Małgorzata Maciejewska: „Gody życia”, czyli emancypantka u oczyszczającego źródła
Stanisław Przybyszewski
Gody życia
reż. Iwona Kempa
Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu
Szara, skromna sukienka. Zbolała, niespokojna twarz niemal bez makijażu, rozbiegane oczy, ciemne włosy w lekkim nieładzie. Bezwiednie zaciskające się ręce. Subtelna, choć intensywna. A najważniejsze – ciągle na scenie. Taka jest Hanka, bohaterka adaptacji scenicznej „Godów życia” Przybyszewskiego, przygotowanej przez Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu, na którą wybrałam się w pewien czwartkowy wieczór. Myśląc usilnie o stonowanych, ale intensywnych spektaklach Iwony Kempy i umiejętnościach aktorskich bardzo za rolę w „Godach…” chwalonej Mirosławy Sobik, mościłam się w teatralnym fotelu. Miałam, oczywiście, pewne wątpliwości natury technicznej (kto pomyli tekst tym razem?), obawiałam się nieco niskiego stopnia zaangażowania innych aktorów. Okazało się jednak, że „Gody życia” to kawał prawdziwego teatru.
Zadowolona poczułam się już wtedy, gdy zobaczyłam scenografię – na skromną, niemal minimalistyczną, którą zresztą opracowała sama reżyserka. Powstała dzięki tej skromności przestrzeń nietypowa, surowa, symboliczna. Scenografię spektaklu tworzą bowiem tylko dwie ściany z betonowych płyt, rozszerzające się w stronę widowni. Ów „trójkąt” nasuwa na myśl labirynt, z którego bohaterka będzie usiłowała się wydostać; nie pozbawione logiki będzie też skojarzenie z trójkątem małżeńskim czy więzieniem, w którym bohaterka zostaje symbolicznie zamknięta przez społeczeństwo. Zaś punkt, w którym ściany się zbiegają, jest miejscem, które łączy bohaterkę ze światem zewnętrznym – tu pojawiają się bowiem pozostałe postacie. Równie stonowanym i oszczędnym, ale jakże trafnym dopełnieniem scenografii są kostiumy – szare (z lekkim akcentem beżu/bieli). Na tym łagodnym tle z całą mocą mogą zostać ukazane ludzkie temperamenty i emocje.
Temperamenty i emocje, dodajmy zaraz, zaskakująco dobrze odegrane. Dwa z najczęściej stawianych Teatrowi zarzutów to błędy w tekście i mała wiarygodność przy oddawaniu charakterów postaci. W „Godach życia” zarzut ten został obalony. Sama z niepokojem czekałam na pierwszą pomyłkę i zauważyłam chwilę wahania, ale nie dam głowy czy nie było to celowe. Każdy z aktorów świetnie przedstawił świat wewnętrzny granej przez siebie postaci, co przecież nie należało do najłatwiejszych zadań, choćby ze względu na stosunkowo krótki czas przebywania na scenie bohaterów. Nie ułatwiał tego również fakt, że do głosu dochodzą w spektaklu przede wszystkim emocje negatywne i przykre doświadczenia. Jednak przy wsparciu słów nie nazbyt zamaszystą grą ciała, uczucia, wspomnienia i poglądy bohaterów oddane zostały bardzo wiarygodnie. Wyrazy uznania za rewelacyjnie pokazaną fascynację, cynizm i rozpacz należą się Tomaszowi Mycanowi w roli muzyka Janoty. Żal i urażona duma, nieludzka niemal konsekwencja w postępowaniu i zawziętość to domena Jarosława Felczykowskiego, czyli Bielskiego, męża Hanki. Egoizm, rozczarowanie i samotność, dezorientacja to dowód talentu i umiejętności aktorskich Sławomira Maciejewskiego, scenicznego kochanka Hanki, Wacława. Moim małym odkryciem okazała się zaś Ewa Pietras w roli pensjonariuszki zakładu dla nerwowo chorych. Jednak niekwestionowaną gwiazdą spektaklu jest faktycznie Mirosława Sobik. Jej gra jest dynamiczna, ale nie przesadna. Szaleństwo przekonujące, ale nie przerysowane. Troska o dziecko i poszukiwanie samej siebie – przejmujące. Jest i dezorientacja, i walką z samą sobą, i odchodzenie od zmysłów z rozpaczy, i bolesne trwanie w uporze, i nadzieja, i poczucie całkowitej klęski. Mirosława Sobik rzeczywiście pokazała, że jest świetną aktorką, z wielkim wyczuciem i talentem oddającą emocje, angażującą się całkowicie w rolę i tworzącą wiarygodną, dramatyczną, ale jakże ludzką postać.
Dodatkowym atutem spektaklu jest muzyka Bartosza Chadeckiego. Przybiera ona postać dwóch tematów – pięknego, dramatycznego, soczystego motywu-klamry, spinającego spektakl oraz tematu szaleństwa, wprowadzającego atmosferę nieco upiorną, ale bardzo sugestywnie oddającą deformację rzeczywistości, jaką obnaża spektakl.
Ale o czym „Gody życia” właściwie są? Choć tekst jest dość przejrzysty, jest też symboliczny. Punktem wyjścia jest historia matki, która porzuca rodzinę i rozpoczyna życie kochankiem. Tęskni jednak za dzieckiem i podejmuje walkę o jego odzyskanie. Jest to także opowieść o świecie kobiet i mężczyzn, przy czym męskim światem rządzą: brutalność, sadyzm, nieporadność, egoizm, niewierność, nielojalność, a w świecie kobiecym samodzielność, poszanowanie godności, docenienie miłości, macierzyństwo, prawa do wyrażania własnego zdania, kobieca solidarność to nawet nie slogany. Przez scenę przesuwa się też korowód postaci, z których każda ma bezpośredni wpływ na los Hanki, ale i niesie własną historię: o konflikcie sióstr, o dominacji mężczyzn, o egoizmie (Wacław jest zapatrzony w Hankę w takim samym lub nawet większym stopniu, jak w siebie), o szaleństwie, o zdradzie – choćby w myślach – oraz o wykorzystywaniu różnego rodzaju życiowych okazji. Na styku tych światów staje główna bohaterka. Musi zmierzyć się z tym, co oferuje jej własne serce i umysł i – jak widać – niezbyt przychylnym światem zewnętrznym. Hanka jest też ofiarą – społeczeństwa i jego norm, niezmiennych od lat, niezależnych od stanu majątkowego czy stanu ducha, poniekąd zmuszającego ją do prawomyślnego macierzyństwa u boku męża (co z tego, że sadysty). Jest ofiarą mężczyzn, zakłamanych, zapatrzonych w siebie, dumnych i okrutnych. Jest ofiarą kobiet – ich rozbicia, słabości ducha, zaściankowych przekonań i bezsensownej podległości. Jest też ofiarą samej siebie – chce życia dobrego i szczęśliwego, godnego i spokojnego, zatem – żąda za wiele.
Nie będę zdradzać szczegółów i wskazywać wszystkich (ingardenowskich) sensów, jakie można ze spektaklu wyłuskać. Warto po prostu wybrać się na „Gody życia”. Zespołowi Kempy udało się bowiem stworzyć świeży, oryginalny spektakl, będący poetyckim odbiciem kondycji ludzkiej w zwierciadle współczesności, zawierający jednocześnie silnie rozwinięty i dokładnie pokazany aparat psychologiczny.
Małgorzata Maciejewska