Małgorzata Maciejewska: Harfa w fortepianie

15 czerwca 2012 15:120 komentarzy

 

 

 

Rafał Blechacz
Debussy, Szymanowski
Deutsche Grammophon (2012)

 

 

 

 

 

 Ucieszyłam się słysząc, że na najnowszej płycie Rafała Blechacza znajdą się interpretacje muzyki Claude’a Debussy’ego i Karola Szymanowskiego. Muzyka obu kompozytorów jest mi już znana, także w wykonaniu Blechacza, który zagrał utwory obu kompozytorów już na swej debiutanckiej płycie Piano Recital, a potem kompozycje Debussy’ego w salzburskim Mozarteum.Ciekawa jak zinterpretował kolejne utwory obu kompozytorów, szybko zdejmowałam folię z okładki… Już, już pachnie nowa płyta, już wkładam ją do odtwarzacza…

Godzina przyjemności przede mną.

[youtube JPfYGomNHh8]

Zwiastun płyty Debussy, Szymanowski Rafała Blechacza

Na pierwszy… właśnie, ogień – niepokojące, trochę nieokiełznane jak migotliwy płomyk w wietrzną noc Preludium z pierwszego cyklu Debussy’ego, Pour le piano. To walczy, to przygasa, przechodząc w mieniący się niskim, głębokim tematem żar, to znów rośnie, coraz wyższe i śmielsze, wybuchając nagłą iskrą. Trochę tu grozy, trochę mgiełki z jasnych, nie nazbyt ostrych, jak to u Blechacza, tonów. Dźwięki ścigają się, melodia wzmaga się, jakby przechodząc z fortepianowej w harfianą. Teraz jeszcze spokojniejsze zejście jazzującymi akordami… i już. Koniec pierwszej  kompozycji. Już po tym jednym utworze wiem, że Blechacz jest w doskonałej formie. Oczyma duszy widzę koncentrację na twarzy pianisty, jak w filmie z nagrywania Preludium 24 op. 28 Chopina. Jest intensywnie i mocno, szybko i zmiennie, ale wszystko doskonale zaplanowane. Ani ułamek tonu nie wymknie się nieoczekiwanie spod palców, ani o pół sekundy nie spóźni się rytm, a barwy, o jakich mówił artysta w jednym z wywiadów, pięknie migoczą. Nie gorzej poradził sobie z dwoma pozostałymi utworami z cyklu. W trakcie Sarabandy łowiłam uchem końcówki fraz, ale Blechacz jest niezawodny – i niskie, i wysokie tony brzmią tak, by nie kontrastowały z  początkiem następnej muzycznej myśli.

 [youtube JaTTd8fQVCA]

Rafał Blechacz, Sarabanda z Pour le Piano

„Harficzność” kompozycji znów daje o sobie znać. Perliste pasaże i akordy pną się po klawiaturze. Akordy brzmią doskonale równo, wyprowadzane z nich linie melodyczne oplatają słuchacza jak wdzięcznie gnące się rośliny. Toccata to z kolei szczypta wesołości i lekkości. Dźwięki piętrzą się pod dłońmi pianisty, splatają i rozchodzą. Czuć w Pour le piano doskonałe opanowanie niesfornych nut, ale i sporo poczucia humoru i niezwykłej lekkości, z jaką palce muskają klawiaturę.

Czteroczęściowe Estampes jest dowodem na to, że Blechacz  świetnie czuje wszystkie konwencje i style, które pojawiają się u Debussy’ego. W Pagodach pianista z wielkim wyczuciem i precyzją gra wszystkie orientalne frazy, przefiltrowane przez europejską kantylenową melodykę. Wieczór w Grenadzie to przede wszystkim rozkołysane, taneczne fragmenty, jak z wieczornego przyjęcia czy dansingu artystycznej bohemy. Blechacz w mig chwyta i świetnie pokazuje wszystkie żarty i impresjonistyczne muzyczne obrazki Debussy’ego. Ba! potrafi być romantyczny i pełen wdzięku jak rasowy uwodziciel; kiedy indziej znów stanowczy i wesoły jak przy dobrym winie. Ogrody w deszczu to z kolei zupełnie inny deszcz niż ten, który znamy z Preludium Des- dur op. 28 nr 15 Chopina. Debussy pokazuje prawdziwą ulewę i burzę, a Blechacz sprawia, że faktycznie jest i zabawnie, i trochę groźnie. Na Radosnej Wyspie sielsko, ale i tajemniczo, pianista prowadzi więc słuchacza w głąb ostrożnie, lecz pewnie. Zachwyca feerią barw i odcieni, przeniesionych na poszczególne, gęste linie melodyczne, które kończy urywkiem jak z utworu do niemego filmu.

To dopiero połowa albumu, ale wiem, że Blechacz radzi sobie świetnie z gęsta fakturą, z trudnymi strukturami rytmicznymi, zmiennym tempem, burzliwą dynamiką. Interpretacja  jest przemyślana i dopracowana, ale nie przytłacza. Pianista z pasją i humorem prowadzi słuchacza przez wymagającą, impresjonistyczno-ekspresjonistyczną, żywą muzykę Debussy’ego.

Szymanowski to już nieco inna sprawa. Znany z wielkiej wrażliwości, delikatności i słodyczy pianista mierzy się z kolejnym charyzmatycznym kompozytorem. Repertuar i tu został celnie dobrany – są to bowiem Preludium i fuga cis- moll oraz Sonata c-moll op.8, a zatem utwory z wczesnego okresu twórczości Szymanowskiego. Pianista jest tylko trochę starszy niż kompozytor, kiedy je tworzył. Czuć więc w nich więc jeszcze nutkę chopinowskiego romantyzmu, którego Blechacz jest mistrzem. Poza słodyczą są już w Preludium i fudze frazy nieco chaotyczne, dynamiczne, soczyste; załamujące się Preludium prowadzi do melodyjnej, spokojniejszej Fugi. Blechacz świetnie prowadzi liryczny, melancholijny temat, ocierający się o folklor; rozwija go niespiesznie, z wyraźną przyjemnością. Umiejętnie wybiera barwę, odróżnieniu do chłodnej u Debussy’ego – ciepłą i jakby ciemniejszą. Niestraszne są mu i brawurowe nawałnice pasaży i mocnych akordów – gra je ze swobodą i siłą. Jak u Debussy’ego, dostosowuje się niezwykle płynnie do najmniejszych zmian tempa czy nastroju utworu.

Sonata c-moll op.8, zwłaszcza część III,  jest zdecydowanie bardziej śpiewna, „stabilna emocjonalnie” i wyważona niż trochę szalone Preludium i fuga.

 [youtube mfNuq-NAdOE]

Rafał Blechacz, Tempo di Minuetto z Sonaty c-moll

 Tu domeną pianisty jest właśnie subtelność, która pozwala różnicować fragmenty tak, że utwór w spokojniejszych partiach nie nuży. Fragmenty mocne zaś, choć grane z wielką energią, nie są przesadzone. Słyszalne są też w interpretacji Blechacza echa jazzu w kompozycjach Szymanowskiego; nie tylko zresztą na najnowszej płycie pianisty słychać, że jest on czuły na współczesne akcenty i różnorodność stylów u wszystkich kompozytorów, których muzykę interpretuje. Świetnie więc radzi sobie także z Sonatą c-moll, rozluźniającą nieco swą strukturę w finale, którą kończy balowa, odrobinę groteskowa, cyrkowa, dramatyczna melodia, wirująca wokół słuchacza jak chodząca w krąg po arenie trupa cyrkowa (z niedźwiedziem włącznie). Do tego potrzebne jest i pewne poczucie wierności, ale i absurdu muzyki wobec świata – Blechacz najwyraźniej je ma.

Nie ma co ukrywać, Debussy, Szymanowski Rafała Blechacza to rewelacyjny album. Bardzo dobry jest układ kompozycji: najpierw poznajemy szaleństwa Debussy’ego, potem Szymanowskiego – spokojne, harmonijne Preludium i fugę cis-moll, a na koniec intensywną, ale soczystą Sonatę c-moll. Ze wszystkimi trudnościami, jakie czekają interpretatorów w tych utworach Blechacz radzi sobie świetnie. Łączy doskonałą, ale niewymuszoną, jakby niedostrzegalną technikę z wielką wrażliwością, inteligencją, poczuciem humoru i siłą charakteru. Kompozytorzy nie przytłoczyli go – Blechacz jest dla nich partnerem, a dla słuchaczy – czujnym, doświadczonym, ale nie pozbawionym fantazji przewodnikiem po świecie francuskiego ekscentryka i charyzmatycznego kompozytora młodopolskiego,  nie całkiem dotychczas docenianego. Czysta przyjemność na najwyższym poziomie.

 

Małgorzata Maciejewska

Tags:

Zostaw odpowiedź