AKsamitka: „Ja p…ę, w bardzo dziwną stronę skręca świat” czyli Kasia Groniec w Szczecinie
Pod tym prowokacyjnym tytułem kryje się krótki zapis wrażeń z koncertu Katarzyny Groniec w Filharmonii Szczecińskiej, który odbył się 13.02.2011r. Po raz kolejny uczestniczyliśmy w czymś niezwykłym, bo też Kasia Groniec to na polskiej scenie muzycznej prawdziwy fenomen. Na koncercie jak zwykle. Bosonoga, skromna i bezpośrednia. Ubrana w czarny, bezpretensjonalny strój, który więcej zakrywa niż odkrywa. Nie łasi się do publiczności, nie wyskakuje z trumny, nie gada bez sensu i nie pokazuje nagiego ciała. Wychodzi na scenę i po prostu robi to co umie najlepiej – czyli śpiewa. A śpiewa jak zawsze doskonale, z tym, że z każdą kolejną płytą i nowym repertuarem zwiększa się bogactwo jej inspiracji, interpretacje piosenek są coraz dojrzalsze, a całość jej koncertów układa się w coraz bardziej fascynujący aktorsko-pieśniarski spektakl.
Nic dziwnego, że Katarzynie Groniec udaje się wlać magię nawet w tak ascetyczne wnętrze jak sala koncertowa Filharmonii Szczecińskiej. Tym razem ukłon należy się scenografowi, filigranowa dość artystka miała do dyspozycji spory podest – prostopadłościan, dzięki któremu była doskonale widoczna nawet w najdalszych rzędach. Wreszcie komplet szczecińskich widzów mógł obserwować fascynujące interpretacje Pani Kasi.
Występ rozpoczęła piosenka zarejestrowaną na poprzedniej płycie „Na żywo” – „Podobno gdzieś istnieje”. Leniwie rozkołysana, delikatnie zaśpiewana quasi-ballada. Po takim wstępie można by się spodziewać, że przez godzinę będzie nas tak lirycznie kołysało, ale doskonale znająca Kasię Groniec wierna publiczność doskonale wiedziała, że na tym się nie skończy. W dalszej części program składał się z piosenek z nowej płyty „Listy Julii” . A nie jest to materiał łatwy w odbiorze. Bardzo ambitny – w tekście dzieje się zdecydowanie więcej niż w warstwie melodycznej. Pani Kasi – jak zwykle na jej koncertach – towarzyszył głównie fortepian, pomagała gitara i perkusja. Takie kameralne aranżacje dobrze sprawdzają się na koncertach, choć niektórym słuchaczom może brakować bogatszego instrumentarium zapisanego na płycie. Może kiedyś uda się posłuchać na żywo np. znakomitej, obecnej na płycie sekcji dętej.
Materiał z płyty „Listy Julii” to /dosyć swobodna/ adaptacja „The Juliet Letters” Elvisa Costello. Bardzo specyficznie przearanżowane piosenki z polskimi tekstami samej Groniec to chyba kolejny krok w jej karierze. To repertuar odważny, jak pisałam, momentami trudny w odbiorze, ale pozwalający artystce pokazać prawdziwie lwi pazur. Utwory stonowane, liryczne potrafi Groniec przełamać w sposób prawdziwie zaskakujący interpretacjami drapieżnymi, diabolicznymi /znakomita „Niepowtarzalna oferta”/ czy wręcz szokującymi /Otchłań potępienia”/. Na mnie ogromne wrażenie zrobiła zwłaszcza „Niepowtarzalna oferta” wykonana pulsującym, wyrazistym szeptem, trzymająca w napięciu do ostatniej sylaby – piątka z plusem za dykcję i kondycję! Piosenka najbardziej chyba kontrowersyjna /ale przeze mnie odebrana jak najbardziej pozytywnie/ to wspomniana „Otchłań potępienia” z której pochodzi prowokacyjny tytuł tego tekstu. Jest to jednocześnie przykład, że Katarzyna Groniec wciąż jeszcze nie dotarła do krańca swoich możliwości i pomysłów interpretacyjnych i jeszcze nie raz będzie nas zaskakiwać.
Na koncercie pojawiły się także utwory z poprzednich albumów – „Mamo”, „Przyjaciółki”, „Bigotki”, „Youkali”, i oczywiście świetne Millehaeven. To piosenka, w której artystka śpiewa i zachowuje się na tyle sugestywnie, że ciarki przechodzą po plecach, na samą myśl że mógłbyś z nią zostać sam na sam. Ku naszemu zaskoczeniu obserwowaliśmy kolejne wcielenie psychopatycznej Lotty. Jak widać Pani Kasia ma ciągle nowe sceniczne pomysły na siebie pomysły – brawo! Wyklaskiwana chyba trzykrotnie artystka na bis zaśpiewała jak zawsze bawiącą nas „Krzyżówkę” (Misiek, Rysiek, Fela, Hela, Dzidka itd.), na jednym bisie zresztą się nie skończyło.
Reasumując, nieważne w jaką dziwną stronę skręca świat. Katarzyna Groniec ma świat własny, w który nas od czasu do czasu zabiera. Konsekwentnie realizuje się jako w pełni samodzielna, coraz bardziej świadoma i ukształtowana artystka /piszę „coraz bardziej” bo ogromny talent Katarzyny Groniec wciąż jeszcze pozwala na nowe zaskakujące pomysły/, prawdziwie dojrzała gwiazda świecąca wyłącznie siłą swojej charyzmy i talentu. Otoczona liczną i wierną publicznością bez konieczności udawania celebrytki i podbijania bębenka publicity. Jest poza nachalnym światem fałszujących, plastikowych gwiazdek, tandetnych pioseneczek śpiewanych z playbacku i reżyserowanych skandali. Tamten świat faktycznie skręca w dziwną stronę i nie będziemy płakać jeżeli z tego zakrętu wypadnie. Z Katarzyną Groniec jedzie się prostą drogą ku prawdziwemu artyzmowi.
Przyznam, że zawsze po koncercie zastanawiam się gdzie w tym małym ciałku Kasia Groniec mieści to potężne, świetnie wyszkolone „głosisko”? Mam wrażenie, że jest ono na codzień skompresowane gdzieś, sprężone, i w trakcie koncertów po prostu wybucha. Z jakże doskonałym efektem.
Reasumując koncert szczeciński to było 100% Groniec w Groniec, a może nawet 110.
AKsamitka
————————————————
Zdjęcia zamieszczone w tekscie pochodzą z oficjalnej strony Katarzyny Groniec www.katarzynagroniec.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.
11:59
Czy tytuł jest cytatem (parafrazą) z któregoś ze śpiewanych tekstów?
15:22
Płyta nosi nazwę 'Listy Julii’
15:51
Błąd edytorski Redakcji, dziękujemy.