Jacek Rojewski: Włóczykije, włóczykije jak się wam na świecie żyje.
Zacznę od tego, że bardzo lubię Gryfino. Niewielkie miasto przepięknie położone nad brzegami Odry Wschodniej zwanej Regalicą. Odra bowiem w swoim dolnym biegu rozwidla się na Odrę Wschodnią i Zachodnią. Rzeczona Regalica kończy swój bieg w Jeziorze Dąbskim, a już samotna Odra w Zalewie Szczecińskim. Tzw. Międzyodrze to wspaniałe, choć wciąż jeszcze niewykorzystane należycie tereny turystyczne. Potencjalny /na razie wciąż jeszcze przedsionek raju/ raj dla turystów, wędkarzy, kajakarzy, żeglarzy. Okolice Gryfina są szczególnie malownicze. Wkraczamy bowiem w obszar polsko-niemieckich obszarów chronionych. Po polskiej stronie to Park Krajobrazowy Dolina Dolnej Odry i Cedyński Park Krajobrazowy, po niemieckiej – Park Narodowy Doliny Dolnej Odry. Być może uda mi się kiedyś zaprosić Czytelników w te rejony na dłużej.
Gryfino, które swoje początki wzięło ze starosłowiańskiej osady Dąbrowa, obchodziło niedawno swoje 750-lecie /prawa miejskie uzyskało w 1254r./. W ciągu tej całkiem sporej liczby lat miasto było elementem dość burzliwej historii tych okolic. Bo też mamy na tych naszych Ziemiach Uzyskanych /”odzyskane” jakoś nie chce mi przejść przez klawiaturę/ wszystko co chcecie, do wyboru do koloru. A to przeprawy mamutów, a to Gotów czy innych Hunów, szlaki krucjat /gdzie nie rzucisz kamieniem to jakiś Krzyżak, Templariusz czy Joanita się z z czeluści wieków odzywa/, Słowianie, Duńczycy, Szwedzi, Rosjanie, Niemcy, Polacy, Francuzi, istna karuzela historii.
Dlaczego o tym wszystkim wspominam?
Dlatego, że do inspirująca mieszanka historii i piękna przyrody sprzyja zakorzenieniu. A zakorzenienie to coś czego na Pomorzu Zachodnim ciągle szukamy. To coś co pozwala budować przybyłym w te rejony polskim ekspatriantom /”repatrianci„ też nie chce mi przejść przez klawiaturę/ i ich dzieciom swoje „małe ojczyzny”. I tak jak mój rodzinny Szczecin wciąż sobie jeszcze z tym nie radzi, tak mniejsze ośrodki mają na tym polu całkiem spore sukcesy. I właśnie za to lubię Gryfino najbardziej.
Gryfino żyje, Gryfino interesuje się swoją historią, bawi się /zdarzało się, że nad szczecińskie imprezy plenerowe przedkładałem Dni Gryfina/, a od kilku ostatnich lat… włóczy się.
A włóczy się przepięknie. W ramach Gryfińskiego Festiwalu Miejsc i Podróży „Włóczykij” organizowanego przez niezwykle prężny Gryfiński Dom Kultury i Stowarzyszenie Republika Międzyodrza. To naprawdę wydarzenie z którego nawet niezależny i raczej chodzący własnymi drogami patron Włóczykij /tak, tak ten z Muminków/ byłby prawdziwie dumny. Bo też jest to impreza na której królują flanelowe koszule i trekingowe buty, festiwal entuzjastów, nazwisk znanych i mniej znanych, które jednak łączy miłość do wędrowania i opowiadania o wędrówkach. Bez oficjalnego zadęcia, za to z pasją i osobistymi emocjami.
Na stronie festiwalu www.wloczykij.com czytam:
„”Włóczykij” to impreza odbywająca się w sąsiedztwie terenów Międzyodrza, w miejscowości Gryfino (i okolicach) koło Szczecina. Poświęcona jest ludziom, którzy podróżują, a w szczególności tym, którzy odnajdują swoją „życiową ścieżkę” z dala od utartych szlaków. Festiwal trwa 11 dni, organizowany jest również po stronie niemieckiej. W jego trakcie odbywa się blisko sto wydarzeń, o swoich wyprawach opowiada ponad setka prelegentów. W pokazach i wydarzeniach towarzyszących w roku ubiegłym uczestniczyło ponad 6 tysięcy widzów. To wszystko czyni z Włóczykija jedną z największych imprez podróżniczych, nie tylko w Polsce.”
Nic dodać, nic ująć.
Dlatego też nie myśląc wiele wsiadłem do mojego wysłużonego auta i popędziłem do Gryfina. Program tegorocznej edycji był naprawdę bogaty i kuszący. Niestety obowiązki zawodowe nie pozwoliły mi uczestniczyć w większości wydarzeń, ale myślę, że w przyszłym roku Netkultura się na pewno przy „Włóczykiju” na dobre akredytuje. Naprawdę warto, zobaczcie zresztą sami. Oto program atrakcji, które czekały na festiwalowych gości w tym roku.
Jak widać kalendarz koncertów, wycieczek, projekcji i prelekcji, degustacji i peregrynacji był przebogaty, /m.in. można było spotkać się z już znaną Czytelnikom Netkultury Dorotą Łajło/. Mnie w tym roku z braku czasu udało się wziąć udział niestety tylko w niewielkiej części festiwalowych atrakcji. Dlatego też odsyłam Czytelników Netkultury na stronę internetową „Włóczykija” i zachęcam do jej gruntownej eksploracji. Znajdują się tam obszerne festiwalowe relacje, które oddają klimat i niepowtarzalny koloryt całej imprezy.
[youtube FkFz7OCuxrI]
Przede wszystkim jednak mam nadzieję, że za rok na festiwal udadzą się i nasi Czytelnicy, ja będę na pewno. A jeśli przyjedziecie nad Międzyodrze na pewno będziecie tu wracać.
Niniejszym jako jeden z wielu widzów festiwalu chciałbym złożyć organizatorom, gościom, prawdziwym pasjonatom i entuzjastom turystyki głęboki ukłon za świetną imprezę i moc wrażeń.
I taką całkiem sporą dawkę Włóczykijowych wrażeń mam do podziału pomiędzy Czytelników Netkultury.
Panie, Panowie, chciałbym Was zaprosić na moje Włóczykijowe „powłóczenie się” zimnym szlakiem Kołymskiej Magistrali z …
Jackiem Hugo – Baderem
Jacek Rojewski
W artykule wykorzystałem głównie materiały ze strony internetowej Gryfińskiego Festiwalu Miejsc i Podróży www.wloczykij.com, którą to stronę jeszcze raz gorąco polecam, nawet pofestiwalowo.
17:11
swojego czasu sporo pływałem canoe po okolicy. Brak bazy turystycznej dodatkowo podnosi atrakcyjność regionu;)
Rybert de Nitro
18:17
W rzeczy samej 🙂