Katarzyna Rymarz: Epoka zapaleńców w biogramach kilkudziesięciu
Robert C. Davis, Beth Lindsmith
Ludzie renesansu
tyt. oryg.: Renaissance People
tłum.: Aleksandra Górska
Rebis, Poznań 2011
Kto kocha renesans, ten pokocha go jeszcze bardziej, kto nie znosi, ten polubi. Kiedy? Wtedy, gdy przeczyta „Ludzi renesansu”. Dlaczego? Ponieważ mamy do czynienia z jedną z niewielu książek dotyczących historii, która napisana jest lekko, bez szafowania faktami i fakcikami, bez nużących czytelnika opisów dziejów. Już w pierwszym rozdziale jawi nam się spektrum barwnych postaci: inżynier z dziurawym obrazem i lustrem, kaznodzieja z przenośną kazalnicą czy „wielki niechlujny Tom” zwrócony ku pięknu sztuki. Słowem, kalejdoskop niezwykłych osobowości, niebanalnych postaci jak z tętniącego życiem spektaklu, a wszystko to sylwetki osób, które na stałe zapisały się w historii tamtych czasów.
Książka jest zbiorem biogramów przeplecionych opisami wydarzeń historycznych. Podobno taka forma przybliżania realiów dawnych epok była kiedyś popularna, obecnie rzadko praktykowana, a szkoda.
Autorzy tworzą świetnie uzupełniający się duet. Obydwoje są cenionymi wykładowcami Uniwersytetu Stanowego w Ohio, jednak Beth Lindsmith jest przede wszystkim pisarką, a Robert C. Davis historykiem. Z połączenia dwóch odmiennych punktów widzenia powstała wizja ciekawa, harmonijna, z odpowiednią porcją szczegółów i smacznej anegdoty – to danie główne, a na deser „obrazki” – książka jest pięknie ilustrowana i elegancka edytorsko.
Podtytuł książki brzmi: „Umysły, które ukształtowały erę nowożytną”. Renesans jest przez autorów postrzegany właśnie jako „stan umysłu narodów”, stąd tak istotne dla tego obrazu są działania, dążenia i przede wszystkim postawy ludzi. Autorzy, posługując się formułą anegdotycznych zwięzłych życiorysów, znaleźli świetny sposób na to, by zaprezentować realia, obyczajowość i problemy epoki na tle historycznym, którego rys podają chronologicznie w kilku krótkich rozdziałach. Przedstawiony obraz wydaje się być wiarygodny i dogłębny, uchyla rąbka tajemnicy renesansu – pokazuje między innymi jak za nowymi ideami wlokły się zabobony; dość wspomnieć o „Młocie na czarownice” Heinricha Krämera i Jacoba Sprengera. Ten podręcznik dla inkwizytorów ukazał się w 1487 roku i odegrał swą niepiękną rolę w dramatycznych prześladowaniach, głównie kobiet, na terenie Europy. Sytuacja ta dziwić nie powinna, bo przechodzenie z epoki w epokę nie odbywa się płynnie i bezboleśnie. Stara często odchodzi niechętnie, zostawiając po sobie wiele… A jednak nosimy w sobie wyraźnie ukształtowane wyobrażenia o ludziach tamtej epoki, pojęcie: człowiek renesansu rozumiemy dość jednoznacznie. Autorzy książki odchodzą od tego schematu – większość przedstawionych w książce osób, to specjaliści w wąskich dziedzinach, którzy mieli zwykle solidne rzemieślnicze wykształcenie, a reszty dopełniał wybitny umysł – niezależny i twórczy. Można odnieść wrażenie, że była to epoka zapaleńców, entuzjastów danej dziedziny, ludzi o umysłach otwartych, którzy chłonęli nowe idee i poszukiwali nowych prawd o świecie i człowieku. Epoka indywidualistów, którzy byli motorem rozwoju kultury i cywilizacji w czasach kiedy – co książka również naświetla – kobiety i biedni nie mieli dostępu do edukacji. Mamy więc do czynienia i z drugą stronę medalu – ze światem zabobonów i prześladowań, kontynuacji religijnych krucjat czy dyskryminacji kobiet. Autorzy prezentują kilka życiorysów kobiet tamtych lat, z których wynika z jak wieloma przeciwnościami musiały borykać się kobiety, by zaistnieć w sferze publicznej, w czasach kiedy to „arcybiskup Florencji twierdził całkiem poważnie, że niewiasty powinny wychodzić z domu jedynie na mszę, a i to, żeby jeszcze bardziej ograniczyć okazję do grzechu, tylko w dni ważniejszych świąt.” [s.82] Widać to zwłaszcza w akapitach poświęconych włoskiej dyplomatce, społeczniczce i poetce Lucrezii Tornabuoni.
Wady tej książki? Chyba tylko jedna – pominięty został Giovanni Bellini, starszy brat Gentile Belliniego, któremu poświęcono miejsce na kartach „Ludzi renesansu”. Nie mogę się powstrzymać przed wytknięciem tego faktu, ponieważ jako miłośniczka malarstwa Giovanniego w pierwszym odruchu szukałam jego właśnie życiorysu. Nie mogę zrozumieć, dlaczego autorzy wybrali Gentile, który malował jedynie na zamówienie lokalnych możnych, a nie uwzględnili Giovanniego, który przewartościował podejście do światła i koloru w malarstwie, otworzył nowe możliwości kompozycji obrazu i sposób ukazywania emocji. Słowem, był wielkim umysłem tamtej epoki, inspiracją dla kolejnych pokoleń malarzy. Dlaczego w książce o nim głucho? To pytanie pozostanie, niestety, kwestią otwartą.
Z „Ludzi renesansu” można korzystać wielorako. Można książkę pochłaniać strona po stronie jako emocjonujący dokument tamtych czasów; można też traktować ją jako zbiór oddzielnych historii i wczytywać się (wybiórczo) w życiorysy postaci ulubionych lub (poznawczo) tych zupełnie czytelnikowi nieznanych. Osobiście potraktuję ją nieco encyklopedycznie i zachowam z przyjemnością dla moich dzieci, jako przeciwwagę zarówno dla szablonowych podręczników jak i wyrywkowej wiedzy z Internetu.
Dzieło Davis i Lindsmith ugruntowuje w nas wyobrażenie renesansu, które mamy, ale pokazuje też renesans od innej strony – realniej, pełniej i barwniej. Napisać książkę dotyczącą historii pozbawioną podręcznikowej sztampy i nudy jest nie lada wyczynem. Na szczęście (i ku czytelniczej radości) autorzy poradzili sobie z tym zadaniem znakomicie.
Katarzyna Rymarz