Jacek Toczkowski: Cicha wojna

15 czerwca 2012 15:000 komentarzy

Czesław śpiewa dostaje Nobla.

Dzieci są naszym największym dobrem i radością. W najogólniejszym wymiarze to twierdzenie nie budzi żadnych szczególnych zastrzeżeń. Dzieci są też naszą troską i to też truizm. Normalny rodzic czy dziadek pała również chęcią przekazania swym zstępnym wszystko czego jego nauczono w odwiecznym łańcuchu pokoleniowej ciągłości. Tyle tylko, że chyba po raz pierwszy od czasu oświeceniowej rewolucji, dziewiętnastowiecznego rozwoju systemów powszechnej edukacji i wprowadzenia obowiązku szkolnego polski dorosły, zwłaszcza w szlachetnym wieku średnim, ma tak poważny problem w porozumieniu się ze swoimi i cudzymi potomkami.

Niedawno dużą radość sprawiła mi moja dziesięcioletnia chrześnica, dziecko bardzo inteligentne, rezolutne i niezależne w myśleniu. Jadąc samochodem półuchem usłyszała w radio wiadomość w której pojawiła się dość częsta „zbitka” łącząca naszych Noblistów w nierozerwalny medialnie duet – „Wisława Szymborska i Czesław Miłosz”.  „Czesław Miłosz?” – zapytało dziecko – „Mamo, to jest ten z X-factora czy z tego innego?” Uśmiałem się serdecznie, aczkolwiek mam nadzieję, że nie doczekam czasów w których Czesław Mozil otrzyma Nobla, nawet w kategorii „piosenka”. Przypomniałem też sobie siebie w wieku lat dziesięciu.

Mitologiczny smak socjalistycznych lodów

Pamiętam szczególnie sierpień 1981r. i wczasy w wymarzonym raju przeciętnej peerelowskiej rodziny – socjalistycznej Bułgarii. Idę po rozgrzanym bułgarskim asfalcie klepiąc ohydnymi wyrobami sandałopodobnymi i myślę o doskonałych gałkowych lodach za ileśtam stotinek. Niedoinformowanych zapewniam, że było kilka rzeczy „za komuny” o niebo lepszych niż dzisiaj. Jedną z takich rzeczy były lody. Esencjonalne, o wyrazistym smaku, o zupełnie innej niż  obecnie konsystencji. Sekret tkwił w składnikach znacznie bardziej naturalnych niż dzisiaj, przede wszystkim w surowych jajach, których dzisiaj w lodach raczej już nie uświadczysz ze względu na wyśrubowane normy sanitarne i koszty. I może  dobrze, bo jedną z demoludowych „atrakcji” były wakacyjne epidemie salmonelli i gronkowca dziesiątkujące całe kurorty.  Ale mówię Wam gra była warta ryzyka.

Idę tak i marzę o co najmniej trzech gałkach takich właśnie lodów i jednocześnie staram się na nie zarobić tocząc z ojcem hazardowy bój przy pomocy… „Mitów greckich” Parandowskiego. Książkę znam ze szkoły i podoba mi się tak bardzo, że mitologię grecką znam prawie na pamięć.  Za każdą dobrą odpowiedź dostaję od ojca dziesięć stotinek. Chociaż i tak wiemy obaj, że Tata by mi te lody kupił, to sama intelektualna rywalizacja z nim napawa mnie szczęściem i dumą. W taki oto sposób /i na wiele innych sposobów/ następowało u nas przekazywanie pokoleniowej pałeczki. Łącznikiem między generacjami było słowo, książki, rodzinne anegdoty. Z nich brał się podobny system wartości, sposób analizowania problemów, wspólny kod intelektualny i kulturowy.

Zemsta Fredry na LWP

Pamięć podrzuca mi jeszcze inny obraz, jest rok 1989r. zdaję kilkuetapowy egzamin na studia. Kilka przedmiotów, ustnie, pisemnie. Język polski, losuję „Śluby panieńskie”. Rany boskie czytać mi się tego nie chciało, pojęcia nie mam o fabule, Klara jakaś mi się jedynie po głowie kołacze. No to pora chyba plecak pakować do woja, a szczecinian to chyba dają gdzieś na Podhale granicy strzec. Ale walczę. Podkreślam „wielkość Fredry” i „siłę komizmu jego dzieł”.  „Komizm, mówi pan…” ucieszył się Pan Egzaminator z Komisji Egzaminacyjnej. Od tego momentu toczymy pasjonującą dyskusję o komizmie w utworach Fredry, którą z poziomu ogólności sprowadzam do mile widzianego konkretu cytatami i anegdotami dotyczącymi… „Zemsty”. Być może dzięki temu szeregowym rezerwy zostałem dopiero pięć lat później.

Protesttestsong

Dzisiaj sam bywam egzaminatorem. I mam nieodparte wrażenie przełomu, gwałtownych zmian i dziur we względnie stabilnym dotąd kulturowo-generacyjnym łańcuchu. Zaczynam mieć wrażenie, że specjalizacja wiedzy, natłok bodźców, wielość źródeł informacji, a nade wszystko tempo życia i ilość wchłanianej informacji powoduje nie tylko zmianę formacji intelektualnej i stylu ekspresji, ale i zmiany wręcz fizjologiczne, percepcyjne, pamięciowe itp. Oto przykład  dość reprezentatywny.

Student rozwiązuje bardzo trudny test wielokrotnego wyboru. Pytania są bardzo konkretne, zniuansowane, wymagające bardzo dużego zasobu zapamiętanej wiedzy. O prawidłowości rozwiązania decydują drobiazgi. Muszę przyznać, że gdybym ja tak miał odpowiadać na te nieszczęsne „Śluby panieńskie”, to bym w efekcie zapiewał „Przyjedź mamo na przysięgę” aż miło. Tymczasem dzisiejsi uczniowie i studenci radzą sobie z takimi zadaniami świetnie. Fenomen negatywny /jest taki/ polega na tym, że niektórzy z nich zapytani o zagadnienie, które przed chwilą rozkładali w teście na czynniki pierwsze nie potrafią sformułować kilku zdań samodzielnej, spójnej wypowiedzi i po prostu z nauczycielem na ten temat porozmawiać.

I tu pojawia się pytanie następujące, pewnie jedno z wielu jakie przy tej okazji można sobie zadać. Czy w ogóle dzisiaj istotne jest to, że dziesięciolatka nie słyszała o Czesławie Miłoszu, za to doskonale zna Czesława Mozila? Czy ta wiedza będzie dla niej przydatna w przyszłości? Czy student opisujący świat za pomocą odpowiedzi do testu ma mniejsze intelektualne kompetencje od dawnych „pływaczy” i gawędziarzy zalewających swych nauczycieli potokami różnie merytorycznie legitymowanej elokwencji?

Teoria światów równoległych dla początkujących

 Na pewno nie można na tej podstawie oceniać pochopnie potencjału intelektualnego młodych ludzi. Młodzież jest taka jaka była zawsze – różna. I niezwykle dużo jest wśród niej ludzi otwartych, inteligentnych i pracowitych. Spotykam takich tabuny całe. Ba, porównując stopień wyzwań jakie przed młodymi ludźmi stoją, ilość informacji jaką muszą codziennie przetwarzać i porządkować, być może doszlibyśmy nawet do wniosku, że ich wydolność intelektualna jest większa niż nasza. Tyle, że oni już żyją w innym systemie. Zaczynają działać według innych reguł, wspólny kod przestaje działać, a kanały komunikacyjne pomiędzy generacjami zaczynają się zamykać. Powoli zaczynamy funkcjonować po obu stronach wyrwy, przez którą prowadzi coraz węższy most, z którego w dodatku co rusz giną kolejne deski.

To nie pokoleniowa kontestacja, nie bunt, nie negacja, ale rozjeżdżanie się dwóch modeli społecznego i kulturowego funkcjonowania. Mogę się mylić, /nie było mnie wtedy na świecie i guzik z tego potem zrozumiałem w przaśnym PRL/ ale wydaje mi się, że rewolucja 68’ wywracająca świat do góry nogami oparta była na zderzeniu idei, a nie konflikcie typów percepcji czy kanałów komunikacji. Mówiąc trywialnie – technologia pozostawała ta sama. Dzisiaj natomiast próbując zrozumieć procesy społeczne zachodzące w generacji Y, bez zrozumienia fenomenu Internetu i Facebooka jesteśmy skazani na porażkę. A to już dla mojego pokolenia dzisiejszych 40-latków świat obcy. Jesteśmy w nim tylko gośćmi. O niskim poziomie rozeznania.

Mimo krążącego jak nowe widmo po Europie kryzysu, zbierającego straszliwe żniwo wśród młodych, ich aspiracji, ambicji i perspektyw, u nas w kraju panuje pozorny spokój. Nie ma buntu pokoleń, generacyjnej walki o władzę, prawdziwie Oburzonych. Paradoksalnie w sferze polityki wygląda to najgorzej, wystarczy popatrzeć na partyjne młodzieżówki. Kontestacja jest niemrawa i rozproszona, a generacja Y zatomizowana i niewyartykułowana. Masowa emigracja emigracją, ale młodych ludzi zostało wystarczająco wielu by jakieś wnioski wyciągać.  Gdy konflikt generacyjnych czy grupowych interesów narasta zwykle dochodzi do starcia. U nas armie rozchodzą się  w przeciwnych kierunkach, zresztą jakie to armie. Nie zebrały się ani wojska, ani dyplomatyczne poselstwa by próbować się dogadywać.

Nie sądzę by wszystkim w Polsce było tak dobrze, by nie było o czym gadać. Mam raczej wrażenie, że zaczynamy żyć w światach równoległych.

Blitzkrieg powolnej destrukcji

Jakaś wojna jednak trwa. Po cichu, bez gwałtownych starć, w zasadzie nie wiadomo z kim. Tu nie trzeba wroga i spiskowych teorii, wystarczy jedynie oportunizm zbiurokratyzowanych systemów regulujących podstawowe obszary naszego życia społecznego. Toczy się  wojna w której żołnierze nie walczą, a wyniki starć zależą wyłącznie od tego ilu z nich zasnęło na warcie. Szkolnictwo, ochrona zdrowia, administracja w sferze publicznej, czy systemy korporacyjne w sferze prywatnej zaczynają ulegać niewidzialnemu autosabotażowi i popadać w inercję mimo ciągłego „rozwoju” i zmian strukturalnych. Na razie jeszcze wszystko z wierzchu wygląda łudząco dobrze, ale czy jest to obraz prawdziwy?

Zaczynamy zbiorowo i indywidualnie ulegać pokusom, standaryzacji, uniformizacji, typizacji funkcjonowania w każdym obszarze naszego życia. Kusi nas pozorna łatwość weryfikacji wiedzy i osiągnięć, statystyczne ujmowanie wszystkiego itd. Czy wciąż jeszcze podnosi to naszą wydajność, mobilność i adaptowalność czy już zaczyna być przeciwskuteczne? Czy buduje się w ten sposób tzw, kapitał społeczny oparty na elementach korzystnego dla wspólnoty altruizmu i empatii, czy jedynie tworzą się coraz bardziej wysublimowane i hermetyczne mechanizmy zarządzania.

Czy zautomatyzowany wobec procedur medycznych lekarz lecząc chorobę w ramach wąskiej specjalizacji zawsze weźmie pod uwagę skutki uboczne terapii uderzające w inne dolegliwości i organy pacjenta? Czy urzędnik rozsądnie zinterpretuje niejasne prawo? Czy sędzia uwzględni wszystkie niuanse rozpatrywanej sprawy nie tracąc z oczu człowieka na rzecz najprościej pojmowanej litery prawa, którą wykuł na testach? Powoli nabieram co do tego obaw. System bowiem nie wzbogaca się, nie dąży do różnorodności, powoli przestaje adaptować jednostki do satysfakcjonujących standardów, a zaczyna się samoadaptować do własnych najsłabszych ogniw.

Tę drogę przeszło np. angielskie szkolnictwo, gdzie oparty na uporczywym testowaniu uczniów sposób weryfikacji i ich, i nauczycieli doprowadził do korupcji na niespotykaną dotąd skalę. Chodzi tu nawet nie o coraz większą na zachodzie Europy falę /marginalnego wcześniej/ ściągania, a o rozwiązywanie przez nauczycieli okresowych testów za mające najsłabsze wyniki w nauce dzieci. Jak widać realna wiedza dziecka okazała się mniej ważna niż statystyki egzaminacyjne. W ogóle z wiedzą i jej przyswajaniem zaczyna być coraz gorzej. Szersze analizy, kwerendy, dłuższe formy przekazu, ba, nawet słowo pisane zaczynają odchodzić do lamusa. W czasach gdy Facebooka zaczyna krytykować się za /sic!/ „przegadanie” /czekam na podobną krytykę Twittera/ wszystko musi odbywać się szybko, standardowo i przynieść wymierny efekt. Efektem jest fetysz „wyzwania” i „rozwiązania problemu”, choćby należał do wyjątkowo nieistotnych i głupich. Taka metodologia opanowuje korporacje, biurokrację, szkoły, nawet nasze życie prywatne.

Wiedza w pigułce? Nie, pigułka wiedzy

Skalę problemu pokazują tzw. „pigułki wiedzy” wdzierające się właśnie do Polski jakąś upiorną modą. Korporacje i specjaliści od zarządzania zacierają ręce. Zaciera  też ręce management google’a i youtube’a, ponieważ po pigułkę wiedzy pognamy nie do apteki, a do nich. Cóż to takiego ta osławiona pigułka? Proszę wpisać w wyszukiwarkę internetową hasło „pigułka wiedzy” lub „knowledge pills”, albo dla zaawansowanych „knowledge pills methodology”. Otworzy się przed Państwem Raj Skondensowanej Wszechwiedzy. Pigułka wiedzy to już nie szkolny bryk czy ściąga. Słowo pisane zaczyna być passe, bo statystyczny obywatel nie jest w stanie doczytać do końca i ze zrozumieniem średniej długości tekstu prasowego. W postaci pigułki wiedzy „ekspert” w ciągu /góra!/ piętnastominutowego filmiku ma wyłożyć pełny obraz i sposób rozwiązania dowolnego problemu. Prosty i ultrakomunikatywny przekaz ma trafić do każdego nie męcząc.

Aplikuję sobie kilka pigułek za pomocą youtube’a. Najpierw zażywam „Rozwiązywanie konfliktów w pracy”. Nie mam co prawda konfliktów w pracy, ale gdybym miał to bardzo bym chciał umieć je doskonale rozwiązać. Jak się okazuje do opanowania wiedzy teoretycznej potrzebnej do rozwiązania każdego konfliktu w pracy wystarczy jedynie 2.43 min. Mnie wystarczyło znacznie mniej by poczuć się jak idiota, któremu wgrywa się do głowy stek banałów. Bardzo długo zastanawiałem się czy wkleić link do omawianej pigułki jako ilustrację tego artykułu. Zakładam jednak, że jeżeli Czytelnik jest jeszcze ze mną /statystycznie powinien się zdekoncentrować i uciec ze strony artykułu już po drugim akapicie/ to pigułka lecząca stosunki pracy mu za bardzo nie zaszkodzi.

To zresztą moja zupełnie prywatna reakcja oparta na subiektywnym wrażeniu. Być może wielu się taka metoda przyswajania wiedzy spodoba, a to ja jestem wymierającym dinozaurem. Pozwolę sobie jednak powymierać konsekwentnie i z godnością mówiąc nie takim technikom edukacji.

[youtube 9qKPLGLsL08]

Muszę zmierzać powoli do puenty, bo w głowie kołacze mi się tyle wątków, że zaraz ta przydługa publikacja kompletnie zacznie mi się rozłazić. Napisałbym jeszcze chętnie o Instagramie, o przerażającym mnie sukcesie idiotycznej strony kwejk.pl, badaniach PISA i wielu innych rzeczach. O zmianie technologicznej, która chyba jak żadna inna przeorała naszą percepcję i sposób komunikowania. O warunkach w których nasze dzieci będą funkcjonować coraz mocniej nie PO nas, a zupełnie OBOK. O tym, że nie tylko nie potrafimy nawiązać z nimi dialogu, ale sami ulegamy szkodliwej inercji.

Reasumując, szoków kulturowych przechodziliśmy wiele. Gdzieś jakiś kmieć ręce załamywał na widok wprowadzanej wbrew zwyczajom ojców trójpolówki, rękodzielnik przeklinał maszynę parową, a kaznodzieja klątwą obkładał minispódniczki. Lecz zawsze obok bajał bajarz, śpiewał minstrel, pisał pisarz, drukował drukarz. Kulturowe ikony i archetypy pozostawały wspólne. Przynajmniej przez ostatnie 300 lat. Czy są lub będą wspólne i dzisiaj? Czy ambitniejszy przekaz nie zaginie w rozproszonych blogach, ściągach, wikipedystycznych notkach trudnych do rzetelnej weryfikacji?

Czy ktoś w ogóle tam zajrzy? Czy np. mity greckie godne są  chociaż „pigułki wiedzy”? I czy znajdzie się odpowiedni ekspert by nam taką pigułkę przygotować.

Nie sądzę by nadawali się do tego Parandowski czy Krawczuk. „Ich” wojna o rząd dusz została już przegrana.

Kto następny?

Jacek Toczkowski

fotografie zamieszczone w tekście w kolejności: ©3pod/bigstock.com i ©iqoncept/bigstock.com

 

Tags:

Zostaw odpowiedź