Katarzyna Rymarz: It-bag, push-up i broksy
Paryski szyk.
Ines de la Fressange, Sophie Gachet
tyt. oryg.: La Parisienne
tłum.: Maria Smulewska
Rebis, Poznań 2012
Alors vous êtes prêts? Czy jesteście gotowe ująć w dłonie ten poradnik napisany specjalnie dla was? Drogie dziewczyny, szanowne panie, oto ex-modelka Ines de la Fressange sprawiła wam prezent: opracowała przewodnik po paryskim obyczaju modowym. Do współpracy zaprosiła swoją córkę, Nine, oraz dziennikarkę „Elle”, Sophie Gachet.
Książka edytorsko urocza, wydana na papierze dobrej jakości, z dbałością o każdy szczegół. Okładka przyjemna w dotyku, w środku sporo zdjęć oraz rysunki wykonane osobiście przez Ines. Luz i humor cechuje te ilustracje, a właściwie karykatury kobiety pląsającej po sklepach. Układ graficzny książki w konwencji gazetki dla nastolatek, język i sposób pisania również.
Pierwsze kilka rozdziałów zawiera spostrzeżenia autorki na temat współczesnego paryskiego szyku, czyli o tym, co w zakresie mody preferuje współczesna Paryżanka. Paryżanka okazuje się totalną indywidualistką, która wie, co wybrać, co odrzucić i jak dostosować trendy do swoich potrzeb. Bazuje na klasycznych krojach i siedmiu sprawdzonych elementach stroju, do których należą: męski blezer, prochowiec, granatowy sweterek, tank-top (po naszemu: podkoszulka bez rękawów), mała czarna, dżinsy i skórzana kurtka. Nie wystrzega się modowych szaleństw, skłonna założyć „mokasyny plus szorty…i może nawet skarpety” lub marynarkę od smokingu plus trampki. Cóż, nie znając tych porad i ja nieraz zasuwam na rowerze w trampkach i w sukience. Mijam panią w średnim wieku, która w kwiecistej, zwiewnej spódnicy, białej bluzce z żabotem i czerwonej czapce z daszkiem podąża na działeczkę. Paryski szyk w Lublinie? Niestety nie. Warto rzucić okiem na porady Ines, żeby pojąć jak nieprzystające do siebie elementy garderoby łączyć ze smakiem, a także wziąć do serca uwagę: „Lepszy porządny słomkowy koszyk niż podróbka luksusowej torebki! Podróbki są poniżej poziomu mody!”
Książka ma około 240 stron. Szkoda tylko, że po przeczytaniu 70 z nich okazuje się, że pozostałe to katalog paryskich sklepów z ciuchami i biżuterią, podane są dokładne adresy oraz namiary na sklepy internetowe. Z tego też powodu książka ta staje się gadżetem, książką do konsumpcji. Pochłania się ją w jeden wieczór, a potem porzuca. Chyba, że ktoś ma 500 euro na zbyciu – w sam raz na kolczyki w jednym z polecanych sklepów. Swoją drogą, czy nie można by nakładów finansowych przeznaczonych na przedruk takiego poradnika oraz na jego promocję przeznaczyć raczej na książkę, która kierowałaby uwagę polskiego konsumenta na piękne, małe i większe, rodzime galerie z ręcznie robioną biżuterią lub niepowtarzalnymi ciuchami? Dlaczego znowu zachęcamy konsumentów do wydawania pieniędzy poza rodzimym rynkiem? Unia się solidaryzuje w walce z kryzysem, choćby sztucznie pchając turystów w biedniejsze rejony, a my robimy niewiele by lansować nasze rynki zbytu. Mamy sporo bardzo interesujących projektantów i rzemieślników, ale jakoś nie widać by wspierał ich rynek wydawniczy. Tymczasem wspieramy byłą modelkę, która usiłuje zarobić, wypuszczając książkę, która jest de facto reklamą francuskich sklepów, restauracji i hotelików. Ines nie ogranicza się bowiem do mody, roztacza również wizję miejsc, w których wypada „bywać”. W efekcie mamy książkę ładną, ale … głupią. Taką, którą można przelecieć i do widzenia. A konsument, w tym przypadku konsumentka, nadal pozostaje nie zainteresowana ofertą naszego rynku.
Drogie dziewczyny, szanowne panie, podejdźcie zdroworozsądkowo i same oceńcie, co zrobić z tym „must have” tego lata – zdecydujcie, czy tę książkę wrzucić do koszyka, czy do kosza.
Katarzyna Rymarz