Rafał Klan: Miasto podskórne albo rondo bez nazwy – cz.1

15 kwietnia 2012 14:551 komentarz

      Kiedy budowano pierwsze rondo w moim szesnastotysięcznym miasteczku, to ulica, na której mieszkałem, przez okres wakacji była zamknięta na cztery spusty. Wychodziło się wtedy na balkon, odgłosy samochodów pozostawały dalekim wspomnieniem, siadało się na fotel (bujany, jeżeli oczywiście było się szczęśliwym posiadaczem fotela) i czytało się jakąś lokalną prasę (lub więcej niż lokalną) np. o takim Bronisławie Geremku. W lokalnej – że ojciec Geremka w 1945 roku przyjechał do Wschowy wraz z rodziną i że tutaj Bronisław zdał małą maturę, a w 1948 roku Wschowę opuścił, a potem po 50 latach znowu do Wschowy przyjechał. Że o Bronisławie Geremku wtedy się czytało, to nic dziwnego, bo rzecz działa się w 2008 roku. A przecież co niektórzy na pewno kojarzą –  w lipcu 2008 roku Geremek tragicznie zginął w wypadku samochodowym.

      Więc człowiek czytał sobie lokalną prasę, kiedy rondo nieopodal budowano i historie różne przyswajał. Pewnie nie miałby na to czasu, gdyby ronda nie budowano, bo wtedy zamiast na fotelu bujanym i na świeżym powietrzu, musiałby taki mieszkaniec szesnastotysięcznego miasteczka zająć się sprawą globalną, np.: czy w innych miastach też budują ronda? Czy tylko my tacy wybrani i szczęśliwi jesteśmy? I wtedy – rzecz jasna – należałoby dylematy takie rozwiązywać przed samym sobą, przed lokalną społecznością, może nawet przed Bogiem.

      W każdym razie – bo nikt nie buduje bez końca – rondo pewnego dnia oddano do użytku. Ale – jeszcze na chwilę rzućmy się w przeszłość – zanim oddano mieszkańcom/kierowcom do użytku, pojawiły się pierwsze głosy, aby ronda nie pozostawić bez nazwy. I jak to bywa czasami zaczęło się od ruchu oddolnego – poza polityką, salą obrad rajców miejskich i rozmowami przy okazji wizyty w gabinetach odnowy biologicznej. Zaproponowano Bronisława Geremka.

      Małe miasteczka posiadają swoją dumę, koloryt i cholera wie co jeszcze – to rzecz bezsporna. Ruchy oddolne rodzą się i umierają w takich miejscach jak grzyby po deszczu. Często żywotność takiego lub innego przedsięwzięcia zależy od sukcesu, jakiegokolwiek. Choćby zalegalizowania pomysłu na pierwsze rondo im. Bronisława Geremka. To naturalne, że jeden pomysł rodził następne. Skoro zaproponowano Geremka, to kolejne propozycje posypały się jak z rękawa: a może ks. Popiełuszki albo JPII albo – żeby nie drażnić – coś niezobowiązującego, nie rzucającego się w oczy, mało drażliwego – w związku z tym mało też atrakcyjnego.

      Radni ostatecznie zdecydowali się na wersję Na trakcie królewskim, Geremka  nie wzięli pod uwagę, głosując nad propozycjami, które powstały w ścisłym gronie wybrańców lokalnej społeczności. Ruch oddolny, ruchem oddolnym, ale porządek jakiś musi być. Poza tym – tłumaczono w tamtym okresie –  naprawdę taki człowiek jeden z drugim, to może u jednego budzić wielkie emocje, u drugiego natomiast – kolokwialnie rzecz ujmując – odrazę. Dlatego – radzili najwyżej postawieni urzędnicy – przemyślmy, nie spieszmy się, zastanówmy itp. Z tego przemyśliwania, naradzania i głębokiej zadumy zwyciężyła demokracja, a dokładnie jej przyboczna świta, czyli głosowanie w sali obrad.

     Oczywiście system nazewnictwa rond, szkół, ulic zawsze budzi jakieś emocje. Żeby nie wywoływać duchów, ale też nie budzić demonów, raz po raz przyjmuje się opcję bezstresową, czyli taką, która nad dyskusję przedkłada spokój.

/fot. Rafał Klan/

      Nie jest więc w tym konkretnym wyborze nic szczególnie niepokojącego. Ot, wybrani w demokratycznych wyborach radni zdecydowali jak powyżej. I na tym można by poprzestać, gdyby nie dwa fakty: po pierwsze miasto (jakaś grupa ludzi) zabiera głos w sprawie, po drugie – w sposób spontaniczny, po trzecie – według niespisanych nigdzie standardów – pierwsza myśl często jest najlepsza.

      To nie wszystko. Propozycja miasta (jakiejś grupy ludzi) jest efektem tego czym miasto podskórnie żyje, jakimi emocjami się karmi o czym na co dzień rozmawia, czym się interesuje, do czego zmierza. Nie jest wykalkulowana, ale też nie jest bezsporna. Jest emanacją tego, czego na pierwszy rzut oka nie widać. Często przyczyną zjawisk, z którymi sobie nie radzi, dlatego ujawnia się przy byle okazji. Wystarczy dać jej jakiś powód.

Rafał Klan

cdn.

Tags:

1 Komentarz

  • Czytam ten artykuł z pewną melancholią ale i poczuciem protekcjonalnej wyższości 😉 Bo cóż Wy tam wiecie o rondach… chciałoby się zacytować klasyka. Szczecin to miasto, które już od swojej pamiętnej rewolucji urbanistycznej /pocz. XX w./ rondami stało, a słynny gwiaździsty kształt układu ulic wzorowany był na Paryżu.

    Od tego czasu nasze problemy komunikacyjne rozwiązuje się przez budowanie rond. I podobne problemy z nazwami przerabialiśmy już tak dogłębnie, że doczekaliśmy się nawet ulicy o nazwie… Przyjaciół Ronda. Co ciekawe przy tej ulicy ronda żadnego nie ma, ale za to nazwa neutralna. Może to jest jakieś rozwiązanie. 😉

Zostaw odpowiedź