Kasia Czekot: Nieściszalni czyli łomatkokochana!
„Nieściszalni”
Tytuł oryg. „Sound of noise”
reż. Ola Simonsson,
Johannes Stjarne Nilsson
Francja, Szwecja 2010
102 min.
Wracam właśnie z podwójnie straceńczej misji kinowej. Po pierwsze straceńczo szybko musi ukazać się ta recenzja, po drugie film „Nieściszalni” wywarł na mnie wyjątkowo duże wrażenie, którego rodzaju nie bardzo jestem pewna.
Co do odjechanego kina skandynawskiego mam pewną zaprawę, widziałam „Tylko razem” /polecam/, „Strasznie szczęśliwych” /polecam/, „Pewnego dżentelmena” /polecam/, a wcześniej „Eelinga /polecam po dwakroć/, „Białe szaleństwo” /polecam/i „Wrzeszczących Facetów” /też polecam/. Do mieszanki czarnego /czasem wisielczego/ humoru, absurdu, dziwnedo połączenia pesymizmu z groteską, czy dowcipu z happeningiem i przemycanymi manifestami politycznymi, powinnam była przywyknąć. Ale „Nieściszalni” to coś czego sie nie spodziewałam.
Fabułę w skrócie można streścić w dwóch zdaniach. Muzyczni perkusyjni terroryści terroryzują miasto misternie planowanymi happeningami, wygrywając rytmy na… no właśnie, na różnych rzeczach od ciała telewizyjnej gwiazdy po druty wysokiego napięcia. W ślad za nimi podąża komisarz policji Amadeusz /to nie przypadek/ Warnebring, czarna owca w rodzinie muzycznych geniuszy z powodu chronicznego braku słuchu i nienawiści do muzyki. A wszystko to w realiach wyglądających na wczesne lata osiemdziesiąte.
[youtube au7GM4EkLIE]
Brak komentarzy