Jacek Gulanowski: Zanim zabierze nas światło… Fiordy, metal i alienacja.

16 kwietnia 2011 16:572 komentarze

Until the Light Takes Us
reż. Aaron Eites, Audrey Ewell
USA 2009
93 min.
http://www.blackmetalmovie.com/

Od premiery Until the Light Takes Us minęły już dwa lata, ale biorąc pod uwagę niszowość tego dzieła, można założyć że film pozostanie równie świeży/nieświeży co w dniu premiery przez najbliższe kilka lat.

Co stanowi temat tego niezależnego dokumentu? Należałoby powtórzyć tutaj za „Ketmanem” – „to jest bardzo dobre pytanie”. Założeniem była próba pokazania i zrozumienia zjawiska, którym był (jest?) norweski black metal. Jednak ten nurt artystyczny był na tyle złożony, że okazuje się istnym węzłem gordyjskim, w którym splecione są kultura, muzyka, sztuka, społeczeństwo, ideologia, religia, polityka i nie sposób mówić o nim, nie wchodząc także na te obszary.

Pewnym punktem odniesienia dla Until the Light Takes Us może być dość głośny (również w Polsce) Metal: A Headbanger’s Journey Sama Dunna. I w tym porównaniu Until the Light Takes Us wypada całkiem nieźle. O ile Sam Dunn próbował powiedzieć wszystko, a ostatecznie skończyło się na ślizganiu po temacie (choć parę naprawdę dobrych momentów w tym filmie niewątpliwie było), to Eites i Ewell wielopoziomowo analizują jedno konkretne zjawisko. Co więcej – robią to tam, gdzie Dunn poległ, starają się zrozumieć to, czego on – jak sam przyznał – nie był w stanie pojąć. Co jest o tyle ciekawe, że w odróżnieniu od Dunna nie są ani „metalowcami”, ani antropologami.

[youtube Sr_RaCM-1ug]

I prawdopodobnie to nietypowe ujęcie wynikające z osobowości autorów jest największym atutem filmu. Eites i Ewell to dość typowi ponowocześni amerykańscy niezależni filmowcy, przedstawiciele średniej klasy dość potulnej bohemy. I z tej perspektywy patrzą na norweski black metal – jako na zjawisko artystyczne, ekstremalną bohemę, twórców, którzy wyalienowali się z mieszczańskiego tłumu. (Początkiem takiego postrzegania black metalu mógł być fotoreportaż Petera Beste http://www.peterbeste.com/home/index.php?/photography/black-metal-i/). Jest to o tyle ciekawe spojrzenie, że unika trzech podstawowych – według mnie – błędów przy omawianiu tego nurtu w kulturze. Pierwszym jest „rewolucyjna czujność” w piętnowaniu patologii podważających podstawy najlepszego z możliwych społeczeństw. Drugim – traktowanie norweskiego black metalu jako kolejną, tylko że szokującą, ciekawostkę ze świata „muzyki młodzieżowej”. Trzecim – rozpatrywanie go w kontekście metalu rozumianego jako element (zarówno pod względem muzyki jak i tzw. „otoczki”) rocka.

Pierwszy błąd sprawia, że wiele artykułów czy filmów dotyczących tego zjawiska artystycznego ogranicza się do pomstowania i ostrzegania. Autorzy ograniczają się do odczyniających zło zaklęć – publicznego piętnowania błędów i wypaczeń oraz powtarzania komunałów o groźnych pomysłach podejrzanych grajków, a także pochwał cenzury prewencyjnej i represyjnej. Skutkami drugiego błędu jest przedstawianie norweskiego black metalu poprzez epatowanie różnymi ciekawostkami. Ktoś zabił siebie, ktoś zabił kogoś, ktoś spalił kościół, ktoś komuś groził, ktoś się pociął, ktoś był satanistą, ktoś poganinem, ktoś komunistą, ktoś nazistą, ktoś jest w więzieniu… W Until the Light Takes Us przedstawia się pewne fakty (a raczej do nich nawiązuje), ale twórcy starają się zdobyć na jakąś refleksję dotyczącą opisywanego zjawiska. Nie traktują swoich bohaterów jako dziwaków z wędrownego cyrku pokazywanych na jarmarkach ku uciesze gawiedzi. Trzeci błąd (traktowanie norweskiego black metalu jako części muzyki rockowej) skutkuje ignorowaniem niezwykle ciekawego rysu tego artystycznego zjawiska. Rock and roll na początku stanowił pewną (dość potulną – patrząc z dzisiejszej perspektywy) próbę kontestacji istniejącej kultury popularnej. Jednak wkrótce sam stał się częścią popularnego establishmentu. Wtedy pojawiła się hipisowska kontrkultura i jej muzyczne eksperymenty. Jednak kiedy przeminęło „lato miłości”, pojawił się kac (w postaci „rodziny” Mansona, festiwalu w Altamont i tysięcy bezdomnych narkomanów), który zaowocował między innymi narodzinami muzyki metalowej. Członkowie Black Sabbath co prawda wyglądali jak hippisi, jednak nie ukrywali, że poza tym nie mają z nimi wiele wspólnego. Muzyka metalowa też w końcu doczekała się plamy na honorze w postaci kolaboracji z muzycznym establishmentem – co było najmocniej widoczne w latach 80-tych w przypadku hair metalu. Jako bunt przeciw temu zjawisku powstawały kolejny odmiany ekstremalnego metalu: pierwsza fala black metalu, speed, thrash i w końcu death metal. Jednak kiedy i death metalowcy zaczęli być akceptowani przez społeczeństwo – pojawił się norweski black metal, który stał się wyrazem buntu przeciw uładzonym buntownikom. Zaprzeczono wszelkim normom muzyki rockowej i metalowego mainstreamu. Zrezygnowano z koncertów, nazwy zespołów były coraz trudniejsze do zapamiętania, loga coraz mniej czytelne, zaczęły powstawać jednoosobowe projekty nastawione na pracę studyjną (zaprzeczenie subkulturowego „braterstwa” wewnątrz zespołu oraz wspólnoty tworzonej z fanami podczas koncertów), muzycy malowali twarze, przez co nie można było ich rozpoznać na i tak słabo oświetlonych zdjęciach. Bunt miał również miejsce na płaszczyźnie muzycznej: brzmienie albumów było celowo słabo czytelne, muzyka coraz bardziej intensywna, wokale nieprzyjazne dla ucha, nastąpiło odejście od schematycznego podziału na zwrotki i refreny, w utworach coraz rzadziej pojawiały się gitarowe sola. Black metal pod względem muzycznym więcej miał z eksperymentami spod znaku Tangerine Dream, Dead Can Dance czy Joy Division niż z rockiem typu Queen czy Led Zeppelin. Zmienił się też wizerunek muzyków i fanów – zamiast poubieranych w dżinsy oraz kolorowe t-shirty pijanych i obżartych fast foodem ekstrawertyków wygłupiających się w oczekiwaniu na koncert (http://www.youtube.com/watch?v=WhRCVm-1r2k) pojawili się odziani w czerń introwertywni pesymiści chodzący po lasach i oddający się samookaleczeniom oraz knuciu zła w domowym zaciszu. Jednak dość szybko wśród najważniejszych przedstawicieli black metalu pojawił się pierwszy, który uznał, że jest to kolejny bunt, który okazał się być tylko trendem. Mowa oczywiście o Vargu Vikernesie, który pozostaje do dziś zagorzałym krytykiem black metalu i stara się wyjść poza ten nurt zarówno pod względem artystycznym jak i ideologicznym czy osobistym.

 

źródło: oficjalna strona filmu

Jak już wspomniałem – w Until the Light Takes Us raczej odwołuje się do pewnych wydarzeń, niż stara się je krok po kroku chronologicznie zrekonstruować. Dlatego przed obejrzeniem filmu warto poczytać co nieco o wydarzeniach w Skandynawii na początku lat 90-tych ubiegłego wieku. Materiałów w internecie jest po dostatkiem – wystarczy zajrzeć na którąś z elektronicznych encyklopedii, pogooglować, albo zerknąć na stronę Burzum i przejrzeć (co najmniej kontrowersyjną) autobiografię Vikernesa. Ukazało się też w końcu polskojęzyczne wydanie Lords of Chaos Michaela Moynihana i Didrika Søderlinda – pozycja także kontrowersyjna, ale szczegółowa i przystępna.

 

źródło: oficjalna strona filmu

Autorzy Until the Light Takes Us starają się zgłębić norweski black metal poprzez przedstawienie przede wszystkim dwóch postaci: „Fenriza” Gylve Naggela i Varga Vikernesa. Kamera towarzyszy Fenrizowi w chodzeniu po ulicach miasta, podróży pociągiem, spacerach po lesie, wizytach w pubie, siedzeniu w domu czy udzielaniu wywiadów. Z kolei Vikernes filmowany jest w więziennej celi, w której wygłasza  kontrowersyjne i na swój sposób błyskotliwe monologi. Sposób spędzania czasu wolnego i „zawodowego” przez Fenriza i Vikernesa to nie jedyne co odróżnia ich od siebie. Fenriz wygląda jak typowy metalowiec w średnim wieku – długie włosy, tatuaże, czarne ubrania, skórzana kurtka. Siedzi ze słuchawkami na uszach, rzuca intertekstualne żarty, pali papierosy i popija piwo – generalnie swobodnie czuje się w obecności kamery. Z kolei Vikernes przypomina raczej leśnego samotnika – quasi-militarny strój, krótkie włosy, broda, powściągliwy w gestach, choć niekoniecznie w słowach. Jednak trzeba pamiętać o tym, że ci dwaj ludzie mieli 20 lat temu ze sobą dużo wspólnego, jednak – jak stwierdza Fenriz – jeden z nich silniej zaangażował się w muzykę, a drugi w ideologię. Pomimo tego obaj mają dla norweskiego black metalu duże zasługi. Fenriz udziela się przede wszystkim w Darkthrone, ale przecież tworzył także Isengard, eksperymentalne Neptune Towers, współtworzył Dødheimsgard (w ich najlepszym momencie), folkowe Storm czy Valhall. Z kolei Vikernes udzielał się – paradoksalnie – w przełomowym Mayhem, death metalowym Old Funeral i (przede wszystkim) stworzył Burzum, które poprzez minimalistyczne połączenie metalu i ambientu dąży do przełamania black metalowej konwencji. I mimo że drogi tych twórców rozeszły się, mówią o sobie z wzajemnym szacunkiem. Niestety w filmie nie dochodzi do ich spotkania – gdyby twórcom udało się takowe zaaranżować i udokumentować, Until the Light Takes Us miałoby szansę stać się jednym z ważniejszych filmów o kontrkulturze w ogóle.

Pomimo tego to właśnie wypowiedzi Fenriza i Vikernesa stanowią najciekawszą część filmu. Zwłaszcza gdy schodzą na obszary nieodnoszące się wprost do ich działalności artystycznej. Fenriz w nietypowy sposób tłumaczy swoją fascynację mroczną sztuką. Wyjawia też, kto pierwszy zainteresował się wśród norweskich black metalowców muzyką elektroniczną.

[youtube ytVbn6DjjiY]

Z kolei Vikernes mówi przede wszystkim o swojej wizji świata. Co ciekawe – wiele jego wypowiedzi dotyka obszarów poruszanych przez przedstawicieli skrajnie odmiennych opcji ideowych. Kolonializm, konflikt pomiędzy lokalnym a globalnym, medykalizacja społeczeństwa, komercjalizacja, hiperkonsumpcjonizm. Oczywiście tezy Vikernesa wyprowadzone są z innych założeń i korzysta on z odmiennej nomenklatury, ale pewne podobieństwa są zaskakujące.

[youtube 8DHhbixYtwE]

Bardzo pouczająca jest również scena, w której Fenriz zostaje przeszukany przez tajniaków podczas jazdy pociągiem. Przede wszystkim – pokazuje to, jak bardzo (wbrew temu, co wielu o tym myśli) norwescy black metalowcy odstają od reszty norweskiego społeczeństwa, skrajnie konformistycznego, wygodnickiego i z własnej woli zunifikowanego. Stanowi też dowód na tezę znaną skąd indziej – iż norweski black metal miał na celu przywrócić element mroku i niebezpieczeństwa w wygładzonym oraz sytym mieszczańskim świecie. Stąd fascynacja ciemnością, przemocą, złem, ale także przeszłością – gdy życie nie było tak długie i wygodne, ale bardziej prawdziwe. Black metal w ten sposób buntował się przeciw muzyce rockowej i metalowej. Teksty utworów czy image muzyków nie miały być już atrakcyjnym dodatkiem do muzyki, ale deklarację ideologiczną, całkowicie poważną i znajdującą przełożenie na rzeczywiste działania.

W filmie pojawiają się także inni muzycy związani z norweskim black metalem: Hellhammer z Mayhem, Abbath i Demonaz z Immortal, Bard Faust z Emperor, Garm z Ulver i Arcturus (trzeba z przykrością zauważyć, że przypomina skrzyżowanie metalowca z hipsterem – eksperymentowanie z mainstreamową awangardą jak zawsze kończy się opłakanie) czy Frost z Satyricon. Ten ostatni wypada bardzo ambiwalentnie – z jednej strony widać, że bardzo interesuje się sobą i swoim wyglądem, z drugiej bierze udział w odważnym performance i efektownie oraz efektywnie okalecza swoje ciało. Pojawia się też ciekawy współczesny norweski artysta: Bjarne Melgaard, którego wystawę prac odwiedza Fenriz. Intrygujący moment – potwierdzający zamiar twórców czyli wykazanie podobieństw między black metalem a kontrkulturą i sztuką w ogóle.

Niezależnie jednak od tego, którzy muzycy akurat pojawiają się na ekranie, i jaką drogę przeszli od lat 90-tych XX wieku, w zestawieniu z pokazanym w filmie społeczeństwem norweskim (czy tym sprzed 20 lat czy też obecnym) aż rzuca się w oczy wspólny dla nich wszystkich rys – alienacja. Są to ludzie najwyraźniej wyobcowani ze skandynawskiego welfare state. Nie tylko nie utożsamiają się z nim i wyznawanymi przez jego mieszkańców wartościami, ale nierzadko aktywnie się im przeciwstawiają. Właściwie nawet na poziomie wyglądu odrzucają społeczne normy. Warto też zauważyć, że black metal najwyraźniej nie tylko stał się pełnoprawnym i dojrzałym środkiem artystycznego wyrazu, ale też zdołał wypracować własną stylistykę w tej bardzo przyziemnej dziedzinie. Muzycy przedstawieni w filmie (w większości) niewiele różnią się zewnętrznie od samych siebie sprzed 20 lat. Tymczasem tzw. zwykłe społeczeństwo, które przewija się w tle, zmienia się diametralnie. Reporterzy telewizyjni z lat 90-tych w ogóle nie przypominają Norwegów z początku XXI wieku. Można zatem powiedzieć, że black metal stworzył swój oryginalny sposób wyjścia poza miejsce i czas. Nic dziwnego że przy tym poziomie wyalienowania ze współczesnego sobie społeczeństwa, black metalowcy zwrócili się w stronę jedynych elementów skandynawskiej tożsamości, którą byli w stanie zaakceptować – natury i przeszłości, czy raczej neoromantycznych fantazji na ich temat.

Na koniec warto też wspomnieć o ścieżce dźwiękowej, która jest atutem filmu (choć wielu na nią sarka). Oprócz black metalu pojawią się trochę elektronicznych i ambientowych eksperymentów, a także neofolkowe peregrynacje Ulver (Kveldssanger to były prawdziwe udane eksperymenty, potem już nie dociągnęli do tego poziomu), co znów dobrze umiejscawia black metal – obok artystycznych eksperymentów. Pojawia się też Sunn O))), bardzo eksperymentalne i bardzo kontrowersyjne, ale jednak pozostające na obrzeżach black metalu (w końcu współpracuje z nimi Attila Csihar) i jako tako uznane poza metalowym światkiem.

Analizując black metal do głowy przychodzą pewne skojarzenia, które w Until the Light Takes Us niestety się nie pojawiają. Być może dla osób, które nie dorastały w kraju, w którym (neo-/post-)romantyzm odegrał tak znaczącą rolę i wciąż ma wpływ na zbiorową wyobraźnię, nie są one oczywiste. Bo w końcu jak inaczej zaklasyfikować fascynację dziką przyrodą, ludowością, mrokiem, idealizację zamierzchłej przedchrześcijańskiej przeszłości, niechęć do wszelkiego typu instytucji, kult wybitnej jednostki, pogardę dla „mas” i „filistrów”, krytykę postępu, specyficzny nacjonalizm (czy raczej „volkizm”), zwrócenie uwagi twórcy w stronę archetypów, nienawiść do codzienności… Nawet afiliacje z tym, co – zależnie od punktu widzenia – określa się jako terroryzm, ruchy narodowowyzwoleńcze albo radykalna działalność bezpośrednia, ma swoją analogię w romantyzmie. W końcu wielu romantyków uważanych było przez swoich współczesnych za niebezpiecznych i szalonych bezbożnych ekstremistów, którzy żyją w świecie omamów i widziadeł, a ranga ich dzieł doceniana była dopiero wiele lat po śmierci. W przypadku black metalu mamy do czynienia z tą samą dążnością do zjednoczenia myśli i czynu, próbą przywrócenia utraconej (albo nadania dotychczas nieistniejącej) autentyczności życiu – nie tylko na płaszczyźnie artystycznej, również za pomocą ekstremalnych środków.  Ławo jest formułować oceny postaw czy wyborów z przeszłości, wiedząc, jak wszystko się potoczyło oraz kto ostatecznie trafniej ocenił swoją epokę. I tak samo łatwo oceniać jest teraźniejszość, ignorując możliwe scenariusze nadchodzących czasów. Dopiero z perspektywy jakichś stu czy dwustu lat będzie można w pełni ocenić naszą epokę. Wówczas okaże się, kto trafnie ocenił rzeczywistość i stworzył ponadczasową sztukę. I być może wcale nie będą to oklaskiwani artyści, odbierający nagrody i klepiący się po plecach ze sztucznie uśmiechniętymi politykami, ale ci wszyscy zepchnięci na margines, którzy w mikroskopijnych mieszkaniach, więzieniach czy szpitalach psychiatrycznych opętani przez archetypy tworzyli wizje końca znanego nam świata i powracającej przeszłości. Także dlatego właśnie warto przyjrzeć się norweskiemu black metalowi – chociażby oglądając Until the Light Takes Us.

 

Jacek Gulanowski

video: www.youtube.com

Tags:

2 komentarze

  • Niezwykle wnikliwa analiza black metalu i spojrzenie z innej strony na społeczeństwo norweskie. Czytanie od końca dla mnie było strawniejsze i jakby bardziej wciągające. Polecam.

    • no właśnie ciekawie to jest tu ukontekstowane społecznie, choć za samą muzyka tego gatunku nie przepadam (i jest to „nie przepaść” w domowych bólach uszu nabyta).

Zostaw odpowiedź