Janusz St. Andrasz: Ekskrólowie i skarby „Pana Pięć Procent”.
Jednym z mało znanych, chociaż przecież przez nikogo nie skrywanych klejnotów lizbońskich, jest niewątpliwie Muzeum Gulbenkiana. Cóż to za muzeum i skąd to, wybitnie nie-portugalskie nazwisko w jego nazwie?
Aby zrozumieć dobrze, jak doszło do powstania jednego z mniejszych, ale jednocześnie i najciekawszych muzeów w Europie, powinniśmy przyjrzeć się bliżej temu, co działo się w Portugalii podczas drugiej wojny światowej i bezpośrednio po niej. Przenieśmy się więc na początek do czasów drugiej wojny światowej. Europa jest nieomalże bez reszty ogarnięta gorączką wojny, podzielona na dwa wrogie sobie obozy. Portugalia jest jedną z nielicznych wysepek spokoju na naszym kontynencie. Spokój to oczywiście względny i pozorny – wywiady aliantów z jednej i nazistów z drugiej, prowadzą pomiędzy sobą prawdziwe wojny podjazdowe.
Oprócz Lizbony, głównym miejscem tych wywiadowczych potyczek były nadmorskie kurorty Cascais i Estoril. Zwłaszcza w tym ostatnim miejscu, w którym mieszkałem przez dobrych parę lat, miały miejsce sceny godne scenariusza dobrego sensacyjnego filmu. Oprawa szpiegowskich intryg była naprawdę godna – rozgrywały się one bowiem w zaciszu eleganckich hoteli oraz zgiełku słynnego kasyna w Estoril. Historie rozgrywające się w tym „tajnym” świecie Estoril stały się kanwą pierwszej części pewnej powieści, która następnie dała początek jednej z najsłynniejszych na świecie serii filmów. Powieść pisał pewien angielski dżentelmen, spędzający całe dni w kasynie w Estoril, oczywiście w służbie jego Królewskiej Mości.
Był nim Ian Fleming, twórca postaci Jamesa Bonda.To właśnie zawiłe rozgrywki pomiędzy różnymi wywiadami, mające miejsce w kasynie w Estoril i pobliskim hotelu Palacio, stały się materiałem do napisania powieści „Casino Royale”, będącej, jak się potem okazało, początkiem nader udanej serii o przygodach Agenta 007.
Po zakończeniu wojny Estoril i Cascais zaroiły się z kolei od przeróżnych uciekinierów, m.in. z krajów które dostały się pod dominację sowiecką, czy z innych krajów, których ustroje uległy gwałtownej zmianie. Wśród tych uciekinierów znaleźli się byli dyktatorzy jak np. węgierski regent, Miklós Horthy, arystokraci – np. hrabia Barcelony z rodziną /w tym swoim synem, obecnym królem Hiszpanii – Juanem Carlosem/, byli monarchowie – były car Bułgarii ze swoją żoną i dziećmi /m.in. Symeonem, który w latach 2001 – 2005 był premierem tego kraju/, Karol II – były król Rumunii, były król Włoch- Humbert II, przez chwilę rezydował tu także eks król Anglii, Edward VIII ze swoją amerykańską żoną, panią Simpson.
Jak mi opowiadali starsi mieszkańcy Estoril, bywało i tak, że wchodząc np. do słynnej lodziarni Santini, można było spotkać przy jednym stoliku nawet kilka zdetronizowanych głów. Nie zabrakło również i polskich akcentów. Długoletnią rezydentką wspomnianego już hotelu Palacio, była Izabela Szembek, żona polskiego dyplomaty, hr. Jana Szembeka, który zmarł w Estoril w roku 1945.
Miałem zresztą przyjemność poznać niektórych potomków tych sławnych rodzin, które bądź to mieszkają tu dalej, bądź z sentymentu regularnie odwiedzają Estoril. I tak np. mało kto wie, że siostra Symeona, cara i ex-premiera Bułgarii, jest żoną Polaka pochodzącego z Katowic. Z kolei siostra króla Hiszpanii, Infantka Margarida bardzo lubi nasz naród i przywitała mnie poprawnie wymówionym „Dzień Dobry” 🙂
Właśnie w takich to burzliwych czasach, w połowie II wojny światowej, do Portugalii przybył wśród wielu różnych uciekinierów pewien bajecznie bogaty człowiek. Był nim ormiański przedsiębiorca, Calouste Gulbenkian. Pan Gulbenkian był również nazywany „Panem Pięć Procent”. Wyznawał on bowiem filozofię „Lepszy mały kawałek wielkiego tortu niż duży małego”. Przejawiało się to tym, że swoje pierwsze duże pieniądze zarobił w roku 1907 zadowalając się pięcioma procentami udziału w firmie, której był współzałożycielem – Royal Dutch Shell /ktoś nie zna firmy Shell…?/.
W 1912 założył Turkish Petroleum Company, konsorcjum największych europejskich spółek naftowych, które miało wyłączność na eksploatację pól naftowych w … obecnym Iraku. Tutaj również zadowolił się „marnymi” 5%. Stąd zyskał przydomek Pan Pięć Procent.
Przed przybyciem do Portugalii Gulbenkian mieszkał we Francji, którą, jak wiadomo, w roku 1940 zajęli naziści. Pan Gulbenkian zdążył jednak spokojnie przenieść swoje imperium i aktywa poza Europę, sam zaś przyjechał do Lizbony. Wynajął sporą część jednego z najbardziej luksusowych hoteli w Lizbonie i … mieszkał tam przez kilkanaście lat, aż do swojej śmierci w roku 1955 r. Mieszkało mu się chyba całkiem nieźle, towarzystwo miał, jak już wiemy, iście królewskie, dlatego postanowił, jak mówią Portugalczycy, z wdzięczności dla nich, założyć w tym kraju fundację, zarządzającą kolekcją dzieł sztuki, którą zbierał przez całe swoje życie.
Prawda jest jednak nieco inna. W kwestii wyboru swojej spokojnej przystani przedsiębiorca był dość pragmatyczny. Twardy negocjator, jakim niewątpliwie był Gulbenkian, sondował możliwości spokojnego zabezpieczenia sobie starości w różnych krajach, zwłaszcza we Francji, jednak krótko mówiąc, Francja przegrała z Portugalią, będąc bardziej chciwą i mającą zamiar obedrzeć ze skóry pana Pięć Procent w stopniu o wiele większym niż ten który zaoferowała Portugalia.
Dlatego też w rok po śmierci Gulbenkiana, powstała w Lizbonie fundacja jego imienia. Najważniejszą, choć nie jedyną formą jej działalności było założenie muzeum, w którym udostępniono bogate zbiory, zgromadzone przez tego w swoim czasie jednego z najbogatszych ludzi na świecie. Wśród kilku kolekcji, jakie możemy zobaczyć w Muzeum Gulbenkiana, jedną z najbardziej oryginalnych jest z pewnością kolekcja biżuterii i szkła Rene Laliqua, francuskiego mistrza jubilerstwa.
Jest o tyle interesująca, że panowie Gulbenkian i Lalique znali i przyjaźnili się przez prawie że 50 lat i wszystkie prace Lalique’a Gulbenkian nabył bezpośrednio od niego. A jest ich około 80, w różnych postaciach – biżuterii, srebrach i szkle. Powyższe fotografie to tylko drobny przykład niezwykłej wszechstronności dzieł Lalique’a. A poniżej wirtualny spacer po Muzeum Gulbenkiana.
[youtube k3RMn9-xJgU]
Janusz St. Andrasz
Janusz St. Andrasz – człowiek wielu zainteresowań i pasji, globtroter, publicysta, smakosz, meloman i bloger. Do Portugalii przyjechał na dwa tygodnie i pozostał tam… prawie dziesięć lat. Jest autorem pierwszego polskiego przewodnika po Lizbonie, publikował m.in. w miesięczniku „Podróże”, czasopismach „Maleman”, „L’eclat”, „Ugotuj to”, opowiadając fascynująco o Portugalii od jej historii po kuchnię i muzykę. Prowadzi blog Luzomania, w którym niniejszy tekst miał swoją premierę i który Czytelnikom Netkultury nieustająco polecamy.
12:47
Myślę, że to nie koniec naszego spotkania z Estoril, wiem, że Pan Janusz jeszcze ma trochę opowieści o nim w zanadrzu, a ja przyciągnięty klimatem wojennego Estoril wygrzebałem jeszcze coś takiego.
Polski wywiad w Portugalii
Tak, że nie tylko James Bond ale i nasi tam byli 😉
A w ogóle to te artykuły luzomanijne mają jedną poważną wadę – powodują ogromny głód podróży, właściwie marszrutę mam zaplanowaną, jeszcze tylko mieć czas i środki.
14:45
Opowieści ma, tylko czasu na ich spisanie brakuje … 🙂 A artykuł o polskim wywiadzie w Portugalii jest mi znany i z pewnością byłby doskonałym materiałem na jakiś film …