Jarosław Kolasiński: Na wierzbie gruszki czyli siatkarski Popko-rn z ligowej pietruszki

19 marca 2011 18:091 komentarz

Prawdziwych fachowców należy cenić: w po sąsiedzku „wiszącym” tu materiale kolegi Z-M-P [„Jaja jak berety”] wiele ciepłych słów pada pod adresem właściciela uprawiających futbol amerykański drużyn Bielawa Owls oraz The Crew Wrocław – Lowella Husseya, który w rozwój polskiego sportu wkład wnosi wręcz nieoceniony. Wprawdzie to tylko on tak twierdzi, ale dlaczego mu nie wierzyć? A co to ma wspólnego z siatkówką? I wiele, i nic. Dokładnie tyle samo, ile warta jest inicjatywa zamknięcia siatkarskiej PlusLigi. Dla ligowych bossów – wiele, dla kibiców – nic. Ile dla szefów PlusLigi warci są jej kibice – dopiero się okaże, kiedy prezes Popko odpowie na ich skierowaną do niego petycję.*

Reformatorski zapał władz PlusLigi postawił kibiców pod ścianą? /fot. JK/

     Nasza trzecia (tak sama o obie mówi) liga świata zmierza ku reformie. Aby przeskoczyć Włochów i Rosjan zdecydowano się na fundamentalne zmiany w organizacji rozgrywek, za wzór biorąc Amerykanów, których w opisywanej sferze i tak dogonić się nie da, a to z tej prostej przyczyny, że siatkarskiej ligi (rozumianej z europejska) nie mają. Kierunek przyjęto zatem doskonały i nie byłoby się czym przejmować, gdyby nie protestujący kibice, którzy zarzucają zamykającym ligę bossom mord na duchu sportu, chęć eksterminacji prowincjonalnej siatkówki i kilka jeszcze innych zbrodni z premedytacją. Pochopnie? Wcale nie jest takie pewne, że  reformatorzy zdołają i popsuć ligę, i de facto zlikwidować kadrę narodową, niwelując jej szanse na medalowe sukcesy. Być może czeka nas świetlana przyszłość. Amerykańska. Pan Popko twierdzi bowiem, że wykoncypowane przez niego zamknięcie ligi jest pomysłem doskonałym i obawiać się nie ma czego, gdyż korzysta z usług „osoby mającej doświadczenia z NBA, która jest najsłynniejszym przykładem ligi zamkniętej”. Chociaż piernik nijak się ma do wiatraka, ale skoro miele się w nim mąkę na pierniki, warto przyjrzeć się procesowi produkcji. Tylko dlaczego już na wstępie pusty śmiech mnie ogarnia?

hej! tu en-bi-ej!

      Rojenia o stworzeniu w Polsce (choćby w skali mikro) czegoś na podobieństwo NBA są tyleż uzasadnione, co żywione na progu McDonaldsa nadzieje na konsumpcję naleśników z kawiorem. Jeśli „osoba mająca doświadczenia z NBA” sugeruje bossom PlusLigi, iż u nas siatkarska NBA liga jest możliwa – wszystkie kabarety od Bugu po Odrę, od Bałtyku po Tatry powinny drżeć przed konkurencją. Żeby nie być gołosłownym, uwag kilka o amerykańskim systemie (SYSTEMIE!) produkującym masowo ich sportowe triumfy. To tak gwoli zastanowienia się, na ile skopiowanie tego modelu jest realne w Polsce, gdzie najlepszy system mamy w biathlonie: obrażony trener ze Wschodu wyjeżdża, jego norweski następca prędko czmycha również, „grającym” trenerem zostaje zawodnik-weteran Sikora, który w konsekwencji zatrucia pokarmowego rezygnuje z udziału w MŚ – w efekcie wyprzedzają naszych (San Marino nie startowało) reprezentanci… Grenlandii.

     Z wyspy tej niedaleko do USA, gdzie nie ma podobnych naszym klubów sportowych, do których tatuś prowadzi synka, jeśli dojdzie do wniosku, że gówniarz ma talent. W juesej tatuś po prostu szuka potomkowi odpowiedniej „podstawówki”, gdzie taka, panie, koszykówka uprawiana jest niczym poletko orchidei, a nie jak u nas – pastewnych buraków, co to się nikomu nic nie opłaca, bo nie. Kto amerykańskiego szczeniaka uczy sportu w szkole, to (trenerskie zarobki!) szkoda w ogóle porównywać, bo wstyd i tyle. Zostawmy.

     Po podstawówce (czyli po wstępnym odsianiu nielotów od orłów) wybiera się szczylowi (sport wciąż mając na uwadze) gimnazjum, a potem liceum. Co ciekawe – jeśli dzieciak już wtedy jest odpowiednio dobry – genialny amerykański SYSTEM oferuje mu JUŻ WTEDY niemałe stypendium. JUŻ Wujek Sam w niego inwestuje. JUŻ Wujek Sam szczeniaka dopieszcza. Zupełnie jak w gęstej sieci polskich Szkół Mistrzostwa Sportowego, prawda?

[Po kilkugodzinnej przerwie, pękając ze śmiechu – ciężko mi w klawisz wcelować – piszę dalej]

     Sportowa mądrość Wujka S. polega i na tym, że organizuje on (na poziomie szkół średnich) prestiżowe stanowe i ogólnokrajowe rozgrywki, oglądane live tak przez miejscowych emerytów, rodziny i kumpli zawodników, jak i przez skautów uczelnianych, a nawet ludzi z NBA (Kobe Bryant! choć w tym przypadku trybuny mogły być puste – i tak pachniało gwiazdą na 1000 mil). tej samej NBA, co to – niczym Bonaparte chłopakom z naszego hymnu – przykład panu Popko dała.

     Kolejnym etapem produkcji są uczelnie wyższe. O poziomie jankeskiej ligi akademickiej, to nawet szkoda gadać i z naszymi azetesami ją porównywać (znów nie trafiam w klawisze). Teamy z NCAA bez większego szwanku wyszłyby z konfrontacji z drużynami Euroligi, do której nasi chłopcy wychowani  pośród wierzb płaczących i kędy dzięcielina pała od lat pukają bez większych sukcesów. Amerykańskie drużyny akademickie nie są trenowane przez zmęczonych panów z gwizdkiem (żadne tam „macie piłę i sobie pograjcie”), pobierających miast pensji upokarzające zapomogi, lecz przez profesjonalne sztaby szkoleniowe. Uniwersytety (na co w tak bogatym kraju jak Polska szanse są przecież identyczne) zapewniają graczom-studentom sprzęt, hale i gabinety odnowy niewiele gorsze od tych w NBA. Telewizyjna oglądalność akademickich rozgrywek – aż dech w piersiach zapiera.

     Tak oto (mniej więcej) w Stanach wygląda koszykówka amatorska (czemu ja znowu rechoczę?), przejdźmy do tej zawodowej. Ukończony jankeski pan student zgłasza się do draftu, który stanowi podstawę potęgi ichniej, panie, koszykówki. Prawdziwy draft (innego być nie może) polega na tym, że „szczęśliwy dzierżawca” czerwonej ligowej latarni w zakończonym właśnie sezonie jest jednym z pierwszych w kolejce do siuśmajtkowej gwiazdy uniwersyteckiej – bierze ją sobie ZA DARMO! Jednocześnie dominator ligi stoi grzecznie w okolicach końca kolejki przez co, siłą rzeczy, poziom drużyn musi się wyrównywać.

Wspaniałe perspektywy /rys. Michał Zięba/

hej! tu POLISZ en-bi-ej!

     Tłumacząc rzecz na polskie realia: młodszy o lat 13 klon zawodnika Plińskiego pojawia się na czubku draftowej listy i taka dajmy na to Gwardia Wrocław (przed dwoma laty uciekła z siódmej ligi, gdyż na wrocławskim rynku trysnęła ropa i za petrozłotówki wykupiono miejscówkę w zamkniętej PlusLidze) będąc ostatnia w tabeli roku 2010 – bierze sobie chłopaka. Tego hipotetycznego klona. W tym samym czasie w Bełchatowie, kompletnie bezstresowo, pan prezes Piechocki spokojnie czyta do obiadu – dajmy na to – najnowszego Houellebecqa, bo wie, iż jako mistrz ubiegłego sezonu czekać musi na końcu kolejki. W efekcie za miesiąc wygrywa ze wzmocnioną systemowo Gwardią już nie 3-0, ale dopiero w secie piątym, a i to z trudem. Znając intrygującą skłonność Skry do sprzątania innym gwiazd sprzed nosa, by mieć potem kim ogrzewać ławkę – nietrudno sobie opisaną wyżej sytuację wyobrazić. Czy draft w stylu amerykańskim (każdy inny byłby porażką przed pierwszym gwizdkiem) – ma u nas szanse zaistnienia? Ależ oczywiiiście! I znów mam z klawiszami problem.

     SF-u ciąg dalszy: Jest już po drafcie – klon Plińskiego podpisuje właśnie kontrakt (o określonej – jak w NBA – minimalnej długości, z opcją prolongaty), dzięki czemu nikt go Gwardii tak szybko nie skradnie – hura! Zresztą zawodnik sam z siebie nie jest na to chętny, bo poza realną szansą na szybki rozwój poprzez częstą grę w pierwszym składzie Gwardii, miast nadupnych odsiedzin od (np. bełchatowskiej) ławki – skuty jest kajdanami tzw. salary cap – limitu wynagrodzeń. Limitu przestrzeganego w USA raczej skrupulatnie, jako że za każdego dolca wypłaconego powyżej dopuszczalnego maksimum – buli team lidze niemały haracz. Skoro uniemożliwia się drużynom licytację listami płac, to jak kogoś komuś ukraść?

     Tak oto Amerykanie sprawiają, że wiecznych mistrzów tam nie ma (Halo, Bełchatów!) ani nałogowych posiadaczy „czerwonych latarni” (Wrocław, Wrocław, jak mnie słyszysz?). Aby opisana pokrótce maszyneria hulała, liga MUSI być zamknięta! Jeśli outsider z 2010 ma być mistrzem w 2011 – nie może w międzyczasie spaść do niższej klasy. Opisany system działa w USA i to całkiem nieźle, choć nie zawsze cieszy fanów tamtejszej narodowej reprezentacji którą często tworzą chłopaki z uczelni i dopiero gdy zbyt regularne oraz nadmiernie ciężkie zbierają bęcki od reszty świata – rzuca się do boju najlepszych. Czy rzecz tę „osoba mająca doświadczenia z NBA” władzom PlusLigi uświadomiła? Ciekawe. A jeszcze ciekawsze, czy to w ogóle dla nich temat do refleksji. No, ale wróćmy zza Atlantyku nad Bałtyk. Mała kawka i zastanówmy się

dlaczego u nas się to wszystko po prostu nie uda.

     Przede wszystkim od kilkudziesięciu lat da się w Polsce zaobserwować pewne przejściowe problemy z podażą armatek. Nie armat, a armatek, bo o podstawie piramidy, czyli sporcie szkolnym teraz mowa. Z-M-P poetycko rzecz ujmuje twierdząc, iż amerykański sport szkolny tak się ma do naszego, jak Atlantyk do kałuży za polską stodołą. Każdy, kto choć raz w RP szkolne szorty na zadek naciągnął (o ile akurat nie zapomniał „stroju”) musi przyznać mu rację. Czy „osoba z doświadczeniami z NBA” zdaje sobie z tego sprawę? Nie wiem. Jeśli problem ten nie jest konsultantowi pana Popko obcy, to – niech zacytuję Szymona Majewskiego – ale o co chodzi? Budować gmaszysko potęgi bez wylanych fundamentów? Załóżmy że się da – nie takie rzeczy polski budowlaniec widział i robił – idźmy dalej.

Czy ten maluch, kiedy dorośnie, będzie miał jeszcze ochotę na polską siatkówkę? /fot. JK/

      Piramida podstawy nie posiada, to już ustaliliśmy. Zerknijmy teraz na sport uczelniany, czyli środek budowli. Od razu widać, że go u nas po prostu nie ma i pewnie dłuuugo nie będzie. Naszych uczelni nie stać prawie na nic, więc i uniwersyteckiej ligi siatkarskiej (PlusMinusLigi?) nie sfinansują. Jakim cudem umyka to uwadze pana Popko et consortes? A może im się wydaje, że reformując ligę odnowią zarazem polski „system” oświatowy? Brawo! To proponuję jednocześnie zając się mundurowymi emeryturami, pogłowiem owiec w Bieszczadach oraz lotami w kosmos. No i jeszcze OFE.

     A może czymś się sport uniwersytecki da zastąpić? Pewnie tak, ale czym konkretnie? Kluby sportowe na środek piramidy kompletnie się nie nadają – niby dlaczego miałyby oddawać ZA DARMO graczy tym z PlusNBA? I kiedy? Może ustalić limit wieku zawodników, którego przekroczenie obligować będzie do draftowania? Jasełka. Może wprowadzić przymusową, darmową oraz okresową i międzyklubową rotację brunetów, w następnym sezonie – blondynów, a za dwa lata rudych? Jawne kpiny. Który klub bez tzw. żółtych papierów może mieć interes darmowego pozbywania się zawodników? A jeśli to nie darmowo, to przestańmy udawać, że to draft. Jeśli zaś go brak – liga zamknięta traci sens jakikolwiek. Przynajmniej sportowy, co ważne, bo nie wykluczone, że szefostwu PlusLigi czasem i o sport chodzi.

Ustaliliśmy już, że

naszej przyszłej siatkarskiej piramidzie brak fundamentów oraz środka. Hej, a co tam widać z czubka?

      Teatr PlusLigi zobaczyć można ogromny, czy raczej ocean mizerii? „Na dzień dzisiejszy” jestem w stanie na wirsycku budowli dostrzec oczyma wyobraźni jedynie samych masochistów – prezesów najbogatszych klubów, którzy (by PlusNBA miała jakikolwiek sens) muszą godzić się na rezygnację z wielkiej forsy, jako że warunkiem sine qua non istnienia ligi zamkniętej jest równowaga budżetowa teamów. Ona właśnie istnieć musi (w powiązaniu z darmowym draftem i limitem zarobków – czy unijne prawo na to zezwala?). Tylko to gwarantować może, że roślinka nie uschnie – znaczy – kibice nie wyzdychają z nudów, jak to zaczyna mieć miejsce już teraz. U progu reformy.

     Skoro o kibicach mowa… Tak, tak! O tych samych kibicach, których latami włodarze polskiej siatkówki (wespół ze złotoustymi panami z Polsatu) zagłaskiwali, że najlepsi na świecie, że super, że miód. Aż tu nagle…

– Houston (Volley) Rockets, mamy problem! Mayday! Mayday!

     Kibice się zbiesili, potwierdzając diagnozę prezesa Popko, że do idei ligi zamkniętej „należy dojrzeć”. Fani jak dotąd rozczarowują, jako że zdołali dojrzeć tylko do pompowania ligowej kasy poprzez zakup biletów, ale do ligi zamkniętej ewidentnie się jeszcze nie nadają – oni chcą otwartej. Trzeba podkreślić, że nieźle się ktoś musiał nagimnastykować, by „wspaniale się bawiące na trybunach” zawsze wierne owieczki przemienić w zapamiętale protestujące wilki. I co teraz? Co robić? Zignorować?

      Da się. I to na dwa sposoby. Można nadal spokojnie doić fanów z pieniędzy i tłumaczyć im przy tym, że system ligowy to zbyt poważna sprawa, żeby byle mydłek z szalikiem na szyi mógł o nim współdecydować. Można też – po staremu – wyjść kibicom naprzeciw tłumacząc, że „nieliczni protestujący”, to krótkowzroczne warchoły, które należy oddzielić od zdrowego jądra kibicowskiej społeczności, co to po nocach furt modli się o nadejście ligi zamkniętej (zwanej zresztą przez dowcipnego prezesa otwartą).

      Prawdopodobnie problem zostanie rozwiązany bardziej elegancko, co zdaje się zapowiadać prezes  Popko napomykający o konieczności „obróbki mentalnej”. Co to dokładnie ma oznaczać – jeszcze nie wiadomo. Wypada mieć tylko nadzieję, że nie chodzi o wiece nawiści do ligi zamkniętej, na które kibicowskie lemingi zagoni się  siłą. Zresztą czy byłoby warto?

Wszystko z czasem i tak rozejdzie się w szwach, a także po kościach

– stopień zorganizowania fanów w zderzeniu z potęgą wielkobiznesowego przedsięwzięcia PlusLigi jest praktycznie żaden. Z drugiej strony – można sobie internetowe harce lekceważyć, ale czasy dziś takie, że już niejeden wyszedł na tym jak Mubarak na mydle.

Czy kastrując ligę, nadal będzie się można spodziewać tłumów na meczach reprezentacji? /fot. JK/

     Co by nie mówić – kibic nie czirliderka. Na mecz przychodzi gnany pragnieniem zwycięstwa ukochanej drużyny, pożądając wysokiego poziomu widowiska. I czujne władze PlusLigi wychodzą tym oczekiwaniom w pół drogi – choćby obecnie – ostro zwiększając w sezonie 2010/2011 liczbę gier w zbędnej drugiej części rundy zasadniczej. Troszkę niestety nie wyszło: zupełnie niespodziewanie dla nikogo kilka polskich klubów zbyt daleko zaszło w rozgrywkach międzynarodowych i zaczęto zawracać Wisłę drągiem, zastanawiając się nad koniecznością ograniczenia liczby gier w wieńczących sezon play-offach. Czym to się skończy – nie sposób prorokować. Chyba nikt jeszcze do tego mentalnie nie dojrzał.

     Jasne jest jedno – rozmnożenie liczby gier zdecydowanie podrasowało blednące medialne walory polskiej siatkówki. Oto całkiem niedawno, znany powszechnie zawodnik Możdżonek (Skra Bełchatów) zauważył tuż po finalnym gwizdku sędziego, że zakończył się właśnie mecz nudny. Niby to nie rewelacja, ale intryguje fakt, że zawodnik nie śledził rozgrywki na ekranie telewizora, ale… na boisku w niej uczestniczył. Znów spytam: „ale o co chodzi?” Sam zawodnik Możdżonek niczego już nie wyjaśni, jako że poniewczasie zakazano siatkarzom medialnego recenzowania systemu rozgrywek, od czego jednak Ministerstwo Rolnictwa? Bez trudu zapewne wykaże nierozerwalny związek pomiędzy aktualnie wdrażaną reformą a wzrostem plonów pietruszki, o którą się teraz w PlusLidze walczy (a co dopiero, kiedy się z niej spaść niżej nie da?). Co ciekawe, w górę idą ceny kukurydzy, jako że niemający czego oklaskiwać kibice, spożywają większe ilości popko-rnu o smaku wyżej wymienionego warzywa – pietruszki.

Z ponurymi minami parę lat temu oczekiwano seryjnie pokonywanych polskich siatkarek. Jakie miny kibice mogą mieć dzisiaj? /fot. JK/

     Czy z uwagi na to wszystko Polsat już w tym roku odsprzeda prawa do transmisji Redakcji Rolnej TVP i czym to się reformy skończą – czas pokaże. Jedno jest pewne: nie konfabuluje prezes Popko stwierdzając (w imieniu własnym i zapewne kolegów) –

„Jeżeli coś robimy, to robimy to porządnie”.

     Dawno niespotykany urodzaj na pietruszkowe mecze tę śmiałą tezę, kochany panie prezesie, potwierdza na tyle bezdyskusyjnie, że w kwestii stworzenia nad Wisłą polskiej siatkarskiej NBA należy być optymistą. Od zawsze – na wierzbie gruszek ci u nas dostatek, ale i te przyjmujem, jako zapowiedź końca polskiej siatkówki. A gdy już on nastąpi, spełni się proroctwo Lowella Husseya – najpopularniejszym u nas sportem będzie futbol amerykański. Ze wszystkimi faktu tego konsekwencjami.

Jarosław Kolasiński

(za rękę przez Z-M-P prowadzony, za co mu niniejszym serdecznie, aczkolwiek z uwagi na temat – ze smutkiem dziękuje)
– – – – – – – – – – – – – – – – – – — –  – – – – – – – –
* prezentujemy poniżej skierowaną do prezesa PlusLigi petycję siatkarskich kibiców, na których stronie www [ http://otwartaliga.pl/ ] można dołączyć się do ich protestu, do czego gorąco namawiamy.
[widoczne w tekście podkreślenia są autorstwa redakcji Netkultury]
 
 
Kibice i sympatycy
popierający akcję:
OTWARTALIGA.pl
Prezes
Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej
Artur Popko
 

          My, niżej podpisani kibice piłki siatkowej w Polsce zwracamy się z prośbą do działaczy Polskiego Związku Piłki Siatkowej oraz Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej o nie wprowadzanie w Polsce systemu rozgrywek zamkniętych.

          Siatkówka jest sportem posiadającym w naszym kraju bogatą historię oraz rzeszę oddanych fanów. My, jako kibice tego pięknego sportu rozumiemy dążenie do rozwoju dyscypliny i szukanie jak najlepszych rozwiązań przez krajowy związek jednak naszym zdaniem zamknięcie ligi spowoduje większe straty niż korzyści. Podstawą każdej dyscypliny sportowej jest rywalizacja, która powinna odbywać się na polu czysto sportowym. Zamknięcie ligi spowoduje wypaczenie sensu rozgrywania meczów oraz sprawi, że zespoły zamiast o zwycięstwa na boisku będą zabiegać o zebranie jak największej liczby funduszy, aby dostać się do najwyższej klasy rozgrywkowej, a następnie w niej utrzymać. Otworzy to pole do różnego rodzaju manipulacji, a także korupcji, od której do tej pory ta dyscyplina była wolna.

          Zamknięty system rozgrywek nie ma miejsca w żadnym z rozwiniętych siatkarsko krajów. We Włoszech oraz Rosji o awansie bądź spadku decyduje jedynie postawa zespołów na boisku, a mimo to lub bardziej dzięki temu obie te ligi uznawane są za najlepsze na świecie. Polska PlusLiga również ma mocną pozycję i stawiana jest przez niektórych zaraz za wyżej wspomnianymi ligami. Tę pozycję osiągnęliśmy właśnie dzięki wysokiemu poziomowi sportowej rywalizacji, dla której zamknięcie ligi może okazać się zabójcze.

          Zamknięcie ligi zwiększy dysproporcje pomiędzy zespołami dysponującymi dużymi budżetami, a drużynami, których budżet pozwalał będzie jedynie na pewne miejsce w PlusLidze. Spowoduje to sytuację, w której rozgrywanie meczów pomiędzy drużynami zajmującymi w tabeli odległe miejsca straci sens. Nie będą one w stanie włączyć się w walkę o medale, a jednocześnie stracą motywację, jaką było niewątpliwie zagrożenie spadkiem. Co za tym idzie spadnie atrakcyjność ligi dla kibiców a także dla sponsorów, którym nie na długo wystarczy jedynie okazja do pokazania swojej nazwy w telewizji. Mniejsze zainteresowanie kibiców spowoduje nie tylko mniejsze wpływy z biletów, ale również sprawi, że siatkówka stanie się produktem mniej atrakcyjnym dla sponsorów.

          Taki system rozgrywek odbije się również na zaangażowaniu w swoją pracę zawodników. Choć nie mamy wątpliwości, że siatkarze to profesjonaliści i zawsze wychodzą na boisko w pełni zmotywowani, by walczyć o zwycięstwo, to jednak zamykając ligę odbierze im się dodatkową motywację. Z pewnością trudniej jest grać z przekonaniem, że nawet w przypadku słabej gry i porażki nie dojdzie do najgorszego, czyli spadku zespołu z ligi. Taka sytuacja będzie miała wpływ na meczowe postawy zawodników a także na podejście do treningów. To z pewnością znajdzie także odbicie w reprezentacji Polski, ponieważ umiejętności zawodników kształtują się właśnie w lidze.

          Zamknięcie ligi w założeniu ma być gwarancją płynności finansowej grających w PlusLidze zespołów oraz ma zlikwidować sytuację, w której dany klub z powodu problemów finansowych nie płaci zawodnikom bądź w najgorszym przypadku wycofuje się z rozgrywek. Jednak w przypadku, kiedy większość firm sponsorujących siatkarskie kluby dysponuje kapitałem prywatnym nie ma gwarancji, że w chwilach bessy na rynku sponsor chcąc ograniczyć straty nie wycofa się z finansowania siatkówki.

          Wreszcie zamknięty system rozgrywek będzie miał druzgocący wpływ na ligi niższe, których dalsza egzystencja nie będzie miała najmniejszego sensu. Do tej pory zespoły rozpoczynające sezon w I lub II lidze stawały przed szansą awansu, jeśli zabierze im się tą możliwość, to nie będą miały powodów, by w ogóle zaczynać rywalizację. O co będą grały zespoły z niższych lig, jeżeli wprowadzi ten system zostanie wprowadzony? Nawet, jeżeli niejako „w zamian” zaproponuje im się grę o mistrzostwo odpowiednio I i II ligi, to zawsze tytuł Mistrza będzie mniej prestiżowy i mniej znaczący niż tytuł Mistrza PlusLigi. Zainteresowanie mediów tymi rozgrywkami spadnie praktycznie do zera i ograniczy się jedynie do wzmianek w regionalnej prasie. Poniesie to za sobą problemy ze znalezieniem sponsora, które już w niższych ligach są bardzo duże. żadna firma nie wyrazi chęci sponsorowania drużyny, jeśli nie zobaczy w tym wymiernych korzyści dla siebie. W dzisiejszym świecie, kiedy liczy się tylko zysk, nie można liczyć jedynie na miłość do siatkówki prezesów firm, by zainwestowali swój kapitał muszą dostać coś w zamian. W mniejszych miejscowościach trudno jest znaleźć sponsora, który gotowy jest zainwestować duży kapitał w klub, nikt nie zainwestuje w drużynę, kiedy będzie świadomy, że gra w PlusLidze jest nieosiągalna. Firmy wolą zapłacić mniejsze pieniądze z nadzieją, że zawodnicy wywalczą sobie awans niż wyłożyć duże pieniądze na skompletowanie nawet minimalnego budżetu gwarantującego grę w najwyższej klasie rozgrywek. Nie należy również zapominać, iż w dobie kryzysu, w mniejszych miejscowościach rzadko która firma dysponuje dużym kapitałem.

          Mamy nadzieję, że wezmą Państwo pod uwagę nasze stanowisko w tej sprawie, tym bardziej, że to właśnie my, kibice jesteśmy odbiorcami widowiska sportowego. Leży nam na sercu dobro tej dyscypliny i chcemy mieć wpływ na jej obraz i kształt. Polscy kibice nie raz dali przykład jak ważną część środowiska siatkarskiego stanowią. Występujemy ponad klubowymi podziałami i wierzymy, że my kibice jesteśmy tak ważni jak to zwykle podkreślają Państwo w medialnych wypowiedziach, a nie tylko wpływami za bilety bez prawa głosu.

Tags:

1 Komentarz

Zostaw odpowiedź