Winrich: Historyczna pamięć i takaż skleroza
Małe dziecko, poznając otaczający go świat, najczęściej zadaje pytanie: Dlaczego? I rodzic, albo próbuje mu odpowiedzieć, albo mówi po prostu: Bo tak! Podobnie jest w życiu. Albo chcemy poznać przyczyny i istotę danego zjawiska, albo przyjmujemy, że tak po prostu jest i niespecjalnie nas obchodzi, dlaczego tak, a nie inaczej.
W wypadku wszystkiego, co dotyczy człowieka i jego zachowań, tłumaczeniem przyczyn zajmują się nauki szeroko rozumiane jako humanistyczne, a wśród nich niepoślednią, a może nawet najważniejszą rolę, odgrywa historia. W niej bowiem jest klucz do rozumienia teraźniejszości. Bez jej znajomości zachowujemy się właśnie, jak ów rodzic, który mówi do dziecka: Bo tak!
Wszystkie nasze zachowania mają swoje historyczne przyczyny, chociaż większość z nich jest przez nas przyjmowana a priori. Dlatego mało kto zadaje sobie pytanie, na przykład, dlaczego mężczyźni przy powitaniu podają sobie ręce. Większość odpowiada, że taki jest zwyczaj. Ale ten zwyczaj skądś się wziął i dopiero znajomość historii pozwala go zrozumieć.
Czasami odgrywa to zasadniczą rolę w utożsamianiu własnej osoby. Jeden z moich znajomych był stuprocentowo pewny, co do swych niemieckich korzeni, z prostej przyczyny, nosił nazwisko Niemczyk. Implikowało to też jego zachowania w życiu codziennym. Kiedyś, w trakcie rozmowy zwróciłem mu uwagę, że wcale, z punktu widzenia historycznego, jego niemieckie pochodzenie nie jest takie pewne, bo nazwisko może pochodzić po prostu od tego, że jakiś jego przodek służył u niemieckiego osadnika (tak samo jak czeladnik u kowala przezywany był Kowalczykiem, a sługa młynarza Młynarczykiem). Znajomy zainteresował się, poszukał i okazało się, że jego rodzina ma korzenie, ale nie niemieckie, tylko ukraińskie.
Odzyskał pamięć! Pamięć historyczną!
Temat pamięci historycznej to sprawa, z uwagi na trwający spór polityczny pomiędzy Platformą i PIS-em, dość gorąca i przede wszystkim modna. Nie chciałbym jednak wpisywać się w jakikolwiek sposób w ten spór, gdyż uważam po licznych obserwacjach, że ani jedna, ani druga strona kompletnie nie rozumie tego problemu. Bo z jednej strony są to bogoojczyźniane pohukiwania (gdzie każdy atak na polskość jest karygodny i antypolski), z drugiej zaś pojawiają się nawoływania do patrzenia w przyszłość bez oglądania się na przeszłość. Ani jedna, ani druga postawa nie odpowiada mi w najmniejszym stopniu. Gdy patrzę na to, co dzieje się na Krakowskim Przedmieściu, to nie mogę zrozumieć ani postawy Jarosława Kaczyńskiego, ani tym bardziej prezydenta Komorowskiego (tym bardziej przykre, że człowiek ten podaje się za historyka). Podobnie jest przy śledzeniu różnego rodzaju dysput dotyczących stosunków polsko-rosyjskich. Żaden z tak zwanych ekspertów nie pokusił się nigdy o zadanie prawdziwych pytań dotyczących korzeni naszej niechęci do „ruskich” i odwrotnie. Bo nikt z nich nie sięgnął pamięcią po czasy chociażby bitwy pod Worsklą i zbierania ziem ruskich przez władców Rusi Zaleskiej, czasem jedynie przypomina im się bytność Żółkiewskiego na Kremlu, chociaż już o tym, że najsłynniejszy warszawski pomnik, czyli kolumna Zygmunta ozdobiona jest Czapką Monomacha, nie wie pewnie nikt z nich. Dlaczego? Bo tak naprawdę ich pamięć historyczna jest szczątkowa i wybiórcza. Podobnie jak, niestety, większości naszego społeczeństwa, gdyż i wiedza mu wpajana najczęściej ma charakter wyraźnie wybiórczy i dobrany do aktualnie obowiązującej linii. Najlepiej świadczy o tym sprawa tzw. „wozu Drzymały”, który przedstawia się jako sztandarowy przykład polskiej martyrologii na terenie zaboru pruskiego. Tylko w żadnym znanym mi podręczniku do historii nie dopowiada się tej historii do końca, że Drzymała wytoczył proces władzom pruskim i otrzymał w jego wyniku odszkodowanie, które pozwoliło mu, co prawda w innym miejscu, ale dom wybudować. Nikt też już prawie nie pamięta, że święty Stanisław został patronem Polski nie dzięki zasługom za życia, bo o to do dzisiaj trwają gorące spory pomiędzy historykami, lecz z powodu stworzonej dużo później legendy dotyczącej cudownego zrośnięcia się jego członków po śmierci.
Dlatego na przykład bardzo „wkurzają” mnie prace Grossa, który z pojedynczych zdarzeń, które niewątpliwie miały miejsce, wyprowadza daleko idące uogólnienia. I to też jest całkowite niezrozumienie pamięci historycznej. Bo żeby zrozumieć całokształt stosunków polsko-żydowskich, to najpierw należy zadać sobie pytanie, dlaczego tak wielu Żydów mieszkało właśnie na ziemiach polskich i sięgnąć chociażby do czasów Bolesława Pobożnego i jego określenia Żydów jako „servi camerae”. Wszystko ma bowiem swoje źródła historyczne.
Kiedy pisałem pracę na temat stosunków polsko-krzyżackich za Kazimierza Wielkiego, to początkowo podszedłem do tego podręcznikowo, czyli na zasadzie – Krzyżacy zawsze próbowali zagarnąć jakieś ziemie polskie (to oni zawsze byli agresorem). Wgłębiając się jednak w kolejne źródła, doszedłem do wniosku, że to właśnie im zależało na pokojowym uregulowaniu stosunków z Polską, a stroną agresywną był Kazimierz Wielki (chociażby całkowicie zapomniana sprawa wybudowania na terytorium krzyżackim Rajgrodu). Moja optyka tych wydarzeń zmieniła się diametralnie. I tak właśnie bywa często, że w pierwszej chwili operujemy sztampą i stereotypem, bo tak wygodniej, chociaż nasza pamięć historyczna ulega w takim wypadku wypaczeniu. I niestety jest to grzech pierworodny całej klasy politycznej (co ciekawe, w większości z wykształceniem właśnie historycznym; tylko z mojego roku jest obecnym sejmie 7 posłów). Ale dotyczy też niestety całego społeczeństwa.
Niestety coraz częściej stwierdzam, że pamięć historyczna w polskim społeczeństwie ulega powolnemu uwiądowi. No ale, co się dziwić, skoro w zreformowanej przez panią Hall podstawie programowej materiał do nauczania historii w gimnazjum kończy się na I wojnie światowej, czyli szesnastolatek nie ma obowiązku nic wiedzieć o II wojnie, o Powstaniu Warszawskim, czy dziejach PRL-u. Tworzy się kalekie historycznie społeczeństwo, które będzie odpowiadać na pytania, dlaczego tak jest: Bo tak!
Komu zaś na tym zależy, pozostawiam do oceny czytelnikowi.
Winrich