Jacek Gulanowski: Nadchodzi ogień

18 maja 2011 10:011 komentarz

Nadchodzi ogień
Predictions of Fire/Prerokbe Ognja
reżyseria: Michael Benson
USA 1996, 90 min.

 

Nie pamiętam już dokładnie kiedy, ale w pewnym momencie swojego „starszego” dzieciństwa zdałem sobie sprawę z tego, iż jestem otoczony przez ludzi, którzy urodzili się w nieistniejących państwach. Moja rodzina, koledzy ze szkoły, sąsiedzi, przypadkowe osoby, które widziałem na ulicy – wszyscy poza małymi dziećmi (a jak wiadomo dzieci potrafią skutecznie ignorować dużo młodszych od siebie) urodzili się w państwach, których już nie było. Było to zwłaszcza widoczne, gdy kilka pokoleń mojej rodziny zgromadziło się przy wspólnym stole z okazji któregoś ze świąt. Austro-Węgry, II Rzesza Niemiecka,  II Rzeczpospolita Polska, Polska Rzeczpospolita Ludowa. Gdyby poszukać po dalszych członkach rodziny pewnie znalazłoby się Królestwo Polskie, Imperium Rosyjskie, Republika Weimarska, III Rzesza Niemiecka, Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, Generalna Gubernia i nie wiadomo co jeszcze… Gdzie teraz, w latach 90. XX wieku, były te wszystkie państwa? Pozostały dziwaczne dla mnie akty urodzenia, pożółkłe dokumenty z pieczątkami wielce szacownych i potężnych instytucji, zmiecione przez kolejne wojny i traktaty pokojowe. Gdy zdało się sobie sprawę, iż niektórzy byli po kolei obywatelami kolejno pięciu państw – właściwie niewiele się przy tym przeprowadzając – można było zrozumieć ich sceptycyzm wobec kolejnych instytucji. Za oknem powiewały kolejne flagi, zmieniały się ustroje, w urzędach przybijano coraz to nowe pieczątki, w kolejnych językach, z różnymi godłami.

Ta refleksja nad państwami, które przeminęły, wróciła do mnie niedawno, gdy w rozmowie – po mojej odpowiedzi na pytanie o wiek – padło zdanie: „w takim razie urodziłeś się w PRL-u”. W jakiś podświadomy sposób było dla mnie dotychczas oczywiste, że jeśli rozmawiam z kimś, kto nie podpada pod kategorię „dziecko”, w swoim ojczystym języku, to gdzie indziej mógłby się urodzić jak nie w PRL-u… Czas zweryfikował to przekonanie. Nie wiem, jak urodzenie się w istniejącym jeszcze państwie wpływa na postrzeganie relacji między jednostką a społeczeństwem czy instytucjami, o ile w ogóle jakoś wpływa. Ale podejrzewam, że na tym obszarze Europy życiem w państwie, w którym człowiek się urodził, to luksus na który mogą sobie pozwolić maksymalnie dwa pokolenia pod rząd. Nieistniejące państwo przychodzą mi też zawsze do głowy, gdy myślę o dwóch najbardziej rozpoznawalnych zespołach grających muzykę industrialną: Laibach i Rammstein. I o ile Rammstein to raczej rock z industrialnymi naleciałościami, a sam zespół nie załapał się już na bycie eksportowym produktem NRD, to Laibach powstał jeszcze w Jugosławii, silnie czerpał z jej państwowej ideologii, a okres jego prawdopodobnie największej sławy przypadł na rozpad tego komunistycznego państwa.

To właśnie w rozpadająca się Jugosławia jest tłem, na którym starano się ukazać fenomen Laibacha w dwujęzycznym dokumencie Predictions of Fire/Prerokbe Ognja. Film ma już swoje lata, ale nie trąci myszką, w czym zasługa prawdopodobnie samych bohaterów, którzy w swojej działalności artystycznej poruszają ważne niezależnie od epoki problemy i tylko prawdziwa oferma potrafiłaby nakręcić o nich nudny materiał. Michael Benson jednak do oferm nie należy – potrafi udanie powplatać w narrację fragmenty koncertów, performance, archiwalne materiały propagandowe, posplatać ze sobą wypowiedzi artystów, naukowców i zwykłych ludzi. Ma też odwagę pozwolić filmowanym ludziom na mówienie rzeczy niewygodnych czy kontrowersyjnych.

Krótko streszczając dobrze znane fakty – Laibach powstał w 1980 w miejscowości Trbovlje w Jugosławii (teraz: w Słowenii). Zachodni dziennikarz nierzadko się nad tym rozwodzą, ale czytelnikom z Europy Wschodniej nie trzeba tłumaczyć, na czym polega prowokacyjność nazwania swojego zespołu niemieckim odpowiednikiem ojczystej nazwy największego miasta. W 1984 (charakterystyczna data!) razem z powstałymi rok wcześniej grupami artystycznymi IRWIN (malarstwo i sztuki pokrewne) oraz Scipion Nasice Sisters Theater (teatr i performance) członkowie Laibach powołują do życia kolektyw artystyczny Neue Slowenische Kunst (NSK). Czym się to NSK zajmowało, że 10 lat później amerykański reżyser poleciał na inny kontynent, aby nakręcić o nich film? Otóż kolektyw ten zajmował się teoretyczną i praktyczną eksploracją takich obszarów jak relacje sztuki z polityką, wojną, przemocą, państwem, propagandą. Dodajmy do tego paramilitarny image artystów, utrzymane w propagandowym tonie manifesty o totalitarnym charakterze sztuki, umiejętne wykorzystanie całej masy efektownych i efektywnych elementów zarówno w muzyce, jak i sztukach wizualnych, inteligencję, odwagę i talent twórców. Mówiąc krótko – to nie mogło się nie udać. Gdy Jugosławia zaczęła się rozpadać, NSK ogłosiło się państwem, ale „państwem w czasie, nie w przestrzeni”. Dlatego nie żądało przyznania sobie żadnych terytoriów, ale powoływało swoje instytucje (zajmujące się przede wszystkim różnego rodzaju artystyczną twórczością i opracowywaniem artystyczno-filozoficznych manifestów), otwierało ambasady i konsulaty, a także wydawało własne paszporty (o których zrobiło się głośno, gdy ratowały ludziom życie w czasie wojen na Bałkanach).

[youtube sRADA7fLVpQ]

Twórczość artystów zrzeszonych w NSK łączy w sobie fascynację przemysłem i naturą (czy raczej ich mieszczańskim przedstawieniem), postępem i przeszłością, kościołem i państwem, ideą walki i wiecznego rozwoju oraz romantycznym dążeniem do samozniszczenia, a przede wszystkim – wszelkiego rodzaju propagandą: komunistyczną, faszystowską, narodowosocjalistyczną, demokratyczną, patriotyczną, internacjonalistyczną, humanistyczną, militarystyczną, religijną czy artystyczną. Gdyby odnieść się tu różnych teorii antropologicznych i religioznawczych, można by zinterpretować misz-masz obecny w sztuce tworzonej przez NSK jako poszukiwanie mocy. Przywołują i przywłaszczają sobie różnego rodzaju kratofanie – postacie, symbole, przedmioty, dźwięki czy pojęcia. Liczy się tylko to, czy dany element ma w sobie moc oddziaływanie zarówno na twórcę jak i odbiorcę. Stąd w ich twórczości łączenie muzyki wojskowej z elektroniczną, koncertu rockowego z wiecem partyjnym, przedstawienia z obrzędem, sztuki z polityką, awangardy z tradycją. Taka postawa prowadzi czasem do działań co najmniej ryzykownych – chociażby przedstawiony w filmie koncert w Serbii, w rozpadającej się Jugosławii, na którym wokalista przy świetle pochodni, ubrany w mundur nieistniejącej organizacji, recytuje do zgromadzonego tłumu fragmenty przemówień Slobodana Miloševića, sprawnie wplatając w niego niemieckojęzyczne slogany. Wtedy do głowy od razu przychodzi pytanie o granice artystycznej wolności – ale ten problem przewija się właściwie przez cały film.

Benson wyraźnie szuka odpowiedzi, na pytanie, które zadaje sobie większość ludzi mających styczność z twórczością Laibach czy całego NSK – o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi? Czy to nic nie znacząca prowokacja artystyczna? Parodia propagandowego nadęcia oficjalnych uroczystości państwowych? Próba przełożenia traumy mieszkańców Europy Wschodniej na język sztuki? Artystyczna dekonstrukcja totalitaryzmu? A może niebezpieczny żart, drwina zarówno z artystów, jak i krytyków czy fanów? Albo jeszcze gorzej – wyrachowana gra lękiem współczesnego człowieka Zachodu obliczona na zdobycie sławy i idących za tym zysków?

[youtube t9_biM0qFQE]

Laibach najbardziej znani są ze swojej gry symbolami i umieszczaniem znanych elementów w nietypowych zestawieniach. Niektórzy to właśnie to uważają za ich największe osiągnięcia – umiejętność wydobycia nowych treści ze starych dzieł. Przykładem mogą być ich nowe wersje starych utworów. Chociażby Life is Life Opus Dei, które pod tytułem Opus Dei przy drobnych zmianach tekstów, w pompatycznej aranżacji i z volkistowskim teledyskiem okazuje się nie tyle post-hipisowską piosenką o niczym, co hymnem ku czci quasi-romantycznego postrzegania życia, powiązań człowieka i natury, przywiązania do idei Blut Und Boden. Inny słynny przykład to One Vision Queen, w którym poza zmienioną aranżacją tekst został po prostu przetłumaczony na niemiecki, a całości nadano niepokojący tytuł Geburt Einer Nation. W tym kontekście slogany o „jednej rasie”, „jednej krwi”, „jednym ciele” i „jednej krwi” zyskują całkiem nowy wymiar. I w tym właśnie objawia się przewrotność Laibachowskich odwołań do totalitarystycznej propagandy. Bo jeśli wystarczy gitarowe riffy zagrać na pseudosymfonicznym brzeminiu syntezatorów, tekst przetłumaczyć na niemiecki, dodać do wszystkiego aranżacje rodem z kompozycji Basila Poledourisa i nakręcić teledysk z kilkoma facetami chodzącymi po górach w harcerskich koszulach, żeby przerazić przeciętnego widza, to być może to z kulturą popularną jest coś nie tak, a nie z grupą artystyczną, która powstała w nieistniejącym już państwie?

[youtube d5pRLZkJdP8]

W Predictions of Fire mimochodem ujawnia się pewien aspekt twórczości artystycznej (jako takiej) z pewnością bardzo bliski eksperymentom NSK – podobieństwa między sztuką a polityką. Zarówno w sztuce jak i w polityce (oczywiście na jej wysokim, poważnym poziomie) mamy do czynienia ze stawianiem ludzi wobec faktów dokonanych, które następnie różnego typu komentatorzy i interpretatorzy próbują zrozumieć i nadać im sens poprzez ustrukturyzowany opis. I z reguły w przypadku jednostek oraz czynów przełomowych (zarówno w pozytywnym jak i negatywnym rozumieniu) z jednoznacznym rozumieniem jest duży problem. No bo jak opisać takich przywódców jak Dżyngis Chan, Piotr Wielki, Bonaparte, Mussolini, Lenin, Stalin, Hitler, Mao? Albo z „bałkańskiego kotła” – Tito, Milošević, Karadžić, Mladić, Tuđman, Izetbegović, Delić, Clinton, Albright? Prawica czy lewica? Spotkać można zarówno takie jak i takie interpretacje. Z czego właściwie wynikały decyzje o puczach czy rewolucjach? Z pobudek ideologicznych, emocji, chciwości, żądzy władzy czy chłodnej kalkulacji? Tak samo jest z Laibachem i całym NSK – czy to kultura popularna czy po prostu kultura? Sztuka czy kicz? Muzyka, sztuki wizualne, teatr, wiec? I – prawdopodobnie podstawowa kwestia dla próbujących ocenić zjawisko – totalitaryzm czy jego demaskacja? A jeśli totalitaryzm to jaki – lewicowy, prawicowy, socjalistyczny, nacjonalistyczny, militarystyczny? Niezdrowa fascynacja? Igranie z ogniem czy wypalanie dróg „ucieczki od wolności”?

Nad tym właśnie głowią się krytycy i myśliciele pokazani w filmie. Jak zwykle ciekawie (i jak zawsze z okropnym akcentem i mocno sepleniąc) próbuje przedstawić całą sprawę Slavoj Žižek. Według niego współczesny „system” nie traktuje poważnie swojej ideologii i wymaga od ludzi ironicznego podejścia do siebie. Idealny obywatel powinien zdawać sobie sprawę z tego, że nie wszystko dzieje się naprawdę, a krytykowanie przez człowieka panującego ustroju staje się jedną z jego podpór. Tymczasem Laibach robi coś naprawdę wywrotowego – podchodzi do państwowej ideologii całkowicie serio. I według Žižka to jest prawdziwie wywrotowe działanie. Całe zjawisko Žižek podsumowuje sprawę podobnie jak Nicolás Dávila filozofię Friedricha Nietzschego – Laibach jest pytaniem a nie odpowiedzią. Z kolei Rastko Močnik (miej u nas znany, a bliski Žižkowi) raczy widza kolejną wersją gnostyckiego mitu o walce Dobra ze Złem w świecie. Tym razem w roli zła występuje faszyzm, grzech pierworodny którym skażony jest człowiek i który wciąż mu zagraża. Co więcej tam, gdzie miała miejsce fizyczna walka dobra ze złem (czyli na wschodzie Europy, gdzie pokonano siły Szatanahitlera) ludzie spoczęli na laurach i nie są świadomi obecności zła. A faszyzm – jak wiadomo – czai się wszędzie, czy to w sztuce, czy w telewizji, czy nawet w lodówce… Močnik zapomina co prawda wspomnieć o potrzebie stworzenia finansowanych przez zachodnie demokracje NGOsów (czyli zakonów rycerskich Dobra), które będą znajdowały i niszczyły faszystowskie zło, ale z pewnością ma nadzieję, że widz sam do takiego wniosku dojdzie. Pojawiają się też krytycy sztucy, którzy próbują opisać twórczość NSK przy pomocy tradycyjnych sloganów wówczas popularnych wśród zachodnich elit.

Tymczasem sami twórcy nie stronią od wypowiedzi na temat sensu swojej twórczości. Szczególnie ważna jest jedna wypowiedź – gdy stwierdzają wprost, że tak jak polityka, ideologia i religia zaprzęgnęła onegdaj sztukę do swoich celów, tak teraz celem sztuki jest wykorzystanie polityki, ideologii i religii do swoich. Innymi słowy – powrót do czystej sztuki możliwy jest jedynie poprzez stworzenie sztuki totalnej, w której wszystko (niezależnie jak bardzo groźnie wyglądające i kontrowersyjne) stanie się sztuką. Liczy się końcowy efekt artystyczny, a nie etyczna ocena dzieła czy jego wydźwięk ideologiczny. Koniec końców – jest to dość przewrotna zemsta artystów. Tak jak instrumentalnie traktuje się artystów i sztukę do celów społecznych i ideologicznych, tak teraz artyści instrumentalnie traktują politykę i polityków, krytyków i widzów. To nie społeczeństwo narzuca sztuce swoją interpretację, ale artysta narzuca społeczeństwu swoją sztukę. I to właśnie jest najwyraźniej celem uprawianej przez NSK retro-awan-gardy.

Twórczość Laibach ma swoich przeciwników nie tylko pośród ludzi stojących w opozycji do muzyki industrialnej jako takiej czy wszelkich kontrowersyjnych eksperymentów artystycznych w ogóle. Również wielu zwolenników industrial ma pretensje do Laibach. Przede wszystkim o to, iż wcale nie są aż tak nowatorskim zjawiskiem za jakie chcieliby uchodzić. W końcu tego typu eksperymenty brzmieniowe, badanie powiązań sztuki z ideologią, łączenie ze sobą nietypowych elementów, odniesienia do totalitaryzmu, paramilitarny image, tworzenie paramilitarnych quasi-sekt miały miejsce wcześniej (i na dodatek były być może nawet jeszcze dalej posunięte) w wykonaniu Genesisa P-Orridge’a oraz jego projektów Throbbing Gristle, a następnie Psychic TV. A biorąc pod uwagę jak daleko poszedł P-Orridge w eksperymentowaniu z samym sobą (hermafrodytyzm), Laibach może faktycznie wydać się zachowawcze i wtórne. Trudno jednak mieć pretensje do NSK że znalazło się w określonym miejscu i czasie i potrafili to przetworzyć na ciekawy eksperyment artystyczny. Trudno też dziwić się ludziom, którzy przyglądają się temu z zainteresowaniem – w końcu jest to równie ciekawe co twórczość i biografia brytyjskich prekursorów industrialu.

Zarzutem wobec Predicitons of Fire może być właśnie to, że – owszem – ciekawie pokazane zjawisko, wykazane jego powiązania z lokalną historią, z czasem i miejscem, dużo materiałów archiwalnych, odniesienia do komunizmu, faszyzmu i narodowego socjalizmu, powiązania z filozofią, polityką, sztuką współczesną. Ale w ogóle ignoruje się powiązania Laibach z resztą sceny industrialnej czy nawet z muzyką alternatywną w ogóle. A w końcu ci artyści nie tylko oglądali Tryumf Woli, słuchali przemówień Tity, podziwiali obrazy Kazimierza Malewicza i zaczytywali się w futurystycznych manifestach. Nie padają tutaj ważne pytania o powiązania ze sceną alternatywną na Zachodzie. Analizowanie Laibach przez pryzmat historii Europy Wschodniej jest ciekawe, wiele wnosi do tematu, ale to między innymi wina Bensona, że Laibach postrzegane jest przede wszystkim z tej perspektywy.

Jednak z drugiej strony bardzo ważnym plusem filmu jest to, że nie wpisuje się w tanią, podszytą grozą, fascynację Laibachem – dziwacznym okazem przywiezionym z dalekich Bałkanów. Łatwo jest wyobrazić sobie taki obrazek: syci i podstarzali przedstawiciele zachodniej bohemy biorą do ręki książeczkę dołączana do płyty i bezpiecznie się przerażają: „Popatrzcie! Oto dzicy Słowianie, których nawet oświecony łagodny komunista Tito nie był w stanie ucywilizować. Od czasów Drakuli zajmują się siedzeniem w leśnych ostępach oraz jedzeniem na śniadanie mniejszości etnicznych i klasowych. Teraz poprzebierali się w mundury, poobwieszali paramilitarnymi gadżetami i w przerwie między jedną a drugą wojną domową tworzą sobie artystyczny totalitaryzm z tego, co udało im się podpatrzeć na Zachodzie w muzeach i telewizorach albo przejąć przez Moskwę od Marksa”. Tutaj mamy do czynienia z próbą zrozumienia zjawiska, a raczej takiego przedstawienia sprawy, aby sam widz mógł do jakichś przemyśleń dojść – co jest jedną z największych zalet dobrych filmów dokumentalnych.

A skoro już o Europie Wschodniej mowa – niezwykle ciekawy jest performance przedstawiony w filmie. Członkowie NSK rozkładają czarną tkaninę („czarny kwadrat”) na Placu Czerwonym w Moskwie. I oto jeden z młodych rosyjskich żołnierzy, którzy obserwują akcję, mówi do kamery, że rozpoznaje ten motyw – czarny kwadrat z obrazu Malewicza. I chwyta aluzję i cały pomysł – czarny kwadrat na Placu Czerwonym (po angielsku pojawia się ten sam rzeczownik: square). Mówi, że oczywiście tego nie rozumie, w końcu to sztuka awangardowa, ale nie przechodzi obojętnie, ani nie naśmiewa się z artystów. Trudno się zatem dziwić, czemu Mircea Eliade – którego trudno posądzać o komunistyczne sympatie – tak pozytywnie wypowiadał się na temat młodzieży z bloku wschodniego. Pojawiają się też inni ciekawi „prości ludzie” – słoweńscy górnicy z kopalni, w której członkowie grupy IRWIN organizują wystawę swoich obrazów. Mówią wprost, że ta sztuka im się nie podoba, nie rozumieją jej, nie pasuje ona do ich wymagań wobec sztuk wizualnych. Stwierdzają też wprost, że Laibach i NSK są bardziej znani za granicą. Oni akurat nie dostrzegają powiązań tych artystów z tym miejscem i czasem. Być może to tylko złudzenie zachodnich krytyków?

Warto zobaczyć Predictions of Fire, żeby samemu sobie odpowiedzieć na to pytanie. Aby jeszcze bardziej zachęcić do zapoznania się z filmem, nadmienię, że sam nie jestem miłośnikiem twórczości Laibach. O ile ich muzyka wydaje mi się interesująca w kontekście NSK i uwikłania w miejscu i czasie, o tyle obawiam się, że niestety z reguły nie broni się sama. Ale w końcu tu chodzi o coś więcej niż tylko muzykę, a sam kontekst jest równie istotny co sama twórczość, nieprawdaż?

 

Jacek Gulanowski

——————————————————————–

teledyski – źródło: www.youtube.com
poster filmu – materiały prasowe

 

Tags:

1 Komentarz

Zostaw odpowiedź do Nodi