Sławomir Olzacki: Kongres na Titanicu.

20 lutego 2011 11:045 komentarzy

     Te zdjęcia dokumentują obrady Kongresu Kultury Polskiej, które zostały przerwane w wyniku ogłoszenia stanu wojennego – internowania dotknęły także wielu jego uczestników. Według Narodowego Centrum Kultury, są to jedyne zdjęcia z tego wydarzenia, które zachowały się do naszych czasów.

      Dziś wydaje się to niesłychane, ale wtedy fotografowały Kongres tylko trzy osoby: Stefan Figlarowicz, prezes Związku Polskich Artystów Fotografików, jakiś nieznany mi fotoreporter oraz ja. Ja miałem najlepiej – uczestniczyłem w Kongresie jako członek służb porządkowych (podobnie jak moi koledzy doktoranci i studenci ostatniego roku Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego) – miałem wstęp wszędzie.

     Zdjęcia te po raz pierwszy opublikowane zostały 5 lat temu w „Polityce” (nr 50 z 16. grudnia 2006 roku) w materiale pod tym samym tytułem. Czemu nie wcześniej? Wtedy, w stanie wojennym, jakoś nie myślałem o tym, później zajęty byłem innymi sprawami.  

    
     Zdjęcia wykonałem staromodną klasyczną techniką fotoreporterską, aparatem Kiev 4 (radziecki odpowiednik niemieckiego Contaxa, model 1938) z obiektywem Jupiter
8 M, 2/50. Pomiar światła był dokonywany za pomocą, także radzieckiej produkcji, światłomierza Swierdłowsk 4. I na sali, i w kuluarach było dość ciemno. Nie używałem lampy błyskowej. Film – otrzymany od kuzyna z Kanady Ilford HP 5, doczulałem do znacznej na owe czasy czułości 1600 ASA. Mimo to rzadko kiedy udawało się fotografować przy przysłonie 4 lub 5,6 i czasie 1/25 sek. Najczęściej było to 2 lub 2,8 przy czasie 1/10 sekundy. Łatwo było zdjęcie zerwać. A musiałem pstrykać oszczędnie, bo miałem tylko trzy rolki.

 

Obrady Kongresu Kultury Polskiej, Warszawa, 11 grudnia 1981 roku. Przemawia Andrzej Kijowski. W prezydium od lewej: Konrad Górski, Gustaw Holoubek, Karol Małcużyński, Jerzy S. Sito, Witold Lutosławski, Andrzej Wajda (z tyłu), Jan Józef Szczepański. Przed Andrzejem Wajdą siedzi prof. Aleksander Gieysztor (pierwszy dyrektor Zamku Królewskiego), siwy pan w tweedowym garniturze obok Jana Józefa Szczepańskiego to dr Marek Rostworowski (twórca m.in. głośnej wystawy Polaków portret własny, na którą tłumnie jeździło się do Krakowa), a przy prawej krawędzi zdjęcia widoczny jest prof. Jan Błoński (historyk literatury z UJ, nie jestem pewien, czy wtedy już był profesorem).

      Kiedy robiłem to zdjęcie, 11 grudnia 1981 roku przed południem, wszystko było już postanowione. Rozkazy przygotowane, listy internowanych ustalone, harmonogram rozpisany. Wszystko trzymane było w najściślejszej tajemnicy. Uczestnicy obrad Kongresu Kultury Polskiej mogli podejrzewać, że władze coś szykują, nie myśleli jednak, że rozwiązanie aż tak radykalne. Na ścianie Teatru Dramatycznego w Warszawie nie pojawił się napis „Mane, tekel, fares”, może dlatego, że teatr to nie siedziba władcy. Dominowało raczej przeświadczenie, że władza jest słaba i właściwie leży na ulicy.

     Za mównicą widzimy Andrzeja Kijowskiego. Był mówcą najbardziej przenikliwym w ocenie wydarzeń i najbardziej bezkompromisowym we wnioskach. „Cały powojenny porządek polityczny w Europie został ufundowany ze strachu przed nową wojną – mówił. – Przebieg polskiego kryzysu (…) świadczy, że doszły do głosu motywy od owego strachu silniejsze. Te motywy ujawniły się właśnie w Polsce, a jest to reakcja społeczna na pogwałcone prawa socjologiczne, reakcja gospodarki na pogwałcone prawa ekonomiczne. Ludzie, ziemia i maszyny stanęły dęba i żaden bat, nawet największy, już na to nie pomoże”.

     Kongres miał trwać od piątku 11 do niedzieli 13 grudnia 1981 r., ale zakończył się przedwcześnie: w nocy z 12 na 13 grudnia generał Wojciech Jaruzelski  ogłosił wprowadzenie stanu wojennego. Gdy rankiem 13 grudnia uczestnicy przybyli pod Teatr Dramatyczny w gmachu warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki, gdzie Kongres się odbywał, zastali drzwi zamknięte, a na nich kartkę z informacją, że obrady zostały zawieszone. Telefony nie działały, nie od razu zebrani zorientowali się, o co chodzi; wielu uczestników Kongresu zresztą nie było – jak się potem okazało, zostali zatrzymani i internowani.

     Kongres został zwołany przez Komitet Porozumiewawczy Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych. Przygotowywało go merytorycznie 21 artystów i uczonych. Byli tam m.in. kompozytorzy: Krzysztof Penderecki i Witold Lutosławski, reżyserowie: Andrzej Wajda i Kazimierz Dejmek, uczeni: Aleksander Gieysztor, Stefan Nowak i Klemens Szaniawski. Po raz pierwszy udało się zebrać w jednym miejscu i czasie wszystkich ludzi kultury i nauki polskiej, muzyków, architektów, aktorów, reżyserów, plastyków, literatów, naukowców. Na dodatek przybyli oni na wezwanie organizacji, uznanej we wrześniu 1981 roku przez I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ Solidarność za legalnego przedstawiciela działających w nim stowarzyszeń, niejako więc na wezwanie Solidarności, bez uzgadniania tego z władzami państwowymi.

     Władze te odnosiły się do takiej postawy twórców z niechęcią. Znalazło to potem wyraz w stanie wojennym, gdy wiele zrzeszeń twórczych zawieszono lub rozwiązano, powołując nowe, posłuszne wobec władzy.

     Po prawie trzydziestu latach od tamtych dni pamiętam m.in., że prof. Jan Białostocki (historyk sztuki), otwierając obrady mówił, że aby kultura miała się dobrze, potrzebne jest „zapewnienie zdrowych podstaw materialnych i usunięcie niezdrowych utrudnień niematerialnych”. Andrzej Szczypiorski (pisarz) miał wystąpienie pełne ironii, które wywołało bodaj największą reakcję sali.

     Tadeusz Kantor (reżyser i dramaturg) wywołał zamieszanie, bo nie potrafił przemówić z mównicy, którą trzeba było w związku z tym usunąć. Mieliśmy z tym niejaki problem, bo przymocowane do niej były mikrofony. Andrzej Wajda wykazał się tu przytomnością umysłu i stworzył pole Kantorowi. Kazał przesunąć mównicę do tyłu, a zdjęte z niej mikrofony i notatki mówcy, położyć na dwóch krzesłach, wziętych w tym celu z prezydium. Przemówienie Kantora było chaotyczne i nieskładne. Za to bardzo emocjonalne.

      Dwa wstąpienia miały charakter w pewnym sensie profetyczny. Andrzej Kijowski – krytyk literacki i eseista, stwierdził, że w Polsce rozpoczęła się wielka zmiana, której nie da się już zatrzymać.

     Poważnie przemawiał Jan Józef Szczepański, prezes Związku Literatów Polskich. „Pierwszą i podstawową troską naszą winna być troska o przywrócenie humanistycznej jakości życia” – powiedział. A później wniósł w ton obrad nutę niepokoju: „Spotkałem się z opinią, że Kongres Kultury Polskiej będzie przypominał koncert okrętowej orkiestry na pokładzie >>Titanica<<. W tym porównaniu, bardzo pesymistycznym, są pewne cechy prawdopodobieństwa”.

     W prezydium trwały spory o treść rezolucji. Nam zalecono pilnować, by na salę nie przeniknęła ekipa Dziennika TVP (cenzurowane media uchodziły wtedy i w dużym stopniu były tubą propagandową autorytarnej władzy). Andrzej Zakrzewski, współorganizator Kongresu, sekretarz KPSTiN, obawiał się, że Dziennik może dokonać inwazji od restauracji „Trojka”. Tolerowani byli tylko dziennikarze magazynu kulturalnego „Pegaz”.

      We foyer można było kupić wydawnictwa bezdebitowe (wydane poza cenzurą państwową). Na parapetach leżały ulotki wzywające do manifestacji na Placu Zamkowym, rozdawał je także Aleksander Małachowski (publicysta). Miała się ona odbyć w rocznicę Wydarzeń Grudniowych i mieć masowy charakter.

      Z mównicy padały słowa o wolności, moralności, etyce, powinnościach państwa. Za murami milicja i wojsko już szykowały się do spacyfikowania tych nastrojów.

     Był ten Kongres trochę jak zajazd na Litwie: ostatni. I w czysto personalnym sensie, i w mentalnym. Kiedy ponownie udało się go zwołać, był już grudzień 2000 r. Wielu uczestników tamtego Kongresu już nie żyło. Zabrakło m.in. dziennikarza Karola Małcużyńskiego (1922–1984), eseisty i krytyka Andrzeja Kijowskiego (1928–1985), aktora Andrzeja Szczepkowskiego (1923–1997), logika i filozofa  prof. Klemensa Szaniawskiego (1921–1988), socjologa, prof. Stefana Nowaka (1925–1989), historyka i teoretyka literatury, prof. Konrada Górskiego (1895–1990), aktorki Aleksandry Śląskiej (1925–1989), reżysera, malarza i scenografa, Tadeusza Kantora (1915-1990), krytyka muzycznego Jerzego Waldorffa (1910–1999), historyka prof. Aleksandra Gieysztora (1916-1999), rzeźbiarza Władysława Hasiora (1928-1999), kompozytora i dyrygenta Witolda Lutosławskiego (1913-1994), publicysty i dyplomaty Kazimierza Dziewanowskiego (1930-1998),  współtwórcy STS. poety i satyryka Andrzeja Jareckiego (1933-1993), prawnika, historyka i polityka dr. Andrzeja Zakrzewskiego (1941-2000), socjologa Jana Strzeleckiego (1919-1988)  i wreszcie wspomnianych już – prof. Jana Białostockiego (1921–1988) oraz  pisarza Andrzeja Szczypiorskiego (1928–2000). Pozostali obradowali w zmienionych warunkach społecznych i ekonomicznych.

      Uczestnicy tamtego Kongresu potwierdzili swoje obywatelskie zaangażowanie w niezwykle trudnych następnych latach. Działali w demokratycznej opozycji. Byli obecni w pracach Okrągłego Stołu, które pozwoliły na pokojową zmianę systemu, na wprowadzenie Polski na drogę demokracji i nowoczesnego rozwoju. Niektórzy, już w demokratycznej Rzeczpospolitej, wzięli udział w pracach parlamentu lub rządu.

Gustaw Holoubek (z lewej) przewodniczył popołudniowej sesji pierwszego dnia obrad. Na zdjęciu w przerwie obrad w rozmowie z Aleksandrą Śląską (aktorką). Za nią Janusz Warmiński (długoletni dyrektor Teatru Ateneum i mąż Aleksandry Śląskiej), zaś w głębi, brodaty i w okularach, znakomity malarz Jerzy Nowosielski.

Andrzej Wajda między kamerami. W zagięciu ręki operatora trzy profesorskie twarze: Klemensa Szaniawskiego, Jana Białostockiego i Stefana Nowaka. „Gdzie są filmy, które nie powstały, albo powstały i nie zostały pokazane? Dlaczego nie powstały filmy, które powstać powinny? – pytał oskarżycielsko Wajda. Domagał się też napiętnowania po nazwiskach osób odpowiedzialnych za (katastrofalny) stan kraju i kultury. Postulował zmianę instytucjonalnej organizacji polskiej kultury, zwiększenie roli samorządów pracowniczych. Chciał jasnego określenia przez uczestników Kongresu, po której są stronie.

Prezydium Kongresu. Obok profesora Konrada Górskiego z Torunia (przedwojennego profesora Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie) siedzi Jan Józef Szczepański, ówczesny prezes Związku Literatów Polskich.

Na pierwszym planie profesor Maria Janion. Pierwszego dnia Kongresu wygłosiła referat „Słowo i symbol w miesiącach przełomu”. Za nią Jerzy Waldorff.

Miny mówią za siebie. Z prawej Daniel Olbrychski przysłuchuje się wystąpieniu Andrzeja Wajdy.

Andrzej Kijowski i Marek Skwarnicki („Spodek”, „Tygodnik Powszechny”) w kuluarach. Kijowski szedł najdalej w diagnozie sytuacji i wnioskach z niej wynikających. Zmiany w Polsce lokował w kontekście międzynarodowym. Wieszczył upadek powojennego ładu europejskiego, oparte na dwóch blokach. Po dziesięciu latach okazało się, że miał rację - runął Mur Berliński.

Tadeusz Kantor jako jedyny przemawiał bez mównicy. Kiedy za nią stanął, jego pierwsze słowa brzmiały: „Ja nigdy nie byłem za trybuną i to jest wbrew mojemu przekonaniu. Mnie się nie podoba ta inscenizacja”. Kiedy – z pomocą Andrzeja Wajdy – mównica poszła w kąt, Kantor nadal mówił chaotycznie, ale bardzo emocjonalnie. Przyznał szczerze: „Nie przygotowałem odczytu, eseju”.

Na zdjęciu Nowakowie: prof. Stefan Nowak, socjolog , wybitny metodolog oraz doktorant, Krzysztof Nowak, później krótko dyrektor Biura Prasowego rządu w gabinecie Hanny Suchockiej.

To było wydarzenie – wydawnictwa tzw. drugiego obiegu w oficjalnej sprzedaży. Cieszyły się dużym powodzeniem. Pierwsza z prawej Jola Babiuch, córka b. premiera, koleżanka z roku, „najlepsza partia w Polsce”.

Wystąpienie Andrzeja Szczypiorskiego wywołało żywą reakcję zgromadzonych na sali pół tysiąca uczestników. Nawet przedstawiciele delegacji Episkopatu z ks. Januszem Pasierbem nie byli w stanie powstrzymać uśmiechu i braw po zdaniu: „Społeczeństwo nasze ma swoje ciężkie grzechy, ale dzisiejsze czasy to nie są jednak czasy saskie, już chociażby z tej przyczyny, że niepodobna w Polsce współczesnej jeść, pić i popuszczać pasa”.

Wojskowe, wypastowane na glanc buty, zasępione miny. Coś wisiało w powietrzu. Andrzej Szczypiorski nazywał to wprost: „Zawieszeni jesteśmy w gęstej zawiesinie manipulacji, uników, zafałszowań, jawnych kłamstw i oszustw, które sprawiają, że najgroźniejszym źródłem niepokojów, myślowego chaosu i duchowej udręki milionów ludzi są dzisiaj środki przekazu informacji. Ci, którzy mają uszkodzone telewizory i radioodbiorniki, cieszą się pełnią psychicznego zdrowia…”. Właśnie dlatego mieliśmy chronić Kongres od inwazji Dziennika TVP. Nazajutrz jego spiker nadawał ubrany w mundur wojskowy.

© Sławomir Olzacki

Autorem wszystkich fotografii i ich opisów jest Sławomir Olzacki. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i jakiekolwiek inne  wykorzystanie bez zgody Autora zabronione.

———————————————–

*Sławomir Olzacki, dziennikarz, fotoreporter, socjolog. Laureat licznych krajowych konkursów fotografii prasowej, uczestnik wystawy World Press Photo.

Autor ebookowego fotoporadnika, który polecamy każdemu miłośnikowi fotografii i który można znaleźć tu: Fotoporadnik Sławomira Olzackiego

Tags:

5 komentarzy

  • niesamowite foty z cala historia ktora za nimi stoi.

  • Dla reportera podstawowa umiejętność, to znaleźć się we włąściwym miejscu we włąściwym czasie. Czy pan Olzacki „technicznie obsługiwaął” kongres dlatego, żeby zrobić tam zdjęcia, czy zrobił zdjęcia, bo obsługiwał? Bardzo mnie to ciekawi. Chciałbym też wiedziec, czy jego fotografie trafiły np do ośrodka karta? Czy ktoś z „odnośnych” zainteresował się tą unikalną dokumentacją?
    ps.
    ciekawe, co pan ymyśli następnm razem w tej hostorii jednej fotografii – już czekam

  • Panie Sławku, czujemy się wyróżnieni, mamy nadzieję, że jesteśmy początkiem renesansu tych zdjęć i ich drugiego życia w kulturalno-historycznym obiegu.

  • Sławomir Olzacki

    Dziękuję za odwiedziny i komentarze.

    Odpowiadając na pytanie Tyfona: pierwotne było to, że obsługiwałem Kongres jako przedstawiciel służby porządkowej. Przy czym jako że fotoreporterem się jest, a nie bywa, byłem takim ochroniarzem z aparatem, bo było dla mnie oczywiste, że to wydarzenie należy fotografować.

    Adminie – ja także mam nadzieję, że te zdjęcia będą tu żyły, szkoda, że na miniaturkę w zajawce brakuje miejsca.

    Oczywiście myśl o następnej historii i jeśli Redakcja uzna ja za godną zamieszczenia, to w następnym odcinku oczywiście ukaże się.

    Pozdrawiam serdecznie

  • Sławomir Olzacki

    *myślę

Zostaw odpowiedź