Jarosław Kolasiński: Paniczna samotność na mrozie.
- Mons Kallentoft
- „Ofiara w środku zimy”
- tyt. oryg.: „Midvinterblod”
- tłum.: Bratumiła Pawłowska-Pettersson
- Rebis, Poznań 2010
Wieje mrozem z tej książki. Tytułowa zima, nie jest tłem narracji, lecz jednym z pierwszoplanowych bohaterów. Debiutujący na polskim rynku autor opisuje ją tak sugestywnie i plastycznie, że palce przewracające kolejne kartki zdają się kostnieć zimna. Postaci powieści zaś są do tego stopnia przez zimę paraliżowane, że staje się jasne, dlaczego to akurat Szwed stworzył skalę służącą (również) do pomiarów mrozu. Jak by się jednak nie poddawać terrorowi pogody, to i zimą żyć trzeba. I pracować. Ta pełna determinacji konstatacja zdaje się leżeć u podstaw corannych decyzji bohaterów powieści o wychodzeniu z domów. Podobnie jak u innych tuzów szwedzkiej powieści kryminalnej, tu również wątek „zbrodniczo-policyjny” jest wprawdzie dominujący, ale nie jedyny.
Dzieje się to z wielką korzyścią dla powieści, bez żadnej straty dla samej zagadki, która prawie do końca jest dla czytelnika nierozwiązywalna – jak na solidny kryminał przystało – zamykając książkę oczywiście dziwi się on nieco, że nie wpadł na trop wcześniej. Sęk w tym, że „po prostu” nie było to możliwe. Refleksji co różni Monsa Kallentofta od S. Larssona i H. Mankella, w czym zaś jest do nich podobny – nie sposób uniknąć. Życiorys twórczy zmarłego kilka lat temu Larssona obrósł swoistą legendą, nie brak w nim kontrowersyjnych momentów, z kolei w przypadku Mankella wciąż wiele się medialnie i dramatycznie dzieje obecnie (zaatakowany przez Izrael konwój), a i w przyszłości zapewne podobnych epizodów nie zabraknie. O Kallentofcie natomiast (przynajmniej tu i teraz) świadczyć może „tylko” jego twórczość literacka.
O ile wnioski wysnute na podstawie lektury jednej zaledwie powieści są uprawnione, to należy podkreślić że obrona ta stoi na wysokim poziomie. Zarówno istota jak i konstrukcja zagadki kryminalnej w pełni dorównują tworzonym przez sławniejszych (jak dotąd?) rodaków autora. Podobnie rzecz się ma, gdy spojrzeć na wątki „pozakryminalne” – Kallentoft w przejmujący sposób – podobnie jak Mankell i Larsson – portretuje skandynawską samotność w tłumie. Idzie nawet dalej, określając ją wręcz – paniczną. Kiedy zaś zastanawia się, jak i dlaczego owa samotność popycha sprawcę do przerażających działań, uzasadnione zdawać się mogą opinie, iż „narodził się nowy król szwedzkiej powieści kryminalnej”. O ile u Larssona (szczególnie) w opowiadanym portrecie współczesnych Szwedów dominować (jako determinanty) zdają się akcenty społeczne, polityczne, to u Kallentofta, choć też obecne, odgrywają mniejszą rolę. Autora (jeszcze chyba bardziej niż Mankella) bardziej intrygują nie społeczno-polityczne zakamarki dusz bohaterów a prywatne, szczególnie te najgłębiej skryte, najmroczniejsze. A jak mroczne – najlepiej ocenić poprzez lekturę „Ofiary…”. Emocji i refleksji nie zabraknie. Tym bardziej, że główna postać – kobieta-komisarz policji – nie jest (cóż za ulga!) „podana na tacy” taniej poprawności. Nie jest też Wallanderem w spódnicy (i bardzo dobrze!) ale w podobnym stopniu przekonuje swą prawdziwością.
Jarosław Kolasiński