Portfolio miesiąca: Marcin Nawrocki

15 maja 2012 15:133 komentarze

Marcin Nawrocki

 

Marcin Nawrocki – urodził się 21 września 1976 roku. Z wykształcenia jest informatykiem mieszkającym w Kutnie. Fotografią przyrodniczą zajmuje się od 12 lat, kiedy to po raz pierwszy wyszedł z aparatem o poranku, by uchwycić wschód słońca. Od tego czasu każdą wolną chwilę spędza na łonie przyrody szukając ciekawych tematów fotograficznych. W każdym swoim obrazie stara się uchwycić to, czego inni nie potrafią dostrzec.  Marcin Nawrocki należy do Związku Polskich Fotografów Przyrody. Na swoim koncie posiada wiele wyróżnień i nagród zdobytych w konkursach krajowych jak i zagranicznych. Ponadto wiele z jego zdjęć doczekało się publikacji w albumach i w prasie o tematyce przyrodniczej. Od dwóch lat prowadzi profesjonalne warsztaty fotografii przyrodniczej. Więcej informacji o autorze i jego fotografiach można znaleźć na stronie internetowej www.fotolens.pl oraz www.warsztatyprzyrodnicze.pl

 

/fot. Marcin Nawrocki/

„Fotografia przyrodnicza, to zabawa w Indian”

.
z Marcinem Nawrockim
dla Netkultury rozmawia Anna Kolasińska

 

Anna Kolasińska: Od ładnych paru lat kręcę się w fotograficznym świecie. Patrzę, podziwiam, uczę się, mam swoich faworytów. W dziedzinie świata zwierząt na pierwszym miejscu znajduje się Marcin Nawrocki. W tej opinii nie jestem odosobniona, delikatnie mówiąc. Ciężko pracowałeś na tak wysoką pozycję wśród „łowców zwierząt”. Jak zaczęła się twoja droga  do gwiazd?

Marcin Nawrocki: Droga do gwiazd to brzmi bardzo dumnie /śmiech/. Nie czuję się na pewno numerem jeden wśród fotografów. Znam kilku, którzy są bardziej doświadczeni i lepsi ode mnie. A swoją miłość do przyrody wyniosłem z domu rodzinnego. Mój dziadek pokazał mi świat przyrody a wujek malujący obrazy uwrażliwił mój młody umysł na właściwe postrzeganie świata. Po wielu latach bez życia bez przyrody wróciła ona do mnie wraz z zakupem aparatu. I tak od 12 lat próbuję pokazywać to, co jest piękne w świecie przyrody. Na początku były to zdjęcia krajobrazu, flory i owadów – teraz najczęściej sięgam po aparat żeby wykonać zdjęcie zwierzętom.

/fot. Marcin Nawrocki/

AK:  Z fotografowaniem dzikiej zwierzyny wiążą się stereotypy. Niemal każdy myśli zaraz o egzotycznych, pełnych niebezpieczeństw wyprawach do Afryki, o safari, upale, robalach czy scenach mrożących krew w żyłach. A wystarczy pojechać w okolice Kutna…

MN: Afryka i jej klimaty w ogóle mnie nie pociągają. Jeżeli miałbym możliwość wyboru jakiegoś miejsca na świecie, które chciałbym odwiedzić, na pewno byłby to kraj o zdecydowanie chłodniejszym i surowszym klimacie. Kutno, w którym mieszkam nie jest może wymarzonym miejscem dla fotografa przyrody, ale mam tu w okolicy parę „miejscówek”, które chętnie odwiedzam i tam fotografuję. Od jakiegoś czasu dużo podróżuję, by powiększać i urozmaicać zbiór zdjęć jaki posiadam. Mogę śmiało powiedzieć że przejechałem Polskę kilkakrotnie w wzdłuż i wszerz.

AK:  Domowa kura zbyt nudna i dlatego dziki zwierz? To wymaga sporej wiedzy o drapieżnikach i ich ofiarach. Studiujesz literaturę fachową?

MN: Dla mnie fotografia przyrody, to zdjęcia dzikiej przyrody. A domowa kura… No cóż, jeżeli ktoś ma ochotę niech ją fotografuje /śmiech/ Tak naprawdę, to wolę poznawać zachowania zwierząt podczas przebywania z nimi. Żadna nawet najmądrzejsza książka nie pozwoli nam zdobyć tyle doświadczenia ile możemy zdobyć przebywając w terenie. „Kolekcjonując” kolejne gatunki wcześniej staram się poznać ich zachowanie i miejsca ewentualnego występowania. Reszta – tak naprawdę zależy już od szczęścia. Czasami jest tak, że uda mi się zrobić dobre zdjęcie dnia pierwszego, czasami tak, że dziesiątego. Często bywa i tak, że nie udaje mi się zrobić żadnego zdjęcia i dany temat przenoszę na kolejny rok.

/fot. Marcin Nawrocki/

AK:   Wiedza, czujność, cierpliwość  – to istotne elementy potencjalnego sukcesu. Zdobycia  dobrego ujęcia. Jeszcze należy dodać szczyptę wyobraźni, refleks, mnóstwo szczęścia. Ile – w przybliżeniu – zdjęć wykonujesz podczas kilkudniowej wyprawy „na łowy” a ile uznajesz za wystarczająco dobre? Przyjmijmy, że miałeś wyjątkowo udany plener, jak więc wyglądają te proporcje?

MN: Nie przeliczam nigdy w ten sposób moich wypraw i plenerów. Fotografia cyfrowa pomaga mi w tym, że mogę wykonać tych zdjęć całą masę. Tylko po co? Wychowałem się na fotografii analogowej i jednak pomimo zapasu miejsca na karcie staram się oszczędzać migawkę w swoim aparacie. Często bywa tak że przez kilka dni wykonuję kilka zdjęć, z których to jedno chociaż powinno być dobre. Czasami robię tych zdjęć zdecydowanie więcej, mam wtedy większy wybór ujęć i ciekawych kadrów. Wszystko jest wypadkową ilości czasu spędzonego w terenie, cierpliwości, szczęścia i refleksu. Nie można też zapomnieć o doświadczeniu, które zdobywam na każdej wyprawie, robiąc każde kolejne zdjęcie.

/fot. Marcin Nawrocki/

AK:  Porozmawiajmy o sprzęcie. Lornetki, telekonwertery, teleobiektywy, mocny statyw – to podstawa, by odwzorować obrazy o doskonałej jakości. Chyba nie przesadzam?

MN: Sprzęt to temat na oddzielny wywiad – ale tak w kilku słowach. Profesjonalny sprzęt pomaga w wykonywaniu zdjęć, ale to  nie on robi zdjęcia. To nie on wstanie za ciebie czasami o drugiej w nocy, to nie on przejdzie w ciągu roku setki kilometrów w poszukiwaniu ciekawych miejsc. Mój sprzęt, to aparat z długim teleobiektywem do tego oczywiście stabilny statyw z porządną głowicą. Gdzieś w samochodzie zawsze leży też lornetka. Do tego dochodzi cała masa przydatnych akcesoria jak karimaty, siatki maskujące, namioty, gumowce, spodniobuty i tym podobne sprzęty. Jak to mówił świętej pamięci Artur Tabor doskonały fotograf przyrody – „fotografia przyrodnicza to zabawa w Indian”. Nie pozostaje mi nic innego jak podpisać się po tym dwoma rękoma.

AK:  Nie każdy może, ot tak, sforsować „drzwi do lasu”. Kto i komu wydaje zezwolenia na fotografowanie zwierząt w ich naturalnym środowisku, parkach, rezerwatach? Jakich szczególnych reguł należy tam przestrzegać? Kim trzeba być, by w ogóle myśleć o podobnym zezwoleniu?

MN: Las i łąki to miejsce gdzie możemy spotkać różne osoby. Najczęściej są to myśliwi i leśnicy lub po prostu właściciele tego terenu. Warto z tymi ludźmi żyć w zgodzie a często nawet współpracować. Bo czasami ich pomoc może się okazać bardzo przydatna. Jeżeli chodzi o fotografowanie w parkach narodowych i rezerwatach, to potrzebne są pozwolenia Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska lub władz danego parku. W tworzeniu pism do takich instytucji na pewno pomaga dorobek fotograficzny oraz właściwe umotywowanie takiej prośby. Wydaje mi się jednak, że jest tyle miejsc pięknych i ciekawych poza rezerwatami, iż każdy znajdzie dla siebie coś intrygującego. Wystarczy poszukać.

/fot. Marcin Nawrocki/

AK:  Mówimy o fotografii „z podchodu” lub „z zasiadki”. Która z form wydaje się być trudniejsza i którą wolisz? Skradać się za zwierzęciem czy poczekać, aż przyjdzie do Ciebie?

MN: Obie lubię i obie stosuję. Obie też wymagają od nas sporo pracy. Trudniejsza wydaje mi się jednak fotografia „z podchodu”. Szczególnie kiedy obiektem fotografowania ma być ssak o doskonałym węchu, wzroku i słuchu. Wtedy taka fotografia staje się sporym wyzwaniem. Każdy fałszywy ruch, krok może spowodować, że zwierze nas zwietrzy lub zobaczy. Fotografia „z zasiadki” wymaga od nas doskonale rozpracowanego terenu. Tylko wtedy ma ona sens, bo musimy dobrze wiedzieć w jakim miejscu postawić namiot lub czatownię.

AK:  Jakie kryjówki są Ci szczególnie bliskie? Czy obok stałej czatowni korzystasz z pomysłów na budowanie własnej, przenośnej?

MN: Szczególnie bliskim mi miejscem jest moja zimowa czatownia na bielika. Spędzam tam w zimę masę czasu. Od 6 lat dokarmiam tam bieliki i je fotografuję. Od dwóch lat udostępniam też tę czatownię swoim gościom z kraju i zagranicy. Za przenośną czatownię może czasami posłużyć karimata i kawałek siatki maskującej. Wszystko zależy od wyobraźni fotografa oraz od tego, co fotografujemy. Każde zwierzę inaczej się zachowuje, każde ma inną tolerancję na obecność człowieka.

AK:  Pora roku ma kolosalne znaczenie w fotografowaniu zwierząt. Która jest dla ciebie szczególnie atrakcyjna, a która najtrudniejsza? Czy zimowe mrozy o świcie nie prowadzą do hibernacji fotografa? Nie bardzo potrafię wyobrazić sobie kilkugodzinne oczekiwanie na orły. Nawet w najlepszym ekwipunku i herbatą z prądem…

MN: Każda pora roku ma swój urok i każdą lubię. Wiosna, to czas przelotów ptaków, budzenia się przyrody do życia po zimie. Lato, to może taki najmniej fotograficzny miesiąc. Ale to jednak czas ptasiej i zwierzęcej młodzieży. Jesień natomiast, to czas mgieł, delikatnego światła. Czas rykowisk, bekowisk i zlotowisk żurawi. Zima zaś, to czas ptaków drapieżnych i wielu godzin spędzanych w czatowni. Kilkugodzinne czatowanie zimą, to kwestia przyzwyczajenia. Herbata jak najbardziej, ale bez prądu. Duża i komfortowa czatownia na czas zimy może się stać dla każdego drugim domem.

/fot. Marcin Nawrocki/

AK:  Charakterystyczna cechą Twoich obrazów są piękne, mgliste krajobrazy czy magiczne światło. Jesteś romantykiem czy też nie możesz.. spać? (śmiech)

MN: Jestem romantykiem, który nie może spać /śmiech/. Kwintesencją fotografii przyrodniczej jest magiczne światło. To światło, to czasami chwila pomiędzy nocą a dniem. To ten moment kiedy wszystko wkoło wygląda magicznie i wtedy powstaje większość moich zdjęć. Trzeba być wtedy w tym właśnie właściwym miejscu. Na to jedno, jedyne magiczne zdjęcie musi złożyć się wiele czynników. Musi być w tym zdjęciu jakaś tajemnica coś co nas zachwyci.

AK:  Jak wtopić się umiejętnie w pejzaż i stać się naprawdę niewidocznym dla zwierząt? Jak powinien się maskować fotograf? Zmysły zwierząt potrafią wyczuć, usłyszeć, zobaczyć…

MN: Jest kilka sposobów na to. W terenie trzeba być po prostu cichym i uważnym. Jak to mawia mój znajomy leśnik „Już jeden człowiek w lesie, to tłok”. Żeby zamaskować się w terenie czasami wystarczy usiąść gdzieś i być cicho. Obserwować nasłuchiwać i czekać. Godzinę, dwie czasami pół dnia. Ważne jest, żeby to fotograf pierwszy zobaczył zwierza i wtedy się do niego zaczął skradać. Jeżeli zwierzyna zobaczy nas pierwsza nie będziemy mieli z nią szans.

/fot. Marcin Nawrocki/

AK:  Czy jakakolwiek wyprawa zapadła Ci szczególnie w pamięć? Masz asa w rękawie w postaci dramatycznej historii?

MN: Każda wyprawa jest inna i każda ma coś w sobie. Czasami dobre zdjęcia czasami tylko nie wykorzystane szanse. Mam nadzieję że jeszcze wiele tych udanych wypraw przede mną. W tym roku podczas wiosny poruszając się w moim ulubionym lesie naszła mnie locha, stałem wyraźnie na jej drodze. Zacząłem robić zdjęcia a ona się zbliżała. Kiedy obiektyw przestał mi „ostrzyć” (4,5 metra) tak naprawdę poczułem, że locha może za chwilkę na mnie ruszyć. I ruszyła… mijając mnie dosłownie o włos. Na szczęście takie sytuacje nie zdarzają się często. Większość zwierząt ucieka na widok człowieka lub na głos migawki.

/fot. Marcin Nawrocki/

AK:   A najśmieszniejsza sytuacja?

MN: Kiedyś siedząc w jesieni zamaskowany w lesie zobaczyłem kobietę zbierającą grzyby. Wyraźnie zbliżała się w moim kierunku. Byłem pewien, że mnie widzi. Kiedy podeszła na jakieś 10 metrów. Powiedziałem tylko  – dzień dobry. Wrzask i krzyk tej kobiety był nie do opisania. Uciekła w pośpiechu! Nawet nie dała mi szansy na to, żeby jej wytłumaczyć, że te słowa wypowiedział do niej człowiek. Może myślała, że odezwało się do niej drzewo albo jeden z podgrzybków, które zbierała? /śmiech/

AK: Zbierając grzyby, będę odtąd uważać na zaczajonych fotografów /śmiech/.
Po wyczerpującej pracy w terenie następuje etap opracowania fotografii w programie graficznym. Jak daleko można ingerować w zarejestrowany na karcie obraz?

MN: Ingerować pewnie można bardzo. Ja tego nie robię. Staram się, by moje zdjęcia wyglądały tak jak je rejestrowałem w terenie. Nie stosuję jakiś photoshopowych fajerwerków. Prosta obróbka wywołania zdjęcia z rawa i przerobienia na plik jpg. Jest to konieczne w dobie fotografii cyfrowej. To swojego rodzaju zabawa w ciemni, kiedy możemy zobaczyć efekty naszej pracy.

/fot. Marcin Nawrocki/

AK:  Masz ogrom sukcesów wydawniczych, wystawienniczych na koncie. Wygrałeś też wiele prestiżowych konkursów. Celowo nie wymieniam, tak długa byłaby to lista. Zresztą wystarczy wpisać twoje nazwisko w wyszukiwarkę internetową, znajdziemy odpowiedzi. Czy te sukcesy nie przewróciły Marcinowi w głowie? /śmiech/

MN: Sukcesy, nagrody, wystawy – to na pewno coś miłego ale na pewno nie jest to coś, co mogłoby przewrócić mi w głowie. Robię to, co kocham i dzielę się tym z ludźmi. Każdy taki mały sukces – ale czasami i porażki  – motywują mnie do jeszcze cięższej pracy. Daleki jestem od tego, żeby popadać w samozachwyt. Ciągle pracuję nad sobą i nad tym, żeby mój warsztat fotograficzny był jeszcze lepszy. Może kiedyś uda mi się zrobić to jedno zdjęcie, które okaże się perfekcyjne.

AK: Hm… Trudno mi sobie wyobrazić to perfekcyjne zdjęcie, skoro obrazy ilustrujące ten wywiad (a także zamieszczone w galerii na Flickrze) – perfekcyjne według ciebie nie są. /śmiech/. Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała Anna Kolasińska

.

Gorąco zapraszamy naszych czytelników do odwiedzenia  netkulturowej galerii, w której można podziwiać inne, równie znakomite fotografie Marcina Nawrockiego!

– – – – – – – – – – – – –

Wszystkie zdjęcia stanowią własność Autora i umieszczane są na stronie Netkultury.pl na zasadzie licencji niewyłącznej. ©MarcinNawrocki2012. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Tags:

3 komentarze

  • wlodekbar

    Wspanialy wywiad, wspaniale zdjecia, wspanialy facet!

  • Nie ma co się tu wymądrzać, piękne zdjęcia ,ciekawa rozmowa… czyli to co lubię.

  • Darzena - iglasta

    😀 Miło było przeczytać wywiad z ulubionym autorem…. od dawna jestem fanką tych pięknych prac. Podziwiam pasję i gratuluję jej rezultatów. Życzę wspaniałych plenerów i cudownego światła!!~:))

Zostaw odpowiedź