Marian Wtorek: Męskim okiem. Odc. 1

14 grudnia 2010 02:244 komentarze

Będąc w szuwarach, zadzwoniły rumiane obcasy

       Kiedy mowa o strzelaniu byków, nieodparcie na myśl przychodzą mi „Wysokie Obcasy” oraz Bronisław Komorowski. Z uwagi na całodobowy monitoring wszystkiego, co tylko człek o głowie państwa napisze, spieszę uściślić, że połączenie w jednym zdaniu pana prezydenta z bykiem oraz „Wysokimi Obcasami” wcale nie oznacza tego, co mógłby sobie ktoś złośliwy pomyśleć. Nie da się jednakże ukryć, że związek pomiędzy wymienionymi istnieje i to ścisły: tak pan prezydent, jak i „WO” byki strzelają i to okazałe.

       Obecnie wydaje się, że  Prezydent Komorowski kanonady zaprzestał, przynajmniej do końca kadencji, niestety  „WO” tego o sobie powiedzieć nie mogą. Najlepszym tego dowodem jest pojawienie się w rzeczonym periodyku  publikacji „Tylko diabeł może gwizdać w nocy” Aleksandry Krzyżaniak-Gumowskiej  /09.10.2010/. Autorce udało się tam upolować wspaniałe okazy byków w postaci choćby „rumianych kości policzkowych” czy  „rozklekotanego renault po dziadku, w którym właśnie zaczęła kapać woda”.

     W ocenie wyżej wymienionych trofeów niewątpliwą pomocą były dla mnie doświadczenia ze świata męskiego. Skoro mowa o wodzie, to pośród wzburzonych cyklonami weny i huraganami talentu odmętów literatury internetowej napotkałem ongiś kolię prozatorską, rozpoczętą cud-perłą: „Będąc w sklepie, zadzwonił telefon”. Cytowane zdanie miało informować o tym, że gdy bohater stał w ogonku do kasy, zadzwoniła komórka, którą miał w kieszeni. Autorem brawurowo popełnionej frazy był /znany mi skądinąd/ samiec „z zadęciem na alfa”, tym żwawiej więc czytelnicy zdiagnozowali rzecz jednoznacznie: wielgaśnego strzelił byka!

      Tymczasem rodzicielką wielkoobcasowych zwrotów w postaci przeciekającego dziadka oraz rannej w policzki obywatelki Republiki Francuskiej jest, jak wspomniałem, kobieta. Uff co za  szczęście! Jako osobnik płci błędnej, aczkolwiek wolny od samczej pychy, pragnę zauważyć, że cytowanych byków nie należy porównywać z „będąco-dzwoniącym” telefonem, ani tym bardziej klasyfikować jako zakończonych klęską zmagań reporterki z jakże przecież trudną polszczyzną. Nie doszukiwałbym się tu również narkolepsji korektora /bo, jestem tego pewien, nie korektorki/, jak postąpiłby zapewne nabzdyczony, pełen szowinistyczno-gramatycznych przesądów samiec. Nic z tych rzeczy – reporterce udzielam niniejszym pełnego rozgrzeszenia.

            Reportaż traktuje przecież o Bretanii, a tam – jak nietrudno się domyślić – tubylczych kości policzkowych wcale nie okrywa skóra et consortes, lecz standardowo sterczą one tambylcom na tzw. wierzchu. Dzieje się tak za przyczyną bryzy ogałacającej twarze do kości , które rumianymi się stają skutkiem nagminnego u tutejszej ludności podziwiania nadmorskich wschodów słońca.

Podobnie jest z dziadkiem, „w którym kapie woda” – i tu działa specyfika regionalna. Podczas odpływów chadza się w Bretanii na fruttidimarobranie, a że  morze zaledwie o rzut regionalnym beretem, to najpierw w sabotach, potem w kolanach osób starszych zbiera się woda, która za jakiś czas „w nich kapie”. Słona, rzecz jasna i planktonowata.

            Jeśli mimo mego porażającego swą logiką wewnętrzną wywodu, ktoś chciałby się upierać, że „rumiane kości” oraz „kapiący dziadek”, to jednak byki – niech zada sobie pytanie: a nawet gdyby, to co z tego, że byki, skoro ustrzelone przez kobietę, a nie samca?

     Niedowiarkom polecam kolejny materiał z tego samego numeru „WO”. Po jego lekturze staje się jasne, że byk strzelony przez kobietę, to coś zupełnie innego niż bestialsko zamordowany przez samca. I tu właśnie powraca na boisko, ściślej na polanę przed amboną /wyjątkowo mowa o myśliwskiej/ Bronisław Komorowski, klęczący o dziwo nie przed Benedyktem XVI, a celujący do zwierza.

            Powszechnie wiadomo, że pan prezydent niejednego byka (i łanię) trupem położył, zdawać by się więc mogło, że podobnie bykostrzelne „WO” powinny co sił agitować za nim podczas prezydenckiej kampanii wyborczej. Tymczasem nawet strach przed prezesem PiS-u /wówczas jeszcze pod wpływem silnych środków uspokajających/ nie skłonił pań do prokomorowskich posunięć. I wcale nie poszło o „obciachowe wąsiska” /no, może trochę…/,  a o byki strzelane. Byki rozumiane jako samce, które całymi furami padały łupem p. Komorowskiego nim kampania nabrała rumieńców (nie na policzkowych kościach, bynajmniej). W kręgach paralewicowych /szczególnie feministycznych/ utyskiwano, iż kandydat nie dość, że ma czelność być myśliwym, to jeszcze się tym waży chlubić. Barbarzyństwo! Niewrażliwość! Obciach! Niektórzy widzieli w tym krucjatę przeciwko pasztetowi z zająca, rosołkowi z bażanta czy sarninie po staropolsku – niesłusznie. Już po prezydenckiej inauguracji okazało się bowiem, iż jeśli nawet Bóg kule nosi neutralnie, to o wszystkim decyduje płeć strzelającego.

fot. Zbigniew Makulski/wycelowała Matylda Makulska

            W artykule genderowo zatytułowanym „Do płci żeńskiej nie strzelam” kawę – z /kobiecą!/ gracją – postawiono na ławę. Przedwyborczo krytykowanemu odrażającemu typowi z dymiącą giwerą w szowinistycznej dłoni, „WO” przeciwstawiły Diany, które „łagodzą myśliwskie obyczaje”. Mało tego – wg polującej D. Serafin – czyhając na zwierzątka  w lesie czy szuwarach „kobiety delektują się tym [scenerii] pięknem”. Natomiast „mężczyźni są bardziej ukierunkowani na rywalizację.” Czy wskazaną różnicę w podejściu do zestrzeliwania ptactwa naruszającego polską przestrzeń powietrzną doceniają szpikowane śrutem kaczki – „WO” nie wyjaśniają. Zapewne z powodu trudności translatorskich.

            Publicystyczny wykład o różnicach pomiędzy męsko-atawistycznymi mordami na zwierzętach a świadomym kobiecym myślistwem został cudnie zilustrowany. Z reguły w takich przypadkach publikuje się konterfekty bezwzględnych mężczyzn, sztampowo prężących się na tle wypchanych substytutów swej zaginionej męskości: łbów jelenich wiszących na ścianie, wypchanych zwłok dzików /nie daj Boże, loch!/. „WO” natomiast, z wdziękiem zamieściły pięć pięknych portretów dam na tle rozkosznych (jeszcze nie ustrzelonych) zwierzątek. Jedynym wyjątkiem (sabotaż?) jest tu pani pozująca z wypchanym gachem (samcem zająca), który wszakże sprawia wrażenie zadowolonego, podobnie jak bohaterki artykułu z werwą opowiadające o swych myśliwskich wyczynach. I nie są to puste przechwałki, ani dowcipasy pośledniego gatunku jak prezydencki o kiełbasie i przemówieniach. Nic z tych rzeczy – konkret tu goni konkret, głęboka refleksja swą siostrę (bo przecież nie brata!).

            Kobiety-łowczynie wcale nie są samczo-gruboskórne, ale… wrażliwe. Ot, choćby młoda policjantka (polująca głównie z koleżankami ze Stowarzyszenia Polskich Dian) konstatująca: „kobiety są bardziej wrażliwe”. Ona sama jest zresztą znakomitym strzelającym dowodem na prawdziwość własnych słów: „w ogóle nie strzelam do płci żeńskiej” – zauważa subtelnie, po czym skromnie dodaje, iż nie zabija też koźląt czy cielaków, ponieważ „młodych jej szkoda”. Nie poluje również na matki, ponieważ „w kolejnym roku mogą mieć młode”. Definiowana tu wrażliwość (śp. Kopaliński nie zdoła już nanieść poprawek w słownikach!) posiada konotacje nie tylko sportowo-eugeniczne, ale i romantyczne. Gdy cytowana pani Dudek spogląda wziętej na muszkę sarence (kózce) w oczy, „coś się w niej uruchamia takiego, że nie pociągnie za spust”. „Cosia” nie uruchamiają oczywiście oczęta samczo-sarnie /koźle/. W nie, jak się zdaje, myśliwa nie spoziera, ale nie przez niewrażliwość – po prostu jej uwagę przykuwa „piękne poroże, które może zawisnąć na ścianie i cieszyć oczy.”  Kiedy zaś pierwszy raz nosiciela ściennej ozdoby policyjna Diana ustrzeliła „w oczach miała iskry […] i odtańczyła wokół dziki taniec”.

            I to się nazywa polowanie! To się nazywa myśliwa! Kudy do niej wąsatemu panu prezydentowi! Czy on chociaż jeden, jedyny raz wykonał pas de deux nad trupem zamordowanego przez się zająca, czy, nie daj Boże, zajęczycy, co za rok może mieć młode (najlepiej samce, bo do nich Dianom łacniej się strzela)? Nie. Pan prezydent nie tańczy. Mało tego – polując, zaledwie prymitywnie rywalizuje, nie pojmując o co tak naprawdę chodzi w myślistwie. A prezentowana przez „WO” pani Różycka – wie! Strzela z przyczyn zdrowotnych – dzięki polowaniom jest „zdrowsza i weselsza”, gdyż „kto poluje, ten mało choruje. W lesie przecież nie ma zarazków”. Telefonicznie na tę okoliczność nagabnięty (borelioza od lat sześciu) znajomy leśniczy, odmówił niestety potwierdzenia tej opinii, przynajmniej dopóki nie wróci do leśniczówki, ponieważ kleszcze z jego lasu słuch mają znakomity i mogłyby ze śmiechu pospadać z gałęzi, a przecież zadaniem leśników jest troska o zwierzęta, nie zaś ich maltretowanie. Obiecał oddzwonić.

            W oczekiwaniu na połączenie z Borami Dolnośląskimi pragnę tymczasem zauważyć, iż w odróżnieniu od prezydenta faryzejsko dziś wieszającego dymiący sztucer na gwoździu, ustrzelone (excusez le mot!) przez „WO” panie nie padają na kolana przed opinią publiczną. Trzy z nich otwarcie, z podniesionymi czołami, bez typowo męskiej hipokryzji deklarują, że strzelały, strzelają i strzelać będą! Czwarta zastanawia się, czy zacznie, kiedy sobie broń kupi, piąta zaś – jak dotąd tylko przygrywająca myśliwym na rogu – zauważa (analizując technikę dmuchania) „nasza gra jest jak całowanie”. Trafione ze sztucera łanie zapewne rozczuliłyby się na takie dictum. Samczo niewrażliwe na sztukę poczęstowane ołowiem jelenie męskie prawdopodobnie określiłby łowiecko-muzyczne występy pocałunkami śmierci, czy jakoś podobnie.

            Ochoczo rozwinąłbym ten temat, ale ponieważ ochotą Rosjanie zwą polowanie, bezczelnie nie uściślając, czy o morderczą rywalizację mużczin chodzi, czy o wrażliwość żenszczin – już kończę. Tańcząc dziki taniec, całuję z iskrami w oczach – wasz stary niewrażliwy samiec o porożu, które może zawisnąć na ścianie ciesząc oczy –

 Marian Wtorek, protetyk)*

 ————————–

 *  Marian Wtorek –protetyk. W zawodzie od lat kilkunastu, a jako że jest to protetyka myślowa, na brak zleceń nie narzeka. Szczególnie ostatnio. W swym mizoginizmie – umiarkowany radykał. Adiunkt na Wydziale Archeologii Seksualnej P(olskiej)A(kademii)N(auk)I(ntergenderowych). Wielokrotnie honorowany krajowymi i zagranicznymi nagrodami za cenny wkład w formowanie protezy poznawczej, jaką wg nagradzających go stanowi genderowe postrzeganie rzeczywistości. Najważniejsze publikacje: „Odkłamać literaturę czyli Notatki na marginesach „Burzliwego życia Lejzorki Rojsztwaniec”; „Czy Kopernick była Polką? Dylematy światowego kobietariatu wobec adekwatnościowych perturbacji z tożsamością postplemienną”; „Fumy i rozprzężenie – prawdziwa biografia Jane Austen”. W przygotowaniu: „Kobiety pod Grunwaldem. Szkic porównawczo-dekompozycyjny”.

 

 

 

 

*Zamieszczone w tekście ilustracje są utworami chronionymi prawem, wykorzystanymi zgodnie z udzieloną licencją. Informacje na temat praw autorskich ukażą się po najechaniu kursorem na obszar zdjęcia.
Tags:

4 komentarze

  • Żenada i tyle. Rzekomy wtorek – tania aluzja do prof. Środy sili się na dowcip i nic z tego mu nie wychodzi. Popada też w sprzeczności – odmawia prawa istnienia optyce genderowej, a grzęznąc w męskich stereotypach jednoznacznie wskazuje, że taka optyka jest i ma sie doskonale. Męska dla „Wtorka” jest ok, ta nie ok, to nasza. I tyle mojego komentarza.

  • Marian Wtorek

    Jeśli tylko odwrócic wektory pani krytyki mojego felietonu, to będzie pani miała moja krytykę nielogicznych WO. Wychodzi zatem na to, ze generalnie zgadzamy się w stu procentach. Przeciwnie wszakże skierowanych.

  • niestety, „byków” w dzisiejszej prasie, szczególnie codziennej i lokalnej jest tyle, że na ten „chleb powszedni” to się już nie chce polować
    i jak to mawiają moje koleżanki (mamy zwyczaj w pracy tę lokalną prasówkę przygryzać do śniadania)- „inteligentnym nie wystarczy być”

  • byki, bykami, ale dlaczego autor tak czepia się głównie Pań.. trudno przewidzieć.. bynajmniej Pana zaręczam, że WO czyta mnóstwo Panów- ale nie muszę bo widać autor również stałym czytelnikiem bywa..
    dla równowagi dodam, że w prasie która czytam, mnóstwo byków, także ortograficznych .. popełniają Panowie
    różnica między nami zapewne jest taka, że ja nie zliczam.. ja potępiam zarówno te męski i niemęskie 🙂

Zostaw odpowiedź