Wywiad Netkultury: Clarence Penn – Podróżować i nieść muzykę
Clarence Penn, jeden z najbardziej pożądanych perkusistów w dzisiejszym świecie jazzowym, wydał niedawno dwie nowe płyty. Oto co sam muzyk mówi na ten temat (wypowiedź z 28 lutego 2012, w Brooklyn, NY):
„Wow! Już od lat nie nagrywałem własnego albumu i nagle, z jakiegoś nieznanego powodu, właśnie skończyłem nagrywanie dwóch naraz w ciągu zaledwie trzech tygodni! Pierwszy z nich, w całości oryginalny, złożony z nowych kompozycji, miałem zaszczyt uwiecznić na płycie wraz z muzykami, których niesamowicie cenię. To: Adam Rogers, Chris Potter i Ben Street. Chłopaki grali tak, że trudno mi to sobie było nawet wyobrazić przed sesją, a wiecie, że mam bogatą wyobraźnię (śmiech). Szkoda gadać! Po prostu mnie zwiało sprzed bębnów! Nie mogę się doczekać waszej reakcji, jak usłyszycie!
Drugi album, to swoisty hołd oddany wielkiemu Jazzmanowi, jakim był Thelonious Monk. Nagrałem go w doborowym składzie. Grali ze mną Yasushi Nakamura, Chad Lefkowitz-Brow i Donald Vega. Naprawdę jestem dumny z tego zespołu. Nastała nowa generacja muzyków!”
.
Pragnąc przybliżyć miłośnikom jazzu sylwetkę perkusisty prezentujemy wywiad, jakiego udzielił podczas pobytu w Polsce w październiku 2010r.(przed koncertem na Palm Jazz Festival w Gliwicach).
.
.
Z Clarencem Pennem o stylu gry, autorytetach, pracy w Polsce
oraz dalekosiężnych planach
rozmawia GRAżyna Studzińska-Cavour
.
.
GRAżyna Studzińska-Cavour: Witam Cię w Polsce i w moim rodzinnym mieście, Clarence!
Clarence Penn: Miło Cię widzieć! Cieszę się, że znowu tu jestem!
GSC: “Znowu”? To znaczy, że często bywasz w naszym kraju?
CP: Może “często” to niewłaściwe słowo, ale byłem tu chyba trzy, czy cztery lata z rzędu. Grałem w zeszłym roku z dwoma polskimi muzykami.
GSC: No, to opowiadaj! Jak to się stało, że pracujesz z polskimi muzykami i jak Ci się to podoba? Wiem, że chodzi o Grzywacza i Lemańczyka…
CP: Wydaje mi się, że było tak: Maciek (Grzywacz) z Piotrem (Lemańczykiem) usłyszeli moje nagrania na mini płytach i kiedy Maciek decydował jaki projekt chcą zagrać, pomyślał o mnie, bo gram w wielu różnych stylach. On sam nie chciał stworzyć czegoś w jednym stylu, chciał połączyć różne rodzaje muzyki. Skontaktował się więc ze mną, wysłał parę swoich kawałków i kiedy usłyszałem jak gra, pomyślałem sobie „kurczę, to dobry muzyk!”. Nie znałem go osobiście, ale kiedy przyjechałem do Polski, obaj byli niesamowicie opiekuńczy. Byli nie tylko sympatyczni, ale też okazywali wielkie serce. A dzięki temu, że jeździliśmy z koncertami po całej Polsce, miałem szansę zobaczyć prawdziwe wnętrze waszego kraju. Zwykle muzycy jazzowi jadą do Warszawy, do Katowic, do dużych miast, a ja byłem w naprawdę głębokiej, prawdziwej Polsce. W małych miejscowościach, w Tychach, w Sopocie… Bardzo mi się podobało.
GSC: A polska publiczność?
CP: Świetna! W każdym miejscu niesamowita! Nie tylko obserwowali zespół i naprawdę cieszyła ich muzyka, ale też klaskali, stukali, emanowali energią. Takie nastroje sprawiają, że i my gramy lepiej. Kiedy gramy, odbieramy energię od publiczności i dzięki temu robimy co możemy, staramy się, żeby ludziom zrobić przyjemność. Mam więc bardzo dobre doświadczenia z pobytów w Polsce. Macie świetne jedzenie! Pierogi, barszcz… Naprawdę je kocham, szczególnie, że normalnie nie cierpię buraków. Żona Maćka ugotowała barszcz i w pierwszej chwili grzecznie odmówiłem, ale namawiali, więc spróbowałem. Pyszny! Ten smak kompletnie zmienił moje nastawienie!
GSC: Lubię pytać muzyków o dzieciństwo, o to co sprawiło, że grają jazz. Pochodzisz z rodziny z muzycznymi tradycjami czy coś innego popchnęło Cię do muzyki? Może to już w Tobie było od urodzenia?
CP: Myślę, że musiałem mieć to w sobie. Moja mama czy ojciec… nikt w mojej rodzinie nie był muzykiem. Sąsiad, który mieszkał bardzo blisko mnie, ciągle ćwiczył na perkusji. To mi się podobało. Pomyślałem sobie, że to coś dla mnie. Wcześniej starałem się grać na trąbce. Chyba dwa dni się starałem, ale tak bolały mnie policzki, że stwierdziłem – do tego się nie nadaję. I wtedy usłyszałem perkusję. Poprosiłem rodziców, żeby kupili mi pierwszy zestaw.
GSC: Ale gra na perkusji to też ciężka praca i codzienne ćwiczenie. Dużo ćwiczysz?
CP: Tak, chyba tak. Trzeba w to wkładać naprawdę sporo czasu. Szczególnie w stylu w którym gram, bo staram się podejść do perkusji od strony muzyki klasycznej. Większość perkusistów gra w stylu rock’n’rolla…
GSC: A ty grasz bardzo miękko…
CP: Tak. Myślę, że perkusja jest cudownym instrumentem i chcę to przekazać ludziom. Chcę pokazać, że gra na perkusji jest piękna. Nie muszę grać wszystkiego tak głośno, żeby publiczność zrozumiała.
GSC: Podejmujesz się jednak pracy z bardzo różnymi muzykami. Grałeś z moim ulubionym Charlie Hadenem, z cudowną Dianne Reeves…
CP: O tak!
GSC: …grałeś z Christianem MacBride, a to przecież zupełnie różne style. Co powoduje, że bierzesz udział w tak zróżnicowanych projektach?
CP: Wydaje mi się, że w ogóle kocham muzykę. Każdy jej rodzaj. Jeśli tylko mam do czynienia z dobrymi muzykami, zawsze jestem chętny, żeby się uczyć, poznawać nowe style gry. Zawsze tak było. Pochodzę z Detroit, a w Detroit jest mnóstwo jazzu, mnóstwo R’n’B, dużo muzyki klasycznej, rocka… nasiąknąłem nimi, dużo słuchałem i zdałem sobie sprawę, że skoro gram na perkusji, nie powinienem ograniczać się do jednego stylu. Wszyscy ci muzycy byli moimi bohaterami, chciałem z nimi grać i czułem, że możemy się świetnie komunikować. Wiedziałem, że różne style muzyczne dają mi olbrzymią możliwość wyboru i pracy z wieloma ludźmi. Różnymi muzykami. Gram na przykład z Richardem Galliano, pracujemy nad muzyką Piazzoli o klasycznym wydźwięku, z Makoto Ozone…
GSC: Mówisz o muzycznych mistrzach różnych instrumentów, a co z autorytetami perkusyjnymi? Kto miał na Ciebie wpływ… nie wiem… może Nippy Noya czy też Trilok Gurtu, który grał tu na festiwalu przed Tobą…?
CP: O tak! Trilok jest wspaniałym perkusistą! Ale jednym z moich ulubionych, w czasach kiedy dorastałem i dowiedziałem się co to jest jazz, był Philly Joe Jones. I Tony Williams. A potem odkryłem, że jest ktoś taki jak Elvin Jones, potem Louis Hayes, potem… lista zaczęła się wydłużać, ale Philly Joe Jones, Tony Williams i Elvin… dla mnie byli unikalną kombinacją ludzi, z których wiedzy czerpałem na początku. Philly Joe miał niesamowitą technikę, mnóstwo szyku jako showman, siły, a także bardzo naturalnej, organicznej jakości gry na perkusji. Tony Williams z kolei miał wyjątkowo nowoczesne pomysły, co więcej, nie bał się ich przedstawiać na scenie. Był taki młody, gdy grał z Davisem, a przecież w tym czasie grali już i Philly Joe i Elvin… To jest naprawdę wyższa szkoła jazdy, żeby nie kopiować ich gry, kiedy się jest dzieckiem – a Tony Williams miał tylko 16 lat, gdy Miles zaprosił go do zespołu! Ale miał swój własny styl i dla mnie to było naprawdę ważne. Dał mi pewność siebie i motywację, żeby próbować własnych, nowatorskich dróg.
GSC: Ty sam przecież zacząłeś grać jako dzieciak z dorosłymi. To musiał być swoisty akt odwagi i spora doza indywidualizmu.
CP: Tak, tak właśnie było (skromny uśmiech).
GSC: Tu, na festiwalu Palm Jazz bierzesz udział w dwóch projektach, które różnią się stylem. Opowiesz mi co je charakteryzuje?
CP: Pierwsza część, gdzie Fima Ephron gra na basie jest skoncentrowana… dedykowana muzyce Monka. To świetnie, bo jeden z perkusistów, który z nim grał, Franky Dunlop, mój kolejny idol, był, według mnie, doskonały dla tego rodzaju muzyki. A w muzyce Monka jest mnóstwo przestrzeni którą kocham. Tak więc, ów Dunlop grał w ten właśnie przestrzenny sposób, który jest mi bardzo bliski i miał na mnie wielki wpływ. Kiedy Fima powiedział, że chce zagrać muzykę Theloniousa Monka, to naprawdę się ucieszyłem, bo pamiętałem jak bardzo byłem pod wpływem Dunlopa jako dzieciak. Dziś wieczorem więc będę mógł zagrać czyjeś pomysły, które pamiętam z młodości, w swój własny sposób. Druga część z Adamem (Rogersem) jest zupełnie odmienna. Adam pisze bardzo trudną muzykę. Moim zadaniem, przynajmniej tak to czuję, jest sprawienie, żeby była lepiej zrozumiana.
GSC: Czytelna?
CP: Tak. Czytelna i “słuchalna”. Gdybym grał dokładnie tak, jak jest napisana, to brzmiałaby bardzo naukowo, a we mnie nie ma nic naukowego (śmiech). Jestem naprawdę bardzo naturalnym typem. Chcę podejść do muzyki Adama w swój własny sposób. Ale to co kocham w Adamie, to wpływ muzyki klasycznej na jego twórczość. Jak już mówiłem, to nas łączy. Dlatego jest sporo kawałków w tym programie, które gramy w klasyczny sposób. Jest tam też dużo wpływów brazylijskich, a ja kocham muzykę brazylijską. Mamy jazz nowoczesny, mamy trochę podobieństw do Coltrane’a… Jest to więc grupa o wielu różnych stylistykach w obrębie tercetu, dlatego też sprawia mi szaloną przyjemność bycie jego częścią.
GSC: Mówisz o wpływach brazylijskich, a twoja płyta „Somaye” jest pełna muzyki afrykańskiej, wygląda więc na to, że lubisz etniczne korzenie.
CP: Jak najbardziej. Moja nowa płyta, która, mam nadzieję, ukaże się za jakieś sześć miesięcy, jest jakby kontynuacją „Somaye”. Ciągle tam mieszam. Muzykę afrykańską z flamenco na przykład. Znacznie więcej też na niej śpiewam, gram więcej na instrumentach perkusyjnych, przeszkadzajkach… Myślę, że z jakichś powodów, muzyka afrykańska jest tą, którą można naprawdę poczuć. Tak jakby poczuć ziemię pod stopami. Jest bardzo „uziemiona”, a ja próbuję ją przemycić do każdej sytuacji, w której gram.
GSC: To samo o muzyce afrykańskiej mówił Trilok Gurtu, który również wprowadza ją do swoich przeróżnych projektów. Na przykład z Angelique Kidjo.
CP: Tak, bo to naprawdę wspaniała muzyka.
GSC: Aż mnie korci, żeby Cię zapytać: grasz w większości pałkami, szczotkami i bardzo miękko, a tutaj jest… PALM Jazz… Zamierzasz grać też dłońmi?
CP: Zamierzam dziś wieczór! (śmiech) Patrz więc i obserwuj! Zagram dłońmi specjalnie dla Ciebie. A tak poważnie, wiesz, bo już o tym mówiliśmy, że kolejny mój autorytet – Pappa Joe Jones, bardzo sławny perkusista, grał bardzo dużo w ten sposób, ale wielu perkusistów w dzisiejszych czasach nie robi tego wcale. Tak więc dzisiaj będzie utwór, w składzie z Adamem, w który włożę sporo rąk… (śmiech)
GSC: Podziel się ze mną swoimi planami na przyszłość. Co zamierzasz za pięć lat? Czy wiesz na jakim etapie życia i muzyki będziesz?
CP: Nie wiem gdzie będę za pięć lat, ale mam nadzieję, że moja grupa będzie pracować więcej w trasie, aby przenieść moją muzykę na różne światowe grunty i zaprezentować ją wielu słuchaczom. Zależy mi także, żeby pokazać jak największej grupie ludzi piękno perkusji. Myślę bowiem, że jest wielu wspaniałych perkusistów, którzy naprawdę mogą pokazać siłę i złożoność perkusji, ale nie tak wielu, którzy wydobywają te delikatne elementy. To jest, oczywiście, sposób w jaki gram. W ciągu najbliższych pięciu lat chcę więc podróżować i nieść moją muzykę ze sobą dla ludzi.
GSC: Zrób tak, proszę. Graj, niech jazz będzie znów tak popularny, jak w latach siedemdziesiątych. To nie tylko moja prośba.
CP: Czuję dokładnie to samo.
GSC: Bardzo dziękuję za Twój czas i tę pouczającą rozmowę.
CP: Dziękuję Ci. To była przyjemność. Mam nadzieję zobaczyć Cię na koncercie.
GSC: Będę na pewno.
I byłam. Słowa nie oddadzą wrażeń. Następny koncert miał miejsce 10.11.2010r, w Katowicach z okazji Ars Cameralis. Skład: Grzywacz – Penn – Nakamura.
Rozmawiała: Grażyna Studzińska-Cavour
14:39
Wywołać epidemię jazzu jak w latach siedemdziesiątych – świetny pomysł 😉