Inka Walkowiak: Boy uwolniony

15 kwietnia 2012 15:1311 komentarzy

      Jedną z najmilszych sercu wieści, jakie udało mi się wyłowić w  pierwszym kwartale b.r. z informacyjnego szumu, jest zapowiedź, że ogromny dorobek przekładowy i autorski Tadeusza Boya-Żeleńskiego* w 2012 roku (70 lat od śmierci pisarza) wejdzie do domeny publicznej. O ile cieszy, że jego przekłady klasyki literatury francuskiej zainteresowani tematem  przyswajać będą po wsze czasy, martwić musi aktualność poruszanych przez Boya-publicystę problemów. Ot „Piekło kobiet”, chociażby, jak było tak trwa w przeróżnych odmianach. Albo przestarzałe formy obyczajowe, które ucichły pod szatami socjalistycznej równości społecznej, a teraz podnoszą głowę – pojawia się moda na ocenianie wartości drugiego człowieka wedle przypadkowych cech w rodzaju pochodzenia społecznego i wykształcenia. „Ociężałość etycznego myślenia” także ma się niezgorzej. Jedna wszakże z kwestii, o które Boy wojował, z trudem ale przedarła się do społecznej świadomości – mniejszości seksualne mówią dziś pełniejszym głosem, lecz nie jest to jeszcze głos pełny w całej swej gamie. I tu właśnie tkwi sedno tej super wieści, która daje nam powód do szczególnego świętowania. Może właśnie fakt, że utwory Boya-Żeleńskiego staną się „własnością publiczną” i będzie je można bez ograniczeń publikować, np. w Internecie, przyczyni się do szerokiego naświetlenia wielu dziś lekceważonych problemów, a poruszanych przez Boya w latach trzydziestych ubiegłego wieku (policzmy prędko, że minął wiek prawie).

     Uradowana perspektywą posiadania choć kilku akcji z tego ogólnonarodowego skarbu, odkurzyłam wyżółkły, opasły (650 str.) tom „Reflektorem w mrok” (PIW, 1984 r. wydanie trzecie!). Otrząsnęłam się z ponurej refleksji, że idee Boya lepiej wpisywały się w ideały poprzedniego  systemu  niż w szelest jednego ze skrzydeł obecnej polskiej politycznej rzeczywistości. Następnie  wyczytałam w przedmowie Andrzeja Z. Makowieckiego, że „Boy atakował sprawy gdzie indziej w Europie przebrzmiałe, podejmował problemy anachroniczne społecznie, problemy nie na miarę wielkiej publicystyki XX wieku […] ale czyż tego ograniczenia terenu nie wyznaczały mu  realne warunki społeczne w odrodzonej Polsce?” Tu już trudniej mi przyszło się otrząsnąć. Zbyt przytłaczająca jest świadomość, że w początkach ubiegłego wieku poruszane przez Boya problemy społeczne można było  uznać za  anachroniczne, podczas gdy dziś wciąż jeszcze wyłażą z ciemnych zakamarków społecznej architektury i pielęgnują  swe gniazdka wielu ciasnych umysłach.

/ilustr. Katarzyna Rymarz/

     Pewne pocieszenie znalazłam w artykułach z cyklu „O języku nie całkiem serio”, bo mimo iż język polski przeżywa wciąż te same bolączki, nie wymagają one środków znieczulających, raczej należy się z tym bólem oswoić; i jak kiedyś makaronizmy, tak dziś anglicyzmy i inne naleciałości spokojnie akceptować. Boy postrzegał te zjawiska równie wnikliwie i równie swobodnie jak językoznawcy współcześni – spokojnie mógłby zasiąść przy okrągłym stoliczku z profesorami Miodkiem i Bralczykiem. Ach, jakaż byłaby to wspaniała uczta językowa dla obserwatorów! Obserwatorów – z naciskiem na obserwatorki, bo my, kobiety, jako istoty obdarzone przez naturę większą wrażliwością językową, uwielbiamy ten typ mężczyzn z możliwością zakochania się włącznie (mało w historii/literaturze przykładów zakochanych w poetach panienek, które rodzicielskiej woli poślubienia zamożnego kandydata oprzeć się usiłowały – jednakowoż w większości nieskutecznie).

     A o czym dyskutowaliby nasi zacni, kochani  znawcy języka ojczystego? Z pewnością stwierdziliby, że język „to nie jest rzecz gotowa i dana od Boga”, ale wciąż się zmienia, bo „słowo jest z natury swej materiałem ciężkim i niedoskonałym […], wciąż się ściera, wciąż oscyluje pomiędzy niedomogą a przesadą”. To słowa Boya (z artykułu „O dewaluacji i waloryzacji języka”).

      Dość często spotykamy się ze stwierdzeniem, że język poddany jest procesowi ciągłej dewaluacji i przyznam szczerze, że to stwierdzenie we mnie akurat wywoływało czasem bunt i myśl o „zaśmiecaniu” polszczyzny, a może raczej tęsknotę – za klasyką, czystością, bez tych wszystkich „nara” i „spoko”, jakimi posługujemy w pośpiesznej codzienności. Jednak Boy mnie przekonał – siła argumentacji tego publicysty jest nie do przebicia. Oto jak Boy objaśnia zachodzące w języku zmiany, porównując je do dewaluacji złotego: „ Niegdyś złoty, był zapewne złoty, później stał się złotówką, drobną monetą srebrną.[…] Słowa ścierają się, od użycia zmniejsza się ich siła kupna, trzeba ich sypać coraz więcej albo słabsze zastępować mocniejszymi”.

      Szeroko mogłabym się tu rozpisać o innych kwestiach znakomicie zdiagnozowanych i zrelacjonowanych przez Boya-Żeleńskiego, które w dzisiejszej debacie publicznej są wciąż obecne. Jednak nie ma pośpiechu, spokojnie – czasu jest tyle, ile chęci do rozmowy o sprawach ważnych. Najistotniejsze, że Boy zmartwychwstał – podarowano mu drugie życie. To najlepszy prezent, jaki Polacy otrzymali wraz z początkiem 2012 roku, prezent na wszystkie kolejne lata. Boy w publicznej przestrzeni, wolny, przemawiający głosem każdego, kto zechce go zacytować. Nie potrafię wyobrazić sobie piękniejszego wykorzystania narzędzi demokracji. Natomiast – niestety! –    wyobrażam sobie z łatwością, w jak wielu domach paczka z prezentem zostanie odstawiona na półkę nierozpakowana, bez najmniejszych przejawów zainteresowania jej zawartością.

Inka Walkowiak

– – – – – – – – – – – –
* – polecamy również uwadze czytelników artykuł Rafałą Klana o „problemach z Boyem” opublikowany w numerze 2 (2011) .

Tags:

11 komentarzy

  • „lubię to”
    🙂

  • „To najlepszy prezent, jaki Polacy otrzymali wraz z początkiem 2012 roku, prezent na wszystkie kolejne lata. Boy w publicznej przestrzeni, wolny, przemawiający głosem każdego, kto zechce go zacytować. Nie potrafię wyobrazić sobie piękniejszego wykorzystania narzędzi demokracji? Natomiast – niestety! – wyobrażam sobie z łatwością, w jak wielu domach paczka z prezentem zostanie odstawiona na półkę nierozpakowana, bez najmniejszych przejawów zainteresowania jej zawartością.”

    Ja Boya cenię głównie z uwagi na eseistyke historyczną (najbardziej mi z tą sferą jego pisarstwa po drodze, w każdym razie – najczęściej). I dla mnie faktycznie to prezent.:)

    Mam jednak spore wątpliwosci czy faktycznie dla wielu to takie wspaniałecadoux:), vide choćby wydarzenia, o których pisze R. Klan w swoim tekście o szponach. Inna sprawa, ze chocby w obliczu ustawy o klauzuli aptekarskich sumień nam sie teraz pichci – Boy w dyskusji na podobne tematy wciąz powinien byc obecny, choć ta obowiazkowa obecnośc dla niego samego – po tylu latach! – prawdopodobnie byłaby wielką nieprzyjemną niespodzianką.

  • Zadać należy przewrotne pytanie dla kogo Boy dzisiaj?
    Aktualność poruszanych przez Boya problemów jest dzisiaj bardzo iluzoryczna, bo przecież sytuacja dzisiaj jest inna a pojmowanie i definiowanie problemów też jest inne. Na potwierdzenie tej tezy, niech posłuży definicja homoseksualizmu. W Encyklopedii AZ wyd. z 1965 roku homoseksualizm jest definiowany jako zboczenie seksualne , natomiast w Oxford 2004 Wielka Encyklopedia Świata Tom V homoseksualizm to preferencja seksualna i stąd może następować większa tolerancja dla odmiennych zachować seksualnych a jak chce autorka – „mniejszości seksualne mówią dziś pełniejszym głosem, lecz nie jest to jeszcze głos pełny (a jaki ma być pełny) w całej swej gamie” Problematyczna aktualność problemów społecznych poruszana przez Boya to, to, że choć temat może i ten sam ale odniesienie społeczne inne. Dzisiaj nie jest problemem wielodzietność biednych rodzin spowodowany brakiem pieniędzy, a co za tym idzie, w rozumowaniu problemu przez Boya, brakiem możliwości wykonania aborcji. Dzisiaj problemem dużo większym jest brak dzietności rodzin (rodziny posiadające troje czy więcej dzieci to dzisiaj niezmierna rzadkość). Boy jako tłumacz literatury francuskiej – tak. Boy dla koneserów – tak. Boy dla historyków teatru – tak. Boy dla „obserwatorki” (obserwatorek), bo jak chce autorka „my, kobiety, jako istoty obdarzone przez naturę większą wrażliwością językową, uwielbiamy ten typ mężczyzn z możliwością zakochania się włącznie” – tak. Ale Boy to także znacząca osobistość, która w latach 1939 (wrzesień) do 1941 ( czerwiec) podjęła współpracę z okupantem sowieckim i taki Boy – nie. Może być z Boyem trochę tak jak z ostatnim polskim królem Stanisławem Augustem Poniatowskim, który pomimo swoich zasług na polu kultury i niektórych spraw ustrojowych był postrzegany przez rówieśników Boya jako targowiczanin.
    Więc na zakończenie czy na pewno Boy ma być szczęściem dla wszystkich?

    • Definiowanie problemów jest inne, sytuacja niekoniecznie.
      Jeśli homoseksualizm Twoim zdaniem, Kiks, mówi dziś pełnym głosem, to polecam całkiem niedawny felieton Jacka Dehnela (O wolności chodzenia po ulicy, gdzie znaleźć można taki m.in. fragment:

      „Nie wiem, ile już to razy uświadamiano mi, jakie szczęście mnie z tego tytułu spotyka. Że, najwyraźniej, powinienem być wdzięczny słynnej „katolickiej większości” w ogóle i Danucie Wałęsowej w szczególe za to, że nie muszę spędzić życia w więzieniu albo przynajmniej w areszcie domowym. Że nie jestem zamknięty w getcie, że mogę siadać na tych samych ławkach w parku, jeździć tym samym tramwajem (a nie cofać się przed tabliczką „tylko dla heteroseksualistów”). Że chodnik jest mi udostępniony przez dobrych heteroseksualistów. A może nawet jezdnia. I torowisko tramwajowe (zbytek łaski, naprawdę!).”

      Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/felietony/1525649,1,kawiarnia-literacka.read#ixzz1srvDrbAT

      Wielodzietność.
      Jest dzisiaj problemem brak dzietności, to fakt, ale czy dużo większym niż bieda rodzin wielodzietnych spowodowana brakiem pieniędzy? Radzę zejść na ziemię i odwiedzić najbliższy MOPS. I posłuchać tych, którzy szukają środków na zapewnienie przynajmniej jednego posiłku dziennie dla głodnych dzieci.

      Sprawa aborcji natomiast – zacznijmy od tego, że nikt nigdy jej nie traktował jako narzędzia – panaceum na problemy z wielodzietnością! Jednak jeżeli w czasach Boya kobiety umierały po „pokątnych” zabiegach u „babki” a dziś bogatsze uprawiają turystkę aborcyjną o innych dowiadujemy się z co jakiś czas obwieszczanych „sensacji”, że zamordowane noworodki znaleziono a to w pojemniku na śmieci, a to w pudle w szafie, to sprawa aktualna jest! A Boyowi (i Krzywickiej, że przypomnę przy okazji) o OŚWIATĘ chodziło nade wszystko. Czy i dziś kwestia oświecania szkolnego w „tych” sprawach (jak to się zwykło mówić, bo wypowiedzieć całym słowem Polakowi nie przystoi) nie jest zaniedbywana? Boy aktualny jak najbardziej. Czasem mam wrażenie, że o ile nieco do przodu poszliśmy z tym wszystkim przez kilka dziesięcioleci, to po wielkim przewrocie (1989) przeskoczyliśmy wstecz – i to radykalnie!

      Boy postrzegany przez rówieśników jako targowiczanin – cóż, Polak potrafi. Spójrzmy i jak dziś przylepiane są etykietki, kim jest np. nasz prezydent, kim premier w oczach adwersarzy.
      Ceńmy dorobek Boya, Brzechwy, Przybosia… to tylko kilku, u których szuka się „dziury w całym”, których chce się wyrzucić z listy lektur, którym „odbiera się” ulice. Niejeden prawdziwy Polak jakby mógł, to by tablicą z nazwą ul. Jana Brzechwy tak przy………!

      Czy Boy ma być szczęściem dla wszystkich? Byłoby pięknie, ale nasz świat (czy raczej światek) ma inne zdanie tak powiedzmy w połowie („populacyjnie” licząc).
      Może wczytanie się w Boya, choć w kilku procentach szalę przechyli – jakaś szansa na to jest, skoro Boy uwolniony. Niestety, już kwiecień a jaskółek nie widać.

      • Mówienie o homoseksualizmie to jedno a domaganie się uznania, aprobaty, czy wręcz pochwały swojej inności to druga rzecz. Jacek Dehnal pisze o braku tolerancji dla inności seksualnych i przytacza oczywiście przykłady zachowań niezgodnych z żadnymi standardami. Po przeczytaniu artykułu należy dodać, że na polskiej ulicy można dostać po przysłowiowej mordzie nie tylko za preferencje seksualne. Są bici i zaczepiani inni (kolor skóry, wyznanie) Więc w tym względzie geje i lesbijki nie są niestety wyjątkami. Dzisiaj natomiast nikt nie ściga się ludzi w Polsce za ich inność seksualną a przecież od upadku systemu totalitarnego (u naszego zachodniego sąsiada), w którym za homoseksualizm szło się do obozu nie minęło zbyt wiele czasu. Akceptację inności seksualnej w tym okropnym świecie heteroseksualistów i „katolickiej większości” nie zdobędzie się poprzez atak na większość heteroseksualną, złośliwe mówienie o łasce heteroseksualistów na możliwość życia w normalnym świecie przez homoseksualistów, wyśmiewanie poglądów większości i krzykliwe podkreślanie swojej inności seksualnej. Wszystkie takie zachowania rodzą agresję drugiej strony i nie powodują zbliżenia dwóch różnych światów. Zarówno jedna (homoseksualiści ) jak i druga (heteroseksualiści) strona muszą przyjąć, że nie są jedynymi w świecie.

        Sprawa głodnych dzieci to dzisiaj niemały problem, który należałoby rozwiązać systemowo, ale żaden MOPS tego nie zrobi, bo to przecież tylko najedzeni urzędnicy.

        OŚWIATA SEKSUALNA – tak, w zamian za naukę lekcji religii, bo przecież nie jesteśmy państwem jednego wyznania i społeczeństwem jednorodnym wyznaniowo. Tylko czy jako Polacy posiadamy w potocznym obiegu słowa inne niż naukowe określenia nazw narządów płciowych (wulgaryzmów nie liczę)? Czy potrafimy mówić o seksualności bez zażenowania w sposób naturalny, zrozumiały i piękny do każdego poziomu uczniów? Czy szkoła dzisiejsza tego chce, albo czy tego chcą rodzice?
        Czy Boy potrafi na tym polu cokolwiek zdziałać?
        Gwoli wyjaśnienia nie przyklejam łatki Boyowi, tylko porównuję jego sytuację w jakiej się znalazł we wrześniu po przyjęciu stanowiska od władz okupacyjnych, do sytuacji ostatniego króla polskiego Stanisława Augusta Poniatowskiego, który pomimo swych zasług na polu oświaty, kultury i spraw ustrojowych był postrzegany prze rówieśników Boya (odzyskiwali oni niepodległość) jako król – targowiczanin. O tych wyborach Boya trzeba mówić otwarcie bez ujmowaniu mu zasług i dobrze aby o tym mówili Ci, którzy są mu życzliwi niż mieliby wrzawę podnosić jego przeciwnicy.
        Czego autorce życzę nie we wszystkim się z nią zgadzając.

        • Wczoraj toczyła się radiowej trójce dyskusja na te tematy, słuchacze odp. na pytanie czy chciałbyś, mógłbyś pracować z homoseksualistą. Większość reagowała naturalnie, ale niektóre opinie były jakby z czasów 100 lat przed Boyem (((

          A widzisz, np. takie słowa w dyskusji tu podjętej: „w tym okropnym świecie heteroseksualistów” (że niby tak skarga Dehnela wygląda) są niepotrzebne – ustawiają jakoś Kiksa od razu w pozycji odwetu (choć tak stara się pokazać swą tolerancję). Tak jest zazwyczaj, gdy się różnimy(pięknie różnimy – jak się dziś mówi), zamiast wysłuchać i rozważyć argumenty, natychmiast wyłapujemy, że och skarży się tzn. że my hetero niby jesteśmy tacy źli. Przecież „skarga” (o ile tak te przytoczone fakty nazwać)nie odnosi się do Kiksa, tylko do tych, którzy pewnych spraw nie chcą zrozumieć czy przyjąć do wiadomości. skoro Kiks rozumie – po co ustawia się automatycznie w jednym szeregu z tymi którzy wciąż uważają, że homoseksualizm jest chorobą, jak to jeden ze słuchaczy, którzy wczoraj do trójki radiowej się dodzwonili (i mało, że tak stwierdził, to zażenowanemu redaktorowi obszernie i ze śmiechem tłumaczył: „o! jak to nie choroba? przecież normalny człowiek zachowuje się tak jak my, panie redaktorze, normalnie, cha, cha, cha”)
          Naprawdę warto być z tej samej strony?

        • MOPS nie był przytoczony jako instytucja, która ma coś zrobić, tylko jako odpowiedź, na słowa: „nie jest problemem wielodzietność biednych rodzin spowodowany brakiem pieniędzy” – taki problem jest, a rozwiązań systemowych długo nie będzie, bo nasz kapitalizm wciąż jeszcze raczkujący i jak widać bagatelizowanie problemu przychodzi łatwo („większym problemem jest brak dzietności” – nie wiem czy większym? Masz, Kiks, taką wagę, na szalki której te sprawy ustawisz? )

    • No wiesz, recepty na szczęście to ci nikt nie da.
      Ale mogą ci dać namiastkę szczęścia rozmyślania.

      Myśleć jast zawsze warto.
      Z obliczeń wynika:
      że jest 75% na TAK, i 25% na NIE.
      NIE, bo się we Lwowie zachował tak, a nie tak.

      Mój Boże, człowiek robi co może!
      Wszak nie jest żaden z panów półkiem ułanów.

      No chyba, że ty jesteś.

      Zawsze się dziwiłem jak można, jak można, tak łatwo… łatwo, oceniać przeszłe lata.
      A się nie żyło wtedy.
      Oceniaczu, ile masz latek?

      • Przepraszam, zauważyłem po niewczasie, pułk ułanow jest pułkiem, nie półkiem.
        A popatrzcie, jak łatwo można się pomylić.
        No ma człowiek półki w domu, z książkami.

        Pułkownikiem zostać nie dałem rady.
        :)))
        🙂

        Ale, jakbym został, to bym rządził! Jak …

      • Hufnaglowi!
        A ileż to latek trzeba mieć według Ciebie, aby dostać prawo wypowiedzi swojego zdania, a co za tym idzie, ile latek trzeba skończyć według Ciebie, aby wypowiedziana opinia nie była opinią sklerotycznego starca? Proponuję w Wikipedii w haśle Boy – Żeleński otworzyć zakładkę „Polscy współpracownicy radzieckich władz okupacyjnych 1939 – 1941” Zakwalifikowano tan niestety Boya za współpracę . Towarzystwo „zacne” bez wymieniania osób, bo nie w tym rzecz. Nikt od Boya nie oczekiwał bycia pułkiem ułanów, ale we Lwowie znalazły się takie komunistyczne tuzy jak chociażby Władysław Broniewski czy Aleksander Watt, którym nie zarzuca się współpracy ponieważ trafili do sowieckich więzień i łagrów. O takich sprawach też trzeba mówić, aby nie tworzyły się wokół osób legendy, z którymi Boy walczył. Natomiast wyliczanki statystyczne (75% za i 25 % nie) niewiele dadzą bo statystyka ni jak się ma do rzeczywistości (sam Bismarck zwykł mówić, że zna małe kłamstwo, duże kłamstwo i statystykę).
        Pozdro.

        • Drogi Kiksie,
          latek trzeba mieć tyle, aby nabrać rozumu.
          Pamiętam, jak niewinnym będąc dziecięciem, przeczytałem (w pociągu) artykuł (Życie Literackie, lata 79, 80?) o tym, jak to było. Się Machejek odważył! (?). I przyszedłem z tymi rewelacjami, ojcu je opowiadać. No tak, no tak, powiedział.
          Trochę się zdziwiłem, że tak bez entuzjazmu… Potem zrozumiałem, że to było od „zawsze” wiadomo.
          Zacząłem wtedy rozumu nabierać. I latek.
          Czy nabrałem rozumu? Nie wiem. Latek tak.
          Ale z tego co nabrałem wynika, że inaczej się ocenia za młodu, inaczej na starość. Nie jest to żadna rewelacja.
          Inaczej oceniają „młodzi, gniewni ipeenowcy”, urodzeni gdzieś w latach osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych (skąd ich się takich nabrało? Jacy są radykalni! Jakżeby chcieli się pokazać!)
          Szuka się w papierach.
          Nie, nie, przecież wiadomo, że w papierach jest prawda i tylko prawda. Gdzieżby tam panowie ze służb kłamali! Niemożliwe.
          My tu wreszcie prawdę odkrywamy!!

          Broniewski siedział.
          I się wysiedział w sowietach.
          Ale co w Wolnej Polsce pisał??
          Też, nie tylko o Ance?
          Nie napisał czasem czegoś o Ojcu Narodów?? Towariszczu Josifie Wissarionowiczu Stalinu? Niech żyje!

          Jeden wcześniej, drugi później…

          Więc jak teraz na szalkach wagi położyć dokonania ( Broniewski – Boy) – to ja ich jednako, chyba, lubię.
          Ze wskazaniem jednakże na Boya.
          Napisać:
          Kto poznał Panią Stefanią,
          ten wolał od innych pań ją.
          Coś w niej już takiego było,
          że popatrzeć na nią miło.

          I tak dalej. Każdy umie tak napisać?

          Latek, to tak ze sześćdziesiąt trzeba mieć, aby rozum został dostatecznie nabrany.
          Tak myślę.

Zostaw odpowiedź do Hufnagiel