Makary Krajewski: Bazyl. Prosta historia o mistrzostwie.
„Bazyl. Człowiek z kulą w głowie”
tytuł oryg. „Micmacs à tire-larigot”
Francja 2009
105 min.
W recenzji obok Kasia Czekot narzeka na nieumiejętność opowiadania prostych historii w polskim kinie. Być może ma rację, ponieważ są na świecie przykłady świetnego opowiadania prostych historii, których w naszej rodzimej kinematografii ostatnio nie uświadczysz. Oto przykład najbardziej adekwatny.
W 2010 roku z ponadrocznym opóźnieniem zagościł na naszych ekranach film Jean Pierre Jeuneta „Micmacs à tire-larigot”, w polskiej wersji „Bazyl, człowiek z kulą w głowie”. Trudno porównywać dzieło francuskiego mistrza z dziełem Jakubika opisywanym w recenzji Kasi Czekot, ale nie da się ukryć, że mamy tu do czynienia z wzorcowo opowiedzianą prostą historią. Fabuła jest bowiem prościutka. Oto Bazyl, półsierota, którego ojciec zginął w wybuchu miny wyprodukowanej przez jeden z francuskich koncernów zbrojeniowych, sam staje się, jako przypadkowy świadek gangsterskich porachunków, ofiarą postrzału. Postrzału kulą również rodzimej, francuskiej produkcji. Skutki postrzału okazują się na tyle fatalne, że tkwiąca w czaszce Bazyla kula pozostaje tam na stałe, a odmieniony z tego powodu Bazyl trafia na paryski bruk jako kloszard. A reszta jak to u Jeuneta. Przenosimy się z Bazylem w barwny, dziwaczny, ale sympatyczny świat paryskich wyrzutków ulokowanych wygodnie na miejskim wysypisku. Z ich pomocą Bazyl wykona misternie skonstruowany plan zemsty na szefach dwóch zbrojeniowych koncernów. Historia możliwa do zamknięcia w kilku zdaniach, ale jakże fantastycznie sfilmowana
Po pierwsze filmowy Paryż. Reżyser zdążył nas przyzwyczaić do ciepłych, odrealnionych kolorów, krótkich ogniskowych i przepięknych bardzo świadomie wybieranych lokacji /tym razem m.in. oszałamiająco sfilmowana Galeria Lafayette/. Jeunet, jak mówi sam w jednym z wywiadów, pokazuje nam: „ Paryż, który kocha, Paryż-iluzję” czyli powtarza to co robił przy okazji „Amelii” i „Bardzo długich zaręczyn”. Tyle tylko, że tym razem gra na nucie znacznie lżejszej, choć równie udanie. „Bazyl…” jest bowiem lekką, bezpretensjonalną komedią, świetną wizualnie kreacją i zakręconą jeunetowską dobrą zabawą.
Po drugie postaci. Kogóż tu nie mamy. Jest poczciwy, dziecięco niewinny Bazyl /rola wymarzona dla Danyego Boona, choć pierwotnie napisana dla Jamala Debuse/, jest ułaskawiony morderca ocalony przez zacięcie gilotyny, jest dziewczyna potrafiąca zmierzyć wszystko co da się zmierzyć /łącznie ze składem spożywanego posiłku/ za pomocą samego wzroku. Jest niespełniony rekordzista Guinessa – człowiek-kula armatnia /Dominique Pinon to już żywa wizytówka filmów Jeuneta/, mamy i etnografa z Kongo, który porozumiewa się ze światem prawie wyłącznie za pomocą językowych cytatów, a obok niego mamy genialnego wynalazcę, obdarzonego nadludzką siłą Małego Pierre’a. Wisienką na tym ludzkim torcie jest pełna wdzięku kobieta-guma /Julie Ferrier/ której umiejętności okażą się dla spiskowców niezastąpione.
Na tym jednak pomysły Jeuneta się nie kończą, film mógłby stanowić manifest światowego recyklingu. To co filmowi kloszardzi potrafią zrobić ze znalezionymi śmieciami i złomem przypomina najbardziej dziwaczne konstrukcje z gry Incredible Machine.
Na uznanie zaskakuje również precyzja scenariusza. Kompletnie zwariowany plan zemsty na zbrojeniowych magnatach oczywiście musi wypalić i widz doskonale bawi się kolejnymi niespodziankami i zwrotami akcji. Wszystko jednak ma w pełni logiczne uzasadnienie, choć oczywiście musimy przyjąć realia jeunetowskiego świata i jego specyfikę. Przyjęcie takiej konwencji gwarantuje naprawdę znakomitą zabawę. Widać zresztą, że sam reżyser bawił się tym filmem znakomicie. Czasem ma się nawet wrażenie, że Jeuneta ponosi i są w filmie momenty przeszarżowane /np. scena z siusiającym pieskiem/, czy narracyjnie przeładowane /pythonowskie wstawki animowane w wyobrażeniach Bazyla/. Widz nie ma jednak wątpliwości, że ogląda bawiącego się doskonale wizjonera.
I tak proponowałbym potraktować ten film. Jako świetnie skonstruowaną filmową zabawkę, choć z jasnym, pacyfistycznym przesłaniem. Jak mówi sam Jeunet „jest możliwe ubranie poważnych problemów w slapstickowy kostium”.
„Bazyl człowiek z kulą w głowie” to przykład tego jak kino może opowiadać proste historie, i jak eklektyczną i energetyczną sztuką być przy tym potrafi. Taki wymiar kina u nas pojawia się rzadko, daleko nam do budżetów pozwalających na realizację tak finezyjnych wizji, co nie znaczy, że i my nie mamy się tu czym pochwalić. Myślę, że najbliżej do Jeuneta jest tu Kolskiemu /choćby „Szabla od komendanta”/ i Januszowi Kondratiukowi /”Jak zdobyć pieniądze, kobietę i sławę”/. Myślę, że panowie znaleźliby z Jeunetem wspólny język.
Makary Krajewski
——————————————————
Wszystkie zamieszczone w treści niniejszego artykułu fotografie pochodzą z oficjalnej strony filmu. http://www.sonyclassics.com/micmacs/ Wszelkie prawa zastrzeżone.
21:08
Byłem, widziałem, zajeżysta zabawa.
19:56
ten film juz jest na DVD?