Jolanta Sztejka: Cała Polska nie czyta dzieciom – cz. 2
W poprzednim numerze Netkultury Jacek Gulanowski w swoim tekście pt „Gutenberg umarł” [Netkultura.pl nr 4/2011] skłania się ku tezie, iż należy się pogodzić z faktem, iż nowoczesne media wyparły tradycyjny druk. Być może zgodziłabym się autorem, gdyby nie fakt, że Internet jest nie tylko oceanem wiedzy a również źródłem wielu zbędnych brzydko mówiąc „pierdów”, w którym toną dzieci od najmłodszych lat, tracąc zbyt dużo czasu.
Nie jestem przeciwnikiem internetu, wręcz przeciwnie, trudno mi sobie teraz wyobrazić życie bez tego dobrodziejstwa, bo generalnie bardzo rzadko zdarza mi się dzień bez dostępu do sieci. Nie pochwalam jednak przenoszenia całego swojego życia do świata wirtualnego. Doceniam możliwość zrobienia codziennych zakupów z opcją dostawy do domu, ale w przypadku nagłej konieczności, a nie dlatego, że człowiekowi nie chce się wychodzić z domu po chleb, bo akurat dobrze idzie mu gra w którą gra od tygodnia…
Dla mnie to jakieś science fiction… Znam kilka osób, które tak się zachłysnęły internetem, że na jakiś czas utraciły kontakt z rzeczywistością, a przez to utrata była dotkliwsza, bo pociągnęła za sobą grono znajomych, kogoś bliższego… stratę pracy.
Internet jest dobrem, z którego jak ze wszystkiego innego należy korzystać rozsądnie. I o ten umiar właśnie najtrudniej, gdy zapracowani rodzice nie mają czasu dla swoich pociech i z ulgą stwierdzają, że dziecko samo czymś tam się zajęło…
Nikogo nie zamierzam nawracać. W moim jednak przekonaniu wyniki badań nad polskim czytelnictwem jednak zatrważają. Zastanawia mnie czy następny w kolejce będzie analfabetyzm, choć z tym wtórnym w pojęciu „czytania bez zrozumienia” to chyba już od dawna mamy do czynienia. Przykład, dość głupi, ale idealnie nadający się w przypadku tej kwestii.
Moja znajoma kiedyś nie zapłaciła w terminie raty kredytu. Zadzwonił do niej pracownik działu windykacji banku i chyba nawet się nie przedstawiając poprosił o podanie danych. Znajoma odmówiła, nie mając pewności, z kim rozmawia. Wiedząc jednak, że zalega z ratą i nie jest w danej chwili w stanie tej raty spłacić, by nie narobić sobie większych problemów zadzwoniła do banku. Przełączono ją do działu windykacji, gdzie rozmowa po weryfikacji danych wyglądała mniej więcej tak:
W: W związku z tym, że na pani kredycie numer taki siaki i owaki występuje zaległość bank wymaga natychmiastowej spłaty raty.
Z: Niestety w chwili obecnej, nie jestem w stanie dokonać takiej wpłaty, niespodziewana sytuacja losowa sprawiła, że nie mam w tej chwili pieniędzy, w przyszłym miesiącu na pewno opłacę dwie raty.
W: Niestety bank nie może czekać tak długo, w jakim terminie może Pani zapłacić zaległą ratę.
Z: Najwcześniej za tydzień
W: Niestety bank nie może czekać tak długo, wyznacza Pani termin do jutra, do godz. 20.
Z: Nie będę miała pieniędzy wcześniej niż za tydzień
W: W takim razie odnotowuję, że odmówiła Pani spłaty zaległości
Mnóstwo ludzi, nie rozumie… tego co czyta, tego co słyszy.. toniemy w powodzi dodatkowych pytań, tłumaczenia, co mamy na myśli, brnąc w błocie niepotrzebnych skrótów i obcojęzycznych zwrotów…
„Polacy nie gęsi”, jak mawiał poeta.
Internet tego nas nie nauczy. Czekać tylko na czasy, aż ze szkół znikną zeszyty, wypracowania zostaną zastąpione wydrukiem komputerowym, koniecznie z pisownią poprawioną przez Worda. Wtedy i nauczyciele będą mieli mniej pracy.
Żaden rozsądny człowiek nie wyprze się ani literatury ani internetu doceniając oba dobra.
Wiele kampanii społecznych wzywających do czytania odnosi się hasła „czytaj swojemu dziecku 20 minut dziennie-codziennie”. Podobno badania naukowe potwierdzają, że codzienne czytanie dziecku dla przyjemności m.in.
– buduje mocną więź między dorosłym i dzieckiem,
– zapewnia emocjonalny rozwój dziecka, uczy myślenia, poprawia koncentrację,
– zapobiega uzależnieniu od telewizji i komputerów,
– chroni przed zagrożeniami ze strony masowej kultury,
– kształtuje nawyk czytania i zdobywania wiedzy na całe życie.
Niby 20 minut to niewiele, ale żyjemy w czasach gdzie wszystko dzieje się szybko, jeździmy szybkimi autami, żywimy fast foodami, wybieramy różne usługi ekspresowe… Wszystko szybko, i jeśli tylko się daje – jeszcze szybciej.
W szkołach nauczyciele fizyki/matematyki/historii itd. grzmią: „na fizykę/matematykę/historię itd. powinniście poświecić jedną godzinę dziennie, jedna godzina to niedużo”.
No ba, jedna godzina niedużo, ale jedna na fizykę, jedna na matematykę, jedna na historię itd., to już całkiem niewykonalne. Do tego koniecznie nauka języka obcego, a jeszcze lepiej dwóch… I to już od przedszkola, plus judo i nauka gry na gitarze dla chłopca, a zajęcia, plastyczne, kółko teatralne i zajęcia z tańca dla dziewczynki. W weekend basen, kino, albo teatr, a do tego najlepiej wyprowadzić się z dziećmi poza miasto, żeby żyło im się lepiej, hodować jakieś zwierzęta, by dzieciak wiedział jak krowa wygląda. A skoro mieszkanie na wsi, to żyjmy zdrowo, pieczmy sami chleb w domu, sami wyrabiajmy wędliny i sery…
Żeby tylko jakiś mądry specjalista, naukowiec albo magik pokazał nam, jak to wszystko rozciągnąć w jednej dobie… A na pewno jeszcze o wielu ważnych kwestiach zapomniałam.
Nie dajmy się zwariować.
Po wielu dyskusjach, jakie odbyłam na temat czytania okazało się ze wiele osób ma jakieś traumy związane z czytaniem, niekoniecznie z dzieciństwa. Jednym czytano za dużo, inni swoim pociechom czytali tak długo, że aż sami zasypiali, a dzieci nie dawały za wygraną wołając o jeszcze. Jeszcze innym śniło się czytanie i czytali nawet przez sen.
Jedna z moich koleżanek mówi, że nie czytała jako dziecko, bo nie nigdy nie mogła się skupić… Zawsze myślami wybiegała gdzie indziej. Teraz bardzo tego żałuje i nadrabia, czytając przy każdej możliwej okazji. Inna koleżanka, kiedyś czytywała sporo, a teraz nie może się skupić na niczym, bo ciągle głowę zaprzątają jej codzienne sprawy.
Zapewne dyskusje nad wynikami badań nad czytelnictwem niczego nie zmienią, ale nie ma niczego złego w wykorzystywaniu ich do promowania czytelnictwa.
I jeszcze ciekawostka: podczas III Bydgoskiego Trójkąta Literackiego otwarto wystawę pt. „Rękopisy bydgoskich pisarzy”. Bydgoscy twórcy udostępnili na ten czas swoje utwory zapisane na najprzeróżniejszych skrawkach papieru: serwetkach, rachunkach, biletach. Wystawa była naprawdę niesamowita, przyjemnie było oglądać utwory kreślone długopisem. Taki drobiazg, a utwór jakby nabierał nowego znaczenia. Widać było emocje, pośpiech, czasem niedbale zapisane, pokreślone wersy.
Mam nadzieję, że nie doczekam czasów, kiedy papierowa książka gdzieś za szkłem będzie budziła podobne emocje.
Zakończę krótko – internet jest ok., a czytanie z papieru nie boli.
Jolanta Sztejka