Jarosław Kolasiński: Dobrze czyli źle, źle czyli dobrze
Piotr Solecki
Saladyn i krucjaty
Replika
Zakrzewo 2011
Ciężka sprawa z tym Saladynem. Zresztą w ogóle z krucjatami. Wiedza o nich u nas mikra, rzadko wykraczająca poza stereotypy i bieżące potrzeby „edukatorów” sączących w nas – w zależności od ich potrzeb – mocno wypaczone wizje zbudowane na skrótach myślowych, przy czym przymiotnik ten często należy oceniać jako niezasłużony eufemizm. Krucjat Polak się uczy (uczył raczej) z Kossak-Szczuckiej, która całkiem nieźle (bardziej intuicyjnie chyba) sportretowała mentalność krzyżowców. Z wyznawcami islamu poszło jej dużo gorzej, a znamiennie krzywdząco (jak to w naszej literaturze zwykle – vide choćby „Quo Vadis) obsmarowała (sic!) Bizantyjczyków, o których myśląc o krucjatach kompletnie się zwykło zapominać. Pewnie z uwagi na rzymsko-katolickie wyrzuty sumienia. Co by dobrego (a przecież wiele da się) nie powiedzieć o powieściach Kossak-Szczuckiej – z faktami autorka ma niemały problem. „Na szczęście” już nie poprzez literaturę piękną człowiek się dziś „naumiewa” historii. Dziś idzie do multipleksu i tam w oparach popcornu konsumuje np. „Królestwo niebieskie”. Dzieło to ambitne (znaczy – zamierzeniach) i piękne, aczkolwiek niezamierzenie częstokroć humorystyczne. Choćby w momencie, gdy świeżo przybyły z Europy Balian-Legolas uczy palestyńskich wieśniaków, co to irygacja. W rzeczywistości mogło być tylko odwrotnie, jako że w wyniku krucjat na cywilizacyjnie zaawansowanym Bliskim Wschodzie zagnieździł się twór kultury zachodniej, która wówczas przy wschodniej wyglądała mikro do bólu. Jedną z niewielu zalet „Królestwa…” było ukazanie Saladyna jako muzułmanina z ludzką twarzą. Nieco nawet zbyt ludzką, bo idącą pod rękę z legendą, a nie prawdą historyczną.
Znakomitą szansą na nadrobienie zaległości i nabycie wiedzy o Saladynie, wielkiej postaci świata muzułmańskiego jest lektura wydanej przez „Replikę” książki Piotra Soleckiego. Autor sportretował sułtana prawdziwie, w zgodzie ze źródłami (ale po ich krytycznej analizie) a namalowany obraz mało podobny jest do standardowego. Saladyn Soleckiego to zupełnie ktoś inny, niż znaliśmy go dotąd z „czarnej propagandy”, nie jest to też człowiek bez skazy, jak przyjmuje tradycja arabska, a za nią i część tamtejszej historiografii. Zresztą i w Europie legenda sułtana niezwykle urosła (częściowo przy okazji bajań o Ryszardzie Lwie Serce, głupcu i draniu z punktu widzenia interesów własnej ojczyzny, a przecież bohaterze literackim i filmowym). Saladyn, rycerski przeciwnik Ryszarda, jawi się w tych baśniach jako osobnik kompletnie nieprzystający do realiów. Jest ewidentną kalką ideału z romansów rycerskich: hojny, honorowy, słowny, mądry, łaskawy – istna krynica cnót wszelakich. I wszystko to pięknie, ale w jego czasach – gdyby to była prawda – długo by nie pożył.
Na szczęście dla siebie samego oraz swoich (szeroko rozumianych) pobratymców (a był przecież Kurdem, nie Arabem czy Turkiem) – Saladyn był absolutnie normalny. Ba! Był nieodrodnym dzieckiem epoki (którą rozumiał jak mało kto ze współczesnych), islamskiej cywilizacji, synem Wschodu. W niesamowicie pogmatwanym gąszczu koneksji rodowych, plemiennych, religijnych (rozdarcie islamu na sekty) musiał być i był postacią wielobarwną, wielowymiarową. Hojny był, a jakże, kiedy musiał (kupić przychylność potencjalnych wrogów), danego słowa dotrzymywał głównie, gdy był słaby a łamał je wraz ze wzrostem własnej potęgi, rycerskość i łaskawość też traktował instrumentalnie. Może się to komuś nie podobać, ale to właśnie przesądziło o jego sukcesie. To oraz upór i giętkość polityczna. Nadto – jeśli prawdą jest, że uczyć się trzeba na błędach, to postępowanie Saladyna najlepszym jest na to dowodem. Udawało mu się to prawie za każdym razem. Jednym słowem – Saladyn Soleckiego to postać wspaniała, ale właśnie przez to, że nie wyidealizowana. Dobra, bo często zła. Ale skoro mowa o władcy – same są to zalety (o wadach też Solecki pisze). Saladynowi z legendy Jerozolimy bym nie dał, temu z książki polskiego historyka – tak. Za to, kim sułtan był, po prostu mu się ona należy.
Na co zasłużył Saladyna polski biograf, trudno zdecydować. Zapewne na oklaski tym bardziej rzęsiste, że niezmiernie rzadko spotyka się książki naszych historyków tak przystępne nawet dla laika, lecz bez straty dla prawdy historycznej i poziomu wywodu. Jeśli dodać do tego świetne pióro i niemały talent narracyjny – wypada powiedzieć jedno: więcej takich książek.
Jarosław Kolasiński