Adam Muszkieta: „Nietykalnych” można dotykać

15 maja 2012 14:500 komentarzy

Nietykalni
(Intouchables)
reż. Olivier Nakache, Eric Toledano
scen.: Olivier Nakache, Eric Toledano
prod.: Francja, 2011
czas: 1 godz. 52 min.

29 kwietnia zapamiętam na długo. Bardzo przyjemny dzień, z którego po części napiszę relację. Zacznę od „Nietykalnych”

     Słyszałem wiele dobrego o tym francuskim filmie czy to w prasie czy w telewizji. I od najbliższych mi osób dochodziły do mnie tylko pozytywne a nawet hurraoptymistyczne recenzje. W takim wypadku moje wymagania niepomiernie wzrosły.

     Tyle słowem wstępu. Lubię francuskie kino, tamtejsze poczucie humoru i już od pierwszej sceny, z zazdrością patrząc, jak jeden z bohaterów prowadzi maserati, w sposób niczym w filmie „Taxi”, do tego w tle jeszcze Earth, Wind & Fire i September… – stwierdziłem – zaczyna się dobrze.

     Nie jest to jednak typowa komedia, gdzie czekamy z niecierpliwością, aby nas tylko rozśmieszano. I chyba też nikt na ten film nie szedł czy nie pójdzie z takim nastawieniem. Jakże miło można się zaskoczyć, że nawet z trudnych tematów, życiowych problemów, opowiedzianych ze smakiem, można śmiać się do rozpuku…

     Idąc na „Nietyklanych” już bardziej spodziewałem się dramatu. Dramatyczne wątki nie przeważają, ale nie są też w mniejszości. Sam tytuł „Nietykalni” jest już naświetleniem pewnego problemu natury poprawności politycznej. Poznajemy Philippe’a – sparaliżowanego od szyi w dół oraz Drissa – przybysza z Senegalu…

     Na pozór nic ich nie łączy, ale jak wiadomo pozory mylą. Philippe na swój sposób odczuwa taką samą litość i utajoną dyskryminację, jaką na co dzień od rodowitych Francuzów doświadcza Driss… I być może ta dość specyficzna solidarność spowodowała, że jeden wyrzut sumienia społeczeństwa w postaci Philippe’a był w stanie zaufać i zaproponować pracę drugiemu… I to pomimo tego, że w stratyfikacji dzieliło ich wszystko – Philippe jest bogaczem a Driss recydywistą…

     Kiedy znajomi naszego arystokraty dowiedzieli się kogo on zatrudnił, zareagowali stereotypowo. Philippe pokazał im, że się mylili. I to jest dla mnie największą wartością tegoż filmu, poza świetną grą, scenariuszem, itd.

     „Nietyklanych” we Francji obejrzało ponad 20 mln ludzi, czyli co 3 Francuz zobaczył, że czarnoskóry mieszkaniec peryferii nie musi zawsze okazywać się najgorszym złem, diabłem wcielonym podpalającym z wściekłości samochody… I z drugiej strony widzimy, że i sami przedstawiciele klas najwyższych mogą pójść pod prąd wszechobecnym uprzedzeniom. Ci dwaj panowie dzięki złamaniu pokutujących francuskich stereotypów zyskali coś wielkiego, bo dozgonną przyjaźń. To, że jest to możliwe pokazują końcowe zdjęcia, kiedy widzimy pierwowzory bohaterów, ponieważ jest to historia oparta na prawdziwych wydarzeniach – jedyne co zostało zmienione to pochodzenie Drissa – z marokańskiego na senegalskie. I myślę, że ta zamiana koloru skóry wyszła na dobre, bo we Francji większe napięcia są widoczne właśnie na linii biało-czarnej.

    À propos stereotypów, to zapamiętałem scenę, w której Driss wykorzystując ogładę jaką nabył, stara się o pracę. Rozmawia z białą urzędniczką, z którą pożartował sobie o sztuce, muzyce. I wtedy mogliśmy ujrzeć zachodzącą zmianę w nastawieniu tejże kobiety – poczucie wyższości zastąpione zostało sympatią – i może to jest właśnie takie proste, żeby dawać ludziom szansę i nie ulegać przy tym utartym stereotypom. Jednakże to musi działać w dwie strony.

     Bo Driss, przychodząc do Philippe’a chciał tylko jego podpis na dokumencie z urzędu pracy, jako dowód że starał się o zatrudnienie, ale nie wyszło. To jeden z warunków przyznania zasiłku. Driss nie wierzył, że pracę, jaką w końcu dostał, może w ogóle zdobyć. Był pogodzony ze swoim losem, także podchodząc stereotypowo, że od białego nie może otrzymać nic innego prócz poniżenia czy zakucia w kajdanki.

     Trudno sprawić, by multikulti zadziałało i współgrało ze sobą tak po prostu, niczym za pstryknięciem palcami. Ale jakoś trzeba iść do przodu i chyba tylko odczarowywanie uprzedzeń z jednej, jak i z drugiej strony jest najlepszą drogą do wzajemnego zrozumienia i szacunku. Przynajmniej tak było w przypadku „Nietykalnych”.

     „Nietykalni” to film wyjątkowy także z innego powodu. Omar Sy (Driss), jako pierwszy czarnoskóry francuski aktor otrzymał Cezara za najlepszą rolę męską. Ta historyczna chwila jest tym bardziej znamienna, że pokonał samego Jeana Dujardina nagrodzonego przecież Oscarem za występ w „Artyście”!

      I nie dziwi też fakt, że „Nietykalni” szturmem zdobyli pierwszą dziesiątkę najlepiej ocenianych filmów wszechczasów na polskim filmwebie (Top 100), bo jest to opowieść uniwersalna, która przetrwa próbę czasu – jest to wiadome już nawet w tej chwili.

   Gdybym miał pokusić się o porównania do innych filmów, to „Nietykalnych” widzę, jako połączenie dwóch wyśmienitych obrazów, również francuskich, a mianowicie komedii „Jeszcze dalej niż Północ” oraz „Motyl i Skafander”. Co ciekawe w „Nietykalnych” jest jeden motyw, gdzie Driss robi sobie żarty z północnej Francji, ale robi to w sposób ironiczny, a nie stereotypowy. I już nigdy też nie zapomnę, kiedy Driss golił Philippe’a, zostawiając mu wąsik à la Hitler – nie mogłem wtedy opanować śmiechu przez dobre dwie, trzy minuty…

     Tak, jak i Driss nie mógł opanować swojego śmiechu, kiedy po raz pierwszy na żywo zobaczył i usłyszał operę. Albo kiedy muzykę klasyczną kojarzył tylko z telewizyjnymi reklamami. Jego ignorancja była szczera i zabawna, ale nie świadczyła o nim źle – wręcz przeciwnie – miał on do zaoferowania własne zainteresowania, dzięki którym chociażby urodziny Philippe’a stały się żywą imprezą, a nie prawie że stypą, jak wcześniej.

     Poprawność polityczna sprawia, że o pewnych rzeczach się nie rozmawia, udaje się, że nie istnieją. Wtedy to litość i swego rodzaju utajona dyskryminacja święcą triumfy. Ten film pokazuje jednak, że owych „Nietykalnych” można dotykać, że domagają się oni tylko i wyłącznie szczerości a nie litości. Nikt z nas nie lubi litości. Driss mówił zawsze to co myślał, co sprawiało, że i Philippe był w stanie wyjść poza znane mu konwenanse i stereotypy.

     Film wybitny – moich oczekiwań, które filmowi zawiesiły poprzeczkę niezwykle wysoko – w najmniejszej nawet mierze nie zawiódł. Między innymi dzięki „Nietykalnym”, 29 kwietnia 2012 zapamiętam na długo*.

Adam Muszkieta

[*o drugim ze swych  filmowych powodów do zadowolenia autor pisze tutaj ->]

Tags:

Zostaw odpowiedź