacy, Niemcy, Rumuni… – Czy mogą być Polacy? Ojciec Gawrił kręci głową przecząco, ale czy na pewno rację? Wszak niedaleko stąd do Kirlibaby, gdzie przy kościele świętego Ludwika spoczywają polscy legioniści. Niedługo upłynie sto lat od tamtych czasów. Gdy pamięć ludzka zawodzi, trzeba sięgnąć do źródeł pisanych.
Wspomnienia porucznika Merwina
Bertold Merwin, doktor filozofii, w czasie I wojny światowej był oficerem II Brygady Legionów Polskich. Swoje przeżycia i spostrzeżenia opisał w książkach „Legiony w Karpatach” (1915), „Legiony w boju” (1916), „Z życia w Legionach” (1918). W tej drugiej barwnym językiem opisuje ciężkie walki, jakie na Prislopie w dniach 18 – 22 stycznia 1915 stoczyli z żołnierzami rosyjskimi polscy legioniści, wtedy w służbie Monarchii Austro-Węgierskiej. Rosjanie wtargnęli na należącą do Austro-Węgier Bukowinę już jesienią 1914 roku, po zajęciu wschodniej Galicji. Na początku 1915 roku w sztabie austriackim zadecydowano o podjęciu ofensywy w celu odzyskania tych terenów. Zadanie to powierzono właśnie polskim Legionom.
Do Borsy legioniści zostali dowiezieni koleją, 18 stycznia 1915 roku. Była mroźna zima, mróz sięgał trzydziestu stopni. Wprost ze stacji kolejowej legioniści ruszyli na Prislop. Merwin opisuje to następująco (pisownia oryginalna).
„Legiony idą przez Prislop, 1.413 metrów wzwyż. Bajeczną serpentyną, wijącą się po stokach tej góry coraz śmielszemi skręty aż do samego szczytu, do samej przełęczy. Im wyżej w górę, tem śnieg większy, gęstszy, natrętniejszy. Wreszcie: zadymka straszna, chaos białych płatów, kłębiących się wśród gęstej mgły – świata bożego nie widzisz! Wali ci w twarz zmokłą wciąż śnieg, otula cię warstwa stwardniałego, zlodowaciałego śniegu i tak sunie oddział za oddziałem przez Prislop na front (…) forsować gościniec ku Kirlibabie.
Bo o ten gościniec tu chodzi. To klucz sytuacyi. To jedyna droga, wiodąca na Węgry, główna arterya ruchu z głębi Bukowiny, z Kimpolungu, z Seledynu, z Dorna Watry. (…) Więc poczęły się pięciodniowe, straszne, zawzięte, mordercze boje o ten klucz sytuacyjny, o gościniec z Prislopu do Kirlibaby i o tę miejscowość samą, boje, stoczone między 18 a 22 stycznia 1915 roku (…). A było tych pięć dni zmagań się batalionów Legionów okropną szkołą wytrzymałości żołnierskiej, szkołą, jakiej nasi żołnierze nigdy jeszcze w ciągu swej służby wojennej nie przechodzili. Dniem i nocą leżą ludzie bez przerwy i zluzowania, na pozycyach, wśród śnieżnych pól, w lasach, na głazach górskich, w tyralierce, wśród zawieruchy, bezustannie elementarną mocą szalejącej. Ognisk palić nie wolno… Wróg zbyt bliski… Ciepłej strawy ugotować niepodobna… Ogrzać się nie ma gdzie… (…)
Zwłaszcza ciężki był początek. Na skałach przed Papfalvą nieprzyjaciel bardzo silnie się umocował, toteż heroiczny był wprost wysiłek półtorej kompanii naszych pod wodzą kapitana Strzeleckiego, które 19-go ruszyły, celem oskrzydlenia tej skalistej pozycyi wroga. Począł się w tym gęstym lesie, wśród zwalonych kłód, w niemal dwumetrowym śniegu, wśród zapadlin i wykrętów, bój na pięści niemal. Walczono na odległość kilkunastu kroków, wreszcie wprost – pierś o pierś. (…)”.
Dzisiaj o tamtych czasach świadczy jedynie skromny cmentarz i ślady okopów za schroniskiem na przełęczy. Po przełamaniu oporu rosyjskiego, żołnierze ruszyli w dół, na Bukowinę, zdobywać Kirlibabę.
Historia kapitana Strzeleckiego
Kirlibaba, rum. Cârlibaba, leżąca przy ujściu potoczku Kirlibaba do Bystrzycy liczy dziś sobie prawie 3000 mieszkańców. Przed II wojną światową mieszkała tu duża wspólnota niemiecka. Dziś pozostało z niej około 50 rodzin.
Oprócz nich mieszka tu około 700 Hucułów, resztę stanowią Rumuni. W Kirlibabie są dwie cerkwie i jeden kościół p.w. świętego Ludwika. Koło kościoła znajduje się mogiła dwunastu legionistów polskich z 1915 roku.
Ksiądz katolicki dojeżdża w niedzielę z Watry Dorna. Z urodzenia jest Węgrem z Siedmiogrodu, czy – jak kto woli – z Transylwanii. Mówi siedmioma językami, przez kilkanaście lat pracował na parafii w USA. O stojącym pod cmentarnym płotem grobie i pomniku legionistów nic bliższego nie jest w stanie powiedzieć.
Kirlibabski pomnik powstał w 1932 roku, w 2007 został odnowiony. Pojawiła się nowa tabliczka po polsku i rumuńsku. „Pamięci żołnierzy II Brygady Legionów Polskich, poległych w dniach 19 – 23 stycznia w bitwie z oddziałami armii rosyjskiej, spoczywających w tej mogile: kapitan Stanisław Strzelecki, szeregowi: Józef Dzierża, Wilhelm Goll, Jan Grochowski, Józef Krzaśnik, Wojciech Matula, Jan Milewski, Konstanty Parszywka, Józef Pluta, Jan Skulak, Józef Tomasik, Michał Zaraza. Odnowiona z funduszy Senatu Rzeczypospolitej Polskiej staraniem Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i Towarzystwa Karpackiego. A.D. 2007”. – głosi napis.
Kim byli polegli?
„Wielkie nazwiska i wielkie imiona
Utrwali pamięć w księgach i marmurze,
Lecz twoje imię w zapomnieniu skona,
Szary piechurze. (…)”.
(z wiersza, poświęconego piechocie 2. Pułku Piechoty Legionów Polskich, napisanego w 1915).
Na szczęście słowa wiersza anonimowego autora nie do końca są prawdziwe. Sporo wiadomo na przykład o kapitanie Stanisławie Strzeleckim. Jego prawnuk kilka lat temu był przy grobie, a przy okazji opisał postać pradziadka. Dzięki niemu wiemy, że Stanisław Strzelecki herbu Jastrzębiec urodził się 7 listopada 1885 r. w Sielcu w Piotrkowskiem, jako najstarsze dziecko Jadwigi i Feliksa Strzeleckich. Jego dziadek, Nepomucen Strzelecki, pełnił funkcję strażnika Lasów Rządowych. Ojciec Stanisława – Feliks – był zawiadowcą stacji Skierniewice.
W 1903 r. Stanisław Strzelecki skończył kolejową Szkołę Techniczną Warszawsko-Wiedeńskiej Kolei Żelaznej. Zaczął pracować i pomagać swojej owdowiałej matce w utrzymaniu licznego rodzeństwa W latach 1904-1905 Stanisław odbywał praktyki w Wydziale Gospodarczym Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej. Tam włączył się w konspiracyjną działalność niepodległościową.
Rozpoczął pracę w tajnej drukarni Polskiego Związku Ludowego, gdzie powstawał nielegalny organ tego Związku „Głos Gromadzki” oraz rozmaite odezwy. Został wysłany do Krakowa, gdzie opanował sztukę zecerki, czyli składania i łamania tekstów przygotowywanych do druku. Po powrocie do Warszawy uruchomił nową tajną przy ulicy Hożej.
Został członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej (tej samej, w której działał Józef Piłsudski. W roku 1906 policja wpadła na zebranie organizacji partyjnej PPS przy ul. Podwale. Aresztowanych zostało kilkanaście osób, wśród nich Strzelecki, który został zesłany do Wołogdy w Guberni Archangielskiej. Po roku udało mu się zbiec do Galicji. Zdał maturę i osiedlił się we Lwowie, gdzie rozpoczął studia na Wydziale Budowy Maszyn Politechniki Lwowskiej.
W sierpniu 1914 r. Stanisław Strzelecki wstępuje do Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego. Trafia do późniejszej II Brygady, w której dosłuży się stopnia kapitana czwartej kompanii 2. pułku piechoty. Wraz z II Brygadą wychodzi w Karpaty.
17 stycznia 1915 r. Strzelecki jest wśród legionistów, którzy pokonują przełęcz Prislop i schodzą w dolinę Złotej Bystrzycy. Kontakt bojowy z przeciwnikiem zostaje nawiązany 18 stycznia o godzinie 14. Dalszy marsz legionistów drogą na Kirlibabę zostaje powstrzymany, przez karabiny maszynowe, które Rosjanie ulokowali na skałach po obu stronach traktu. Wbrew swojemu austriackiemu zwierzchnikowi, który sugeruje atak frontalny, mjr Januszaitis (Późniejszy przywódca wojskowy nieudanego zamachu stanu – noc z 4 na 5 stycznia 1919 – przeciw rządowi J. Moraczewskiego – red.) decyduje się przeprowadzić ofensywę na prawym skrzydle, przez wzgórze 1276.
Rankiem 19 stycznia pluton podporucznika Kazimierza Kuty wyrusza w kierunku wzgórza 1276. Dzięki białym narzutom na mundurach, żołnierze plutonu Kuty osiągają wierzchołek tego wzgórza niedostrzeżeni przez nieprzyjaciela. Za nimi wspinają się, pod dowództwem Stanisława Strzeleckiego, legioniści z 2. i 4. kompani 2. pułku piechoty. Brną przez ośnieżone górskie zbocze, usiane tu i ówdzie głazami i powalonymi drzewami. Wkrótce obie kompanie dochodzą na szczyt. Około południa ruszają do ataku.
Naoczny świadek, cytowany już Bertold Merwin, opisał to tak:
„Strzelecki prowadzi całą linię. Przekształca ją, szykuje, ustawia – i wśród tej pracy trafiony kulą w głowę pada na miejscu…
Krwawo mszczą nasi legioniści śmierć komendanta! Walka wrze na bagnety, na pięści!
Działy się tu wprost rzeczy nadzwyczajne! Kapral Wójcik z sześcioma ludźmi zajmuje Kirlibabę od frontu! Idzie wprost gościńcem (…). Już 22-go, z brzaskiem dnia, walne zwycięstwo było tak oczywiste, iż patrol 2. kompanii 2. pułku mógł się wysunąć o 10 km za Kirlibabę, nie spotykając ani śladu Moskala… (…)”.
Kapitan Stanisław Strzelecki wraz z towarzyszami broni został pochowany 23 stycznia 1915 r. w Kirlibabie, w sąsiedztwie rzymskokatolickiego kościoła. Jak ponuro prezentowała się ta świątynia 23 stycznia 1915 r. ukazuje nam relacja doktora Merwina:
„W pobliżu (mogiły legionistów) wznosi się na pagórku murowany kościół. Boże, jak on dziś wygląda! Patrzy w słońce pustemi, martwemi oczodołami pozbawionych szyb okien; dokoła fryzów dziury, wywalone granatami, cały front poorany kulami karabinowemi. Przed kościołem drewniany krzyż, którego nasadę wprost spiłował karabin maszynowy… Obok tego kościoła ustawili Rosjanie swą artyleryę i tu rozegrała się jedna z najzawziętrzych walk o Kirlibabę.”
Stanisław Strzelecki został pośmiertnie odznaczony Orderem Wojennym Virtuti Militari V klasy – Krzyż Srebrny nr 6996.
Dwaj rodzeni bracia Stanisława Strzeleckiego również zginęli walcząc z Rosjanami w Legionach Piłsudskiego. Kapral Kazimierz Strzelecki, żołnierz Pierwszej Kompanii Kadrowej, zginął w czasie bitwy pod Łowczówkiem 22 grudnia 1914 r. Natomiast najmłodszy z tej trójki, szeregowy Jerzy Strzelecki, poległ 22 maja 1915 r. pod Kozinkiem, podczas bitwy pod Konarami. Ich matka w ciągu zaledwie pół roku straciła na wojnie trzech synów.
Tragizm sytuacji pogłębiał fakt, że w czasie walk o Kirlibabę oddziałami rosyjskimi dowodził po drugiej stronie frontu Polak, pułkownik carskiej armii Lucjan Żeligowski, przyjaciel Józefa Piłsudskiego, późniejszy generał Wojska Polskiego, dowódca wyprawy na Wilno w roku 1920.
Dawne dzieje, z których w pamięci współczesnych nic się nie zachowało. Wiek XX obfitował i później w dramatyczne wydarzenia, zmiany granic, migracje ludności. Tylko jak dawniej na połoninach pasterze pasą stada owiec i palą ogniska. Zatrzymuję się przy nich, rozmawiam. Częstują serem i palinką. Jeden z nich śpiewa skoczną maramureską piosenkę. Prosi o jakąś polską melodię. Słucha z rosnącym zaciekawieniem, a kiedy dochodzę do refrenu „idą, a w słońcu kołysze się stal, dziewczęta zerkają zza płota…”, zaczyna nucić ze mną. Bo to podobno pieśń rumuńska. Kto ją od kogo pożyczył, jak się uchowała wśród tych gór – nie sposób rozstrzygnąć.
Tekst i zdjęcia: Sławomir Olzacki*
1. Zdjęcia żołnierzy legionów pochodzą z książki Bertloda Merwina, „Legiony w Karpatach”, Wiedeń , Wollzeile 11, Skład Główny Księgarni H. Goldschmied.
2. Rysunki Franciszka Zajchowskiego pochodzą z albumu „Legiony w Karpatach w czterdziestu obrazach”, wydanego we Lwowie.
3. Informacje o kapitanie Stanisławie Strzeleckim pochodzą z artykułu Pawła Ziemnickiego, „Kapitan Strzelecki – bohater spod Kirlibaby”, w „Oleandry. Biuletyn Związku Piłsudczyków Oddział Świętokrzyski”, Kielce, XI.2009, nr 33.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
* – Pierwszą opowieść Sławomira Olzackiego o rumuńskich Polakach publikujemy w numerze 7 Netkultury;
W numerze 3 natomiast, autor zastanawia się nad tym, „Dlaczego Polacy nie lubią Rumunów?”
Obie publikacje gorąco polecamy!
09:47
Czy Pan się czasem nie minął z powołaniem, Szanowny Autorze?
Toż to znakomita lekcja historii i geografii w jednym.
Z takich zajęć, okraszonych bajecznymi zdjęciami i rysunkami Franciszka Zajchowskiego z albumu „Legiony w Karpatach w czterdziestu obrazach”, uczniowie z pewnością nie uciekaliby na wagary 🙂
18:25
W pełni się zgadzam. Powiem więcej – Sławek powinien zebrać to w jakąś książkę i wydać.
20:00
bardzo interesująca lektura .
19:39
Bardzo dobre, Slawek!
19:41
Bardzo ciekawe, Slawek!!!